Reklama

Jak żyją muzułmanki w Polsce?

Polki przechodzące na islam mogą spodziewać się braku zrozumienia w środowisku, w którym się wychowały, ale czy mogą liczyć na to, że nowa gmina przyjmie je z otwartymi ramionami? O czym powinny pamiętać, wychodząc za muzułmanina? Czy nieudane małżeństwo przyniesie rozczarowanie nową religią? Anna J. Dudek, autorka książki "Poddaję się" o życiu muzułmanek w Polsce, stara się odpowiedzieć na te i wiele podobnych pytań, przedstawiając portrety kobiet, które zupełnie odmienne życiowe drogi doprowadziły do tej samej religii.

Po nabożeństwie Amina, z którą przyszłam do meczetu przy ulicy Bajkowej, zaczyna się krzątać. Proponuje kawę, otwiera drzwi szafek w poszukiwaniu filiżanek.
Siwowłosa Tatarka obserwuje ją spod zmrużonych powiek.
Nie podoba jej się to, co widzi.
- A od kiedy pani jest muzułmanką? - pyta jadowicie.
- Od prawie trzech lat - odpowiada Amina.
Stara się mówić głośno, dobitnie, jednak pod spojrzeniem przesłuchującej ją kobiety głos dziewczyny drży ze zdenerwowania, a ona sama wydaje się mniejsza niż jeszcze przed chwilą.
- Aha. Czyli nie od urodzenia. Ja tam nie wiem, czy pani się modli - kwituje siwowłosa kobieta, ledwo patrząc na Aminę.
Islam nie jest monolitem, przypominają mi się słowa Tariqa Ramadana.

Reklama

- Społeczność muzułmańska na całym świecie jest bardzo podzielona, a podziały biegną głęboko, wizerunek światowej ummy jako monolitu jest więc wyłącznie zewnętrzny - powiedział profesor, kiedy pytałam go o wyzwania stojące przed muzułmańską wspólnotą.

Im dłużej przyglądam się temu monolitowi, tym więcej widzę linii demarkacyjnych, które go dzielą. Szyici i sunnici. Salafici. Wahhabici. Islam progresywny. Moherowy. Muzułmańskie feministki. Tradycjonalistki.

- Tyle islamów, ilu muzułmanów - powie mi Anita. Islam tych, którzy w nim wzrośli, i tych, którzy go wybrali. Ci ostatni, konwertyci, mają własne wyzwania. Podejrzliwość otoczenia.

- To problem postrzegania: gdy widzimy nie-Słowiankę w hidżabie, to jeszcze uchodzi. Ale gdy odzywa się ona piękną polszczyzną, od razu pojawia się myśl: porzuciłaś naszą kulturę. Jesteś zdrajczynią. Jakim prawem - wyjaśnia doktor Katarzyna Górak-Sosnowska i dodaje, że nie ma miłości między konwertytkami a urodzonymi muzułmankami.

Te pierwsze, których neoficki zapał jeszcze nie ostygł, pytają, dlaczego inne siostry nie wypełniają wszystkich nakazów Boga.
Te drugie, w islamie okrzepłe, na neofickie dylematy patrzą z pobłażliwością. Czasem z rozbawieniem. Świeże muzułmanki mówią o wrogości.

- Neofici, czy to mężczyźni, czy kobiety, zwracają uwagę na szczegóły, natomiast nie patrzą na ogólne sprawy, które są bardzo ważne. Kiedyś chciałem się spotkać z kobietą w sprawach administracyjnych, lecz ta odmówiła, bo według niej było to haram, zakazane. Powiedziałem: siostro - lubią, żeby tak do nich mówić - przed chwilą widziałem, jak siostra wysiadała z autobusu, w którym większość pasażerów stanowili mężczyźni. Grała muzyka, a oni patrzyli
na siostrę bardzo różnie. Te drobne szczegóły nas gubią. Malować paznokcie czy nie? Chusta tak czy inaczej? Kosmyk włosów. Dlatego jest duża różnica między konwertytami i muzułmanami od urodzenia, między różnymi kulturami. Czasami dostaje się także mojej żonie, która na co dzień nie chodzi w chustce, a jest z urodzenia muzułmanką. Zakłada szal przy oficjalnych wizytach, żeby wyrazić skromność przy mnie, muftim - mówi Tomasz Miśkiewicz.

Oczarowanie światem muzułmańskim rozumie, bo sam studiował wiele lat w Arabii Saudyjskiej. Podkreśla jednak:
- Jest miejsce na pracę, religię, rodzinę, przyjaciół. Nikt nie musi się poświęcać wyłącznie religii, czas trzeba podzielić na rodzinę, Boga i własny.

To dlatego dochodzi do wielu konfliktów między konwertytami a muzułmanami z urodzenia, którzy mniej rygorystycznie przestrzegają religijnych nakazów. Pojawiają się konflikty także między samymi konwertytami, którzy rywalizują, kto z nich jest bardziej religijny.

Dochodzą problemy z rodziną, która nie rozumie, co było nie tak z jej tradycją. Z przyjaciółmi, którzy się wykruszają, bo muzułmanka na imprezę nie pójdzie, drinka nie wypije, o seksie nie pogada. Z rodziną męża, która niekoniecznie pała miłością do synowej konwertytki.

- Niby starają się pokazać, jaka ta umma otwarta. Ale jak tylko pojawia się różnica opinii, natychmiast kwitują: jesteś konwertytką, jeszcze nic nie wiesz - mówi Adrianna.
Wie, co mówi. Lekcję dostała od teściowej.


Teściowa nabrała podejrzeń już w momencie, gdy syn w końcu wydusił, że poznał dziewczynę. Konwertytkę.

- To pokaż nam ją - powiedziała. - Przywieź do Malmö.

Chciała zobaczyć tę Polkę na własne oczy. Kiedy poznała tę niby-muzułmankę z gołą głową, z którą nie bardzo mogła się dogadać - po angielsku potrafiła powiedzieć how are you, a Adrianna nie mówiła po szwedzku, arabskiego zaś dopiero
się uczyła - gdy usłyszała, że ta dziewczyna nie jest ortodoksyjną szyitką, tego było dla niej za wiele.

Gdy wyznali, że są już po ślubie, wpadła w furię. Przestała się na gniewać dopiero, kiedy syn powiedział jej, że to ślub muta. Tymczasowy.

Całe szczęście, bo małżeństwo muta nie jest tak wiążące jak nikah.
Ślub muta to, jak mówi Adrianna, furtka w szyizmie. Żeby para mogła się lepiej poznać. Teoretycznie, bo w praktyce bywa, że śluby muta są zawierane na kilka dni lub godzin.
- Taki rodzaj ślubu daje przyzwolenie na sypianie ze sobą - przyznaje z ociąganiem, jednak natychmiast dodaje, że owa "furtka" w krajach muzułmańskich jest nadużywana.

- Małżeństwo tymczasowe powinno być przemyślane, zawierane z dobrą intencją. Po tym jak muta się zakończy, kobieta musi czekać trzy miesiące, zanim wejdzie w nowy związek - wyjaśnia.

Dlaczego? To proste, zasada jest taka sama jak w przypadku wdów, które nowe małżeństwo mogą zawrzeć dopiero po upływie trzech miesięcy. W czasach, kiedy nie znano antykoncepcji, był to jedyny sposób, żeby upewnić się, że kobieta nie jest w ciąży.

Mufti Tomasz Miśkiewicz kręci głową, kiedy pytam o tymczasowe małżeństwa. Sunnizm ich nie uznaje. Jedyny prawdziwy ślub, ważny w świetle prawa muzułmańskiego, to nikah - zawierany w obecności imama, świadków oraz za zgodą rodzin obu stron. Urfi, czyli ślub cywilny, wyjaśnia mufti, także nie jest osadzony prawnie.

