Mężczyźni totalni
Już nie macho, metroseksualny egoista ani mężczyzna głowa rodziny. Dziś pożądany typ to partner.
Silny, odpowiedzialny, ale nie ucieka od zwykłych spraw. Zrobi tajską zupę, założy stronę internetową, przyszyje dziecku guzik. Niemożliwe? A jednak. Znaleźliśmy przedstawicieli nowego gatunku, mężczyzn totalnych. Czy przetrwają?
"Wygrałaś los na loterii", koleżanki zazdroszczą Beacie męża. 47-letni Jarek Szwankowski - biznesmen w branży ubezpieczeniowej - z okazji urodzin zaprosił żonę do La Scali. Robi jej niespodzianki, bo po dziesięciu latach nadal zdobywa swoją kobietę. - Nie odpuszczam sobie, jak wielu kolegów - mówi.
Chciałem posadzić drzewo. Wybudować dom. Mieszkam w apartamentowcu, koszę maleńki trawnik. Kompromis to synonim sukcesu.
33-letni Armand Ziemiński wcześniej od żony Magdy poczuł instynkt rodzicielski. Zaczęło się od zaglądania do wózków na ulicy. Skończyło na wspólnym urlopie macierzyńsko-ojcowskim, bo on, mimo konkurencji na rynku pracy, nie bał się na dłużej zostawić agencję reklamową. "Gdzie się taki uchował?", pytają Magdę przyjaciółki, widząc, jak siedmiomiesięczny Iwo śmieje się na widok taty.
Z PIT-u wynika, że to żona zarabia lepiej od Michała Mendyka. On, 42-letni copywriter, lekceważy kąśliwe komentarze. - Kariera żony nie powoduje u mnie nerwicy - mówi. W październiku koledzy gratulowali narodzin syna 33-letniemu Marcinowi Piekarniakowi. I nie dowierzali: "No co ty, będziesz siedział w szpitalu z żoną? A pępkowe?". "Innym razem", usłyszeli. - Nie do pomyślenia było dla mnie, żeby w tych chwilach zostawić Gabrysię i synka - Marcin wzrusza ramionami. Być razem to priorytet. W weekend wolę upiec ciasto marchewkowe i przegadać z żoną wieczór, niż iść na "męską wódkę".
Zamiana ról
To nie wstyd domagać się bliskości albo kupić żonie wiertarkę
Michał Mendyk: Nie pokochałem kury domowej, tylko pasjonatkę pracy w telewizji i społeczniczkę. Czasem to ja zajmuję się domem. Ogarniam trzy córki, wybielam firanki, robię gołąbki, podaję zupę. W oczach czterech kobiet i psa - suki patriarchat budziłby politowanie. Jedyna opcja to demokracja. I partnerstwo. Kilka lat zajęło nam wypracowanie swoich pozycji w rodzinie. Musieliśmy się wzajemnie "wyheblować". Proces docierania trwa do dziś.
Mam na koncie 22 punkty karne za łamanie przepisów drogowych. Czy to robi mnie bardziej mężczyzną?
Marcin Piekarniak: Męskość to konsekwencja i dojrzałość. Mężczyzna musi być zdobywcą? A dlaczego? To Gabrysia zrobiła pierwszy krok. Wyciągnęła do kina. I namówiła: "Zapisz się ze mną na kurs tańca". Zaprosiła na parkiet, ale tam dała się już prowadzić. Kilkanaście lat później ukląkłem z pierścionkiem, prosząc o rękę, jednak to żona zasugerowała wcześniej, że "może już czas". I tak jest do dziś. Raz ona przejmuje kontrolę, raz decyduję ja.
Jarek Szwankowski: Chciałem posadzić drzewo. Wybudować dom. Mieszkam w apartamentowcu, koszę maleńki trawnik. Kompromis to synonim sukcesu - niebawem dziesiąta rocznica naszego ślubu. Dziś, dzwoniąc do żony, usłyszałem: "Kochanie, muszę kończyć". Nie obrażam się. Mam za sobą związki z kobietami, które niewiele wymagały i wnosiły. Beacie trudno dogodzić, ale ta miłość smakuje.
Armand Ziemiński: Mam na koncie 22 punkty karne za łamanie przepisów drogowych. Czy to robi mnie bardziej mężczyzną? Nie! Kto powiedział, że facet ma być agresywny, a kobieta opiekuńcza, troskliwa, czuła? "Jesteś boski", mruczy moja żona, kiedy okrywam ją kocem, piekę chleb, zmieniam opony. Śmierć stereotypom! Dlatego na gwiazdkę spełniłem marzenie żony. Kupiłem jej wiertarkę.
Magda, żona Armanda: Prawdziwy mężczyzna? Równowaga psychiczna i jednocześnie lekka szajba jest sexy. Trzymam na pamiątkę faks sprzed lat: "Podanie. W nawiązaniu do rozmowy z dnia... potwierdzam chęć osobistego spotkania celem konsumpcji makaronu. Strona zobowiązuje się zapewnić bezpieczeństwo - nie będzie dusić ani zmuszać do oglądania Klanu...". Siła faceta to sprawność umysłu. Armand jest dla mnie autorytetem w każdej dziedzinie. Umie zaimponować i rozśmieszyć.
Królowie codzienności
Obowiązki nie hańbią
Marcin Piekarniak: Lubię uśmiechnięte sms -y od żony: „dziękuję za śniadanie niespodziankę!”. Robię dla niej naleśniki. Wieczorem to Gabrysia gotuje i wita w drzwiach z kieliszkiem wina. Ale rozbraja mnie, gdy rozkłada ręce: „naprawisz blackberry?”, i gdy podniesionym głosem przekonuje do swoich pomysłów: „blat w kuchni nie może mieć kropek”. Z niektórych swoich wizji nie lubi rezygnować, ale gdy ja godzę się na egzotyczny parkiet, który wymyśliła, ulega: „dobrze, w kuchni będzie gres”. Choć narzeka do tej pory.
Michał Mendyk: Żona jest strategiem. Ja kwoką. Nie jeżdżę samochodem, więc Zuza wozi rodzinę. Ja dbam, żeby dzieci odrobiły lekcje, karmię. Ona kupuje ubrania i wymyśla idiotyczne meble z Ikei, których nie znoszę, ale po burzliwych rozmowach się zgadzam. To dla Zuzy wyprowadziłem się z miasta, choć jestem istotą miejską. Trzy córki indywidualistki dają w kość. Czasem wychodzę na strych. Kopię skrzynki, rozbrajam „swoją” bombę i wracam, bo dziewczyny to trzy powody, dla których chce mi się... wszystko.
Żona jest strategiem. Ja kwoką. Nie jeżdżę samochodem, więc Zuza wozi rodzinę. Ja dbam, żeby dzieci odrobiły lekcje, karmię.
Co w zamian? Od córki słyszę: „Lubie cię”. A żona twierdzi, że po 21 latach jest moją największą fanką. Kibicuje niedorzecznym pasjom: zbieraniu gadżetów z "Gwiezdnych wojen", działalności w grupie artystycznej Łyżka, czyli chili. Trzech starzejących się facetów wyśmiewa absurdy, głupotę. Może dzięki temu domowa rutyna nie frustruje. Porządki – relaksują. Zabawa w kalambury odpręża. Podobnie wyprawy do hipermarketów. Tylko Zuza się skarży: „Ja już jestem przy kasie, a ty nadal czytasz etykiety na kawie zbożowej!”. Ale potem się zachwyca, że w lodówce są trzy rodzaje serów pleśniowych.
Armand Ziemiński: Uwielbiam zakupy. Nie znoszę domowych porządków, ale je robię. Podstawa to kartka na lodówce z punktami: „Zlew. Piekarnik. Odkurzanie. Mop”. Jestem bałaganiarzem. Magda pedantką. Dopóki nie zrozumiałem, że sprzątanie to nie opłukanie talerza – były awantury. Zanim wróciłem z zakupów, pamiętając o wszystkim, biegałem do sklepu parę razy. Biorę często na siebie wizyty w supermarkecie, bo nie chcę, żeby Magda dźwigała torby. Ale nie przywiązuję się do podziału: ty zakupy – ja gotowanie. Najbardziej lubimy „razem”. Półki w salonie wieszaliśmy wspólnie.
Jestem bałaganiarzem. Magda pedantką. Dopóki nie zrozumiałem, że sprzątanie to nie opłukanie talerza – były awantury.
Jarek Szwankowski: Dbanie o dom? – męskie. Żona najbardziej lubi zakupy przez internet. W sieci nie dostanę wędlin ze sklepu z ekologiczną żywnością, więc jadę do centrum handlowego. Wiem, jakie mleko i kaszkę jada nasz półtoraroczny syn i gdzie są promocje. To ja zauważam, że odpadł dziecku guzik, i go przyszywam. Nie czuję się wykorzystany, gdy Beata przymila się: „zatankujesz auto?”. Jadę, a ona czyta dzieciom bajki na dobranoc. A potem razem wpadamy do kuchni. Testujemy wina i potrawy. Żona to mistrzyni improwizacji, ja celebruję powolne gotowanie. Beata się wścieka: „Ile można doprawiać polędwicę?”, a potem się nad nią rozpływa. Chce mi się starać.
Beata, żona Jarka: Związek to nie pojedynek, gdzie walczy się o to, kto ważniejszy, kto ma rację. Zamiast próbować podporządkować sobie ukochaną osobę, lepiej pozwolić jej być sobą. Dostałam taki luksus od męża. Rywalizacja zabija bliskość.
Remis w sypialni
Jakość, ale nie bylejakość
Jarek Szwankowski: Seks nie jest formą niewolnictwa. W naszym związku nie ma pańszczyzny i hierarchii. Jest frajda. Każdemu z nas zdarza się „ból głowy”. Potwierdzenie męskości? To nie liczba orgazmów, ale próba zrozumienia uczuciowości kobiety. I bliskość. Nie oglądamy się na osiągnięcia seksualne przeciętnego Polaka. Czasem zawyżamy statystyki, czasem odwrotnie. Ważniejsze to słuchać potrzeb drugiej osoby.
Nie oglądamy się na osiągnięcia seksualne przeciętnego Polaka. Czasem zawyżamy statystyki, czasem odwrotnie. Ważniejsze to słuchać potrzeb drugiej osoby.
Armand Ziemiński: Magda była kiedyś dzikusem, potrafiła w nocy zdejmować rękę, gdy próbowałem ją objąć. „Zróbmy sobie bliskość”, uczyłem ją czułości. Sukces, co noc śpimy przytuleni „na łyżeczkę”. W sypialni jest remis. Biegniemy razem, a puchar za zajęcie pierwszego miejsca to nasz syn.
Marcin Piekarniak: Wstyd mi za facetów, którzy uważają: seks to obowiązek małżeński. Czyj?! Nigdzie tak bardzo jak w łóżku nie chodzi o partnerstwo. I dbałość o drugą osobę. Inaczej seks stanie się obowiązkiem. Masakra.
Michał Mendyk: Zero nudy. Zero odbębniania. Pewnie dlatego, że z Zuzą nie znamy dnia ani godziny. Albo „minuty miłości”. Przy trójce dzieci seks to wyzwanie. „Nie bój się, że utyjesz”, powiedziałem ostatnio żonie. Po 21 latach jest dla mnie coraz atrakcyjniejsza. „Nie ma takiej fajnej babki jak ty”, sam się dziwiłem, że to mówię. A Zuza chwaliła: „Coraz lepiej nas rozumiesz!”.
Zuzanna, żona Michała: Kobiety uwielbiają mojego męża. Plotkuje z nimi. W wysłuchiwaniu zwierzeń jest niedościgniony. W przeciwieństwie do innych facetów, najczęściej staje po stronie kobiety. Potrafi powiedzieć: „Zostaw dupka. Lepiej teraz niż za 25 lat”. Jego „babska solidarność” jest bardzo męska.
Równi nad kołyską
Tata nie odchodzi w cień
Armand Ziemiński: Dostałem MMS ze zdjęciem dwóch kresek na teście. Do domu jechałem z winem. „Albo wypiję je sam z radości, jeśli badanie krwi potwierdzi ciążę. Albo wypijemy za następny udany raz”, postanowiłem. Wypiłem rioję sam. Chciałem uczestniczyć we wszystkim. Czytałem bajki do brzucha, puszczałem muzykę, a kiedy Magda miała nudności, biegałem za nią z miską. Od początku wiedziałem: pierwszy miesiąc będę w domu, żona miała odpocząć. Napomknąłem nawet: „Może to ja zostanę z małym przez pół roku?”. W tej kwestii nie było negocjacji. Kąpię, karmię Iwa, przewijam, noszę, żeby mu się odbiło. Magda nie karmiła piersią, więc nie ma żadnych ograniczeń. W niczym nie jestem gorszy od mamy.
Chciałem uczestniczyć we wszystkim. Czytałem bajki do brzucha, puszczałem muzykę, a kiedy Magda miała nudności, biegałem za nią z miską.
Jarek Szwankowski: Najpierw było ponad 40 stempli w paszporcie. Korzystaliśmy z życia dinksów (z ang. – podwójny dochód, zero dzieci). Kiedy zapragnęliśmy dzieci, pojawiły się problemy, ale pomogła nowoczesna medycyna. Byliśmy w ciąży! Koledzy wyciągali na żagle, a ja odmawiałem: „Idę na usg., przecież to moje dziecko”. Przez wypożyczony detektor wsłuchiwałem się z żoną w bicie malutkiego serca. Najpierw Natalii. Potem Marcina, zwanego Mrusiem. Beata po urodzeniu córeczki szybko musiała wrócić do pracy, a ja wziąłem kilka tygodni urlopu, żeby zaopiekować się Natalią. Czasem zrywam się w nocy, zanim żona zdąży usłyszeć płacz. Jestem pedantem: „Oj, mama znowu krzywo założyła ci pieluszkę”. Żona twierdzi, że rozpieszczam dzieciaki. To raczej ona jest złym policjantem, ja częściej odpuszczam. A potem w nagrodę słyszę ich pierwsze słowo – niezmiennie: „ta-ta”.
Michał Mendyk: Już nie wkurzam się na żonę, gdy mówi: „Koleżanka rozcięła głowę, muszę pomóc, będę późno”. Przez to jej „społecznikostwo” bywam pełnoetatową mamą i tatą. Ale słucham jej potrzeb i wiem, że jest szczęśliwa. Rozpieszcza córki, więc ja, gdy trzeba, wprowadzam dryl. W domu panuje demokracja z rządami rodziców. Jestem konsekwentnym negocjatorem. Zuza traci cierpliwość. Kiedy w weekend jedzie z dziewczynami do teatru albo na festyn, układam grzbiety kryminałów z czasów PRL-u i myślę: „ulga”. Zaraz jednak chcę mieć te „pieruny” z powrotem. Liczą się ze mną. „Ustalmy to z tatą”, mówi żona, gdy Marianka chce iść sama na sylwestra. Kolegujemy się z córkami, ale czasem starsza potrafi wypalić: „Jesteście za bardzo młodzieżowi”. Najpierw żal, a potem pojawia się myśl: fajni z nas „starzy”.
Pracujemy na dwa etaty. Zuza wyżywa się w telewizji i działalności społecznej. Ja w agencji i... w domu.
Marcin Piekarniak: „Nie chodź na obcasach. Wzięłaś witaminy?” Kiedy Gabi zaszła w ciążę, otaczałem ją opieką, a jednocześnie czułem niepokój, czy dam radę. Po cesarskim cięciu pierwszy wziąłem Jeremiego na ręce. Byłem spokojniejszy od żony. „To hormony”, rozklejała się albo traciła cierpliwość. Przejmowałem więc niemowlaka. Wstawałem w nocy, interweniowałem, gdy się krztusił. I dziś, kiedy wracam z pracy, Gabrysia oddaje mi kontrolę. Jedyne, czego nie robię, to karmienie piersią. Od początku byliśmy pewni: wychowamy fajnego chłopaczka. Znajome dziwią się: „Tak się angażujesz. Mój mały jest przyczepiony do spódnicy. Ojca nie zauważa”. To kwestia wyboru.
Gabrysia, żona Marcina: Co może dać mężczyzna silnej kobiecie, skoro nie musi już polować? Poczucie bezpieczeństwa. Jestem choleryczką, uspokajam się, gdy Marcin jest obok. Czuję jego opiekę, kiedy łapie mnie za rękę przy przechodzeniu przez ulicę. Wysyła sms-y: „wszystko OK?”. Nie ma słabszej i mocniejszej płci. Ani podziału na role – matka Polka i ojciec rodziny. Jesteśmy partnerami, bo tak jest nam dobrze.
Kto da więcej?
Pieniądze to nie testosteron
Michał Mendyk: Pracujemy na dwa etaty. Zuza wyżywa się w telewizji i działalności społecznej. Ja w agencji i... w domu. Kiedy przed ślubem składaliśmy dokumenty w USC, w rubryce „dochody” wpisałem: „na utrzymaniu żony”. Jako copywriter zarabiam nieźle, ale to Zuza ma w portfelu więcej. Na koncie pewnie też – nie protestuję, że założyła oddzielne, na swoje wydatki. Głupio kłócić się o kasę. Jeszcze gorzej rozliczać: „Oddaj mi 13,50 za popcorn w kinie”, powiedziała znajoma do męża. Dla mnie to szok, ale nie dziwi, że rozgrywki finansowe to w Polsce częsta przyczyna rozwodów.
Marcin Piekarniak: Na randkach w liceum w McDonaldzie płacił ten, kto miał akurat kasę. Zarabiamy porównywalnie. I tak samo wydajemy. Wszystkie konta są wspólne, choć to ja zajmuję się domowymi finansami. W pracy Gabi zarządza wielkim budżetem, w domu potrafi być rozrzutna i niefrasobliwa. Oszczędzanie to moja odpowiedzialność. Dzięki temu, że nie ma podziału na moje i twoje, unikamy konfliktów. Intercyza? To byłby nokaut dla zaufania.
Armand Ziemiński: Na pierwszej randce za jedno piwo płaciłem ja, za następne Magda. To chyba syndrom naszych czasów – bałbym się urazić kobietę finansową „nadopiekuńczością”. Nasze mieszkanie w centrum wybraliśmy razem. Załatwiłem formalności, ale to żona ma większy wkład – oficjalnie należy więc do niej. Nie obawiam się, że wystawi mi walizki. Intercyza w miłości wydaje się nam śmieszna. Czy pieniądze są sexy? Raczej brak przywiązania do nich. Kiedyś za 10 złotych kupiliśmy kupon lotto. Fart, za „trójkę” dostaliśmy właśnie dychę. Magda zażartowała: „To znak, że to co mamy, wystarcza”. Więcej szczęścia nam nie potrzeba.
Zarabiamy porównywalnie. I tak samo wydajemy. Wszystkie konta są wspólne, choć to ja zajmuję się domowymi finansami.
Jarek Szwankowski: Od kilku miesięcy nie mam stałych wpływów, rozkręcam biznes. Ale bywało, że zarabiałem dwa razy więcej niż żona. I odwrotnie. Codzienność to moja działka – płacę rachunki. O przyszłości myśli ona – inwestuje, spłaca kredyty. Twierdzi, że jest lepsza w liczeniu, choć byłem kiedyś dyrektorem finansowym. Na pewno mniej niefrasobliwa.
Beata, żona Jarka: Stuprocentowy facet ma poczucie wartości i niczego nie udowadnia. Jarek nie musi być wojownikiem albo aniołem stróżem, ale jeśli trzeba, jest jednym i drugim. Poda płaszcz, wniesie torby i wzruszy się na filmie, bo tak chce. Nie obraża się, potrafi przeprosić. I być stanowczy. Partner, który zasypuje pomysłami, potrafi podjąć niepopularną decyzję, ma wysokie IQ i… fantastyczne muskuły to mój mąż.
Zmiana oprogramowania
Czyli skąd się biorą nowi mężczyźni?
Armand Ziemiński: Dopiero przy Magdzie „spaliłem na stosie swój stanik”, wyzwoliłem się. Nie zamiatam uczuć i potrzeb pod dywan. Żona nauczyła mnie, że mogę wyrażać złość, smutek, frustrację. Wcześniej to ona była cholerykiem. Na ścianie wciąż jest ślad po talerzu, którym rzuciła. Ja, wychowany bez ojca, tłamsiłem męskie odruchy. Jednocześnie dla kolegów ze szkoły – chudy, w okularach – nie byłem wystarczająco facetem. Przy żonie zdefiniowałem męskość od nowa. Już potrafię podnieść głos. Ale nie muszę.
Marcin Piekarniak: „Pamiętaj, traktuj dziewczyny z szacunkiem. Ustąp, przeproś”, powtarzał tata. Zarabiał na dom, ale nie uciekał od obowiązków. To on szykował mnie do szkoły, budził słuchowiskiem z kasety, podgrzewał obiad, kiedy mama była w pracy. Rodzicom udało się tworzyć partnerski układ. Niewiele zmieniłbym w tym wzorze.
Partnerstwo to rozmowa, zdrowy rozsądek. Żadnego dogmatyzmu, którym przesiąknięty jest i patriarchat, i matriarchat.
Jarek Szwankowski: Mama pracowała i zajmowała się domem. Tata konstruktor po pracy lubił majsterkować w garażu. Myślę, że w domu z jednej strony panował klasyczny patriarchat, ale to mama sprytnie wpływała na rodzinne decyzje. Dlatego z Beatą inaczej się dogadujemy – postawiliśmy na otwartość. Wygrywają racjonalne argumenty, a nie stereotypowe szablony.
Michał Mendyk: Nie chciałem pójść w ślady rodziców. Tata, trochę pogubiony humanista, nie był partnerem dla silnej matki. To ona ustalała normy. Robiło się nieprzyjemnie, kiedy je łamałem. Sam znalazłem złoty środek. Jestem spolegliwym cholerykiem. Potrafię ustąpić jak tata. I zawalczyć o swoje jak mama. Taka sama jest Zuza. W naszym małżeństwie nikt nie jest silniejszy.
Zuzanna, żona Michała: Partnerstwo to rozmowa, zdrowy rozsądek. Żadnego dogmatyzmu, którym przesiąknięty jest i patriarchat, i matriarchat. Dobrze umieć przyznać: „Jeżeli żona/mąż ma rację, to nic na to nie poradzę”.
Marta Bednarska
Twój STYL 3/2011