Michał Napierała: Czas jest po to, aby wszystko nie wydarzyło się od razu
- Im więcej czytam o czasie, tym mniej wiem. Podziwiam ludzi, którzy poszli na studia związane z fizyką kwantową i zajmują się tą tematyką, bo czas to jest coś takiego w fizyce i ogólnie w życiu naszym, co nam się wymyka - mówi Michał Napierała, "drewniany zegarmistrz" z Krakowa, w rozmowie z Agnieszką Grün-Kierzkowską o przemijaniu.

Agnieszka Grün-Kierzkowska: Zadam pytanie fundamentalne, na które jest wiele odpowiedzi, czym dla ciebie jest czas?
Michał Napierała: Przede wszystkim jestem zegarmistrzem, tworzę w materii, która jest właśnie czasem. Jestem artystą konceptualnym, uczyniłem Kraków stolicą drewnianych zegarków. Gdy w 2011 roku dla przyjemności, w domowym zaciszu własnoręcznie wykonałem pierwszy egzemplarz zegarka, jeszcze nie wiedziałem, że stanie się kiedyś to moim sposobem na życie. Przez wiele lat tworzenia, przekonałem się, że czas jest po to, aby wszystko nie wydarzyło się od razu…
Progresja, którą zacząłem w 2011 roku, w mojej twórczości zegarmistrzowskiej ma swój konkretny początek i dąży do nieokreślonego końca. To jest dla mnie bardzo ważne. Z czasem stajemy się tym, kim jesteśmy teraz. Człowiek nie rodzi się artystą, nie rodzi się górnikiem, zegarmistrzem. Jest tak, że z czasem nabywamy pewne umiejętności. Tak właśnie traktuję czas. Dla mnie czas jest progresją. Staram się w ten nieskończony nurt czasu, wpleść moją własną harmonię.
Im więcej czytam o czasie, tym mniej wiem. Podziwiam ludzi, którzy poszli na studia związane z fizyką kwantową i zajmują się tą tematyką, bo czas to jest coś takiego w fizyce i ogólnie w życiu naszym, co nam się wymyka.
To jest nadal niedotknięte, niedocieczone. Bardziej metafizyka niż nauka konkretna. To jest właśnie niesamowite w czasie, że im bardziej próbujemy go poznać, tym bardziej nam się wymyka z ram myślenia.
Są różne koncepcje na ten temat, ale tak naprawdę schodząc trochę bardziej na ziemię, na elementarny poziom, jesteśmy po prostu zbiorem cząstek atomów, powiązanych prawami fizyki, w jakiejś chemicznej zupie. I ten czas wcale nie musi się pojawiać w tym wszystkim.
Z jakim wyobrażeniem wchodziłeś w zagadnienie czasu, co było tym zapalnikiem, który skłonił cię do dalszego eksplorowania tematu? Pamiętasz ten moment?
Naprawdę pierwszy raz z czasem zderzyłem się jako kilkulatek. Większość ludzi w naszym kraju jest zanurzona w wierze katolickiej. Jako dzieci byliśmy prowadzani do kościoła, przez rodziców, dziadków…
Pojawiając się w kościele, patrzyłem na te wszystkie żyrandole, zadzierałem głowę, w sklepienie świątyni patrząc. Zawsze niepokoiła mnie ta nieskończoność związana z obliczem Boga. Bardziej interesowała mnie nieskończoność niż doczesne życie człowieka. Wszak często mówiono, żyjesz, żyjesz a potem umierasz. Dalej jest raj-jeśli zasłużyłeś-usytuowany w nieskończoności. Jeżeli zaś przeżyłeś źle swój ziemski czas, to możesz nadrobić to w czyśćcu albo pójść od razu do piekła.
To mnie wtedy zainteresowało, nieskończoność związana z obliczem Boga.
Jako nastolatek, gdzieś w siódmej klasie szkoły podstawowej, pierwszy raz zobaczyłem książkę od fizyki, gdzie pojawiła się w jakimś równaniu literka t. Czyli czas. Nie byłem orłem z fizyki, bardziej interesowałem się tą literką t. Po prostu ciekawiło mnie to, co jest z tą literką t związane. Zacząłem interesować się czasem w ujęciu naukowym, filozoficznym, trochę poetyckim.
Myślałem o tym, czy czas jest substancją, która płynie wokół nas, czy jest to tylko coś, co wydarza się w naszej głowie. Czy to człowiek wymyślił, czy jest to wartością obiektywną?
Oczarowało mnie, już nie to niepokojące oblicze nieskończoności, związane z Bogiem, tylko po prostu z nauką. Nieskończoność pojawia się w momentach, kiedy pojawia się czarna dziura. Albo początek wszechświata. Na początku nie było czasu. Albo była nieskończona ciężkość powiązana…
Coś co jest nieskończone, jest szalone. Nieskończoność budzi wątpliwości, bo my z założenia jako ludzie lubimy coś kontrolować, lubimy coś odmierzać, lubimy w jakiś sposób domykać swoje wyobrażenia.

A jeżeli mamy coś, co się nam wymyka, to może budzić niepokój?
Nieskończoność, jest bardzo ciekawa, jest bardzo mocno związana z czasem. W pewnym momencie oczarowało mnie oblicze nieskończoności, aż w końcu trafiłem na serię książek Bartnika i Podwapińskiego. To są techniczne podręczniki do zegarmistrzowskich szkół zawodowych. Przeczytałem też wszystko, jeżeli chodzi o naukę i filozofię czasu w języku polskim.
Bartnik, Podwapiński, "Technologia Mechanizmów Zegarowych". Techniczna wiedza o zegarmistrzostwie. Ja te książki zacząłem kupować w różnych antykwariatach. Tych książek jest dokładnie dwanaście. Chciałem zrobić czasomierz. Książki o zegarmistrzostwie dla szkół zegarmistrzowskich z lat 70. nie wyjaśniały wprost, jak zbudować zegarek. Dostarczały jednak wiedzy, dzięki której potrafiłem uczyć się na swoich błędach.
W pewnym momencie, chcąc zrobić swój pierwszy czasomierz, wybrałem drewno jako materiał troszkę abstrakcyjny, ale drewno pięknie się starzeje.
No i wybrałeś dąb…
Tak, wybrałem dębinę, bo to jest nasze lokalne drewno. Dębina w Polsce jest bardzo mocno osadzona. Zarówno historycznie jak i kulturowo… Drzewo królów, trony robiono z dębiny. Porządne, stare polskie meble, również. Dąb mnie bardzo fascynował, sam w sobie jest na tyle piękny, że nie musiałem dodatkowo go upiększać. Poszedłem w minimalizm. Chciałem sprawić, aby mój projekt zegarka był wyciszony.
Pierwszy egzemplarz drewnianego zegarka powstał w 2011 roku, robiłem go przez 8 tygodni. Napotykałem bardzo dużo problemów po drodze, ale dzięki tej wiedzy, którą przyswoiłem przez kilka poprzednich lat, wiedziałem, jak zrobić zegarek. Robiąc egzemplarz numer dwa, postanowiłem, że będzie sygnowany dwójką. Potem powstawały kolejne.
Dopiero około zegarka siedemset któregoś, to było w trzecim roku mojej pracy, kiedy już byłem mocno rozwinięty w tym rzemiośle, ale jeszcze taki trochę chaotyczny, zauważyłem, że jak wstaję rano, idę do pracowni i zaczynam robić kolejny zegarek numer siedemset tam któryś, stałem się powtarzalny.
Policzyłem swoje kroki, przy wyrobie zegarka, było ich pięćdziesiąt dwa, nadal jest ich pięćdziesiąt dwa, nigdy ich nie zapisałem, ale są cały czas w mojej głowie i je dopieszczam. Dzięki temu, obecnie mogę zrobić jeden egzemplarz dziennie. Gdy rozmawiamy, mam w ręce zegarek numer cztery tysiące pięćset dziewięćdziesiąt osiem i to jest zegarek, który skończyłem wczoraj wieczorem. Obok leży zegarek z numerem jeden, który zrobiłem czternaście lat temu…
No właśnie o to numerowanie chciałam cię zapytać, bo różną filozofię artyści wyznają w związku z numerowaniem swoich prac. To też jest pewnego rodzaju wyznaczanie czasu, jakkolwiek to brzmi w kontekście zegarków. Dlaczego postanowiłeś je numerować?
Tworzę progresję, która ma swój początek w 2011 roku, dąży zaś do nieokreślonego końca. Jestem facetem, który wie, co będzie robił przez resztę swojego życia. Będę robił drewniane zegarki, nie wiem, kiedy się to skończy. Staram się wtłoczyć moją własną harmonię w nieskończony nurt czasu.
To jest dla mnie bardzo ważne. Harmonia pojawia się zawsze z czasem. Początkiem harmonii, jest zawsze chaos. Harmonijny moment, wyrwany z nieskończonego nurtu czasu, to jest po prostu pewna umowna chwila. Początek wszechświata, gdy zaczął się czternaście miliardów lat temu, to był straszny chaos. Tam nic nie działało. Wyobraź sobie, że dopiero ok. 4,6 miliarda lat temu powstało nasze Słońce, pod którym my teraz jesteśmy.
100 milionów lat później, powstała Ziemia. Pierwsze objawy życia na tej ziemi zaznaczyły swoją obecność 4 miliardy lat temu. Pierwsze ślady życia to była jakaś mała komóreczka, taka papka po prostu, jakiś zlepek atomów, który po prostu był. Duża skala. Dopiero 2 miliony lat temu pojawiły się pierwsze człekokształtne istoty a 300 tysięcy lat temu powstał homo sapiens …
Od 10 tysięcy lat mamy pierwsze cywilizacje. Dopiero…

Ja mam teraz 48 lat.
Ja też (śmiech).
Wyobraź sobie, że nasze 48 lat, porównując je do skali istnienia wszechświata, czyli 14 miliardów lat, to jest 0,0031 sekundy w dobowej skali 14 miliardów lat.
Człowiek nie jest w stanie takiego krótkiego momentu uchwycić umysłem. Nie jest w stanie tego zarejestrować.
Ludzie za bardzo skupiają się na przeszłości i przyszłości, a za mało żyją tu i teraz.
Cieszę się, że o tym mówisz, bo właśnie chciałam cię zapytać, jak przy swojej samoświadomości, wiedzy i doświadczeniu, potrafisz odnaleźć się tu i teraz? Nie omijasz łukiem teraźniejszości, co mogłoby się wydarzyć przy takich zainteresowaniach, ale bardzo mocno jesteś usytuowany w bieżącej chwili.
Tak, życie jest zbiorem chwil obecnych. Życie nie jest zbiorem przeszłości czy przyszłości. W wieku 34 lat zacząłem robić drewniane zegarki. Zacząłem uprawiać sztukę, którą param się do dziś. Dopiero z czasem zrozumiałem, że to jest sztuka. Odnajduje się w tym dlatego, że wykonuję progresję. A progresja działa tylko wtedy, kiedy ty działasz.
Jeżeli pomyślisz o tym, co będzie za 10 dni, czy o tym, co było 20 dni temu, to ta progresja się nie dokonuje. Musisz robić coś tu i teraz. I to jest takie moje małe przesłanie do świata. Dla mnie ważny moment w mojej twórczości nastąpi w chwili, gdy przekroczę datę, po której powiem, że większość mojego życia robię drewniane zegarki. To będzie w 2045 roku, będę miał wtedy 68 lat.
Jeżeli człowiek może stworzyć tylko jedno, swoje najważniejsze dzieło podczas całego życia, to moim nie jest jakiś konkretny drewniany zegarek. Dla mnie najważniejszym dziełem mojego życia jest zbiór wszystkich drewnianych zegarków, które dotychczas wykonałem i które jeszcze wykonam przez resztę mojego życia. Traktuję to jako całość. Jestem cały czas w procesie, moja droga zmierza do celu, nie osiągając go.
Bo jak rozumiem, przejście przez tamten moment, tamten etap, nie oznacza u ciebie zaniechania?
Bardzo długo szukałem swojej tożsamości. Zastanawiałem się kim jestem. Zacząłem robić te moje drewniane zegarki, ale na początku myślałem, że jestem zegarmistrzem. Potem zacząłem myśleć, że jestem artystą rzeźbiarzem, który rzeźbi w tym drewnie jakieś małe formy. W 2022 roku odkryłem kogoś takiego, jak Roman Opałka. To jest taki niedoceniony polski malarz, artysta konceptualny, który pokazał mi, że ja też jestem artystą konceptualnym.
Przestudiowałem jego twórczość i uświadomiłem sobie fakt bycia artystą konceptualnym. Zobaczyłem giganta sztuki, który robił coś podobnego do mojego odliczania, tylko on malował liczby na obrazach. I wiesz, poczułem się bardzo pewny w tym momencie.
Nieważne, czy jesteś właśnie tak jak ja, zegarmistrzem, czy jesteś wspaniałym snowboardzistą, czy może kucharzem. Jeżeli robisz to w ten sposób, no to gratuluję ci, bo możesz odnaleźć szczęście w swoim życiu.
Jeżeli znajdziesz coś, co jest twoim hobby i jeszcze przy okazji na tym zarabiasz, to czego chcieć więcej? Potrzebowałem właśnie takiej drogi, jakby spełnienia przez pracę, sprawiającą przyjemność i zapewniającą byt.
Stworzyłem otwartą pracownię, gdzie pokazuję mój proces tworzenia. Dla mnie to bardzo ważne, że pracownia otwarta jest dla odwiedzających, gdzie mam zegarki, które tworzę. Nie zawsze mam gotowe zegarki, ale czasami mam, to dla mnie jakby zeszło troszkę na drugi plan, bo to jest jak kula śnieżna, zarabiam na tych zegarkach, ale jeżeli na przykład przez dwa dni nikt ode mnie nie kupi zegarka, ale w tym czasie wejdzie do mnie 10 osób i zainteresuje się moją sztuką, porozmawiamy o tym, to jestem zadowolony.
Jeżeli stać mnie na to, że mam na jedzenie, kilka razy w roku mogę gdzieś wyjechać, i robię to, co lubię, to mogę powiedzieć, że jestem spełniony.
Mam poczucie, że trochę wbrew tej płynącej i wzburzonej fali konsumpcjonizmu, tworzysz coś reglamentowanego, w pewnym sensie niedostępnego. Nie każdy może mieć twój zegarek, nawet z tego powodu, że nie każdy trafi do twojej pracowni. Zegarek może być w danym momencie niedostępny, a ktoś na przykład nie znajdzie w sobie cierpliwości oczekiwania, to jest taka bardzo świadoma nisza odbiorców, jeżeli chodzi o twoje dzieła?
Nigdy nie poszedłem w masówkę i powiem ci, że jestem szczęśliwy, że trzymam to rzemiosło na pewnym poziomie, wykonuję jeden zegarek dziennie. Na obecnym etapie, nie jestem w stanie tego przyspieszyć. Dla mnie i dla ludzi, którzy posiadają moje zegarki, ważne jest to, że nie każdy może ten zegarek posiadać. Wartość każdego zegarka rośnie, wartość moich zegarków rośnie już od 14 lat. Gdy ktoś kupuje ode mnie zegarek, zakłada go na rękę, to wraz z przedmiotem stają się jednością, przyjemnie się razem starzeją. Ja tylko stworzyłem zegarek - w jeden dzień - ale osoba bierze zegarek i czas. Własny czas.
Zdarza się, że do mnie wpada klient, ktoś z zegarkiem np. numer 127, patrzę, biorę go do ręki, coś co stworzyłem 13-14 lat temu i widzę sznyt czasu na tym drewnie. W tych zegarkach są po prostu historie ludzi i to jest niesamowite.
Andy Warhol powiedział "nie wstydź się tego, że robisz coś wartościowego i że cenisz swoją sztukę". Tego się trzymam.
Wszystko ma swoją cenę, twoje zegarki też. Za czas trzeba płacić…
Nie wstydzę się sprzedawać tego, co robię. Pierwsze egzemplarze swoich zegarków sprzedawałem za około 190 zł, co zresztą, zupełnie nie zwracało kosztów produkowania tego zegarka. Przez kolejne lata, cena wzrastała kilkukrotnie. Za każdym razem, kiedy tworzy się kolejka na około 10 osób, to podnoszę cenę. To jest fajne dla ludzi, którzy mają już moje zegarki, bo jak ja podnoszę tę cenę, to automatycznie drożeją wszystkie poprzednie egzemplarze. Wszystkie moje zegarki kosztują tyle, ile kosztuje ostatni, tak do tego podchodzę.
Cena nie wynika jedynie z wartości materiału, kontekst ekonomiczny to nie wszystko. Przede wszystkim jest to wynik twojego zaangażowania i dania komuś spersonalizowanego produktu - dzieła, dlatego rośnie ich wartość. Ten zegarek staje się częścią życia człowieka, który go nabywa…
To jest właśnie sztuka konceptualna, to o czym mówisz. Sztuka konceptualna ma ogromną wartość. Mam pewną postawę i w niej zawarty jest program na całe życie, który rejestruje i dokumentuje proces pracy. Pierwszy zegarek wykonałem w 2011 roku, każdy następny jest kopią poprzedniego, oznaczam go kolejnym numerem, robię tylko jeden model, on delikatnie ewoluuje na przestrzeni lat.
Dla mnie przemijanie, starzenie się, ten nieunikniony rozkład, wręcz rozpad, jest pozytywny, daje asumpt, aby zrobić coś w danym czasie. Robię sztukę konceptualną o sprawach, można powiedzieć, ostatecznych.
Myślę, że duża część populacji neguje upływ czasu, chociaż nie ma zupełnie wpływu na to, nie może go zatrzymać, nie może go przekreślić, ale go wypiera. Co o tym sądzisz?
Oczywiście, dużo o tym myślę, bo sam wchodzę w dojrzałość. Wiem, co będę robił przez resztę swojego życia, będę robił drewniane zegarki.
Każdy człowiek jest inny, ale są jakieś uniwersalne kwestie. Mam fajną rodzinę, wspaniałą żonę, syna, przyjaciół.
Wyszedłem z korporacji do drewnianych zegarków, zacząłem robić sztukę. Nie gonię za milionami, mam pewien wystarczający mi poziom życia.
Dobrze czuję się w swoim ciele, na każdym etapie życia. Kiedyś będziemy niedołężni, bo będziemy starzy, w wieku 89 lat pewnie będziemy mieli problem z wchodzeniem po schodach, ale budujemy przyszłość traktowaniem siebie od początku życia.
Z twoich wypowiedzi wynika, że remedium na niezadowolenie, na negację czasu może być samoakceptacja i harmonia życia…
Najważniejsze dla mnie jest to, aby nie okłamywać siebie.
Ludzie postrzegają mnie jako osobę optymistyczną i towarzyską, bo taki jestem. Potrafię też powiedzieć komuś, że mi coś nie odpowiada, jestem asertywny. Lubię wyrazić swoje zdanie, nie lubię jak mi ktoś mówi, co mam robić. Tak, moja autentyczność wynika z akceptacji siebie.
Czy klimat Krakowa wpłynął na twoją działalność?
Tutaj, w Krakowie, mam pracownię z wielką przeszkloną witryną, klimat miasta wlewa się do mnie niespiesznie. Specyficzne miasto, w którym nie jest łatwo pracować. Odnoszę często wrażenie, że tutaj wszyscy są na wakacjach. Trudno przejść z domu do pracy, bez spotkania kogoś znajomego, krótkiej pogawędki. Łatwo można się zatracić w tych przytulnych knajpkach, euforycznych rozmowach, używkach zakrzywiających czasoprzestrzeń. To jest miejsce inne niż wszystkie, ma swoją głębię i niepowtarzalność… Nie wyjeżdżając z tego miasta, możesz poczuć się jak podczas nieustających wakacji.
Rozumiem, że ogrzewasz się spojrzeniami innych osób, gdy stają przed witryną twojej pracowni?
Gdy wchodzi się do mojej pracowni, to w głębi mam część, gdzie wykonuję rzeczy brudne, wykonuję kopertę, szlifuję drewno.
Natomiast z przodu, przy witrynie, mam miejsce sterylne, gdzie składam mechanizmy, gdzie dopieszczam zegarki. Każda osoba przechodząca może się zatrzymać, spojrzeć mi na ręce. Ja się cieszę, gdy ktoś patrzy mi na ręce (śmiech). Niektórzy nie lubią tego podczas pracy, ale ja lubię.
Ktoś widzi ostatni zegarek, czyli widzi tę ewolucję mojej pracy. I jeżeli ma ochotę na rozmowę, to ja bardzo chętnie tej osobie opowiem, co ja tutaj robię, na czym polega moja sztuka.
U mnie zawsze usłyszysz muzykę, długie sety z festiwali muzyki elektronicznej, poczujesz zapach olejowanej dębiny. Czyli wszystko dla zmysłów (śmiech).
Zapytam wprost, nie boisz się starości?
Kocham drewno, bo fajnie się starzeje. Nie obawiam się też swojej starości.
Mam swoje centrum wszechświata, stąd wypływa moja energia. Dla mnie to jest najważniejsze. Oczywiście mam dużo pobocznych wątków w swoim życiu, które mnie czasami niepokoją, których się boję, ale ogólnie jest pozytywnie. Rozmawiam z ludźmi, staram się przekonywać ich do tych dobrych rzeczy. Wydaje mi się, że idę w dobrym kierunku, według wskazówek mych zegarków.