Mam wiele "artystycznych kochanek"
Przywykła do plotek, że dziadek, Wojciech Pokora, ułatwił jej karierę. Ale sama pracuje na swój sukces.
Dzięki ormiańskim i tatarskim korzeniom Agata Nizińska (29) ma egzotyczne rysy, południową urodę i temperament. Z ukochanym dziadkiem, Wojciechem Pokorą (79), wiążą ją piękne wspomnienia z dzieciństwa i wspólne aktorskie pasje.
Zdarza się, że ludzie myślą, że nie jesteś Polką?
- Tak, bardzo często jestem brana za Brazylijkę, Hiszpankę czy Włoszkę. W krajach arabskich zdarza się, że zagadują do mnie po arabsku...
Ale wychowałaś się w Polsce.
- Tak, jestem warszawianką, moja rodzina mieszka tu od wielu pokoleń. Jak wspominasz swoje dzieciństwo i dziadka, który był gwiazdą filmową? Miałam wspaniałe dzieciństwo. Myślę, że pod tym względem jestem ogromna szczęściarą. W moim domu rodzinnym zawsze panowała pełna harmonia. Mam ciepłych i mądrych rodziców, którym jestem niezwykle wdzięczna za to, jak mnie wychowali. Podziwiam ich, że w tym trudnym i zepsutym świecie potrafili przekazać mi wartości i ideały, o które dziś tak trudno... Środowisko, w którym pracuję na pewno nie pomaga.
A dziadek?
- Dziadek zawsze opowiadał bajki - robił to tak fenomenalnie, używając całej palety aktorskich środków wyrazu i swojej artystycznej wyobraźni, że ja i moja siostra cioteczna byłyśmy od nich uzależnione. Dzień bez bajki był dniem straconym! Dziadek często zabierał mnie do teatru, pamiętam tysiące premier, prób... Ci wszyscy "wujkowie" i "ciocie" z czasów mojego dzieciństwa to wybitni aktorzy i aktorki.
Czy dziś dziadek daje ci wskazówki aktorskie?
- Za każdym razem, kiedy się widzimy, przy okazji spotkań rodzinnych czy świąt, rozmawiamy o naszych planach artystycznych. Ja opowiadam o koncertach i produkcjach telewizyjnych, przygotowaniach dotyczących płyty. Dziadek o swoich sprawach. Zdarza się, że potrafimy tak się zagadać, że zapominamy o pozostałych domownikach. Najbardziej interesują go moje projekty muzyczne, to dla niego zupełnie nieznana materia. A ja jestem artystyczną poligamistką. Bywają okresy, że na prowadzenie wychodzi muzyka, kabaret albo film, ale staram się żeby każda z moich "artystycznych kochanek" nie czuła się zaniedbywana.
Chciałabyś zagrać z dziadkiem?
- Oczywiście. Choć byłoby to podwójnie trudne. Po pierwsze: praca z ikoną, którą doceniam i podziwiam coraz bardziej. Po drugie: praca z bliską osobą. Ale oboje lubimy wyzwania, więc czemu nie!
Drażni cię kiedy mówi się o tobie "wnuczka Pokory"?
- Nie i niespecjalnie nawet próbuje z tym walczyć... Jestem dumna z tego, że to moja bliska rodzina. Ja mam własne pasje, które konsekwentnie realizuję od wielu lat. Jeśli ktoś uważa, że miałam łatwiejszy start w branży i traktuje hasło "wnuczka Pokory" jako zarzut, to zapraszam na scenę w celu artystycznej konfrontacji. Myślę, że to sporo wyjaśni.
W jednym z programów poddałaś się stylizacji Mai Sablewskiej. Po co?
- Maja Sablewska ma ciekawe pomysły, czuje modę i potrafi się nią bawić. Uważam, że z każdej "modowej konfrontacji" z projektantem czy stylistą można wyciągnąć dla siebie coś ciekawego.
O czym marzysz?
- Powtórzę za Tuwimem: "Marzenie kobiety - mieć stopę wąziutką, a żyć na szeroką..."
Rozmawiał: Adrian Nychnerewicz