Straszą i upokarzają swoje dzieci dla "lajków". Oto parental trolling
Ośmieszają swoje dzieci pod płaszczykiem "zwykłego żartu". Symfonia płaczu, krzyku i żalu kilkulatków miesza się z salwami śmiechu uradowanych rodziców. Zjawisko parental trollingu to prawdziwa plaga naszych czasów. Filmiki z "żartobliwym straszeniem" dzieciaków osiągają już wielomilionowe wyświetlenia. Gdzie leży granica?

Rodzice - reżyserzy horroru
Inspirują się treściami z Internetu albo sami układają scenariusze. Część rodziców powtarza "psikusy", które robiono im w dzieciństwie. Z tą różnicą, że ich przerażenia i płaczu nie oglądało potem kilka milionów internautów na całym świecie. Parental trolling lub troll parenting to zjawisko tak samo popularne, jak niebezpieczne. Polega na umieszczaniu na internetowych platformach filmików, na których dzieci płaczą, krzyczą, są przerażone, uciekają i są bezradne. Warto zaznaczyć, że to autorzy filmików (najczęściej rodzice) doprowadzają swoje pociechy do takiej reakcji. Wiele z takich domowych "produkcji" stało się tzw. viralami, czyli zyskało milionowe wyświetlenia i tysiące komentarzy.
Szokujące domowe "produkcje" z milionowymi wyświetleniami
Szerokim echem odbił się filmik, na którym rodzic siedzi na toalecie z otwartym słoikiem masła orzechowego lub kremu czekoladowego do smarowania chleba. Umieszczając kamerę w kącie pomieszczenia, woła swoje kilkuletnie dziecko udając, że skończył mu się papier toaletowy i prosi je, by przyniosło mu nową rolkę. Nieświadome tego, że bierze udział w "pranku" dziecko ochoczo przynosi papier, a podczas odbierania od niego rolki, rodzic niby przypadkiem usmarowuje rękę swojej pociechy wspomnianym wcześniej kremem orzechowym lub czekoladowym. O tym, z czym kojarzy się brązowe smarowidło w anturażu toaletowym nie trzeba chyba wyjaśniać. Gdy dziecko zauważa maź na swojej rączce, zaczyna mieć odruch wymiotny, krzyczy i płacze w obrzydzeniu. W tym czasie rodzice pokładają się ze śmiechu.
Inny filmik, który uzyskał rekordowe wyświetlenia, miał miejsce w zeszłe święta Bożego Narodzenia. W kadrze widzimy sporą rodzinę prawdopodobnie po wigilijnej kolacji, która zasiada na kanapie w salonie przy pięknie rozświetlonej choince, pod którą piętrzą się prezenty. Na dywanie bawi się spora grupka dzieci w różnym wieku. Nagle przez drzwi frontowe wpada dorosły przebrany za Grincha - zielonego stwora znanego z filmów, który zasłynął tym, że nienawidzi świąt i kradnie prezenty. I zaczyna się panika. Wśród wrzasków i płaczu dzieci, "Grinch" zaczyna kraść prezenty spod choinki na oczach przerażonych maluchów. Część z nich próbuje z nim walczyć, inne dzieci uciekają i chowają się, jeszcze inne w obezwładniającym strachu po prostu stoją i płaczą. A niezruszony zielony potwór, po zapełnieniu swojego czarnego wora prezentami, "porywa" jedno z dzieci i wychodzi za drzwi. Dorośli nie mogą powstrzymać śmiechu. Dzieci paraliżuje lęk. Wyświetlenia rosną.
Zobacz także: "Koniec wolności i mnóstwo wydatków". Czy rzeczywiście pokolenie Z nie chce mieć dzieci?
"Bez przesady, to nie jajko"

Krytyczne głosy pod filmikami z rodzicielskiego "trollingu" ścierają się z bagatelizującymi problem zwolennikami żartów z dzieci, które uważają za zupełnie niegroźne. - Lubię robić psikusy mojemu synkowi, myślę, że dzięki temu nabiera do siebie dystansu, jest inteligentniejszy i odporniejszy - mówi mama, która pragnie pozostać anonimowa. Warto jednak zaznaczyć, że nigdy nie wrzuca nagrań z tych "pranków" do internetu. I pilnuje granicy, w której jej dziecko zaczyna odczuwać strach lub dyskomfort.
Paulina Puzio, która jest terapeutką, pedagogiem specjalnym i nauczycielką edukacji wczesnoszkolnej uważa parental trolling za bardzo szkodliwe i złożone zjawisko.
- Dla mnie największym problemem jest to, że przez trolling rodziców dziecko będzie uczyło się obnażania. Możemy mieć wówczas do czynienia w konsekwencji z dziewczynkami i chłopcami, którzy nie dbają o swoją prywatność, ponieważ nie są nauczeni tego, że nie o wszystkim się mówi i nie wszystko się pokazuje. I to jest chyba jedno z najpoważniejszych zagrożeń - wyjaśnia Interii. - Do tego chodzi też brak poczucia bezpieczeństwa, bo to ono, jeżeli chodzi o dziecko i rodzica, jest najważniejsze w tych pierwszych latach życia, kiedy kształtuje się tę bliskość i te relacje. Tutaj warto nawiązać do różnych stylów przywiązania, więc możemy powiedzieć, że tu już zwiększamy prawdopodobieństwo, że będzie kreować się lękowe albo unikowe przywiązanie, bo przecież nie możemy zapominać, że my patrzymy na rodziców (ich zachowanie i charakter interakcji), co tworzy nasz model rodziny - przewiduje specjalistka.
- I teraz jeżeli rodzice śmieją się ze wszystkiego, ośmieszają dziecko w internecie, narażają na jakiś lęk, to te reakcje mi się kojarzą mocno z traumą. Oczywiście nie możemy tutaj od razu diagnozować, że każde dziecko, które straszą w ten sposób, będzie miało traumę, ale jednak może być bardziej lękowe. Tylko co jeśli pójdzie w drugą stronę? Co jeśli takie dziecko nie będzie się bało, bo się uodporni? I teraz cały jego układ współczulny nie będzie reagował na zagrożenie. I w momencie, kiedy takie dziecko, jest już trochę starsze i wraca ze szkoły i spotyka groźnie wyglądającego mężczyznę, ale stwierdzi, że to jest jakiś głupi żart, czyli w ogóle nie będzie reakcji "uciekaj"? - pyta.
Wyciszone odruchy rodzicielskie

Problemów i zagrożeń wynikających ze wstawiania filmików swoich przerażonych i zapłakanych dzieci jest więcej: obniżona samoocena, brak zaufania do najbliższych osób i zamiast odporności i dystansu - długotrwały żal i upokorzenie. Choć lubimy szczycić się wypracowaną wrażliwością na krzywdę dzieci, gdy zestawimy ją z mediami społecznościowymi, coś przestaje "stykać". I ich płacz nie wywołuje w nas odruchu kojenia i zapewnienia bezpieczeństwa. Jak to możliwe? - To prawdopodobnie działa na zasadzie: "Wykreowałem ten scenariusz i wiem, że tak naprawdę nic dziecku nie zagraża, więc mogę się śmiać". Bo gdyby sytuacja działa się poza naszą kontrolą to takie wystraszone, płaczące, wyczuwające zagrożenie dziecko byśmy chcieli chronić. Ale jak ma to zrozumieć ten mały człowiek? - pyta retorycznie pedagog.
Tu nie ma złotego środka. Bez ośmieszania, straszenia i śmiania się z emocjonalnej reakcji nasze dziecko również może wypracować doskonałe poczucie humoru, dystans i odporność psychiczną. Bez utraty zaufania i poczucia bezpieczeństwa.