Ktoś zabrał Kupidyna!
Żona króla Jerzego V była przedmiotem bulwersujących plotek. Czy monarchini kradła pamiątki z domów arystokracji? Historycy nie mają już wątpliwości...
Film "Downton Abbey" opowiada o wizycie w rezydencji Crawleyów króla Jerzego V i jego żony Marii Teck. Wśród wielu wątków znalazło się także nawiązanie do pewnej historycznej kontrowersji.
Podczas królewskiej wizyty (fikcyjnej!) z kilku komnat giną małe przedmioty, m.in. figurka bożka miłości Kupidyna stojąca na kominku w salonie. Wówczas to pada w filmie pytanie: "Co by było, gdyby ludzie mieli pomyśleć, że to sprawka samej królewskiej wysokości?"
Takie podejrzenia byłyby absurdalne, gdyby nie plotki wokół Marii Teck, żony Jerzego V.
Część historyków brytyjskich zastanawia się, czy ówczesna królowa cierpiała na przypadłość zwaną kleptomanią - czyli nie mogła się opanować przed kradzieżą przedmiotów, które się jej podobały, nawet jeśli ich wartość była kompletnie znikoma.
Źródłem tej teorii są pogłoski wynikające z dziwnego zwyczaju Marii. Kiedy podczas odwiedzin na szlacheckich dworach spodobał się jej jakiś bibelot, potrafiła wprost zapytać, czy może go zabrać, albo też oferowała niewielką kwotę, dopytując się o możliwość jego kupna! Doszło do tego, że jak pisze kanadyjska historyczka Carolyn Harris, przed przyjazdem królowej do szlacheckich dworów chowano co cenniejsze drobiazgi o wartości sentymentalnej, by nie być postawionym w dziwnej sytuacji.
Przyczyna zainteresowania królowej gadżetami była dość niewinna. Maria Teck kolekcjonowała rozmaite przedmioty - miniatury, biżuterię, figurki i... noże do rozcinania listów. Na rzeźby wielbłądów z drogocennych kamieni polowała nawet w odległym Delhi (w 1911 r. Jerzy V wraz z Marią rozpoczął swoje panowanie od wyprawy do Indii, jedynej podróży brytyjskiego monarchy na subkontynent).
Rozmaite przedmioty nabywane przez królową trafiały do dworskiej kolekcji. Królowa Maria miała sentyment do bibelotów. Podziwiała na przykład petersburskiego złotnika Petera Carla Faberge, od którego kupiła wiele jego dzieł, m.in. już w okresie po rewolucji 1917 r. trzy słynne "jajka Faberge’a". Drogocenne cacka zdobione emalią wykonywane były ze złota, srebra i pereł.
Królowa lubiła szybkie zakupy, ale płaciła wolno albo zapominała. Królowa, znana z oszczędności na dworze, kiedy widziała swoje antyki, nie mogła się opanować. "Źródłem kolekcjonerskiej pasji, szczególnie w późniejszych latach życia, była chęć zilustrowania rodzinnej historii. Maria nie zapominała nigdy, że jest wnuczką króla Jerzego III" - pisał oficjalny biograf żony Jerzego V, James Pope-Hennessy.
Z pewnością nie można jednak zaprzeczyć, że Maria miała tendencję do mało przemyślanych zakupów. Zdarzało się też, że antykwariusze musieli czekać na zapłatę, ale co innego kradzieże! "Pogłoski o kleptomanii królowej Marii są całkowicie bezpodstawne" - podkreśla biografka królowej, Anne Edwards.
Także zdaniem historyczki epoki Jane Ridley królowa Maria mogła nosić diamenty i insygnia Zakonu Podwiązki do kolacji, ale była osobą na wskroś uczciwą. Maria urodziła się w Londynie w pałacu Kensington jako córka księżnej Marii z Cambridge i księcia Wirtembergii. Jej rodzina, mimo arystokratycznych tytułów, borykała się z kłopotami materialnymi.
Rodzice uciekli nawet z córką do Włoch przed dłużnikami! Tam właśnie dziewczyna zaraziła się miłością do antyków. Po śmierci Marii w 1953 r. kolekcję wyceniono, niezbyt wysoko. Miała głównie wartość historyczną...