Każda rola jest początkiem
O pasji i niepewności jakie wiążą się z zawodem aktora, o pracy w teatrze i na planie filmowym oraz o najnowszej sztuce "d o w n_u s" opowiada Magdalena Walach.
Powiedziała pani kiedyś, że przystępując do egzaminów do szkoły teatralnej nie miała pani pewności co do wyboru zawodu i gdyby egzaminy poszły źle, więcej by pani nie próbowała. Czy dzisiaj, po wielu zagranych rolach, osiągnęła pani tę pewność?
Magdalena Walach: - Nie mam tej pewności i nie wiem, czy się jej kiedykolwiek dopracuję, bo ten zawód jest bardzo nieprzewidywalny. Każda rola jest czymś zupełnie nowym. Istnieją oczywiście pewne wskazania warsztatowe i z czasem łatwiej jest nam operować wierszem, czy piosenką, ale to jest tylko strona techniczna. Jeżeli chodzi o sferę emocjonalną postaci, to za każdym razem mamy do czynienia z innym człowiekiem. To oznacza, że mam w rękach inne karty, inną partyturę i za każdym razem staram się odczytać je całkiem od zera. I dlatego jest to takie ciekawe.
A sukcesy nie dodają tej pewności?
- Bardzo się cieszę, jeżeli praca włożona w przygotowanie projektu spotyka się z aprobatą widzów w teatrze czy przed telewizorem, ale to nie pozwala mi na uspokojenie i odrywanie kolejnych listków od tego wieńca sukcesów. Każda rola to jest początek. Tak to traktuję i odkrywanie na nowo każdej z moich postaci sprawia mi dużą frajdę.
Jednym z takich ostatnich sukcesów jest nowy serial z pani udziałem, "Komisarz Alex", który pobił rekordy oglądalności. Jak się pracuje ze zwierzętami?
- Dziwnie. Zaskakująco. To jest taka natura, której nie da się zaprogramować i z którą trudno się tak do końca porozumieć. Trzeba było brać pod uwagę instynkt zwierzęcy, spontaniczność. To tak, jak z dziećmi, które są bardzo naturalne, reagują spontanicznie i cudownie i należy to tylko obserwować, nie zakłócać i w jak najlepiej odnaleźć się w sytuacji. Miałam okazję zagrać z malutkimi dziećmi: dwulatkami, czterolatkami, które w swojej prawdzie były rozbrajające. Może to brzydkie, że akurat porównuję pracę z dziećmi i ze zwierzakiem, ale prawda jest taka, że z dziećmi i zwierzętami praca jest inna. Nie można się na coś umówić, jak z aktorem. Jesteśmy zaskakiwani i musimy się w tym odnaleźć.
Gra pani w teatrze i w serialach. Czym różni się ta praca?
- Jest ona troszeczkę inna. Tutaj, podczas próby teatralnej, była pani świadkiem odnajdywania postaci. Drobiazgowego dogrzebywania się i odkrywania powodów, ukrytych motywów takich a nie innych ruchów i gestów. Aby wszystko zadziałało na scenie, aby postać była prawdziwa, musimy to w sobie odnaleźć i przepracować.Na planie serialu nie ma na to czasu. Tam korzystamy z gotowości, której nabyliśmy w teatrze. Gdyby nie możliwość pracy w teatrze i to, że mamy czas na przygotowanie roli, byłoby to trudne.
- Rola teatralna rodzi się stopniowo. Jednego dnia wiemy o niej troszeczkę, drugiego dnia dojrzewamy do czegoś jeszcze. Ona siedzi gdzieś w nas i z czasem, że tak to ujmę, zaczyna się "rozpychać". To kolejne doświadczenie, które gdzieś we mnie zostaje, i z którego potem często czerpię w momencie, kiedy jest mi to potrzebne na "teraz". A praca w serialu polega na bardzo szybkim reagowaniu. Gdybym nie posiadała swojego zaplecza teatralnego, to byłoby mi zdecydowanie trudniej.
W tej chwili pracuje pani nad rolą w nowej sztuce "d o w n_u s" . Może pani opowiedzieć trochę o głównej bohaterce, Marcie?
- Bardzo trudno mi jest mówić o postaci w momencie, kiedy nad nią się jeszcze pracuje. A tak naprawdę nad postacią pracuje się nie tylko do premiery, jest to proces postępujący. Podczas kolejnych spektakli nadal się dojrzewa, otwierają się nowe możliwości, rejony, w których chcemy się poruszać. W tej chwili mogę powiedzieć, że Marta to pani mecenas, która ma swój świat, ale niestety życie i zmieniająca się sytuacja spowoduje, że będzie musiała się nagiąć i pochylić się nad sprawami, które do tej pory jej umykały.
- Marta jest niespokojnym duchem. Reżyser użył dzisiaj sformułowania "dla niej ruch to życie" i wydaje mi się, że to jedna z jej ważniejszych cech. Wszystko, co się dzieje, jest dla niej interesujące, ale kiedy trafia na sytuację statyczną, czuje się w niej strasznie. To budzi w niej dziwne lęki. Ona z jednej strony jest panią mecenas i zorganizowanym prawnikiem, z drugiej jej świat jest burzliwy, a ona ma duszę trochę artystyczną. W tej sztuce połączą się dwa różne światy: jej niesamowita natura wciśnięta w kostium prawniczy i "niespodzianka", która doprowadzi do tego, że będzie musiała skonfrontować się z rzeczywistością i przyjąć ją na swoje barki. Albo i nie... to okaże się podczas spektaklu.
Powiedziała pani kiedyś, że każda rola czegoś panią uczy. Czego uczy ta rola?
Jest ona dla mnie całkiem nowym doświadczeniem. Każda rola jest swego rodzaju procesem, w którym próbujemy się w sobie doszukać czegoś nowego. Bo te wszystkie postaci, które mamy okazję przedstawiać opieramy na sobie. Tak jest i teraz - próbuję uprawdopodobnić Martę poprzez siebie.
Czy to trudne? Przecież w pani życiu wszystko układa się doskonale...
- Ale, Marta również jest w takiej sytuacji. To jest kobieta spełniona. Posiada status, dobra materialne. Jej życie jest pasmem sukcesów do momentu, kiedy w jej życiu pojawia się, nie nazywamy tego dosłownie, "niespodzianka losu", czyli... ten inny . To pokazuje, że generujemy sobie jakieś problemy, których tak naprawdę nie mamy, a które wydają się nam ogromne i ich skala nas przerasta. A w zderzeniu z nieprzewidzianą sytuacją, stają się one zupełnie nieistotne. I wtedy okazuje się, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze i co powinno być najważniejsze, a o czym często po prostu zapominamy.
- To mogą być drobne rzeczy, których wcześniej nie zauważaliśmy. Tego, że jesteśmy w stanie wziąć długopis i coś napisać, nie dostrzegamy do momentu, kiedy nie zabraknie nam prawej ręki. Oczywiście chodzi też o relacje międzyludzkie. Czasami zatracamy się w egoizmie i tak stało się z Martą. Ona w tej swojej niesamowitej potrzebie działania, nie dostrzega potrzeb najbliższych sobie osób. Może nie do końca jest taka - to moje przemyślenia świeżo po próbie - ale na pewno to jedna ze stron Marty...
Rozmawiała Izabela Grelowska