Portret damy
Przepis na pierwszą damę Ameryki? To proste. Musi być idealna. A więc: wzorowa żona i matka, a jednocześnie kobieta z klasą, talentem estradowym, handlowym i krasomówczym. Koniecznie o wielkim sercu. O tym, czego Amerykanie oczekują od prezydentowej, czego jej nie wybaczą i czy Melania Trump ma szansę podbić ich serca, opowiada Kate Andersen Brower, autorka bestselleru "Pierwsze damy Ameryki".
Czy rozmawiała już pani z nową prezydentową?
Kate Andersen Brower: Jeszcze nie, chociaż zabiegam o wywiad z Melanią Trump od ubiegłego lata. Na razie nie rozmawia z prasą. Udzieliła tylko kilku krótkich wywiadów telewizyjnych. Sprawa nie jest łatwa, bo Melania po zaprzysiężeniu prezydenta "zniknęła", poza tym wciąż nie ma szefa personelu ani sekretarza prasowego, którzy zwykle są nominowani jeszcze przed zaprzysiężeniem prezydenta. Taka pustka we wschodnim skrzydle Białego Domu (tu rezyduje pierwsza dama) jest wydarzeniem bez precedensu. (Dzień po wywiadzie ogłoszono, że szefem personelu Melanii Trump została Lindsay Reynolds. Wcześniej pracowała w administracji George’a W. Busha - przyp. red.).
"Za każdym wielkim prezydentem stoi niezwykła kobieta", czytam w pani książce. Być może Melania boi się oczekiwań opinii publicznej? Jakie one są?
- W czasach prezydentury Johna Forda pewna mieszkanka Teksasu napisała do jego żony Betty Ford: "Pani konstytucyjnym obowiązkiem jest być ideałem". Oczekiwania w stosunku do żony prezydenta są konserwatywne, a nawet seksistowskie. Powinna być idealną amerykańską żoną i matką. Musi być lojalna wobec męża, rozumieć zwykłych Amerykanów i budzić ogólną sympatię. "Lady Bird" Johnson, żona prezydenta Lyndona Johnsona, podsumowała te oczekiwania tak: pierwsza dama powinna być gwiazdą estrady, handlowcem, fashionistką oraz barometrem nastrojów, jednocześnie mieć wielkie serce i szczerze interesować się losem zwykłych ludzi. Amerykanie uważają, że bycie pierwszą damą to honor i przywilej. Chcą, by stała się zaangażowana i aktywna. Oczekują, że wykorzysta szansę, jaką daje ta pozycja. Wycofanie Melanii Trump jest dla Amerykanów novum.
Zacznijmy od stereotypu żony idealnej. Co to znaczy?
- "Z zawodu jestem panią Reagan", mówiła z dumą Nancy Reagan. Pierwsza dama stoi murem za prezydentem, jest bezgranicznie oddana, poświęca karierę, jest oparciem w trudnych momentach, bywa doradcą. W czasie kryzysu kubańskiego (13-dniowy impas w stosunkach między USA i Związkiem Radzieckim w 1962 roku, grożący użyciem broni nuklearnej - przyp. red.) John Kennedy poprosił żonę, żeby była przy nim w tych trudnych chwilach. I Jackie, która spędzała weekend z dziećmi w Wirginii, prędko spakowała się i przyjechała do Waszyngtonu, a prezydent zrelacjonował jej wszystkie szczegóły jak najbardziej zaufanemu doradcy.
Rosalynn Carter, Pat Nixon czy Nancy Reagan miewały lepszą intuicję polityczną od swoich mężów. Ważne było to, żeby umiejętności tych używać dyskretnie. Rosalynn Carter ukrywała spryt pod maską prostej dziewczyny z Południa, a jednak umiała lepiej ocenić ludzi niż Jimmy Carter i pomogła mężowi rozgryźć charaktery negocjatorów pokojowych rokowań w Camp David: egipskiego prezydenta Anwara as-Sadata i premiera Izraela Menachema Begina.
Czy zdarzyło się, że pierwsza dama zbyt mocno mieszała się w politykę, i było to źle odbierane?
- Nancy Reagan myślała o polityce w bardziej postępowy sposób niż mąż. Zależało jej, żeby miał wokół siebie nowoczesnych republikanów, a nie twardogłowych. W trosce o dobro męża starała się odsunąć od niego współpracowników, którzy jej zdaniem mu szkodzili. I nie była lubiana. Podobnie było w przypadku Hillary Clinton. Wbrew wieloletniej tradycji urządziła swoje biuro w zachodnim skrzydle Białego Domu, obok zaufanych współpracowników prezydenta, i z miejsca wzięła się do reformy służby zdrowia. Okazało się, że wyborcy nie akceptują nadgorliwości. Odebrano te działania nie jako pomoc małżeńską, ale wstęp do budowy własnej politycznej kariery. Problemy wizerunkowe podczas jej kampanii prezydenckiej są związane z tym, jaką była pierwszą damą.
Jak "idealne żony" radziły sobie ze zdradami mężów?
- Jackie Kennedy udawała, że niczego nie widzi i o niczym nie wie. Wyjeżdżała na weekend do Wirginii, mąż w tym czasie dobrze bawił się z sekretarkami. Ale media nie były wówczas tak wszechobecne i nikt prezydenta na gorącym uczynku nie złapał. Nie było dowodów, nie było sprawy. Jackie mogła więc po jego śmierci stworzyć legendę idealnego męża, ojca i polityka. Hillary Clinton musiała zdradzie stawić czoło publicznie. I wybaczyć. Co nie zmienia faktu, że była wściekła i najchętniej rozerwałaby Billa na strzępy. Urządzała mu awantury z wrzaskami i rzucaniem talerzy. Clintonowie byli najbliżej rozwodu ze wszystkich pierwszych par. Długo sypiali osobno. Ostatecznie ich polityczna unia okazała się ważniejsza.
Czy pierwsze damy kiedykolwiek zdradzały?
- To są rzeczy nie do pomyślenia dla amerykańskiego społeczeństwa. Byłby to niewyobrażalny skandal. Niewierna żona mogłaby faktycznie pozbawić męża urzędu.
Jackie Kennedy powiedziała, że jeśli kobieta zaniedba wychowanie dzieci, wszystkie inne jej osiągnięcia nie będą miały znaczenia. Pierwsza dama musi być idealną matką. Przynajmniej z pozoru, bo nie wierzę, że żadna z nich nie popełniała błędów wychowawczych.
- Przyznawała się do nich Nancy Reagan. Swoją autobiograficzną książkę opatrzyła wymowną dedykacją: "Dla Ronniego, który zawsze rozumiał, oraz dla moich dzieci, które, mam nadzieję, któregoś dnia zrozumieją". Nancy była wpatrzona w męża, syn i córka pozostawali na drugim planie jako rodzaj irytującego dodatku. Skutek? Patti Reagan została zagorzałą demokratką i nie poparła kampanii ojca. Nie rozmawiała z matką przez lata.
Dla której pierwszej damy życie rodzinne było ważniejsze od polityki?
- Dla Michelle Obamy. Od razu zapowiedziała, że obowiązkom pierwszej damy będzie poświęcała jedynie dwa-trzy dni w tygodniu. Resztę czasu - wychowaniu oraz edukacji córek. Co więcej, domowemu rygorowi musiał się też podporządkować prezydent: miał być w domu na kolacji o 18.30. Jako korespondentka Białego Domu dla stacji Bloomberg News towarzyszyłam prezydentowi podczas oficjalnych wyjazdów. Kiedy miał spotkanie w Kalifornii, jego doradcy musieli tak dostosować program wizyty, żeby zdążył na rodzinną kolację w Waszyngtonie. Tego samego dnia.
Melania Trump jest ładna i zgrabna. Czy uroda ma znaczenie?
- Chyba nie. Ważniejsze jest to, czy taką damę da się polubić. Barbara Bush została pierwszą damą w późnym wieku. Budziła sympatię zarówno republikanów, jak i demokratów. Miała świetne relacje z dziećmi, a potem z wnukami. I umiała sobie zjednywać zwykłych Amerykanów. Dla wielu, również dla mnie, uosabiała ideał pierwszej damy.
Która pierwsza dama ubierała się najlepiej?
- Jackie Kennedy. Jej pantofle na niewielkich obcasach, żakiety i toczki wyznaczyły Amerykankom nowe kanony stylu. Była najbardziej światowa i wyrafinowana i nie chodziło tylko o to, że ubierała się u Chanel czy Diora. Miała świetny gust, nienaganne maniery, odebrała wszechstronną edukację (studiowała na paryskiej Sorbonie - przyp. red.) i znała doskonale historię sztuki. Poza tym była bystrzejsza, niż ludziom się wydawało. Dla Amerykanek jest do dziś jedną z najbardziej podziwianych kobiet.
- Również przez inne prezydentowe, na przykład Hillary Clinton, chociaż nie jestem pewna, czy to nie była tylko poza. Bill Clinton był zapatrzony w Kennedy’ego i być może Hillary uznała, że tak po prostu wypada. Do fascynacji Jackie przyznaje się też Melania. Jej błękitny kostium, w którym wystąpiła podczas zaprzysiężenia Donalda Trumpa na prezydenta, nawiązywał do wełnianych płaszczy i rękawiczek, w których często widywano panią Kennedy.
Inne trendsetterki?
- Michelle Obama. Umiała w naturalny i olśniewający sposób zmieniać oraz mieszać style. Wyglądała świetnie w szpilkach od Manola Blahnika i w trampkach. Dając się często fotografować w dresie, inspirowała kobiety do sportowego stylu życia. A poza tym, która z nas nie chciałaby mieć tak smukłych ramion jak ona!
Czy pierwsza dama może nie dbać o modę?
- "Lady Bird" Johnson, która została pierwszą damą po Jackie Kennedy, w ogóle się modą nie przejmowała. Ale nie miała kompleksów. Amerykankom to szczere podejście do sprawy nawet imponowało. Była starsza, moda interesowała ją mniej i nie udawała, że jest inaczej. Kupowała stroje w zwykłych domach handlowych. Jej osobista asystentka opowiedziała mi taką anegdotę: na obiad w Białym Domu miała przyjść Katharine Graham, wydawczyni "Washington Post". Okazało się, że będzie miała na sobie taką samą sukienkę jak pierwsza dama.
- Asystentka pobiegła do garderoby first lady, by jej o tym powiedzieć. "Naprawdę, muszę ją zmieniać?", westchnęła, ociągając się, Lady Bird. Dla każdej innej pierwszej damy wystąpienie w tej samej kreacji co gość Białego Domu byłoby faux pas. Ale nie dla Lady Bird. W końcu dała się namówić na zmianę sukni. Na brak wyczucia stylu cierpiała też Rosalynn Carter. Ona z kolei potrafiła włożyć tę samą suknię na kilka okazji. Ale ponieważ była "prostą dziewczyną z Południa", jakoś jej wybaczano.
Idealna pierwsza dama jest też perfekcyjną panią domu. Białego Domu. Kto tu miał największe zasługi?
- Znów Jackie Kennedy. Kiedy się wprowadziła, nie mogła uwierzyć, że to takie zaniedbane i "zakurzone" miejsce. Wzięła się do gruntownej renowacji. Była koneserką, umiała docenić urodę i historyczną wagę rzeczy. Kiedy odwiedziła magazyn Białego Domu, była zszokowana, ile zabytkowych mebli i sprzętów niszczało w zapomnieniu. Jackie miała szacunek dla historii USA i postanowiła, że pamiątki po poprzednich prezydentach, zwłaszcza Lincolnie i Jeffersonie, znajdą w Białym Domu stosowne miejsce.
- Chciała, żeby był niczym muzeum narodowego dziedzictwa. Powołała specjalny Komitet ds. sztuki w celu jego renowacji. Zwieńczeniem jej wysiłków był słynny program telewizyjny stacji NBC, w którym pierwsza dama w świetle reflektorów oprowadziła dziennikarzy po całej rezydencji. Przed telewizorami zasiadło wtedy 45 milionów widzów.
Inne ciekawe ingerencje dekoratorskie w Białym Domu?
- Nancy Reagan, dawna aktorka, zapragnęła wprowadzić do rezydencji "odrobinę Hollywood". Wynajęła w tym celu designera z Los Angeles. Na remont wydała 800 tysięcy dolarów, wszystko z datków, i słusznie przeczuwała, że to przedsięwzięcie nie zjedna jej zwolenników. Cóż, takie miała priorytety.
Jaki był dom poprzedniego prezydenta?
- Państwo Obamowie potrzebowali zwykłego, nowoczesnego domu, w którym dobrze będą się czuły ich córki. Co jakiś czas w rezydencji nocowały koleżanki Natashy i Malii, dzieci oglądały kreskówki, w pokojach walały się pudełka po pizzy i śpiwory. Pani Obama postawiła na styl bezpretensjonalny i funkcjonalny: wybrała meble z sieciówki Anthropology i wprowadziła do Białego Domu dzieła sztuki współczesnych artystów, na przykład afroamerykańskiej malarki Almy Thomas. Połączyła styl historyczny z popularnym tak umiejętnie, że opiniotwórczy "Architectural Digest" poświęcił tym zmianom kilka rozkładówek.
Czy pierwsze damy mają w zwyczaju oprowadzać swoje następczynie po rezydencji?
- Tak, to wieloletni zwyczaj. Przekazanie Białego Domu Obamom przez rodzinę Bushów odbyło się w ciepłej atmosferze. Bushom zależało, żeby pierwsi Afroamerykanie czuli się tam komfortowo. Laura Bush zaprosiła Michelle dwukrotnie, wraz z mamą i córkami. Barbara Bush pokazała dzieciom, gdzie są najlepsze kryjówki do zabawy w chowanego. Melania gościła u odchodzącej pary prezydenckiej, ale nie było to oficjalne przekazanie rezydencji, bo Melania nie miała jeszcze swojego sztabu doradców. Raczej kurtuazyjna herbatka.
Amerykanie oczekują, że pierwsza dama zaangażuje się społecznie, będzie wzorem dla kobiet. Co planuje Melania Trump?
- W przypadku Rosalynn Carter była to kampania na rzecz zdrowia psychicznego, Michelle Obama popularyzowała ruch i zdrową dietę wśród najmłodszych. Melania Trump zapowiada, że weźmie na cel agresję w internecie. Kłopot w tym, że już na starcie jest niewiarygodna: jej mąż słynie z agresywnych i złośliwych tweetów. Kampania ma sens wtedy, kiedy pierwsza dama jest blisko ludzi. Melanii trudno będzie ich zjednać, jeśli schowa się przed nimi w Trump Tower w Nowym Jorku.
Czy niewypowiedzianym oczekiwaniem nie jest również to, żeby pierwsza dama była rodowitą Amerykanką?
- Ważniejsze jest raczej to, żeby ich prezydentowa kochała Amerykę, odczuwała dumę narodową popartą znajomością historii i tradycji. Jedyną pierwszą damą przed Melanią Trump, która nie urodziła się w USA, była Brytyjka Louisa Adams. Było to w 1825 roku! Prezydentowa, dla której angielski nie jest językiem ojczystym i nie wychowała się w kulturze anglosaskiej, jest dla Amerykanów wyzwaniem. No ale nie tak znów wielkim jak to, że pozowała nago na okładce męskiego magazynu "GQ".
Czy wszystkie pierwsze damy czuły się w swojej roli szczęśliwe?
- Barbara Bush powiedziała, że mogłaby wrócić do Białego Domu choćby za chwilę. Odpowiadał jej ten styl życia i poczucie, że jest lubiana i potrzebna. Natomiast Michelle Obama nie była zachwycona swoją rolą. Przynajmniej na początku pierwszej kadencji. Musiała zrezygnować z kariery menedżerki w szpitalu, dobrze płatnej i satysfakcjonującej pracy. Nie chciała przenosić się do Białego Domu. Jej przypadek zainicjował publiczną debatę, czy pierwsza dama faktycznie musi rezygnować z pracy zawodowej, ale w końcu Obamowie wspólnie zdecydowali, że doprowadziłoby to do zbyt wielu konfliktów interesów. Czy Melania Trump jest szczęśliwa? To niewiadoma nawet dla nas, komentatorów będących blisko Białego Domu. Melania to Słowianka, może wam łatwiej jest ocenić jej nastrój? Co myślą kobiety w Polsce o naszej pierwszej damie?
Chyba wzbudza współczucie. Media utrwalają wizerunek Melanii jako zakładnika tyrana. Widziałam nawet taki mem: Melania, mrugnij dwa razy, jeśli potrzebujesz pomocy. Podczas zaprzysiężenia nie sprawiała wrażenia szczęśliwej. Chyba że to nerwy.
- To prawda. Byłam na balu inauguracyjnym jako korespondentka CNN. Faktycznie, w mowie ciała pierwszej pary było coś niezgrabnego. Ich taniec był sztywny, a oni sami bardzo od siebie odlegli. W pierwszym tańcu Obamów było tyle czułości i naturalnego wdzięku.
Pierwsza dama może mówić to, co myśli?
- Raczej nie. W sprawach wizerunkowych pomaga sztab doradców liczący około dwudziestu osób, na czele z szefem personelu i sekretarzem prasowym. Podam przykład: Michelle Obama nie wyrażała głośno sprzeciwu wobec powszechnej dostępności broni, bo mogłoby to zaszkodzić prezydenturze męża. Najbardziej niezależna i bezkompromisowa, jeśli chodzi o publiczne wypowiedzi, była Betty Ford. Opowiedziała publicznie o swojej mastektomii i to w czasach, kiedy nie wypadało użyć publicznie słowa "pierś". Zszokowała Amerykanów, mówiąc, że gdyby była w wieku swoich dzieci, też zapaliłaby trawkę.
- Głośno opowiadała się za prawem kobiet do decydowania o aborcji. Jej doradcy chcieli ją uciszyć i poskarżyli się nawet prezydentowi. Ten powiedział: "Wasze biuro jest bliżej, sami z nią porozmawiajcie". Ludzie kochali ją za szczerość. Była tak popularna, że została "tajną bronią" Forda w walce o reelekcję. Amerykanki mówiły, że zagłosują na "męża Betty Ford". Prezydentową, która bardzo ważyła słowa, była Hillary Clinton. Paradoksalnie, była przez to odbierana jako nieszczera, choć uważam, że to niesprawiedliwa ocena.
Jak układały się relacje między pierwszymi damami? Jakieś zaskakujące sympatie czy antypatie?
- Nie miała na to wpływu przynależność partyjna. Nancy Reagan nie przepadała za Barbarą Bush, chociaż obie należały do tego samego obozu politycznego. Po pierwsze Nancy, która wszystko brała do siebie, nie mogła wybaczyć, że George Bush krytykował Reagana, a po drugie zwyczajnie zazdrościła Barbarze popularności i charyzmy. Michelle Obama, żona demokraty, świetnie rozumiała się z Laurą Bush, żoną republikanina. Obie były bardzo rodzinne. Michelle nie było po drodze z Hillary Clinton. Owszem, wspierała ją w kampanii, ale nie przekładało się to na zażyłość.
Z którą pierwszą damą zaprzyjaźni się Melania Trump?
- Nie sądzę, by kiedykolwiek udało się jej zbliżyć do Michelle Obamy po tym, jak wraz z Donaldem Trumpem kwestionowała amerykańskie pochodzenie jej męża. Na względy Hillary też nie może liczyć. Laura Bush i Barbara Bush? Donald Trump mówił źle o polityce Busha i wojnie w Iraku. Trochę współczuję Melanii, bo jej mąż tak polaryzuje ludzi, że trudno mi sobie wyobrazić, by którakolwiek wcześniejsza dama chciała z nią kontaktów. Skłaniam się ku spekulacjom, że wiele obowiązków pierwszej damy przejmie córka Trumpa z pierwszego małżeństwa, Ivanka Trump. Ona i jej mąż byli w Białym Domu widywani częściej niż Melania.
Melania Trump jest "egzotyczna". Czy jednak w wypadku wygranej Hillary Bill Clinton jako pierwszy dżentelmen nie byłby trudniejszy do zaakceptowania? Jakie miałby obowiązki?
- Nie spodziewano by się, że zajmie się urządzaniem Białego Domu, akceptacją menu, list gości i świątecznych dekoracji. Najpewniej mógłby pracować zawodowo i miałby więcej swobody niż jakakolwiek pierwsza dama w historii. Byłby wyzwaniem dla protokołu: jak "zagospodarować" pierwszego dżentelmena podczas wizyty pani prezydent u premiera innego kraju? Co powinien robić podczas spotkania w cztery oczy Madame President z inną głową państwa? Pić herbatkę z jego żoną? Prawdopodobnie spotykałby się z miejscowymi dygnitarzami. Wraz z wyborem pierwszej kobiety na prezydenta USA pewnie wreszcie upadłoby wiele seksistowskich stereotypów. Amerykanie musieliby się jakoś z tym oswoić, tak jak teraz z egzotyczną pierwszą damą. Najwidoczniej na pierwszego dżentelmena nie byliśmy jeszcze gotowi.
Rozmawiała Grażyna Saniuk