Gra może być inwestycją. Sposoby na "Milionerów"
Syty głodnego nie zrozumie, a podobno tak samo jest z bogatymi i tymi, którzy dopiero są na dorobku. Uniwersalna jest jednak chęć gromadzenia majątku oraz zabezpieczenia przyszłości swojej i bliskich. Czy to dlatego teleturniej "Milionerzy" wciąż jest tak popularny, a do udziału w nim zgłaszają się całe rzesze kandydatów? Jakie mają motywacje i do czego są im potrzebne pieniądze? Czy wygraną traktują jako dywersyfikację w portfelu? Oto ich sposoby na dotarcie do ostatniego pytania.

Materiał zawiera linki partnerów reklamowych
Gdy standardowe metody nie działają, oni ryzykują. Jest zabawa, a pieniądze?
Latem 2025 roku Polsat zaskoczył widzów, pozyskując licencję na emisję najbardziej emocjonującego teleturnieju, który w Polsce pojawił się już w 1999 roku. Mimo mijających lat, rozwoju, wzbogacenia społeczeństwa, a także inflacji, kandydatów do sięgnięcia po wygraną - stanowiącą wciąż bardzo duże środki - nie brakuje. Ich sposób postępowania w studiu Polsatu determinują różne czynniki, ale wszystkich łączy pragnienie zwycięstwa. Konsekwencja i elastyczność byłyby połączeniem idealnym, problem w tym, że te dwa pojęcia się wykluczają. Przyjrzyjmy się taktyce graczy.
Ryzykanci
Jest ryzyko, jest zabawa? To na pewno, w końcu to teleturniej i chodzi tu głównie o rozrywkę. Prawda jest też taka, że atrakcyjnie ma być dla widzów, a uczestnicy skupiają się głównie na swoim celu. Ale drogi do niego wiodą rozmaite. Już w czwartym odcinku teleturnieju Natalia Kędziorek, młoda kobieta, która wygraną zamierzała przeznaczyć na kupno domu, podjęła niemałe ryzyko. Zresztą była w tym bardzo szczera i autentyczna. "Wychodzę z założenia albo grubo, albo wcale" - przyznała na antenie. W ten sposób dotarła do pytania za pół miliona złotych, gdzie po wzięciu koła ratunkowego 50:50 zdecydowała się na coś w rodzaju strzału. Chybiła i studio opuściła z zaledwie 50 tysiącami złotych.
Inny uczestnik, Robert Podgórski z okolic Poznania, na grach zna się bardzo dobrze, ponieważ sam je projektuje. W "Milionerach" zamierzał się bardzo dobrze bawić, a jego sposób bycia i skłonność do ryzyka spodobałaby się niejednemu inwestorowi. Jak sam przyznał, oglądać teleturniej jest znacznie łatwiej, niż w nim uczestniczyć. Ale można tu było odnieść odmienne wrażenie. Spokój pomieszany ze śmiałością zaprowadził go do pytania za 125 tysięcy złotych. Po konsultacji z żoną, zaryzykował, ale on też wyszedł z 50 tysiącami.

