Hanna Banaszak: Wstydzę się za nas
Choć brzmi to banalnie, głośno wypunktowując zło, możemy obudzić dobro - mówi Hanna Banaszak, piosenkarka, poetka, autorka płyty "Stoję na tobie Ziemio". - Wiem, że moja płyta nie zmieni świata, ale może parę osób? Niech każdy wykona coś, czym obudzi kilka osób, a wokół może zacznie być choć trochę lepiej.
Maja Jaszewska, Styl.pl: Kiedy pierwszy raz wysłuchałam pani ostatniej płyty "Stoję na tobie Ziemio", pomyślałam, że jej zapowiedź zabrzmiała lata temu, kiedy zaśpiewała pani "Amen" Vivaldiego w filmie "Siekierezada" . Czy to ważny dla pani film?
Hanna Banaszak: Zawsze odnosiłam wrażenie, że przesłanie tego filmu skierowane jest do mężczyzn. Może dlatego, że reżyser filmu Witold Leszczyński, zanim przystąpiliśmy do współpracy, bardzo emocjonalnie mi o nim opowiadał. Film jest o tyle dla mnie ważny, że intuicja reżysera pozwoliła mu uruchomić wyobraźnię i to właśnie mnie zaprosić do zaśpiewania arii Vivaldiego, a nie operową śpiewaczkę. On wyczuł, że przy zachowaniu szacunku dla klasyki wyśpiewam mu coś pomiędzy tradycją a współczesnością. Chyba ja sama jeszcze wtedy tego nie wiedziałam, bo w tamtych czasach głównie śpiewałam muzykę nieco lżejszą. Leszczyński otworzył mi inne, nowe drzwi, ale też ja od razu umiałam się w nich odnaleźć. On to jednak najpierw przeczuwał i umiał zaryzykować. Odtąd nie bałam się już dotykać różnych muzycznych gatunków. A w ostatnich latach pozwoliłam sobie nawet na komponowanie muzyki własnej.
Dlaczego jako pierwszy umieściła pani na płycie utwór do wiersza Wisławy Szymborskiej "Nienawiść"?
- Ten wiersz zrobił na mnie kolosalne wrażenie. Już po pierwszym przeczytaniu wiedziałam, że wokół tego tematu chcę nagrać całą płytę. To było 11 lat temu. "Nienawiść" na początku płyty miała uderzyć w słuchacza, zatrzymać go na czas trwania całości, zasygnalizować mu, że niestety nie będzie lekko, łatwo i przyjemnie. Później przy pracy starałam się jednak, aby całość nie była nazbyt trudna w odbiorze.
"Stoję na tobie Ziemio" to szczególne dzieło, nie da się chyba nagrać takiej płyty bez głębokiej chemii pomiędzy wykonawcami. I to nie tylko muzycznej, ale też na poziomie wspólnej wrażliwości.
Stuprocentowe partnerstwo pomiędzy kobietą i mężczyzną to rzadkość, ale w młodym pokoleniu jest już lepiej
- Moje aranżacje nie są współtworzone przez muzyków, a wspólna chemia jest tylko pomiędzy mną i od lat ze mną współpracującym realizatorem nagrań Przemysławem Ślużyńskim. Po tylu latach świetnie mnie już wyczuwa. Reszta (z całym szacunkiem) to zaangażowani przeze mnie wspaniali artyści, którzy dodają tylko pojedynczych, małych smaczków. Tutaj nie ma znaczenia żadna chemia. Wiem, czego chcę, więc proszę, aby mi to zagrano. Często śpiewam im o co mi chodzi, co później jest powtarzane na instrumencie. Natomiast konstrukcja i koncepcja całości w większości jest zarówno zagrana, zaśpiewana, jak i wymyślona przeze mnie.
- Wygląda to tak: najpierw szukam rytmu wyobrażonego utworu w programie komputerowym, zapisuję to, dodaję grane w większości przeze mnie instrumenty perkusyjne, potem - wciąż posługując się programem komputerowym - wymyślam kolejne, na przykład klarnet, gram je na klawiaturze, następnie coś dośpiewuję, a na sam koniec czasem zapraszam kogoś aby zamienił mi przykładowo sztuczne brzmienie skrzypiec na prawdziwe. Te dźwięki są już jednak wymyślone, więc wkład pracy muzyka jest dość znikomy. Nawet partie solowe zaproszonych gości to klimat, o który proszę, po czym nagrywam tego kilka wersji, a potem montuję z nich jedną. Nie umiem tego zapisać w nutach, więc obeszłam to inaczej, ale starcza mi odwagi, muzykalności i doświadczenia, aby bez problemu sobie poradzić. To mozolna i żmudna praca, ale bardzo dla mnie ciekawa. Lubię wyzwania i budowanie dramaturgii. Zatem "Stoję na tobie Ziemio" to w 90 procentach moja autorska płyta i (ha, ha) nie dam sobie tego odebrać.
Może się mylę, ale utwór "W środku Europy" od razu nasunął mi skojarzenie z masakrą w Srebrenicy, która wydarzyła się pod koniec XX w środku Europy właśnie, a jakby na innej planecie. Czy to skojarzenie jest słuszne?
- Bardzo słuszne i bardzo mnie cieszy, że tak odczytuje się moje intencje. Ten utwór z bałkańskim brzmieniem jest właśnie takim skojarzeniem. Pamiętam jak przed laty wstrząsające wrażenie zrobił na mnie konflikt bałkański. Nie spodziewałam się wówczas, że dożyję czasów, gdy okrutna wojna wydarzy się tak niebezpiecznie blisko nas. Miałam wtedy małą córkę i przez chwilę zastanawiałam się nawet, gdzie w razie czego uciekać. Takiego lęku, głównie o dziecko, nie poczułam nigdy wcześniej.
- Poprosiłam wtedy Wojtka Młynarskiego, aby napisał mi o tym tekst. Zaczynał się tak:
Dłoń mej córki tańcząc radośnie
nagle ściska się niespokojna
na ekranie zabici w Bośni
córka pyta: czy będzie wojna?
Fonia wzmacnia wystrzałów echo,
wizja zbliża krew na ekranie
mówię: córko, to tak daleko
i wiem, że kłamię.
Zaśpiewała to pani?
- Nie. Ale gdy Wojtek zwrócił mi uwagę na wiersz Brodskiego "Ludzie giną", to szybko powstała do niego muzyka.
Najwyższa pora, abyśmy zajrzeli w siebie i swoje sumienia
Czy interesuje się pani historią i polityką?
- Tak, bardzo, choć ubolewam też nad nimi. Powiem krótko - historia wciąż się powtarza, a polityka mało ma wspólnego z czynieniem dobra. W tym wszystkim my, kobiety, od wieków w najlepszym wypadku traktowane jak dodatek do mężczyzny, a w najgorszym jak ofiara do pastwienia się nad nią. Nigdy ja się tak nie czułam, bo mama nauczyła mnie poczucia kobiecej wartości, ale nie każda z nas tak ma. Stuprocentowe partnerstwo pomiędzy kobietą i mężczyzną to rzadkość, ale w młodym pokoleniu jest już lepiej, dlatego wierzę w młodych ludzi.
"Stoję na tobie Ziemio" nie da wysłuchać z uśmiechem na twarzy i odejść potem, jakby nic się nie stało. Ta płyta budzi serce i sumienie. Konfrontuje pani słuchaczy z tematami, emocjami, o których chcielibyśmy zapomnieć. Jak pani, wierni od lat, słuchacze reagują na tę płytę? Zdarza się, że ktoś zarzuca, że wytrąca go pani ze strefy komfortu?
- Ha, ha - nikt się na to nie odważa. A mówiąc poważnie, to przygotowałam już moją publiczność do takich klimatów. Fragmenty tej płyty od pewnego czasu wykonuję na koncertach, poza tym od lat nie śpiewam już starych piosenek, moi odbiorcy o tym wiedzą i nie przeszkadza im to. Wciąż przychodzą na moje występy, więc chyba nie robią tego wbrew sobie. Co do trudnych tematów, o których chciałoby się zapomnieć, to swoją płytą nie pozwalam na to, bo pozwolić nie wolno. Najwyższa pora, abyśmy zajrzeli w siebie i swoje sumienia. Od własnych trzeba zacząć, a nie od cudzych. Musimy się zatrzymać. W różnych aspektach życia.
Czego wstydzi się Hanna Banaszak - czytaj na następnej stronie >>>
Odnoszę też wrażenie, że muzyka na tej płycie znajduje się po stronie życia, chociaż słowa mówią o tym, ile w ludzkiej egzystencji obojętności i zła.
- Cieszę się, bardzo się cieszę, że pani tak to odczytuje, bo taka właśnie była moja intencja. Choć brzmi to banalnie, głośno wypunktowując zło, możemy obudzić dobro. I o to chodzi na tej płycie. Żeby na chwilę nas zatrzymała, zmusiła do przemyśleń, podsumowań, a w efekcie uruchomiła zdolność do metamorfoz. Wiem, że moja płyta nie zmieni świata, ale może parę osób? Niech każdy wykona coś, czym obudzi kilka osób, a wokół może zacznie być choć trochę lepiej.
Chwilami słyszę w tych utworach ślady transowych, śpiewanych w buddyjskich świątyniach medytacji. Czy duchowość jest dla pani ważna?
- Oczywiście. Duchowość pozwala mi śpiewać. Mieć w tym jakiś przekaz. Ale nie jestem uduchowiona przesadnie. Mocno też stoję na ziemi i staram się od niej specjalnie nie odrywać. Próbuję zachować balans trzeźwego oglądu świata. W śpiewaniu raczej korzystam z wyobraźni, wrażliwości, inteligencji i spostrzegawczości.
Klamra, która spina wszystkie utwory odbiera trochę nadzieję - rzeczywistość jest rozpostarta pomiędzy nienawiścią a sztucznością świata, jaki sobie stworzyliśmy. W czym więc szukać nadziei?
- Są niestety rzeczy, które tak bardzo są już zdewastowane, że nic tylko siąść i płakać. I wszystko to zrobił człowiek. Sami sobie zgotowaliśmy ten los, a przed odpowiedzialnością za to, jak strusie chowamy głowy w piasek albo zagłuszamy się coraz głupszą rozrywką. Pod tym względem jesteśmy beznadziejni. No cóż, ja już sobie fajnie pożyłam, ale co ma powiedzieć najmłodsze pokolenie? Co im zostawiamy w spadku? Ja się za nas wstydzę. A pani?
Ogromnie, nie tylko za szkody w materialnym świecie, ale też za ogrom treści w mediach, które zatruwają młodym myśli i dusze.
- A co do nadziei, mają ją wszyscy ci, którzy nic dla świata nie robią. Dość o tej nadziei. Nastała pora czynów. Gdy będą owocne, nadzieja nie będzie już potrzebna. Róbmy małe, pożyteczne rzeczy!
Czy sztuka ocalając naszą wrażliwość, może ocalać świat?
- Chciałabym w to wierzyć, ale obawiam się, że wrażliwości na świecie jest coraz mniej. Gdyby tak ludzie mniej mówili, a więcej słyszeli.
Lęk to największy wróg człowieka. Ludzie się boją, więc błądzą
Co panią wprawia w zachwyt?
- Słońce, przyroda, natura, muzyka, balet, książki, teatr, mądrzy ludzie. Zachwycam się też prawdą dzieci, bo sama od zawsze szukam prawdy. Dzieci umieją to dużo lepiej niż my, dorośli.
Ma pani ogromnie wyostrzoną uwagę na rzeczywistość. Czy to pomaga w relacjach z ludźmi?
- Czasem tak, czasem nie. Niekiedy wolałoby się widzieć i odczuwać mniej, bo bywa, że tego rodzaju wrażliwość boli, ale też uczy. Jestem zadowolona ze swojego życia, swojego rozwoju i doświadczeń. I choć nie do końca w nią wierzę, ale lubię też frazę, że "wszystko jest po coś".
Co daje pani siłę w życiu?
- Ogromne poczucie wolności, stuprocentowa, finansowa niezależność (co polecam każdej, zwłaszcza młodej kobiecie), moi bliscy, wrodzona pogoda ducha i przyjaźń.
Podobno przyjaźń jest jak miłość, tylko pozbawiona zazdrości.
- Miałam szczęście przyjaźnić się w życiu wspaniale. Mój najbliższy przyjaciel niestety niedawno odszedł, ale pozostawił po sobie moją wdzięczność za to spotkanie. Tak, przyjaźń jest wolna od zazdrości i to w niej jest piękne, bo nie zawłaszcza i niczego zanadto nie oczekuje. Cudownie jest móc z kimś rozmawiać o wszystkim, bez najmniejszych wątpliwości, że moglibyśmy się nawzajem oszukać, sprzeniewierzyć. Takie spotkania się zdarzają, wiem coś o tym. Szkoda tylko, że rzadko, bo na ogół nie ufamy i boimy się otworzyć. Lęk to największy wróg człowieka. Wszystko co najgorsze rodzi się z lęku. Ludzie się boją, więc błądzą.
Rozmawiała: Maja Jaszewska
***
Zobacz również: