Jestem feministką
Zuza z „Przyjaciółek” opowiada SHOW, dlaczego polskie kobiety boją się przyznać, że nie chcą mieć dzieci i czemu czasem mówi sobie... „Cholera, Sokołowska! Po co ci to?!”.
Zastanawiałaś się kiedyś, jak ludzie cię odbierają?
Anita Sokołowska: - Jako sympatyczną osobę? Taką jak doktor Lena (śmiech).
To chyba przyjemne?
- Tak, oczywiście. Choć nie zawsze...
Często zdarzają ci się zaczepki?
- W Warszawie rzadko. Ostatnio na przykład jedna pani powiedziała mi, że swojej córce dała na imię Lena, zainspirowana moją serialową postacią. Natomiast całkiem niedawno byłam w Krzyżu. W pizzerii podszedł do mnie pewien "misiek" i powiedział, że "skoro jestem taka fajna, to pewnie pójdę z nim na dyskotekę". Bardzo grzecznie odmówiłam, choć nie chciał łatwo ustąpić (śmiech). Ale to spotkanie w sumie też było sympatyczne. Gorzej jest wtedy, gdy ludzie prawie zaglądają w talerz, by sprawdzić, co jem na obiad.
Uśmiechasz się, kiedy widzisz siebie jako Zuzę w "Przyjaciółkach"?
- Czytając scenariusz trzech odcinków kolejnej transzy, bardzo się śmiałam, a to dobry znak. Oczywiście moja postać jest komediowa, a ja staram się jeszcze podbić ten charakter. Chcę, by Zuza była skrajnie odmienna od doktor Leny, ale też od wyobrażeń i stereotypów na temat mnie samej.
Jesteś dobra w rozśmieszaniu?
- Już na zajęciach w łódzkiej filmówce usłyszałam od Jana Machulskiego, że mam talent komediowy. A kiedy podczas spektaklu ludzie reagują na mnie śmiechem, odbieram to jako największy komplement.
Prywatnie wydajesz się skrajnie inna niż Zuza. Także biorąc pod uwagę twój styl ubierania.
- Komediowa charakterystyczność to też zasługa świetnego kostiumu. Kiedy masz wąską kieckę i wysokie szpilki, naturalnie zaczynasz inaczej chodzić. Wykorzystuję tę trudność w chodzeniu do stworzenia ruchu, który jest śmieszny w odbiorze.
Wymyślając swoją postać wzorowałaś się na konkretnej osobie?
- Nie! Zuzę kreuję intuicyjnie, "usłyszałam" ją w swojej głowie. Zdaję sobie sprawę, że jadę z tą postacią trochę "po bandzie", że buduję ją mocną komediową kreską, ale myślę, że tworzę dobry kontrapunkt dla innych, bardziej wyciszonych postaci w tym serialu. Co niekoniecznie musi się wszystkim spodobać...
To karykatura współczesnej kobiety? Ofiary sukcesu, która świadomie zrezygnowała z prywatnego życia?
- Absolutnie nie uważam, aby Zuza była karykaturą współczesnej kobiety. To raczej kobieta nowoczesna, która świetnie radzi sobie w pracy i nie boi się bronić własnego zdania.
Ale czy szczęśliwa?
- Znam kobiety, które świadomie mówią dziś, że bardziej od macierzyństwa interesuje je rozwój intelektualny, nowe doświadczenia, poznawanie siebie. I jeżeli "Przyjaciółki" mają jakikolwiek wymiar edukacyjny, to zdecydowanie chcę pokazać, że w Polsce są też kobiety silne, niezależne i samowystarczalne.
Dlaczego w takim razie nie potrafią przyznać wprost: "Ja nie chcę mieć dzieci!".
- Potrafią. Ale dla większości to jest politycznie niepoprawne. Niestety nadal w polskim społeczeństwie pokutuje przeświadczenie, że kobieta, aby mogła być spełniona, koniecznie musi mieć dziecko. Pozwólmy kobietom decydować o sobie.
Jesteś feministką?
- Oczywiście, że jestem. W kwestii równouprawnienia jest jeszcze dużo do zrobienia. W wielu kwestiach politycznych czy społeczno-finansowych kobiety wciąż są mocno uzależnione od mężczyzn. Ale wolałabym, aby feminizm przestał oznaczać walkę o to, które prawa przynależne są kobietom, a które mężczyznom.
Sama decydujesz o sobie i prowadzisz życie w rozjazdach między Warszawą a Bydgoszczą. Jesteś zadowolona?
- Mój dom jest oczywiście w Warszawie. Gram tu w dwóch serialach. W Bydgoszczy jest świetny teatr i zespół, z którym bardzo lubię pracować. Właśnie wyruszam w tournée ze sztuką wyprodukowaną do pewnego stopnia niezależnie - "Komornicka. Biografia pozorna" w reżyserii Bartka Frąckowiaka. Gramy ją już od kilku miesięcy w różnych miastach: w Lublinie, Bydgoszczy, Poznaniu, Warszawie. Przed nami jeszcze Wałbrzych, Kraków i ciągle mamy pełne sale.
Musisz być dobrze zorganizowana.
- Nie jestem, ale potrafię taka być. Na pewno nie zamierzam zostać artystką chodzącą z głową w chmurach. Będąc na studiach właśnie takie miałam wyobrażenie na temat pracy aktorki i artystowskiego życia, które będę prowadzić... Ale nie można mieć głowy w chmurach, kiedy raz w miesiącu ma się do zapłacenia ratę kredytu za mieszkanie (śmiech).
Porozmawiajmy o czymś ciekawszym niż kredyty. Twoją pasją są góry. I podobno kiedyś przeżyłaś tam dość dramatyczną przygodę.
- Razem z ówczesnym partnerem wybraliśmy się w Góry Białe na Krecie. W pewnym momencie zboczyliśmy z trasy i zabłądziliśmy. Byliśmy zmuszeni przeczekać całą noc w nieznanym terenie na wysokości ponad dwóch tysięcy metrów. Było potwornie zimno i mieliśmy obawy, że żyją tam jakieś niebezpieczne zwierzęta. Musieliśmy też dawkować papier z gazety do podpałki, by nie zgasło nam ognisko. Rozpaliliśmy je z drobnych korzeni, które udało nam się wyrwać z kamienistego podłoża.
Jaka to była gazeta ?
- "Kino" (śmiech). Można powiedzieć, że kino uratowało mi życie. I wbrew pozorom, bardzo dobrze się paliło (śmiech).
Jak się zachowujesz w ekstremalnych sytuacjach? Działasz, czy wolisz zdać się na męską pomoc?
- Różnie. Akurat wtedy w górach mój parter miał kontuzję kolana i był kompletnie unieruchomiony. To ja rano pobiegłam po pomoc. Po kilku godzinach znalazłam pasterza, który zabrał nas stamtąd swoim jeepem. Później przy ognisku napoił nas ouzo, czyli grecką wódką (śmiech). Ale czasami bywa, że mam ataki histerii i wtedy rzeczywiście nie lubię być sama.
Podobno lubisz ekstremalne sporty. Skakałaś też ze spadochronem.
- To była kolejna bariera, którą postanowiłam przełamać. Oddałam z osiem skoków i zamierzałam zdobyć uprawnienia do wykonywania ich samodzielnie. Nie miałam wątpliwości, że muszę to zrobić. Tylko raz jeden, kiedy samolot wzbił się ze mną na cztery tysiące metrów, pomyślałam przez chwilę: "Cholera! Sokołowska, po co ci to!?". A później było fantastycznie. Ten moment swobodnego lotu, zanim otworzy się spadochron, jest genialny!
Lubisz babskie ploteczki?
- Owszem, lubię czasem plotkować. Ale z tego, co mi wiadomo, mężczyźni robią to znacznie częściej...
Nie chcesz mówić o swoim prywatnym życiu. To przynajmniej powiedz, jaki związek uznajesz za idealny?
- Oczywiście partnerski. A o reszcie na ten temat: cicho sza!
Oskar Maya
SHOW 25/2012