Ciekawie było też w odcinkach 26. i 27. Aleksandra Ferdek po trzech latach studiów na politechnice stwierdziła, że to nie dla niej, zajęła się filologią angielską. Ukończyła także marketing i kreatywną reklamę, a wszechstronne wykształcenie dało jej wiarę, że może sięgnąć po milion złotych. Tym bardziej, że nie stroniła od ryzyka. W pewnym momencie jednak, można odnieść takie wrażenie, przeszarżowała. Hubert Urbański zadał pytanie warte 500 tysięcy złotych, a anglistka poprosiła o odrzucenie dwóch odpowiedzi. Następnie strzeliła i... zamiast pół miliona złotych jej konto zasiliła 1/20 tej kwoty. "Jednego na pewno nie można ci omówić - odwagi. Bardzo dziękuję za świetną grę" - podsumował Hubert Urbański.
Wstrzemięźliwcy
A może w teleturnieju wcale nie warto dać się ponosić ułańskiej fantazji? Może trzeba wstrzymać konie i iść zgodnie z duchem powiedzenia: "lepsze wrogiem dobrego"? Ilu ludzi, tyle charakterów, dlatego w studiu Polsatu znalazło się miejsce także dla graczy o spokojniejszym usposobieniu. Co wcale nie znaczy, że grali o mniejsze stawki. W 16. i 17. odcinku zameldowała się nauczycielka języka angielskiego z Goleniowa, która największą satysfakcję odczuwa z sukcesów swoich wychowanków. Mogła ryzykować, ale wiedziała też, że czasami warto się wycofać. Prowadzący zadał jej pytanie za 500 tysięcy złotych, ale pani Sabinie odpowiedzi niewiele mówiły. Zrezygnowała z dalszej gry i wzięła połowę tej kwoty. Co ciekawe, intuicja by jej nie zawiodła, bo obstawiała poprawną odpowiedź.

W "Milionerach" progi gwarantowane to 2 tysiące i 50 tysięcy złotych, dlatego zrozumiałe jest, że ryzykować opłaca się do pewnego momentu, a im dalej w las, tym skłonność do brawury mniejsza. Ale czasami bywa inaczej, bo uczestnicy mają różne potrzeby i różne motywacje. W odcinku 19. udział wzięła pielęgniarka z Wielkopolski Sandra Kweizer, która wraz z mężem wychowuje trójkę dzieci. Przy pytaniu za 25 tysięcy złotych nie miała żadnych typów i dość niespodziewanie dla wszystkich powiedziała pas.
W grze o dużą stawkę nie zawadzi też zamiłowanie do arkuszy kalkulacyjnych, które zadeklarował w 31. odcinku Adrian Macielak. Narzędzie to na co dzień wykorzystuje przy planowaniu wykończenia domu, a do tego potrzebne są pieniądze. Jako pierwszy w Polsacie dotarł do pytania za milion złotych. "To niesamowite uczucie, nie spodziewałem się, że dojdę aż tak daleko. Czekam na to, co pojawi się na ekranie" - powiedział z entuzjazmem. Jednak emocjom nie dał się ponieść i mimo że - jak się później okazało - obstawiał prawidłową odpowiedź, nie zaryzykował. 500 tysięcy to szklanka do połowy pusta czy pełna? "Rozsądek zwyciężył" - podsumował pan Adrian.
Triumfator
Jednak najciekawszą i, co najważniejsze, skuteczną w stu procentach taktykę, zaprezentował w odcinkach 40 i 41 Bartosz Radziejewski z Wrocławia. To pracownik międzynarodowej korporacji, który na co dzień zajmuje się zarządzaniem projektami. Jak sam mówił, w pracy bywa zarówno dobrym, jak i złym policjantem. Gdy do miliona miał już tylko i aż pięć pytań, powiedział z pokorą: "To blisko i daleko, wszystko się okaże". Pokora zresztą towarzyszyła mu do samego końca. Do niej dołożył szczegółową dedukcję oraz mały, rozsądny element ryzyka. To wszystko dało mu pierwszy w Polsacie milion złotych!

Co zrobi z wygraną? "Będzie to budowa domu. Pomimo że jestem raczej człowiekiem lasu, gór, natury, to jednak jestem na takim etapie życia, gdzie chciałbym mieć prawdziwy dom i chciałbym go po prostu albo zbudować, albo odbudować. Część wygranej na pewno przeznaczę też na własny rozwój. Zamierzam rozpocząć studia MBA" - zdradził.
Czy jest jakaś uniwersalna metoda dotarcia na szczyt drabiny, czy może - tak, jak w przypadku słabszych drużyn sportowych - trzeba grać tak, jak przeciwnik pozwala? Na pewno należy liczyć… na szczęście przy losowaniu pytań przez komputer.
Materiał zawierał linki partnerów reklamowych







