Masza i oficer. Jedna kula na dwoje
Ta historia przypomina scenariusz filmu: miłość i śmierć, młoda dziewczyna i przystojny oficer, niebezpieczne misje szpiegowskie i romantyczne uniesienia. A jednak to wszystko wydarzyło się naprawdę.
"Masza, owczarek niemiecki"
Ona. Maria Wasiljewna. Młoda dziewczyna z Rylska. Ma osiemnaście lat i długie jasne włosy upięte w warkocze. Przed wojną lubiła haftować krzyżykami i przynosiła do szkoły maliny dla innych dzieci.
W czasie wojny dobrowolnie podjęła pracę w niemieckim biurze komendanta w swoim mieście. I wtedy się zaczęło. "Masza, owczarek niemiecki" to najdelikatniejsze z wyzwisk, jakimi traktowali ją mieszkańcy miejscowości. Uważano ją za zdrajczynię, która wysługuje się Niemcom. Ludzie poddali ją ostracyzmowi, a własna matka ją przeklęła.
A Masza robiła swoje. Tłumaczyła, stukała w klawisze maszyny, a po pracy nie szła prosto do domu, gdzie zresztą nic miłego nie mogło ją czekać. Spacer po mieście, wśród nienawidzących jej sąsiadów też nie należał do przyjemności. Masza szła więc za miasto, a trasy jej spacerów zawsze przebiegały obok pewnego drzewa, w którym była ogromna dziupla.
W tej dziupli Masza zostawiała tajne dokumenty: listy osób wywiezionych na roboty do Niemiec, informacje o ruchach wojsk i stanie amunicji. Zdarzało się, że wkładała tam materiały wybuchowe, które wynosiła z siedziby komendanta w torbie, przykryte dla niepoznaki słownikiem rosyjsko-niemieckim. Masza działała w ścisłej konspiracji na zlecenie partyzantów. Z czasem ciężką torbę zaczął za Maszę nosić przystojny oficer, z drugiej strony biorąc pod rękę dziewczynę.
"Niemiecki partyzant"
On. Z pewnością nie pchał się na front. Był koło trzydziestki. W rodzinnym Lipsku prowadził wraz z ojcem zakład kuśnierski. Miał żonę Dorę i córeczkę Ritę. Był naocznym świadkiem zakładania obozów koncentracyjnych, a reżimu Hitlera nienawidził. Kiedy między nim a Maszą zaczęło coś iskrzyć, dziewczyna nawet nie musiała go namawiać do współpracy. To on załatwiał amunicję i materiały wybuchowe, pomagał Maszy w zdobyciu cennych informacji i krył ją, kiedy groziła jej wpadka. Był rok 1941.
Kiedy zaczął zabierać ją ze sobą na zakrapiane alkoholem imprezy w kantynie, nienawiść w miasteczku sięgała zenitu, a Masza nie była już nazywana owczarkiem tylko k****. Ale para konspirantów doskonale wiedziała, że to właśnie podpici oficerowie przy kieliszku najprędzej mogą stać się źródłem cennych informacji.
Ucieczka
Ta działalność nie mogła pozostawać niezauważona długo. Niemcy zaczęli podejrzewać, że w ich gronie znajduje się zdrajca. Kiedy zaczęło się robić naprawdę gorąco Maria i Otto uciekli, by przyłączyć się do grupy Atanazego Sinegubowa. Przez pewien czas niemiecki mundur pomagał Otto Adamowi przemykać się niepostrzeżenie. Podczas ucieczki Otto zastrzelił własnego dowódcę.
Za schwytanie Otta została wyznaczona nagroda w wysokości 15 tysięcy marek i krowy. Mundur przestał być przykrywką. Ale i partyzanci nie do końca mu dowierzali. Sinegubow dostał nawet rozkaz zabicia Otto Adama. Ponoć wybroniła go Masza.
Para brała udział w licznych misjach. Jeździli po okolicy we trójkę, z jeszcze jednym partyzantem. Dla odwrócenia uwagi Masza trzymała na kolanach białego pudla. Zbierali informacje np. jaki jest rozkład jazdy pociągów, które wywoziły jeńców na roboty. Wśród partyzantów starał się nosić "po rosyjsku", zakładał czapkę z nausznikami, palił machorkę i pilnie uczył się języka ukochanej. W oddziale mówili na niego "niemiecki partyzant".
Znacie te sceny z filmów, kiedy tuż przed śmiercią bohaterowie snują plany na przyszłość? Masza i Otto marzyli o powojennym życiu w Moskwie, o wspólnych dzieciach.
Jedna kula na dwoje
Szczęście nie sprzyjało im długo. Ich historia zakończyła się w 1943 roku. Podczas misji w jednej z wsi Obwodu Gołuszkowskiego zostali otoczeni przez Niemców. Wywiązała się strzelanina, ale Maria i Otto nie mieli szans. Jedna z wersji wydarzeń mówi, że dwie ostatnie kule Otto zachował dla siebie i dla kochanki. Inna, że została im tylko jedna kula, a Otto zabił ich oboje jednym wystrzałem, przyciskając głowę dziewczyny do swojej.
Wspólna śmierć miała ich uratować, przed tym co czekałoby ich, gdyby dostali się w ręce Gestapo. Była wybawieniem. Żołnierze, którzy mieli rozkaz wziąć spiskowców żywcem, strzelali ponoć z frustracji i złości do martwych ciał, a krew rozlewała się po śniegu. Otto i Maria już tego nie czuli.
Splecione ciała leżały w lesie trzy tygodnie, zanim zostały odnalezione przez, i tu wersje się różnią, partyzantów lub matkę dziewczyny. Masza została zidentyfikowana po warkoczach, które były później przez lata przechowywane w jej rodzinnym domu, jak relikwia. Identyfikację Otta ułatwiło zdjęcie rodziców, które miał przy sobie.
Niedaleko Kurska we wsi Title wciąż można zobaczyć ich grób z wyrytą inskrypcją: "Tu spoczywają dzielni partyzanci Masza Wasiliewa i Otto Adam". Ich historia w okolicach Kurska stała się legendą, a wiele lat później doczekała się poważnych opracowań.
*****
Zobacz także: