Juan Pablo Escobar: Ojciec - czuły barbarzyńca
Ma poczucie winy za grzechy ojca, mimo to darzy go szacunkiem. – Dla mnie zawsze będzie ukochanym tatą – mówi Juan Pablo Escobar, syn najpotężniejszego bossa narkotykowego z Medellín.
PANI: Juan Pablo Escobar czy Sebastián Marroquín? Kim tak naprawdę jesteś?
Juan Pablo Escobar: Książkę "Mój ojciec Pablo Escobar" napisałem pod prawdziwym nazwiskiem, bo czułem, że tak trzeba. Ale kiedy w 1993 r. uciekaliśmy całą rodziną z Kolumbii, musieliśmy przybrać nową tożsamość. Ojciec właśnie został zamordowany, jednak wciąż był jednym z najbardziej znienawidzony chludzi na świecie. A my razem z nim.
- Naszą jedyną szansą na przeżycie było opuszczenie kraju, tylko że nikomu nazywającemu się Escobar nie chciano sprzedać biletów na samolot. Dlatego otworzyłem książkę telefoniczną i wybrałem przypadkowe imię i nazwisko. Juan Pablo Escobar i Sebastián Marroquínto ten sam facet. Jak jest się synem mafii, zmiana nazwiska jest jak zmiana ubrania.
- Żeby było jasne: nigdy nie próbowałem odciąć się od ojca. Wiem, że był złym człowiekiem, ale dla mnie był dobry. Zawsze go kochałem i będę kochał.
Czemu po ponad dwudziestu latach postanowiłeś ujawnić się i przerwać milczenie?
- Napisałem tę książkę dla mojego syna, żeby nie dorastał, uważając dziadka za ikonę popkultury, bo seriale takie jak "Narcos" Netflixa mocno go gloryfikują. Dostaję wiele wiadomości od młodych ludzi, którzy piszą, że chcieliby być tacy jak Pablo Escobar. A przecież on przelał morze krwi i nie jest żadnym przykładem do naśladowania!
- Ja mogłem zostać jego następcą, głową kartelu narkotykowego z Medellín, ale nie chciałem.
Dlaczego? Nie pociągały cię pieniądze i władza?
- W serialu życie ojca jest bardzo glamour. Wielkie rezydencje, prywatne samoloty, imprezy, piękne kobiety. I tak rzeczywiście było, ale tylko przez chwilę. Potem całymi latami ukrywaliśmy się w obskurnych lepiankach. Im więcej pieniędzy miał tata, tym skromniejsze życie prowadziliśmy. A po co bogactwo, jeśli nie można z niego korzystać?
- Poza tym nie było takiej sumy, za którą bylibyśmy w stanie kupić sobie wolność. Dlatego wybrałem skromne życie architekta w Wenezueli.
Twoje dzieciństwo było szczęśliwe?
- Dzielę je na dwa etapy. Pierwszy, ten sielankowy, skończył się, kiedy miałem siedem lat i tata zastrzelił ministra sprawiedliwości Rodriga Larę Bonillę. Wtedy zaczęła się nasza ucieczka. Amerykanie oraz kolumbijskie władze chcieli śmierci ojca i byli zdeterminowani, żeby go dorwać. A on wypowiedział im wojnę.
- Zlecił m.in. zabójstwo Luisa Carlosa Galána, który startował w wyborach prezydenckich i był zaprzysięgłym wrogiem narkobiznesu. W tym samym 1989 roku ludzie ojca wysadzili samolot, którym miał lecieć drugi kandydat na prezydenta, César Gaviria. Akurat nie było go na pokładzie, ale zginęło 107 osób.
W dokumencie "Grzechy mojego ojca" przepraszasz dzieci ofiar Escobara. Czujesz się winny?
- Raczej czuję moralną odpowiedzialność i dlatego chciałem powiedzieć: "Przepraszam i proszę o wybaczenie". To paradoks, że mnie i moją młodszą siostrę tata wychowywał z wielką czułością i miłością. Wpajał nam pozytywne wartości, do których sam się nie stosował. Zawsze też robił, co mógł, żeby trzymać nas z dala od swoich interesów.
- Groźnie zrobiło się, dopiero gdy jego wrogowie uświadomili sobie, że rodzina jest najsłabszym punktem Escobara. Krzywdząc nas, można było skrzywdzić jego.
Zacząłeś się bać?
- W pewnym momencie musiałem rzucić szkołę, bo chciano mnie porwać. Miałem wrażenie, że jestem wręcz bardziej ścigany i prześladowany niż ojciec. Za moją głowę nieprzyjaciele oferowali 4 mln dolarów!
- Czułem się strasznie samotny, bo moimi jedynymi "kolegami" byli płatni zabójcy, żołnierze mojego taty. Tak naprawdę to oni mnie wychowywali. Wcześniej też nie miałem zbyt wielu przyjaciół, bo rodzice moich rówieśników zabraniali im zadawać się ze mną. Stanowiłem zagrożenie.
Ty i mama nigdy nie chcieliście innego życia?
- Pamiętam dzień, w którym poprosiłem: "Tato, nie podkładaj więcej bomb, giną niewinni ludzie". Odpowiedział mi wtedy, że to nie on zaczął tę wojnę i że pierwszy ładunek został podłożony pod budynek, w którym byliśmy ja, mama i moja siostra Manuela. On zresztą nigdy nikogo nie słuchał. Tylko śmierć mogła go zatrzymać.
Podobno żona była jedyną osobą, której jednak czasem słuchał.
- Z pewnością darzył ją ogromnym szacunkiem, była miłością jego życia. Historia Marii Victorii Henao i Pabla Escobara to gotowy scenariusz na hollywoodzki film. Tata poznał mamę, gdy miała trzynaście lat, a on dwadzieścia cztery. Od początku mu się podobała, ale jej rodzina była przeciwna temu związkowi. Ojciec już wtedy miał opinię drobnego przestępcy, który handlował kradzionymi nagrobkami i samochodami. Ale miłość wygrała, mama i tata uciekli i w tajemnicy przed wszystkimi wzięli ślub.
Miłość do żony nie przeszkadzała jednak Pablowi Escobarowi w romansowaniu z wieloma innymi kobietami. Jak twoja matka to znosiła?
- Bywała zazdrosna, jednak wiedziała, że żadna inna kobieta nigdy nie zajmie jej miejsca w sercu taty.
Nawet dziennikarka Virginia Vallejo, która była jego wieloletnią kochanką i pomogła mu w zdobyciu wpływów w środowisku politycznym?
- Czytałem książkę, którą napisała. Twierdzi w niej, że bardzo kochała ojca. Zapomniała jednak napisać, że równie mocno kochała innych baronów narkotykowych, mafiosów z kartelu w Cali, konkurentów taty.
Jaka jest najcenniejsza lekcja, której udzielił ci ojciec?
- Miałem osiem lat, kiedy dał mi wykład na temat narkotyków. Położył przede mną wszelkie dostępne rodzaje i wyjaśnił ich działanie. Przyznał, że próbował wszystkiego poza heroiną, ale nie spodobało mu się. Czasem tylko palił marihuanę. Tata stwierdził wtedy, że jeśli któregoś dnia zechcę spróbować jakiegoś narkotyku, to mam przyjść do niego i zrobimy to razem. W tym momencie używki przestały być dla mnie owocem zakazanym, więc straciłem nimi zainteresowanie.
Miałeś siedemnaście lat, kiedy zastrzelono Pabla Escobara. Stałeś się głową rodziny?
- W Kolumbii tak to działa. Nawet jeśli jesteś nieletni, to jesteś mężczyzną i jako mężczyzna musisz przejąć obowiązki ojca...
...oraz jego długi.
- Nagle okazało się, że wszyscy chcą od nas pieniędzy, które rzekomo był im winny ojciec. Musieliśmy rozdać wszystko, co mieliśmy, bo inaczej by nas zabito. Byliśmy wściekli, czuliśmy się okradzeni. Teraz cieszę się, że tak się stało. Dzięki temu, że zostaliśmy bez grosza, mogliśmy zacząć wszystko od zera.
- Pamiętam, że po przyjeździe do Wenezueli nie wiedziałem, jak kupić hamburgera w McDonaldzie. W Kolumbii jedzenie po prostu pojawiało się na stole...
Rywale ojca nie wydali na ciebie wyroku śmierci?
- Wydali. Kiedy jechałem na spotkanie z bossami kartelu z Cali, byłem przekonany, że już stamtąd nie wrócę. Ale oni docenili moją odwagę i pozwolili mi uciec z kraju.
Po ilu latach wróciłeś do Kolumbii?
- Po czternastu. Chciałem w końcu pożegnać się z tatą.
PANI 5/017
Rozmawiała IGA NYC