Reklama

Makabryczny widok na zboczu Everestu. Topniejący lód odsłania kolejne ciała

Góry to nie tylko piękne widoki i przygody, ale także i śmierć. Ci, którzy nie mieli po prostu szczęścia, albo ci, którzy lekceważyli potęgę matki natury zakończyli swe życia na zboczach gór. Dziś ich ciała są drogowskazami dla innych wspinaczy, są przestrogą, ale też... makabryczną atrakcją turystyczną. Kim byli ludzie, którzy spoczęli w drodze na szczyt?

Mount Everest mogiłą wspinaczy. Pokonała wielu wybitnych alpinistów

Alpiniści, himalaiści. Chyba wszyscy marzą, by zdobyć najwyższą górę świata — Mount Everest. 8849 m n.p.m. do pokonania, by stanąć na dachu świata. Próbowało wielu, tysiące już odwiedziło ten szczyt, ale sporo osób na niego nie dotarło. 

 W trakcie swojej wędrówki na granicy życia i śmierci ich szala przechyliła się na stronę śmierci. Czy to z winy własnych błędów, czy może zwykłego pecha, swój grób znaleźli właśnie na zboczach Everestu. Co roku na najwyższym szczycie świata traci życie około pięciu osób.

Nikt jednak nie postawił przy nich krzyża i nie zasypał ciał ziemią, bo tej... tam nie ma. Ciała przykrywa niekiedy cienka warstwa śniegu i lodu, spod której wystają buty, ręka, kask lub gogle. Co roku też górskie zbocza odkrywają coraz większą liczbę ciał, a przyczyną są topniejące lodowce w Himalajach. 

Reklama

Nie ma także możliwości ściągnięcia ciał z góry — jest to zbyt niebezpieczne i zbyt kosztowne. Dlatego też cmentarzysko, które z roku na rok odkrywa przed wspinaczami nowe zwłoki tych, którym nie było dane ujrzeć szczytu, jest pewnego rodzaju ostrzeżeniem dla tych, którzy tak samo, jak ich poprzednicy, pragną postawić stopę na dachu świata.

Kim były osoby, których ciała do dziś mijają inni wspinacze w drodze na szczyt? Do kogo należą zielone buty, a do kogo czerwona kurtka, które niczym drogowskazy kierują innych do "strefy śmierci"? 

Najsłynniejsze zielone buty świata. Kto jest ich właścicielem?

Jedne z najsłynniejszych zwłok na Evereście to ciało indyjskiego himalaisty Tsewanga Paljora, który spoczął na wysokości ok. 8500 m n.p.m. w skalnym zagłębieniu po stronie tybetańskiej. 

Uwagę z daleka przy dobrej widoczności przyciąga zielony punkt na białej przestrzeni góry. To buty Tsewanga. Do tragedii doszło 10 maja 1996 roku, kiedy to indyjskiego wspinacza i dwóch jego towarzyszy — Lanca Naika Dorje i Tsewanga Samanie — zatrzymała burza śnieżna.  

Żaden z nich nie wrócił do obozu, znajdującego się na wysokości 8300 m n.p.m., ale tylko zwłoki Paljora są obecnie widoczne. 

Zielone wysokogórskie obuwie stało się powodem do nazwania tych zwłok po prostu "Green Boots", czyli "zielone buty". To właśnie one stały się upiornym punktem orientacyjnym dla wspinaczy, którzy wchodzą na szczyt od strony północnej. 

Śpiąca królewna. Do dziś wygląda, jak pogrążona we śnie

Francys Arsentiev została pierwszą kobietą ze Stanów Zjednoczonych, która zdobyła szczyt Mount Everest bez pomocy butli z tlenem, 22 maja 1998. Swojego sukcesu jednak nie mogła świętować. Zmarła w drodze ze szczytu do bazy.

Miłością do gór zaraził ją ojciec, od dziecka zabierając córkę na górskie wyprawy. Przyszła na świat w Honolulu na Hawajach, a w wieku 6 lat zdobywała szczyty w Kolorado.

W 1992 roku wyszła za człowieka, który kochał góry równie mocno, jak ona i to mąż, Siergiej Arsentiew namówił ją do wypraw wysokogórskich. Małżeństwo razem postanowiło zdobyć najwyższą górę świata.

Po nieudanych próbach w końcu 22 maja stanęli na szczycie późnym popołudniem. Wyprawa była wykańczająca i w trakcie zejścia małżonkowie rozdzielili się. 

Szczegóły tego, co stało się później, są niepewne, ale najbardziej wiarygodne relacje sugerują, że rankiem 23 maja Francys Arsentiev została napotkana przez uzbecką drużynę, która wspinała się na ostatnie kilkaset metrów szczytu. Wyglądała na półprzytomną. Była niedotleniona i miała liczne odmrożenia. Ponieważ nie była w stanie samodzielnie się poruszać, podali jej tlen i znieśli ją tak daleko, jak tylko mogli. 

Wówczas kobieta wciąż żyła. Gdy uzbeccy wspinacze schodzili tego wieczoru do obozu, spotkali Siergieja Arsentiewa, który wracał do niej. To ostatni raz, kiedy widziano go żywego. 

24 maja to jednak Brytyjczyk wspinający się na szczyt zobaczył ciało Francys Arsentiev. Była dokładnie tam, gdzie z braku możliwości kontynuowania akcji ratunkowej, zostawili ją Uzbecy.  

Gdy ją znaleziono, leżała na boku, wciąż przypiętą do liny prowadzącej. Wyglądała jakby po prostu zasnęła i stąd nazwa jej ciała - "Śpiąca królewna". Kobieta i jej mąż osierocili jedynego syna. 

Niezwykłe zwłoki. Odkryte po 75 latach

Jednymi z najbardziej niezwykłych zwłok na Mount Everest są te George'a Mallory'ego. Alpinisty, który zapytany o to, dlaczego wspina się na Mount Everest miał odpowiedzieć - "Bo jest". 

8 czerwca 1924 wraz z Andrew Irvinem podjęli próbę wejścia na szczyt Everestu z Przełęczy Północnej. Przez lunetę poprzez chwilowy prześwit w chmurach zaobserwowano podczas wspinaczki ich sylwetki w miejscu, które uznano za najtrudniejszy technicznie fragment drogi położone już w pobliżu szczytu. 

Do dnia dzisiejszego brak jest jednak dowodów, czy istotnie dotarli oni na szczyt Mount Everest. Mallory i Irvine zaginęli. W 1975 chiński wspinacz Wang Hongbao podał, że zaobserwował ciało Mallory'ego blisko szczytu. Niestety następnego dnia himalaista ten zginął i bez jego dalszych wskazówek ciała Mallory'ego nie udało się odnaleźć aż do... 1999 roku. 

Wówczas to ekspedycja NOVA odnalazła zamarznięte ciało Mallory’ego na wysokości około 8230 metrów na północnym zboczu Mount Everest. Zwłoki zachowane zostały w dobrym stanie, jak wiele z tych spoczywających na górze wszystkich gór. 

Zwłoki leżały głową do podłoża, zdradzając przyczynę zgonu — upadek i uderzenie o wystające skały. 

Hannelore Schmatz. Tak brzmiały jej ostatnie słowa

Hannelore Schmatz to niemiecka himalaistka i alpinistka. Jako czwarta kobieta na świecie zdobyła Mount Everest. Niestety, ta sława kosztowała ją życie. Wieczną popularność przyniosła jej śmierć także jako pierwszej kobiecie, która zginęła na najwyższej górze świata. 

To także pierwsza osoba narodowości niemieckiej, która straciła tam życie. Hannelore Schmatz wspinała się z całą grupą wspinaczy, gdzie był także jej mąż, a wyprawa ta miałą zapewnioną pomoc szerpów wysokogórskich tragarzy, którzy pomagają wspinaczom zdobywać szczyt.

To jednak nie uchroniło kobiety od tragicznego końca. Tragedia wydarzyła się podczas zejścia ze szczytu, kiedy to Hannelore wykończona schodzeniem na wysokości 8300 m n.p.m. usiadła nagle na śniegu i powiedziała do swojego szerpy: "woda, woda". 

Mężczyzna nawet nie zdołał jej odpowiedzieć, bo alpinistka już nie żyła. Były to jej ostatnie słowa. Przez wiele lat ciało Hannelore było doskonale widoczne i mógł je zobaczyć każdy, kto wchodził na szczyt od strony południowej. 

Zwłoki były zamrożone w pozycji siedzącej, z założonym na plecy plecakiem. Jej oczy były otwarte, co było niezwykle upiorne, a włosy rozwiane wiatrem.

Ciała Schmatz nie ma już jednak w tym miejscu, gdyż siła wiatru któregoś razu zepchnęła zwłoki poza szlak. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy