"Moja samoocena": Kremlowska propaganda uderza poprzez TikToka

Bartosz Kicior

Tylko u nas Bartosz Kicior

Od samego początku wojny w Ukrainie media społecznościowe zalewane są treściami, które mają na celu potęgowanie nastrojów antyukraińskich i antypolskich. Trolle z Kremla próbują tworzyć podziały, rozpowszechniając między innymi emocjonalnie nacechowane materiały dotyczące Polek i Ukrainek. Przykładem jest najnowszy "moja samoocena" na TikToku.

Rosyjska propaganda korzysta z wszelkich możliwych kanałów, by siać mowę nienawiści
Rosyjska propaganda korzysta z wszelkich możliwych kanałów, by siać mowę nienawiściInstagram

Rosyjski aparat propagandowy już po pierwszych kilku dniach napaści na Ukrainę rozpoczął zmasowany atak, dążąc do tego, aby przedstawić uchodźców w jak najgorszym świetle i zniechęcić Polaków do uciekających przed wojną. W tym celu trolle korzystają z każdego dostępnego kanału przekazu, skupiając oczywiście swoje działania na mediach społecznościowych, gdzie możliwość kontroli treści jest najmniejsza.

Próby poróżnienia Polaków i Ukraińców są liczne i przybierają różną formę. Przekłamane, przepełnione nienawiścią wpisy traktujące o wydarzeniach z czasów II wojny światowej, kłamliwe "historie" o roszczeniowych postawach uchodźców, zmyślone utyskiwania na przywileje względem Ukraińców w urzędach czy szpitalach. Pomiędzy mniej lub bardziej skutecznymi działaniami, na początku marca pojawiła się także narracja na temat tego, że przybywające do naszego kraju kobiety, których mężowie zostali w Ukrainie, będą czynnikiem rozbijającym polskie rodziny i stabilność związków.

Logika tego przekazu jest prosta, żeby nie powiedzieć prostacka. Zgodnie z nią mężczyźni w Polsce mieliby zdradzać lub nawet zostawiać swoje dotychczasowe partnerki dla Ukrainek. Trolle ukryte pod fałszywymi tożsamościami, ale także tak zwani “pożyteczni idioci", czyli osoby rozpowszechniające treści propagandowe, wierząc w ich prawdziwość i słuszność, ostrzegają tym samym Polki, aby miały baczenie zarówno na swoich mężów, jak i uchodźczynie.

Niektórzy poszli nawet dalej, twierdząc, że napływ ofiar wojny doprowadzi do masowej poligamii albo wręcz zmusi kobiety w naszym kraju do związków jednopłciowych...

Przekazy te publikowano głównie za pośrednictwem Twittera i Facebooka. Mniej więcej miesiąc później, na przełomie marca i kwietnia, zauważono podejrzane aktywności w innym medium społecznościowym — popularnym wśród młodzieży TikToku.

Wszystko zaczęło się prawdopodobnie od materiału video rosyjskojęzycznej Ukrainki. W krótkim filmiku pojawia się hasło “Moja samoocena, kiedy zobaczyłam polskie dziewczyny", następnie dziewczyna unosi powoli dłoń do góry.

Na reakcje nie trzeba było długo czekać. Mało znane dotąd konto zyskało ogromną uwagę, a pod materiałem pojawiło się mnóstwo komentarzy. Zarówno tych wyrażających oburzenie, jak i bezpośrednie docinki wymierzone nie tylko w autorkę video, ale i we wszystkie Ukrainki. Do dzisiaj publikowanych jest także wiele materiałów będących reakcjami na prowokacyjny manifest.

- TikTok to bardzo specyficzne medium - tłumaczy Rafał Gawlikowski, pracownik Sieci Badawczej Łukasiewicz. - Mało znane konto może szybko zyskać wielu odbiorców. Działa to na zasadzie tagów, czyli motywów przewodnich, które zyskują na popularności w danym tygodniu.

Zdaniem Gawlikowskiego na początku kwietnia, po pojawieniu się wspomnianego materiału, tag "moja samoocena" stał się jednym z takich popularnych motywów. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że trend ten był wspierany, a przynajmniej zauważony przez rosyjski aparat propagandowy.

Nie ma żadnych dowodów na to, że film był bezpośrednio inspirowany przez Rosjan, być może autorka zrobiło to tylko dla zdobycia rozgłosu. Oryginalny post został już zresztą usunięty. Jednak model przekazu pasuje idealnie do strategii dezinformacyjnej Kremla. Po raz kolejny można wytykać prostotę zabiegu, który jednak okazał się skuteczny.

To nie pierwszy raz, kiedy promoskiewska propaganda prowadzona jest za pośrednictwem TikToka. Jakiś czas temu internauci wyśmiewali intensywną akcję rosyjskich influencerów, prawdopodobnie opłaconych po to, by publikowali prorosyjskie treści. Obserwatorzy niemal natychmiast wychwycili fakt, iż tiktokerzy używali dokładnie tych samych słów, jakby odczytywali przygotowane przez służby przemówienie.

- Przez to, że TikTok jest serwisem chińskim, trudniej o sukcesywne zgłaszanie podobnych treści, które prowokują i nasilają podziały - mówi Rafał Gawlikowski. - Moim zdaniem w najbliższej przyszłości będziemy mieli coraz więcej podobnych przypadków. To bardziej wyrafinowana forma propagandy, niż pisane niezgrabnym rosyjsko-polskim językiem wpisy na Twitterze, bo bazuje na obrazie i emocjach, a grupą docelową jest młode pokolenie.

Moim zdaniem w najbliższej przyszłości będziemy mieli coraz więcej podobnych przypadków. To bardziej wyrafinowana forma propagandy, niż pisane niezgrabnym rosyjsko-polskim językiem wpisy na Twitterze, bo bazuje na obrazie i emocjach, a grupą docelową jest młode pokolenie.
Rafał Gawlikowski

Emocje i wartości to zdaniem eksperta z Sieci Badawczej Łukasiewicz główne elementy nowego rodzaju propagandy. Krótkie materiały video na TikToku nie poruszają bowiem kwestii związanych z faktami, nie manipulują informacjami na temat wydarzeń na froncie, nie próbuje się za ich pośrednictwem pokazać nieprawdy jako prawdy. Uderza się w wartości budujące solidarność polsko-ukraińską, skupiając tylko na emocjach i nastrojach społecznych.

- To jest idealny kanał do przekazów emocjonalnych - wyjaśnia ekspert. - Młodzi użytkownicy lubią otwartość, szczerość, pokazywanie emocji, płacz. Choć stereotypem jest postrzeganie TikToka jako medium wyłącznie dla młodych, w Polsce jest wielu użytkowników z grupy wiekowej od 25 do 30 lat.

Ale aktywność rosyjskich trolli to nie tylko TikTok, Facebook i Twitter. Jak zauważa Gawlikowski, wykorzystywane są także komunikatory internetowe, które nie kojarzą się z social mediami.

- Działania skierowane w stronę osób w wieku 40, 50 lat prowadzone są od początku wojny na Whatsappie - twierdzi. - Wielu użytkowników używa tej aplikacji nie tylko do rozmów, ale także do dzielenia się treściami w zamkniętych grupach. W pierwszych dniach inwazji pojawiały się tam treści mocno seksualizujące Ukrainki, głównie dla mężczyzn. Rosjanie taką komunikację mają dobrze opanowaną, bo uprawiają ją od lat u siebie za pośrednictwem popularnej na wschodzie aplikacji Telegram.

Gawlikowski podkreśla potencjalną siłę tego typu przekazów. - To komunikacja na poziomie lingwistycznym - mówi. - Nie sprzedaje jakiejś jednej wizji świata, tylko ciągle podważa i podkopuje inne, oczernia jakieś konkretne grupy. Proszę wyobrazić sobie sytuację, w której propaganda zaczyna działać. Ukrainka będąca w Polsce dzwoni do męża, który przebywa na froncie i mówi, że została źle potraktowana, że się boi i nie czuje się dobrze w tym kraju. To niszczenie podstawowego poczucia bezpieczeństwa.

- W przeciwieństwie do łopatologicznej dezinformacji prowadzonej za pomocą TASS (rosyjska agencja prasowa - przyp. red.) czy Sputnika (rosyjskie medium państwowe - przyp. red.), to może faktycznie działać - podsumowuje Gawlikowski. - Mało kto już nabiera się na ewidentne fejki, ludzie zorientowali się, że to pic.

Jestem wręcz przekonany, że te pozornie nieporadne próby zakłamywania rzeczywistości oficjalnymi, państwowymi kanałami to był jedynie fałszywy atak
Rafał Gawlikowski

- Orkiestra propagandy musi grać na wielu instrumentach, żeby wszystko wybrzmiało z pełną mocą - dodaje. - Jestem wręcz przekonany, że te pozornie nieporadne próby zakłamywania rzeczywistości oficjalnymi, państwowymi kanałami to był jedynie fałszywy atak, wiadomość do świata: "zobaczcie, jacy jesteśmy nieudolni w tej propagandzie, nie trzeba się nas bać". Pod spodem zaś prowadzone są bardziej wysublimowane działania, związane nie z faktami czy doniesieniami medialnymi, a emocjami.

Przeczytaj także:

Pożegnania na dworcu w Zaporożu. Kolejne osoby uciekają przed wojnąAFP

Tylko u nas

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas