Odejść bez śladu
Ekologiczna rewolucja nie omija również branży pogrzebowej. Jak mówią eksperci: trumny i urny odchodzą właśnie na wieczny spoczynek.
Jeśli chodzi o pogrzeby tradycja, przynajmniej w Polsce, wciąż trzyma się mocno. Choć kremacja powoli zyskuje na popularności, większość rodaków (ok. 70 proc.) nadal za najbardziej odpowiednią formę pochówku uznaje złożenie trumny w wykopanym w ziemi grobie. Dodajmy: drewnianej, ozdobionej metalowymi detalami i wyłożonej tkaniną trumny. Do tego okolicznościowe wiązanki, znicze, a kilka miesięcy po ceremonii kamienny lub betonowy nagrobek. Koszt całości? Od około pięciu tysięcy złotych w górę. Sporo, ale w obliczu śmierci bliskich rzadko myśli się o pieniądzach. O ekologii jeszcze rzadziej.
Zostanie po nas ślad węglowy
Bo właściwie, cóż szkodliwego dla planety może być w tradycyjnym pochówku? Okazuje się, że całkiem sporo. Gdyby pogrzeb pozbawić sakralno-emocjonalnej otoczki, sprowadzi się on do zakopania w ziemi mieszanki organicznych i nieorganicznych elementów, takich jak drewno, metal, sztuczne tkaniny, plastik. W jakich ilościach? Dla Polski tego rodzaju statystyki trudno znaleźć, pewien obraz daje jednak wyliczenie, które jakiś czas temu przeprowadził "New York Times". Gazeta podaje, że w Stanach Zjednoczonych każdego roku podczas pochówków do ziemi trafia: 6 milionów metrów sześciennych drewna, ponad milion litrów substancji chemicznych, służących do balsamowania zwłok, 1,6 tony betonu i 64 tony stali. Dodatkowo, wytworzenie każdego pogrzebowego akcesorium - od trumny począwszy, a na zniczach skończywszy, zostawia po sobie pamiątkę w postaci śladu węglowego.
Choć ilość substancji, które przy okazji pogrzebu trafiają do ziemi, w zestawieniu ze skalą zanieczyszczeń, powstających przy okazji produkcji żywności czy odzieży, nie robi wielkiego wrażenia, są tacy, którzy o dobrostanie planety nie zapominają nawet w obliczu spraw ostatecznych. Dla nich właśnie wymyślono ekologiczne pochówki.
Piknik nad grobem
Jak wygląda przyjazny środowisku pogrzeb? Jednolitego scenariusza brak, bo ostateczna forma ceremonii różni się w zależności od preferencji rodziny zmarłego (albo wytycznych, które on sam pozostawił przed śmiercią), dostępnych w danym kraju możliwości i tego, jak daleko chcemy się posunąć w byciu eko. A jest z czego wybierać...
Najmniej kontrowersji budzą ekologiczne trumny, wykonywane z materiałów takich jak: wiklina, karton, bambus czy liście bananowca. Pojawiają się też koncepcje całkowitej rezygnacji z tego akcesorium i zawijania ciała w tkaninę. To ostatnie rozwiązanie należałoby jednak traktować nie jako nowość, ale raczej powrót do przeszłości. I to niezbyt odległej: pochówki w całunach wśród biednej ludności stosowano jeszcze na początku XX wieku.
Nie mniejszy wybór mają ci, którzy decydują się na urny. Pojemniki na prochy wykonuje się dziś z makulatury, konopi, żelatyny, skorup orzecha kokosowego i recyklingowanych tkanin. Bywa, że projektuje się je nie tylko jako funeralne akcesorium, ale również jako zalążek nowego życia. I to dosłownie. Jakiś czas temu designerskie magazyny rozpisywały się o firmie Bios Urn. Hiszpański start-up za równowartość ok. 550 złotych sprzedaje biodegradowalne urny, w których umieszczone jest ziarno lub sadzonka. W ten sposób prochy stają się naturalnym nawozem. Z usług działającej od ponad dekady firmy korzystają klienci na całym świecie, a w ten ekologiczny sposób pochowano już ok. 100 tys. osób.
Decydując się na urnę można wesprzeć ekosystemy nie tylko lądów, ale i mórz. Konkretnie: rafy koralowe, o których degradacji ekolodzy mówią od lat. Jedną z metod ich ratowania jest umieszczanie na dnach akwenów różnego rodzaju rusztowań, stanowiących oparcie dla osiedlających się organizmów. Mogą to być odwrócone do góry dnem doniczki, stare opony lub właśnie urny. Specjalnie spreparowane pojemniki oferuje amerykańska organizacja Eternal Reefs. Tworzone przez nich urny mają kształt kul z okrągłymi otworami, możliwa jest też personalizacja pojemników, poprzez zatopienie w ich strukturze niewielkich przedmiotów lub wygrawerowanie wybranego napisu. Rodzina może uczestniczyć w pochówku, polegającym na wrzuceniu urny do morza lub oceanu. Później otrzymuje pamiątkowy certyfikat, na którym umieszczone są współrzędne określające miejsce spoczynku ich bliskiego.
Ekologiczna może być nie tylko trumna czy urna, ale i miejsce pochówku. Alternatywą dla klasycznej nekropolii jest tzw. "zielony cmentarz". To miejsce, w którym nie stawia się pomników, nie kładzie na grobach wiązanek, nie tworzy infrastruktury: brak tu kaplicy, wybrukowanych alejek, często nie ma nawet toalety. Są jednak rzeczy i sytuacje, których na tradycyjnym cmentarzu próżno szukać. Administratorzy zielonych cmentarzy zachęcają rodziny zmarłych, by traktowali te miejsca nie tylko jako przestrzeń do kontemplacji. Nierzadkie są więc przypadki spacerów, pikników, a nawet wychylania kieliszka prosecco nad grobem przodka.
Nie wszystkim taki pomysł na wieczny spoczynek się podoba albo raczej: podobał. Jak podaje "The Independent", kiedy w 1993 roku w Wielkiej Brytanii otwarto pierwszy ekologiczny cmentarz, jego właściciele spotkali się z krytyką. Niecałe dwie dekady wystarczyły jednak, by z przedmiotu kpin stali się inspiracją - w tej chwili na Wyspach działa ok. 300 podobnych miejsc.
Bez szans na niebo?
Jeszcze więcej kontrowersji niż ekologiczne cmentarze, budzi praktyka kompostowania zwłok, od ponad roku legalna m.in. w stanie Waszyngton. W procesie tym ciało na około miesiąc umieszcza się w metalowej trumnie wypełnionej materiałami organicznymi, takimi jak słoma, lucerna i trociny. Całość podgrzewa się do temperatury 55 stopni Celsjusza - ciepło nie tylko przyspiesza rozkład, ale również likwiduje chorobotwórcze drobnoustroje. W efekcie powstaje żyzna ziemia, którą rodzina zmarłego może wykorzystać do sadzenia drzew lub kwiatów.
Gorące dyskusje toczą się również wokół metod takich jak promesja i resomacja. Pierwsza, opracowana i opatentowana przez szwedzką biolożkę Susanne Wiigh-Mäsak, polega na zanurzeniu ciała w ciekłym azocie, a następnie zamienieniu go w pył poprzez działanie wibracji. Druga zaś zmienia zwłoki w biały proszek pod wpływem działania wodorotlenku potasu i wysokiej temperatury.
Jak można się domyślić, procedury te nie budzą entuzjazmu tradycjonalistów. Kiedy Wiigh-Mäsak próbowała otworzyć w Szwecji pierwsze prometorium, pomysł został zablokowany przez lokalnych polityków, mówiących że "po zmartwychwstaniu ludzie muszą stanąć przed Bogiem w całości, więc ciał nie można poddawać promesji" (nawiasem mówiąc, nauka Kościoła katolickiego takiego warunku nie stawia). Władze Waszyngtonu, po zalegalizowaniu kompostowania zostały zaś oskarżone o "radykalnie świeckie, materialistyczne podejście do życia".
Dla równowagi warto dodać, że część szwedzkich duchownych pozytywnie odniosła się do koncepcji promesji. "Władze kościelne mówiły wręcz, że dla wiernych powinna to być preferowana forma pochówku" - tłumaczyła "Focusowi" Wiigh-Mäsak.
Co po tobie wyrośnie?
Koncept zielonych pożegnań dotarł i do Polski. Choć do poziomu zainteresowanych kompostowaniem zwłok Szwedów czy wdrażających system ekologicznych certyfikatów dla branży funeralnej Amerykanów, wciąż nam daleko, nad Wisłą również myśli się o ekologicznym odchodzeniu.
Rodzimym odpowiednikiem wspomnianych Bios Urn jest Ovo - urna zaprojektowana przez Małgorzatę Dziembaj. Stworzony przez nią pojemnik na prochy to biała, ceramiczna kula, w środku której znajduje się biodegradowalny pojemnik na skremowane prochy. Ceramiczną część bliscy zmarłego mogą zabrać ze sobą do domu, biodegradowalne elementy zawierają zaś zagłębienie, w którym umieszczone są ziarna lub sadzonki.
Większość polskich domów pogrzebowych ma też w swojej ofercie tekturowe trumny (choć ich ujęcie w asortymencie podyktowane jest raczej troską o mniej zamożnych klientów, a nie o środowisko).
Pomysły na zielone pochówki mogą wydawać się szokujące. W dyskusji nad nimi, warto jednak wziąć pod uwagę nie tylko ekologiczne i etyczne argumenty. Eksperci od lat powtarzają, że miejsca na nekropolie może kiedyś po prostu zabraknąć. Jeśli taki scenariusz się ziści, ekologiczne pogrzeby z alternatywy staną się koniecznością.
Zobacz również: