Mieszkańcy tej dzielnicy od dwóch lat żyją bez prądu. "Myśleliśmy, że to nie potrwa długo"
Szósty sektor hiszpańskiej dzielnicy slumsów Cañada Real uważany jest za raj dla dilerów i narkomanów. Gigantyczne plantacje marihuany, które się tam znajdują, przez lata zasilane były "kradzioną" energią elektryczną. W 2020 roku dzielnica została odłączona od elektryczności. Miejscowe władze, zamiast walczyć z narkotykowym problemem, zamiotły go pod dywan. Od dwóch lat w Cañada Real dzieci odrabiają lekcje przy świetle świec. Moczą się w nocy, bo boją się ciemności...
Madryt wypełnia luksus. Stolica Hiszpanii słynie z ekskluzywnych butików, hoteli, w których zatrzymują się gwiazdy z całego świata oraz renomowanych restauracji serwujących owoce morza. Dzielnica Salamanca, znana również jako Milla de Oro (złota mila) przyciąga kolekcjonerów haute couture, miłośniczki horrendalnie drogich kosmetyków i jeszcze droższej biżuterii. Jednak, wystarczy oddalić się o poł godziny drogi na wschód od tętniącego życiem centrum Madrytu, by zobaczyć przerażającą biedę.
Dzielnica Cañada Real. Zagłębie biedy
Cañada Real znajduje się zaledwie 19 kilometrów od Madrytu, stolicy Hiszpanii. Ma postać ciągnących się domów ułożonych wzdłuż 14-kilometrowego odcinka drogi łączącej La Rioja i Ciudad Real. To największa dzielnica slumsów w Europie Południowej. W 2017 roku te tereny zamieszkiwało ponad 7,2 tys. mieszkańców. W Cañada Real trudno jest spotkać etnicznych Hiszpanów, żyją tu głównie hiszpańscy Romowie oraz nielegalni imigranci, przybyli z Maroka.
Jak wygląda życie w Cañada Real? Na mieszkańcach dzielnicy slumsów ciąży piętno. Tamtejsze dzieci nie chcą chodzić do szkoły, bo wstydzą się swojego wyglądu, brudnych, starych ubrań i niedomytych ciał. Boją się, że z powodu pochodzenia będą prześladowane przez rówieśników. Niestety często ich obawy stają się rzeczywistością.
Domy biednych mieszkańców Cañada Real najczęściej nie różnią się od siebie znacząco. To drewniane chaty. Znajdujące się w środku półki najczęściej pokrywa gruba warstwa sadzy. Wszędzie można dostrzec zalegające drewno opałowe. Urządzenia elektryczne - lodówki, telewizory, pralki - nawet jeśli znajdują się w pomieszczeniach, nie działają lub zasilane są przy pomocy przenośnych akumulatorów.
Mieszkańcy Cañada Real żyją w ciemności. Wszystko przez plantację marihuany
Dzielnica Cañada Real chce podnieść się z kolan. Jest to jednak wyjątkowo trudne zadanie. Dlaczego? Od 2020 roku mieszkańcy muszą radzić sobie bez energii elektrycznej. Zasilanie piątego i szóstego sektora Cañada Real zostało wówczas wstrzymane. Ludzie od tej pory muszą żyć w ciemności. Protesty i prośby nic nie dały.
Dostawca energii Naturgy zadecydował o odłączeniu najuboższych dzielnic Cañada Real od elektryczności z powodu "intensywnego i nieregularnego użytkowania", które powodowało częste, niebezpieczne awarie sieci. Niekontrolowane skoki napięcia były wywoływane nie przez zwykłych mieszkańców, ale przez ogromne, nielegalne plantacje marihuany, których w Cañada Real nie brakuje.
Mimo że od wyłączenia prądu w znacznej części piątej i szóstej dzielnicy Cañada Real minęły już dwa lata, nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała wrócić do normy. Gangi narkotykowe kwitną, znajdując poboczne sposoby na dostarczenie energii do plantacji, zwykli ludzi żyją natomiast w nędzy. Kobiety piorą ubrania ręcznie, dzieci odrabiają lekcje w półmroku, przy świetle parafinowych świec.
"Myśleliśmy, że to nie potrwa długo". Mieszkańcy apelują do rządu
Mieszkańcy stale walczą o swoje prawa. Organizują protesty i marsze. Te jednak nie spotykają się ze zrozumieniem lokalnych władz. Tereny Cañada Real są w walce o elektryczność osamotnione. "Znormalizowaliśmy coś, co nie jest normalne" - mówi Houdy Akrikez, 36-letni mediator międzykulturowy w rozmowie z portalem The Guardian. "Kiedy wszystko się zaczęło, myśleliśmy, że to nie potrwa długo, że za kilka miesięcy wszystko się wyjaśni" - wspomina.
Loubna El Azmani aktywnie działa w stowarzyszeniu społeczno-edukacyjnym Barró, od lat mieszka z rodziną w sektorze szóstym hiszpańskiej dzielnicy slumsów i walczy o to, by ten obszar został zauważony przez państwowe władze. Zdaniem El Azmani plantacje marihuany są dla polityków wygodną wymówką, by zamiatać problemy ubogiego obszaru pod dywan i ignorować prośby mieszkańców. Aktywista tłumaczy, że brak elektryczności pogłębia kryzys widoczny od dekad w dzielnicy Cañada Real, a sytuacja z miesiąca na miesiąc staje się gorsza. "Najbardziej marginalizowana dzielnica w Hiszpanii nie ma szans na odbudowę".
Loubna El Azmani rok temu w rozmowie z portalem The Guardian zaznaczył, że jego zdaniem władze bagatelizują problem i nie śpieszą się z rozwiązaniem go, ponieważ mieszkańcy piątego i szóstego sektora Cañada Real to głównie Romowie i Marokańczycy. "Ciekawe, czy władze pozwoliłyby bogatej dzielnicy Madrytu , takiej jak Salamanka, przez rok pogrążać się w ciemności, gdyby odkryto tam plantacje narkotyków" - pyta retorycznie aktywista.
Sytuacja ludzi zamieszkałych hiszpańską dzielnicę Cañada Real wzbudza gniew nie tylko miejscowych aktywistów. Grupa ekspertów ONZ jakiś czas temu również apelowała do hiszpańskiego rządu o zajęcie się tą sytuacją. Specjaliści podkreślali, że życie w ciągłej ciemności narusza prawo dzieci do odpowiednich warunków mieszkaniowych, ma bowiem bardzo poważny wpływ na ich zdrowie i edukacje.
***
Zobacz również: