Joanna Liszowska: Kocham mocniej
To pierwsza taka rozmowa! Jak ma na imię maleńka córeczka aktorki? Jak Emma przyjęła młodszą siostrę? Joanna odpowiada wzruszającymi słowami...
Piątek, godzina osiemnasta. W ogromnej hali, w której nagrywany jest program "Got to Dance. Tylko taniec" panuje nerwowa atmosfera. Właśnie skończyły się próby uczestników, rozpoczynają się gorączkowe przygotowania do występów. Na backstage’u biegają makijażystki i kostiumografki, tancerze ćwiczą układy. Ale mam wrażenie, że największe zamieszanie panuje przed garderobą Joanny Liszowskiej (34).
Aktorka, która przyjechała do Polski po raz pierwszy po urodzeniu drugiej córeczki, od rana przyjmuje gratulacje. Ostatni raz była w Warszawie w sierpniu, na weselu swojej przyjaciółki Katarzyny Zielińskiej. Teraz towarzyszą jej obie córki. Młodsza przyszła na świat zaledwie półtora miesiąca temu. Pod drzwiami do garderoby aktorki stoi właśnie jej kolega zza jurorskiego stołu, Alan Andersz. "Mam dla niej ekstraprezent! Sam kupowałem. Dostanie różowe śpioszki i misia dla córeczki", chwali się w rozmowie z SHOW. Gdy drzwi wreszcie się otwierają, Alan wskakuje z okrzykiem: "Asiu, a ja coś dla ciebie mam!", i całuje zaskoczoną aktorkę w oba policzki.
Ania Jujka nie chce zdradzić, co kupiła koleżance. Ale chwali się, że jako jedna z pierwszych widziała maleństwo. "Minęłam Asię w korytarzu, zdążyłam więc zobaczyć nowo narodzoną córeczkę. Jest przesłodka! A Asia wygląda cudownie! Jest tu dzisiaj z mężem. Przyjechała specjalnie na plan odcinka na żywo", mówi SHOW. "Prezent dla Joanny? Coś tam dla niej szykuję", uśmiecha się Michał Malitowski.
"Tak naprawdę to ona sprawiła nam, jurorom, prezent - swoją obecnością. Bo bez niej nie ma show. Jesteśmy zgraną ekipą. Dotarliśmy się, każdy ma tu jakieś swoje miejsce. Asia jest nieodłączną częścią tego programu. Daje nam swoje ciepło, a teraz jeszcze matczyną dobroć, które na pewno zauważają widzowe. Wiem, że ze względu na córeczkę nie będzie pracować do końca roku, ale dla nas zrobiła wyjątek. Teraz każdy z nas chciałby z nią prywatnie pogadać...", mówi Maciej.
"O, już jest? To ja do niej pędzę!", krzyczy i biegnie do garderoby gwiazdy. Kiedy w końcu i mnie udaje się wreszcie tam dostać, widzę kobietę, która promienieje szczęściem. Łzy pojawiają się w jej oczach tylko wtedy, gdy mówi o córkach - ze wzruszenia.
Pani Joanno, denerwuje się pani przed pierwszym odcinkiem na żywo?
- Emocje są ogromne! Zawsze jest tak, że programowi na żywo towarzyszy ogromny stres. To dotyczy nie tylko jurorów, ale przede wszystkim uczestników. Wiem dokładnie, jak oni się czują. Bo sama pamiętam, jak to jest występować i być ocenianą. Denerwuję się więc za nich (śmiech).
Jak się pani czuje?
- Cudownie! Właśnie wróciłam z innej planety! I zaraz na tę planetę wracam (śmiech). Bo póki co nie będę pracować. Wyskoczyłam tylko na chwilę. Zdaję sobie sprawę, że to jest bardzo, bardzo wcześnie, dlatego nawet nie nazywam tego powrotem do pracy. Wpadam tu tylko i wyłącznie na cztery wieczory. Warunkiem był brak przeciwwskazań, jeśli chodzi o maleństwo... Nie było, więc się zdecydowałam. Przyjazd tutaj to nie tylko zobowiązanie zawodowe, ale również zastrzyk innej energii, spotkanie z kolegami jurorami, ekipą, uczestnikami.
Jak panią przywitali koledzy zza jurorskiego stołu?
- Bardzo miło! Ogromnie cieszyłam się na to spotkanie. Mam wrażenie, że upłynęło dużo więcej czasu, od kiedy po raz ostatni siedziałam za jurorskim stołem, a przecież było to zaledwie w połowie lipca. Tak wiele ważnego przez ten czas wydarzyło się w moim życiu.
Przyjechała pani do Warszawy z maleńką córeczką...
- Tak, to była jej pierwsza podróż. Przyjechałam nawet z dwiema córeczkami! I jednym mężem (śmiech). Jesteśmy tu całą rodziną, nie wyobrażałam sobie inaczej.
Zdradzi pani imię maleństwa?
- Stella.
Jak drugie dziecko zmienia młodą mamę?
- Miłość rośnie jeszcze bardziej! Kiedyś mój znajomy zastanawiał się, jak to jest możliwe, żeby miłość do dwójki dzieci podzielić po równo. Ja już wiem, że nie ma się nad czym nawet zastanawiać! To dzieje się samo. To jest pełnia miłości. Miłość do kwadratu i powiedzmy szczerze - ciężka praca do kwadratu... lub sześcianu! (Joanna wybucha śmiechem).
Bywa tak, że starsze dziecko zaczyna czuć się zazdrosne, mniej kochane.
- Pojawienie się Stelli jest na pewno dla Emmy nową sytuacją, na którą reaguje w bardzo różny sposób. Powinniśmy więc z mężem pomóc jej tę sytuację oswoić, różnymi metodami. Musimy na przykład dawać jej odczuć, że jest kochana nawet bardziej niż wcześniej. To prawda, choć nie wyobrażałam sobie, że można kochać jeszcze mocniej!
Dostała już pani kwiaty od kolegów?
- Nie! Michał! Maciek! Halo! (śmiech) Oczywiście żartuję. No bo co ja z tymi kwiatami bym zrobiła? Zaraz jadę w podróż powrotną.
Ta edycja programu jest wyjątkowa. Wydaje mi się, że wszyscy są na równie wysokim poziomie.
- Mam wrażenie, że czwarta edycja jest najsilniejsza, jeśli chodzi o zjawiskowych uczestników. Pierwszy raz swoją półfinałową 15-tkę mogłam w y m i e - nić natychmiast z zamkniętymi oczami. Myślę też, że w tej edycji, jak w żadnej innej, byliśmy z kolegami jurorami zgodni.
Ma pani swojego faworyta?
- W każdym odcinku mam kilku. Przykro mi, że nie wszyscy mogą przejść dalej, ale takie są zasady. Nie wiadomo zresztą, jak zaprezentują się w półfinałach. Tutaj wszystko może się zdarzyć. Ktoś może rozczarować, ktoś miło zaskoczyć. Trzymam kciuki za wszystkich. Niech się nie poddają i dalej robią to, co kochają, bez względu na to, kiedy pożegnają się z programem.
Jak pani to robi, że tak świetnie wygląda?
- Dziękuję! Myślę, że to ten ogromny ładunek miłości i szczęścia. Proszę mi wierzyć, to naprawdę nie są puste słowa.
Czy wiadomo już, kiedy wraca pani na dobre do pracy?
- Wszystko wskazuje na to, że w grudniu odbędą się pierwsze dni zdjęciowe serialu "Przyjaciółki". Sądzę jednak, że na dobre zacznę pracować od nowego roku - muszę zorganizować jakoś życie w Polsce na nowo. U mnie to trochę większe przedsięwzięcie. Wcześniej powrotu do obowiązków nie planuję, bo teraz jestem zajęta najważniejszą osobą na świecie. A właściwie dwiema: starszą i młodszą - obiema najważniejszymi!
Widać, że jest pani bardzo szczęśliwa.
- Jestem. Naprawdę jestem!
Justyna Kasprzak
SHOW 23/2013