- To małżeństwo - mówi Adrianna po latach od rozstania z mężem-niemężem - dziś byłoby czymś jak narzeczeństwo. Chociaż - uśmiecha się - mahr dostała. Białą różę.

Uśmiech znika z jej twarzy, kiedy mówi o końcu małżeństwa.

- To smutna historia, właściwie pogłębiająca stereotyp muzułmanów, którzy nie są zbyt poważni, jeśli chodzi o zamiary wobec Europejek konwertytek... - zaczyna.

Jej mąż, szwedzki lekarz irackiego pochodzenia, wizy wprawdzie nie potrzebował i wydawało się, że ma poważne zamiary, ale w starciu z władczą matką poległ. Może dlatego, że jego brat ożenił się ze Szwedką, która odciągnęła go od rodziny? Może kobieta bała się, że to samo się stanie z drugim synem?

- On naprawdę próbował. Walczył, starał się przekonać matkę. Ale w tym przypadku zwyciężyła tradycja. Słowo matki jest w islamie niezwykle ważne, zwłaszcza wśród Arabów - mówi Adrianna i dodaje: - To, co zrobili, było bardzo niemuzułmańskie.

W końcu zdała sobie sprawę, że nie chce być częścią rodziny, w której nie jest mile widziana. Rozstali się na chwilę przed ślubem zaplanowanym w meczecie w Malmo. Adrianna została z wykupionym biletem Warszawa-Sztokholm. Ma go do dziś.
Jej mąż został z receptą na xanax i cotygodniowymi wizytami u terapeuty.

Mufti Miśkiewicz wzdycha, kiedy opowiadam mu tę historię. To jedna z wielu podobnych, z których zwierzają mu się kobiety.

- Problem polega na tym, że świat Zachodu nie rozumie świata muzułmańskiego. Muzułmanin, żeby pozwolić sobie na stosunek płciowy, musi zawrzeć związek małżeński. Inaczej popełni grzech. Jeśli kobieta, którą poznał, traktuje ich relację jako tymczasową, on nie zrobi kolejnego kroku bez małżeństwa. Znam mężczyzn, którzy mają jedną żonę w Europie, a drugą w swoim rodzinnym kraju. On żyje i tu, i tam, są zadowoleni. Mają dzieci, obie kobiety wiedzą o sobie. Znam też małżeństwa, które się rozpadły, mężczyźni zostawili kobiety z dziećmi i wyjechali - wyjaśnia.

- Kwestia wielożeństwa nie jest tu do końca uregulowana prawnie. Czy imam, który udziela ślubu, wiedząc, że mężczyzna ma inną żonę, podlega sankcjom karnym? Nasi imamowie zawsze informują, że taki tradycyjny ślub nie ma skutków prawnych, ale zakochane kobiety na to nie zważają. Dla nich liczy się miłość. Wierzą, że mężczyzna zostanie z nimi na zawsze. A kiedy jest zgoda obu stron, imam nie może odmówić udzielenia ślubu - tłumaczy.

I radzi: - Zalecam, by w dniu, w którym zawierany jest muzułmański związek małżeński, zawrzeć także związek cywilny. Robią tak Tatarzy w Polsce. To ważne, jeśli kobieta chce zabezpieczyć swoją sytuację prawną.

Bywa, że kobieta, mając na koncie nieudane małżeństwo z muzułmaninem, porzuca islam. Adrianna uważa, że tak postępują tylko te, których wiara nie była wystarczająco silna.

- Bałam się, że moje małżeństwo mnie zniszczy, płakałam i pytałam, dlaczego Bóg mnie tak karze. Ale po tym doświadczeniu moja wiara się umocniła, stałam się jeszcze bardziej zmotywowana - mówi.

- To, co zrobiła matka mojego męża, to nie był islam.
Dla niej religia jest perfekcyjna, to ludzie niszczą jej obraz.

 Fragment pochodzi z książki Anny J. Dudek "Poddaję się. Życie muzułmanek w Polsce"

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama