Pierwsza taka dama

Wydana ostatnio we Francji książka o Carli Bruni wywołała ostrą dyskusję. Pałac Elizejski groził procesem, a wszystkie gazety przytaczały bulwersujące fragmenty o pierwszej damie.

 
 Getty Images/Flash Press Media
Bruni w nowej wersji szokuje dawnych znajomych
 Getty Images/Flash Press Media

Była modelką i piosenkarką, ale sławę zdobyła dzięki romansom ze znanymi mężczyznami: Clapton, Jagger, Sarkozy... Jeszcze niedawno paliła trawkę i balangowała w nocnych klubach z rockmanami. Ale od kiedy została panią prezydentową, ubiera się wyłącznie w klasyczne garsonki i twierdzi, że "w pełni podziela prawicowe poglądy męża". O tym, dlaczego Francuzi uważają Bruni za największy skandal ostatnich lat, z Besmą Lahouri, autorką jej głośnej biografii, rozmawia Anna Jasińska.

Twój Styl: Francuzi coraz częściej mówią z irytacją "Nicolas Bruni" o swoim prezydencie. To aluzja do tego, kto rządzi w jego małżeństwie. Carla zdominowała męża?

Besma Lahouri: - Bez wątpienia! I zrobiła to w sposób tak inteligentny, że Sarkozy jeszcze ma poczucie, iż to on tu rządzi. Fakty wskazują jednak na coś innego. Za namową żony przestał mieszkać w Pałacu Elizejskim i wprowadził się do jej paryskiego domu - dotąd żaden z francuskich prezydentów w czasie sprawowania urzędu nie mieszkał u kobiety! Francuzów to oburzyło. Podobnie jak to, że głowa państwa po godzinach bawi się teraz niemal wyłącznie w towarzystwie znanych modelek, fotografów, stylistów i aktorów, czyli osób z otoczenia żony.

- Ostatnio koleżanki Carli podróżują już nawet na pokładzie prezydenckiego samolotu podczas oficjalnych wizyt zagranicznych Sarkozy'ego. Nie mówiąc już o tym, że prezydencka para spędza większość wakacji w rodzinnej posiadłości rodu Bruni-Tedeschi we Włoszech.

Kim była Bruni przed romansem z prezydentem?

- Celebrytką po kilku głośnych romansach, które uczyniły ją sławną. Ale schodziła już ze sceny. Przestała pracować na wybiegu. Próbowała szczęścia jako piosenkarka, jednak jej drugi album okazał się porażką. Odszedł od niej ówczesny partner, znany paryski wydawca Raphaël Enthoven. A bez niego nie była już ważną postacią na intelektualnych paryskich salonach. Przeżywała kryzys. Nic nie wskazywało, że w jej życiu ma się wydarzyć coś spektakularnego.

Jako żona prezydenta Francji musi unikać ekstrawagacji.
Tu z królową Elżbietą IIGetty Images/Flash Press Media

- To przyjęcie, które zorganizował Jacques Séguéla, były doradca Mitterranda, wpływowa postać we Francji, odbyło się 14 listopada 2007 r. Data ma znaczenie, bo dokładnie miesiąc wcześniej, 15 października, Nicolas Sarkozy rozwiódł się ze swoją żoną Cecylią. Porzuciła świeżo wybranego prezydenta na oczach całego świata. Chyba nic dotąd tak bardzo nie zraniło jego uczuć. Wpadł w depresję, a ludzie z jego otoczenia naprawdę nie wiedzieli, co robić. Obawiano się nawet o zdolność Sarkozy'ego do sprawowania urzędu. To był poważny kryzys polityczny. I wtedy ktoś wpadł na pomysł, by rozerwać prezydenta serią przyjęć z celebrytami. Carla Bruni znalazła się na tamtej kolacji właśnie z tego klucza.

Miała świadomość, że została zaproszona, by zabawić prezydenta przeżywającego załamanie po rozwodzie?

- Myślę, że tak. I zupełnie jej to nie przeszkadzało. Od pierwszej chwili zachowywała się tak, jakby za wszelką cenę chciała go uwieść. Niemal natychmiast przeszła z nim na "ty" i zaczęła mu opowiadać o swoim romansie z Mickiem Jaggerem. Epatowała zmysłowością. Według naocznych świadków ich konwersacji prezydent słuchał jej podekscytowany i szybko wszedł na podobny rejestr. W pewnej chwili powiedział do niej nawet: "Nie rozumiem, jak mogłaś sypiać z mężczyzną, który ma tak żałosne łydki?!". Nie ulega wątpliwości, że Bruni bardzo mu się podobała. Spotkałam się nawet z wersją, że Sarkozy sam zasugerował, że "jej obecność na tym przyjęciu sprawiłaby mu przyjemność".

Kto zainicjował intymną znajomość?

- To właśnie jest intrygujące. Bruni doskonale wiedziała, że rozmawia z upokorzonym mężczyzną. Pisały o tym wtedy wszystkie gazety. Dla profesjonalnej uwodzicielki, a Carla przez lata lubiła mówić o sobie "jestem donżuanem", taka sytuacja była niewątpliwie okazją. Uczestnicy tamtej kolacji wspominali, że jej uwodzicielska gra z prezydentem była wręcz ostentacyjna - ignorowała innych rozmówców, z fascynacją wpatrywała się w jego oczy, kilka razy powiedziała mu coś na ucho, dotykała jego ramienia, włosów itp. Podczas jednego wieczoru skróciła dzielący ich dystans do zera.

Bruni zapewnia dziś, że to była po prostu miłość od pierwszego wejrzenia. W książce sugeruje pani jednak, że ten związek to raczej wykalkulowany interes.

- Tak, i to obopólny. Dla Sarkozy'ego romans z celebrytką oznaczał odwrócenie uwagi od niedawnego upokorzenia. Niemal z dnia na dzień z porzuconego samca mógł zamienić się w samca zdobywcę. Z kolei Bruni, dzięki relacji z prezydentem, znów mogła znaleźć się w centrum zainteresowania. A to zawsze było dla niej najważniejsze. Wielu jej znajomych mówiło mi, że w tamtym czasie dzwoniła do nich, powtarzając: "Widzieliście?! Na całym świecie piszą teraz tylko o nas!". Zdobyłam dowody na to, że Carla precyzyjnie zaplanowała też upublicznienie swojego romansu z Sarkozym.

Jej słynne pierwsze zdjęcie z prezydentem Francji w paryskim Disneylandzie zrobił przecież jakiś przypadkowy paparazzi.

- To wersja oficjalna. Tak się składa, że był nim jej stary znajomy, Pascal Rostain. Po raz pierwszy spotkali się ponad 25 lat temu. Pracowali razem, gdy Carla stawiała pierwsze kroki na paryskich wybiegach. Od tamtej pory Pascal wykonywał dla niej wiele specjalnych zleceń. Najczęściej fotografował ją, niby przypadkiem, ze sławnymi kochankami, gdy zależało jej na nagłośnieniu któregoś z romansów. A z reguły bardzo jej zależało. Tym razem było podobnie.

- Rostain twierdzi, że przypadkiem znalazł się tego dnia pod jej domem, akurat gdy wsiadała do prezydenckiej limuzyny, intuicja podpowiedziała mu, że para wybiera się do Disneylandu, pojechał tam więc na skróty na skuterze, był przed nimi i szczęśliwie zdążył uwiecznić moment, w którym Bruni i Sarkozy, trzymając się za ręce, przekraczają bramy paryskiego parku rozrywki. Tylko ktoś bardzo naiwny mógłby potraktować tę opowieść serio...

Efekt został jednak osiągnięty, bo dziennikarze natychmiast zaczęli pytać prezydenta, czy to poważny związek.

- A on nie ucinał tematu. Był bardzo zadowolony, że wreszcie zaczął być pytany o Carlę, a przestał o Cecylię. Wypowiadał się więc na temat nowej partnerki nawet na konferencjach prasowych poświęconych sprawom państwa. I prawie natychmiast potwierdził, że związek jest poważny. Najbardziej zaskakujące jest jednak to, że - jak potwierdziło kilka osób z bliskiego otoczenia pary prezydenckiej - Sarkozy miał poprosić Bruni o rękę zaledwie po dwóch tygodniach znajomości! Oficjalnie decyzja o ślubie zapadła po kilku miesiącach znajomości.

Jak Carla zareagowała na te oświadczyny?

- Niemal z dnia na dzień zmieniła styl. Szybko zaczęła ubierać się jak żona prezydenta. Gdy była dziewczyną Claptona czy Jaggera, nie nosiła płaszczy od Hermesa i torebek w stylu angielskiej królowej, tylko markowe dżinsy, wydekoltowane podkoszulki i seksowne sukienki. U boku Sarkozy'ego niemal od początku stylizowała się na pierwszą damę - nawet gdy jeszcze nią nie była. Wcześniej kreowała się też na lewicującą artystkę. Podpisała m.in. petycję przeciwko projektowi Sarkozy'ego, który chciał zmusić emigrantów do wykonywania testów na HIV. Ale jako jego dziewczyna natychmiast zaczęła deklarować, że "w przyszłości na pewno będzie głosować na Nicolasa".

- Dla wielu jej znajomych z artystowskich środowisk ta wolta była nie do pojęcia. Ale jej lewicowość zawsze była raczej powierzchowna i deklaratywna. Nie zapominajmy, że Carla wychowała się w pałacu. Dorastała w rodzinie bogatych włoskich przedsiębiorców. Jachty, prywatne odrzutowce, wakacje na Riwierze, narty w drogich kurortach alpejskich - to był jej naturalny świat. Nigdy nie musiała pracować dla pieniędzy. I nigdy o nie nie dbała.

- Jedna z jej znajomych wyznała mi, że podczas imprezy w mieszkaniu Bruni znalazła raz pod komodą zakurzony czek na jej nazwisko. Było to honorarium za udział w pokazie mody w Nowym Jorku. Przeleżał tam kilkanaście miesięcy. Carla nie miała nawet pojęcia, że go zgubiła. Kilkadziesiąt tysięcy dolarów to nie była suma, której brakowałoby w jej budżecie.

Zainspiruj się!
Zainspiruj się!
Zainspiruj się!
Zainspiruj się!
+9

- Na pierwszy casting zaprowadziła ją matka Marisa, bo "Carla chciała być sławna". Bruni debiutowała na pokazie bielizny Chantal Thomass. Miała świetną figurę, była pewna siebie, dobrze wypadała na zdjęciach i uwielbiała pozować nago. Jeden z pierwszych fotografów, który z nią pracował, wspominał, że kiedyś wymyśliła sobie nagą sesję na plaży i bez skrępowania biegała wśród wpatrujących się w nią turystów. Gdy wracali potem razem do hotelu, natknęli się na wypadek samochodowy. Kolizja był poważna, ofiary odwieziono właśnie do szpitala, czuć było jeszcze spaleniznę. Bruni bez chwili zastanowienia wdrapała się na dach uszkodzonego wozu i krzyknęła do fotografa: "Na co czekasz?! Rób mi zdjęcia!". Wiele osób mówiło mi o Bruni modelce: "Dziewczyna bez kompleksów i bez hamulców".

Była modelką z najwyższej półki?

- Była bardzo znaną modelką, ale to nie to samo. Kilka osób z branży, z którymi rozmawiałam, podkreślało, że Bruni nigdy nie zdobyła takiego statusu jak Claudia Schiffer, Kate Moss czy Naomi Campbell. Patrick Demarchelier, fotograf gwiazd, ujął to tak: "Była raczej osobowością niż modelką doskonałą. Nigdy nie miała okładki w amerykańskim »Vogue'u«, ale bez wątpienia stała się rozpoznawalna".

Miewała gwiazdorskie kaprysy?

- Nie. Pod tym względem uważano ją nawet za wyjątkową profesjonalistkę. Jej zdyscyplinowanie było wręcz legendarne. W środowisku krążyła nawet anegdota o pewnej sesji zdjęciowej z jej udziałem. Całe ciało Bruni miało być wówczas pomalowane w litery. Malowanie ich trwało kilka godzin. Gdy Carla była już gotowa do zdjęć, fotograf nagle dowiedział się, że jego żona jest w szpitalu i opuścił studio. Bruni nie protestowała. Czekała na niego przez kilka godzin naga, nie włożyła na siebie niczego, żeby nie zniszczyć rysunków na ciele. Gdy wrócił, powiedziała, że rozumie sytuację, i spokojnie przystąpiła do pracy.

- Ale potrafiła też być wymagająca. Gdy na początku swojej kariery musiała raz czekać ponad godzinę na Christiana Lacroix, powitała go z irytacją: "No, jest pan wreszcie. W końcu się pan pojawił!". Nie znosiła, gdy ktoś ją lekceważył.

Ale jej współpraca z Lacroix i tak ułożyła się znakomicie.

- Christian po prostu przyjął do wiadomości, że to ona rozdaje karty. Podobnie ułożyła się zresztą jej relacja z Jeanem Paulem Gaultierem, dziś częstym gościem pani prezydentowej. Bruni stawiała warunki nawet Helmutowi Newtonowi, którego zaprosiła przed laty do rodzinnego pałacu na prywatną sesję rodzinną. Zresztą dość perwersyjną. Na jednym ze zdjęć wystylizowana na lolitkę Carla w wyzywającej pozie siedzi na kolanach swojego ojca. A jej matka Marisa smutna stoi z tyłu.

Dwuznaczna sytuacja, zwłaszcza jeśli zagłębimy się w to, jak wyglądały relacje w tej rodzinie. W książce pisze pani, że Alberto Bruni-Tedeschi, mąż Marisy, doskonale wiedział o licznych romansach żony i je tolerował.

- Tak, zaprotestował tylko raz, gdy matka Bruni po rozstaniu z jednym z kochanków biegała w spazmach po domu i rozpaczała na oczach męża, dzieci oraz służby. Ponieważ Alberto był zamkniętym w sobie, powściągliwym mężczyzną, powiedział tylko: "Tym razem już przesadziłaś!". To była ostra reprymenda, bo wcześniej w ogóle na nic nie reagował.

Zdrady żony nie miały dla niego znaczenia?

- Było ich chyba zbyt wiele. Alberto nie chciał rozpadu rodziny, więc w pewien sposób pogodził się z dość swobodnymi obyczajami żony. Wymagał jedynie, by zachowywała pewne pozory. Choć na początku małżeństwa łączyła ich wielka miłość, z biegiem lat stali się związkiem otwartym - każdy miał swoje życie i nie ograniczał drugiej strony. Łączyła ich trójka dzieci i pasja muzyczna. Marisa była niespełnioną pianistką, Alberto - kompozytorem.

Z tą trójką dzieci to pewna nieścisłość. Po latach okazało się, że Carla Bruni nie była biologiczną córką Alberta Bruni-Tedeschiego.

- Tak, ale wyszło to na jaw już po jego śmierci. Któregoś dnia Marisa wyznała po prostu córce, że jej prawdziwym ojcem jest gitarzysta Maurizio Remmert, z którym miała kilkuletni romans. (Remmert oficjalnie uznał Carlę Bruni za swoją córkę w 2008 roku - przyp. red.).

To ona dominuje w związku. Jednak robi to dyskretnie - oficjalnie stoi w cieniu mężą
 Getty Images/Flash Press Media

- Prawdopodobnie coś przeczuwał. Od początku traktował Carlę z dystansem. Jego ukochanym dzieckiem była jej starsza siostra Valeria. Została reżyserką i ojciec zawsze podkreślał, że jest z niej dumny. Za to z lekceważeniem wyrażał się o tym, co robi Carla. Dawał do zrozumienia, że go rozczarowała. Z kolei Marisa najbardziej wyróżniała syna Virginia. Carla była w tej rodzinie dzieckiem w jakimś sensie porzuconym. Niczego jej nie brakowało.

Jest niezależna od męża prezydenta. Ma swoje pieniądze, swój wizerunek i swoje ambicje. Właśnie dlatego zaczęto mówić ostatnio, że jest słabą stroną Sarkozy'ego. Nieobliczalnym elementem jego wizerunku. W każdej chwili może wywołać skandal.
Besma Lahouri

- W weekendy każde z rodziców zajmowało się sobą. Nawet podczas wakacji, gdy Carla z rodzeństwem jeździła do letniej rezydencji, jej matki i ojca raczej tam nie było. Gdy przyjeżdżali, dzieci z nianiami wyjeżdżały gdzie indziej.

Ile lat miała Carla Bruni, gdy dowiedziała się, że nie jest córką swojego ojca?

- Około trzydziestki. Ta wiadomość ją zdruzgotała. Od tamtej pory zmienił się jej stosunek do matki. Gdy Carla miała słynny romans z francuskim pisarzem Jeanem-Paulem Enthovenem, a wkrótce potem zaczęła spotykać się z jego synem Raphaëlem, któremu rozbiła małżeństwo, matka zadzwoniła do niej i powiedziała: "Zastanów się, co robisz. Przekraczasz już dopuszczalne granice". Bruni w ogóle się tym nie przejęła i odpowiedziała Marisie: "Jesteś ostatnią osobą, która ma prawo pouczać mnie na temat moralności".

Jako żona prezydenta, bardziej dba o wizerunek troskliwej matki.
Zabrała syna m.in. do Egiptu, to była jej pierwsza zagraniczna podróż z Sarkozym. Prezydent nosił Aureliena na barana, ona trzymała go za rękęEast News

- Ona była jego fanką jeszcze jako nastolatka. W dzieciństwie miała pokój wyklejony zdjęciami Stonesów. Jej koleżanki z czasów szkoły średniej twierdzą, że lubiła powtarzać: "Zobaczycie, któregoś dnia Jagger straci dla mnie głowę". Wtedy się z niej śmiały. Ale kilkanaście lat później Jagger naprawdę dla niej oszalał.

- Poznali się przez Erica Claptona, z którym wówczas Bruni miała romans. Od razu między nimi zaiskrzyło. Gdy Clapton zorientował się, co się dzieje, błagał Jaggera, by "nie zabierał mu miłości jego życia". Ale to nie pomogło. Jagger zawsze miał opinię erotomana, który nie przywiązuje się do swoich kochanek. Jednak z Bruni było inaczej. Gdy kończyła pracę, po pokazie wysyłał po nią limuzynę z kierowcą. Nigdy się nie spieszyła.

- Do koleżanek z wybiegu mówiła: "Jestem młoda i piękna, niech czeka". To był początek lat 90., nie używano jeszcze komórek, więc stylistki odbierały wszystkie telefony i krzyczały na całe studio: "Carla, Mick Jagger do ciebie dzwoni, podejdziesz?". A ona odpowiadała: "Nie teraz, powiedz mu, że jeszcze nie skończyłam". Jagger wydzwaniał czasem po dziesięć razy w ciągu dnia. Według Bruni ich związek trwał siedem lat. Wystarczająco długo, by zapewnić jej światową sławę.

Kto go zakończył?

- Ona. Ich drogi rozeszły się w 1997 roku, choć niecałkowicie. Jagger odwiedzał ją jeszcze wielokrotnie. Gdy ostatnio szukała w Paryżu mieszkania odpowiedniego dla niej i jej męża, prezydenta Francji, chciała nawet kupić piętro w kamienicy, w której swój apartament miał już Jagger. To była głośna sprawa. Sarkozy zaprotestował.

Z jakimi mężczyznami romansowała między Jaggerem a Sarkozym?

- Między innymi ze znanym paryskim adwokatem Arno Klarsfeldem. Ich związek był tak burzliwy, że podczas sprzeczek rzucali w siebie talerzami. Z kolei o jej romansie z aktorem Charlesem Berlingiem zrobiło się głośno po tym, jak po ich rozstaniu przeżył załamanie nerwowe. Z ważnych postaci byli jeszcze wspomniany już Jean-Paul Enthoven i jego syn Raphaël, z którym Carla ma dziecko. Wcześniej rzadko widywano ją z synem.

- Teraz, jako żona prezydenta, bardziej dba o wizerunek troskliwej matki. Zabrała syna m.in. do Egiptu, to była jej pierwsza zagraniczna podróż z Sarkozym. Prezydent nosił Aureliena na barana, ona trzymała go za rękę. Wyglądali jak rodzina, choć był to początek ich romansu. I pewnie o to chodziło...

W swojej książce "Carla. Sekrety jej życia" podkreśla pani, że zanim pani bohaterka zaczęła odgrywać stateczną pierwszą damę, powtarzała często: "Lubię być wierna... sobie". Kiedyś, słysząc o człowieku żonatym od ćwierć wieku z tą samą kobietą, wykrzyknęła z niedowierzaniem: "25 lat razem?! To niewiarygodne! Trudno mi sobie wyobrazić, że mogłabym być z kimś dłużej niż trzy lata". Wierzy pani, że jej małżeństwo z prezydentem Francji przetrwa próbę czasu?

- Wiele osób spekuluje dziś na ten temat. Trudno przewidzieć, co zrobi Carla. Jest niezależna od męża prezydenta. Ma swoje pieniądze, swój wizerunek i swoje ambicje. Właśnie dlatego zaczęto mówić ostatnio, że jest słabą stroną Sarkozy'ego. Nieobliczalnym elementem jego wizerunku. W każdej chwili może wywołać skandal, bo jej to zawsze będzie służyć. Za to Sarkozy jest już dziś najmniej popularnym prezydentem w powojennych dziejach Francji (w ostatnich sondażach popiera go 24 procent obywateli - przyp. red.).

Dotarła pani do wielu niewygodnych dla francuskiej pierwszej damy wyznań. Ile osób nie chciało z panią rozmawiać z obawy, że mogą mieć z tego powodu problemy?

- Na szczęście jesteśmy we Francji przywiązani do wolności słowa. I nie lubimy się obawiać. Spośród kilkuset osób, z którymi chciałam się spotkać, pięć, sześć odmówiło mi rozmowy, w tym sama Bruni i jej matka. Co ciekawe, gdy książka była już gotowa, asystentka pierwszej damy za wszelką cenę chciała nie dopuścić do jej publikacji. Zaoferowała nawet mojemu wydawnictwu album o Pałacu Elizejskim z ekskluzywnymi zdjęciami Bruni w roli przewodniczki i prywatnymi anegdotami o życiu pary prezydenckiej. Carla, jak zawsze, chciała zaaranżować sytuację zgodnie ze swoim scenariuszem. Ale musiała przyjąć do wiadomości, że tym razem jednak coś wymknęło się jej spod kontroli.

Rozmawiała Anna Jasińska

Twój Styl 4/2011

Twój Styl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas