Megamocni, kosmicznie odważni i szokująco heroiczni
Wróciłam ze spokojnego tygodnia na Mazurach. Dzieci, jezioro, trawa i gwieździste niebo. Brak internetu i zainteresowania czymkolwiek innym niż fauna, flora i potomstwo.
Otwieram komputer i z prostolinijnych myśli zaczynają się robić kołtuny sprzeczności i to nie takie, jak uporządkowane kuliste afro, a posklejane, niezadbane, podśmierdujące dredy absurdalnie wykluczających się przekonań przedziwnie uwarunkowanych ludzi. Kolega zacytował dziś przekornie stary testament w swoim statusie na facebooku: "Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią". Pocieszający jest fakt, że - podobnie, jak autora Biblii nazywała moja szkolna katechetka - “autor natchniony" nie wyznacza ram czasowych, że na ten przykład w dwa dni po “obcowaniu" piorun go trzaśnie. Mam nadzieję, że nie zapłacę grzywny jak Doda za igranie z interpretacją tej księgi. Chyba, co mnie cieszy, jestem za małą rybką na takie procesy.
Na szczęście obserwujemy długowiecznych, leciwych obcujących z tą samą płcią gejów oraz lesbijki na naszym świecie którzy/które nie wyglądają obrzydliwie, kochają mocno i mają się świetnie. Śmierć zastanie każdego z nas prędzej czy później i wolę o niej myśleć bardziej jako o wytchnieniu i początku nowej ekscytującej wędrówki duszy, niż o karze za cokolwiek.
Generalnie w religii nie pasuje mi bogobojność i ciągłe błaganie o wybaczenie. Podobno strach wyklucza miłość. "Bóg jest miłością", ale: "Bój się Boga". Patrzy na masturbujących się chłopców i szykuje dla nich kary. Śpiewając modlisz się podwójnie, ale uważaj na tryton! W muzyce dawnej kościelnej używanie trytonu, czyli kwinty zmniejszonej lub kwarty zwiększonej było surowo zakazane, ponieważ interwały te wydawały się takimi dysonansami, że uznawano je za stworzone przez diabła. Jak groźnie traktowała to łacina: "diabolus in musica".
Miłośniku muzyki, uważaj też na tempo! Jest taki żart: "Dlaczego heavymetalowcy grają tak szybko? Bo gdy się człowiek śpieszy to się diabeł cieszy". To oczywiście przestarzałe, tudzież czysto prześmiewcze gadanie, ale niestety nie do końca wyplenione z mózgów ziemskich obywateli.
Moja pierwsza wizyta w centrum Warszawy po oczyszczających wiejskich wczasach, a tu na plakatach promujących koncert Madonny na Stadionie Narodowym planowany na 1 sierpnia coraz więcej warstw spray’u. Gdzieś na twarzy piosenkarki znaczek Powstania Warszawskiego, na innym billboardzie napis: "Precz z bluźnierstwem" i tym podobne.
Brałam ostatnio udział w projekcie "Morowe Panny" organizowanym przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Kilka wokalistek pisało piosenki nawiązujące w jakiś sposób do powstania. Powstała płyta i odbył się koncert, który został wyemitowany właśnie 1 sierpnia w Telewizji Polskiej. Oto specjalnie dla tych, którzy nie pójdą podziwiać akrobacji najlepiej trzymającej się legendy popu zaśpiewamy dla państwa utwory o czymś, czego nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.
Z historii miałam raczej trójki niż piątki. Zostałam zaproszona do projektu, który tematycznie był sporym wyzwaniem. Zmusiło mnie to do wczucia się jak aktor w rolę kobiety powstania. Zamknęłam oczy i pomyślałam sobie jak by to było, gdybym obudziła się rano z informacją, że ktoś mi bliski zginął na ulicy walcząc za Ojczyznę.
Jest dla mnie kompletną abstrakcją życie w kraju będącego w stanie wojny, okupacji. Opowieści mojej mamy o stanie wojennym są dla mnie kosmosem. Miewałam sny, w których siedziałam w piwnicy chroniąc się przed bombami, budziłam się z bólem brzucha i ogromną ulgą, że to nieprawda.
Patriotyzm jest jednak dla mnie dość teoretycznym terminem. Kocham swój dom, swoją rodzinę, przyjaciół. Mam swoje ulubione miejsca w kraju, ale nie mogę tak z ręką na sercu i szczerym przekonaniem wyznać, że moja Ojczyzna jest najlepsza, najpiękniejsza, że żyją tu najmądrzejsi ludzie i mamy najlepsze cukinie albo brzoskwinie na świecie. Gdzieś tam cieszę się z bramki polskiej reprezentacji, ale nie bardziej niż z przejścia do następnego levelu w "Prince of Persia" lub "Angry birds".
Podziały na kraje i wyznania prowokują sztuczne konflikty, w których narzucane jest nam poczucie drastycznej agresywnej odrębności ubranej w galową szatę zwaną patriotyzmem. Nie bagatelizuję bohaterstwa powstańców, weteranów wojennych i morowych panien. Robili co tylko było można zrobić najlepszego w danej sytuacji. Byli megamocni, kosmicznie odważni, szokująco heroiczni i zasłużyli na każdy medal i pomnik, jaki im postawiono. Przerażające jest tylko to, że do takich krwawych konfrontacji międzyludzkich dochodzi z powodu umacniania takich słów jak patriotyzm, jeden Bóg, narodowość, Ojczyzna, subkultura, rasa, orientacja seksualna, prawdy wiary i tym podobne.
Niektórzy wciąż mówią, że na nieochrzczone dzieci spadają choroby i klątwy, Bóg ich nie chroni. A co z nawróconymi dziećmi Chrystusa, na które spadają bomby, albo na ich drodze do kościoła leżą ukryte powojenne niewypały? Nie wiem skąd u mnie takie patetyczne, globalne myśli? Zostałam poproszona przez Polskie Radio o nagranie słów: "Pierwszego sierpnia na ulicach Warszawy zawyją syreny, zatrzymaj się i wspomnij naszą historię". Proponuję zastanowić się jakie mamy pomysły na przerwanie tego koła, w którym tą samą rzeczą jest skutek i jego geneza.
Ostatnio fascynuje mnie prostota metody Yoko Ono i Lennona, bierna manifestacja pokoju. Leżenie w łóżku dla pokoju. Wakacje są dobrym momentem na kochanie rzeczy takimi jakie są. Warto zorganizować sobie kilka dni na "nicniemuszenie". Poćwiczyć niedrapanie pogryzionych przez owady kończyn, albo (wyższy level) niezabijanie ich plasknięciem dłoni.
Peace & Love.
Paulina Przybysz