Mama i tata idą do szkoły

Spotkałam pedagogów, którzy nie znają się na swojej pracy, a pouczają dzieci, wymuszają na nich rywalizację, wyróżniają jedne kosztem drugich. Nie powinniśmy tego tolerować, bo wtedy oni stają się bezkarni - mówi psycholog Ewa Woydyłło.

 
 © Panthermedia
W dobrej szkole rodzice powinni móc przyjść w każdej chwili na lekcję
 © Panthermedia

PANI: Wraz z pierwszym września pojawiają się dylematy związane z edukacją dziecka. Pani Ewo, na ile rodzice powinni angażować się w szkolne życie syna lub córki?

Ewa Woydyłło: Na tyle, na ile kochają swoje dziecko. Dowodem rodzicielskiej miłości jest angażowanie się i kontrolowanie tego, co z dzieckiem dzieje się w szkole.

Ale czasem nadopiekuńczy rodzice nie są przez szkołę dobrze postrzegani.

- W dobrych szkołach na pewno tak nie jest. Rodzice mogą w każdej chwili przyjść na lekcję, zobaczyć, co się dzieje, porozmawiać z nauczycielem, sprawdzić, jak dziecko się czuje. Gdy starsza córka zaczynała szkołę, mieszkaliśmy w Stanach. Jej wychowawczyni wręcz mnie namawiała, żebym odwiedzała ją podczas zajęć. Mówiła, że to zmniejsza stres dziecka, uspokaja je, dodaje pewności siebie. Moim zdaniem to jedyna metoda na dobre funkcjonowanie w skomplikowanym systemie edukacji. Nauczyciele i rodzice nie powinni stać po dwóch stronach barykady, bardzo ważna jest współpraca.

To idealne rozwiązanie, ale w dużych państwowych szkołach raczej nie ma na nie miejsca. Koleżanka próbowała się dowiedzieć, dlaczego jej córka nie daje sobie rady na zajęciach. Nauczycielka skwitowała: „Nie jest tak inteligentna jak inne dzieci”. Koniec.

- To skandal, który należałoby zgłosić dyrekcji. Ja mam wiele zastrzeżeń do polskiej szkoły, ale zadaniem rodziców jest robić wszystko, żeby nasze placówki upodobniały się do tych na Zachodzie. Nie może być tak, że oddajemy dziecko pod opiekę obcej osobie i nie mamy prawa się temu przyglądać. Nie chodzi o to, żeby nauczycieli krytykować, ale żeby wypracowywać wspólny front.

- Spotkałam pedagogów, którzy nie znają się na swojej pracy, a pouczają dzieci, wymuszają na nich rywalizację, wyróżniają jedne kosztem drugich. Nie powinniśmy tego tolerować, bo wtedy oni stają się bezkarni. Gdyby od przyszłego miesiąca zaczęli zarabiać 10 tys. zł, od razu pojawiłaby się konkurencja, przychodziliby do szkoły lepsi fachowcy, zwiększyłaby się liczba mężczyzn, co też by poprawiło ogólną atmosferę. To, oczywiście, są marzenia. A wracając do tematu, powinniśmy dobrze poznać wychowawcę swojej pociechy. Praca nauczyciela nie polega tylko na przekazywaniu wiedzy, ale i na wychowywaniu.

Może lepiej poszukać dobrej szkoły, nawet jeśli to kosztuje. Choć niektórzy uważają, że zdolny uczeń odnajdzie się wszędzie.

- Co za bzdury! Najważniejsza rzecz, jaką możemy zrobić dla swojego dziecka, to zadbać o to, żeby było w dobrej szkole i w przyjaznym środowisku. Jestem zwolenniczką prywatnych szkół Montessori czy steinerowskich, tak bardzo popularnych np. w Norwegii. To placówki nastawione na rozwój wyobraźni, wyrażanie siebie, indywidualizm.

Nie każdego stać na czesne w takiej szkole, poza tym nie jest też łatwo się do nich dostać. W państwowych szkołach molochach najgorsza jest anonimowość. A przecież dzieci są różne – mniej i bardziej odporne. Jak chronić swoje dziecko?

- Najlepiej zacząć działać już na pierwszym zebraniu rodziców. Dobrze jest zaproponować wszystkim rodzicom przejście na ty, nawiązać z nimi kontakt. Podsuwać pomysły: „Słuchajcie, zróbmy coś, żeby nasze dzieci dobrze się poznały. Sporządźmy listę kto, kogo i kiedy zaprasza”. Skoro nasze dzieci mają przebywać ze sobą codziennie przez kilka lat, my musimy też coś o sobie wiedzieć. Wtedy łatwiej jest rozwiązywać problemy.

- Załóżmy, że nagle nasz syn mówi nam, że Marcin z jego klasy wyśmiewa inne dzieci. Wtedy możemy delikatnie poruszyć tę sprawę z mamą chłopca, a ponieważ już ją poznaliśmy, będzie nam łatwiej. Poza tym gdy znamy innych rodziców, łatwiej nam ustalać strategię wychowawczą.

Warto szukać kontaktu z innymi rodzicami. Jeśli dobrze poznam mamę Małgosi czy Kazia, to automatycznie nasze dzieci też się zbliżą.
Ewa Woydyłło

A jeśli nasz syn czy córka nie ma kolegów, nikt go/jej nie odwiedza? Dopytywać o przyczyny dziecko, innych uczniów, nauczyciela?

- Inne dzieci bezpośrednio nie. Lepiej zaprosić tych, których nasz syn czy córka najbardziej lubi, na ognisko z pieczeniem kiełbasek lub wspólne oglądanie ciekawego filmu. Spróbować natomiast porozmawiać z nauczycielką. Warto także szukać kontaktu z innymi rodzicami. Jeśli dobrze poznam mamę Małgosi czy Kazia, to automatycznie nasze dzieci też się zbliżą. Myślę, że w ogóle ten pomysł, żeby nasze pociechy odwiedzały się wzajemnie, jest świetny.

- Czasem możemy sięgnąć po inne metody – zaprośmy kuzynów w jego wieku, dzieci swoich przyjaciółek, również te młodsze i starsze, to świetne rozwiązanie dla tych nieśmiałych. Starszaki mają już więcej umiejętności społecznych, integracyjnych, młodsze sprawią, że nasz syn lub córka będą mieli możliwość zaopiekowania się nimi. Każde takie spotkanie ma wartość edukacyjną. Nasze dziecko nabierze pewności siebie, a to dobrze wpłynie na jego poczucie własnej wartości i pomoże w nawiązywaniu kontaktów w szkole.

Warto należeć do rodzicielskiej trójki klasowej?

- Oczywiście, jeśli tylko mamy czas. Dzięki temu możemy wpłynąć na to, jakie zajęcia dodatkowe będą miały nasze pociechy, gdzie pojadą na wycieczkę, jakie odwiedzą muzeum. To chyba fajna perspektywa.

No właśnie, zajęcia dodatkowe. Jedna z moich koleżanek, obserwując innych chłopców, koniecznie chciała zapisać swojego syna na dżudo. On zdecydowanie powiedział: „nie”.

- No to nie. Wtedy warto zaproponować: „Skoro nie dżudo, wybierz sobie coś innego”. Dobrze wpajać dziecku potrzebę pasji. Nauczyć, że aktywność jest potrzebna. Nie chcesz sam? W porządku, zapisuję cię do szkółki pływackiej, ja będę pływać obok. Albo z tatą, i jeszcze trzema twoimi kolegami, będziesz chodził na treningi piłkarskie.

------

Ewa Woydyłło - psycholog i terapeutka. Autorka wielu książek, m.in. „My, rodzice dorosłych dzieci”, „Sekrety kobiet”, „Poprawka z matury” i najnowszej „Buty szczęścia”. Prywatnie żona i matka dwóch córek. Uważa, że w życiu nigdy nie jest na nic za późno. Sama rozpoczęła studia psychologiczne w wieku 45 lat.

PANI 9/2011

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas