Równość płci i płac

Kiedy w zeszłym roku córka byłej stewardessy poślubiła przyszłego króla Anglii, niektórzy ckliwi monarchiści zachwycali się XXI-wiecznym Kopciuszkiem.

Czy Kate jest współczesnym Kopciuszkiem czy ten ślub to naturalna konsekwencja społecznych przemian?
Czy Kate jest współczesnym Kopciuszkiem czy ten ślub to naturalna konsekwencja społecznych przemian? -Getty Images

Jak sugerują najświeższe statystyki  Organizacji dla Ekonomicznej Współpracy i Rozwoju (Organization for Economic Cooperation and Development) w obecnych czasach kobiety raczej wychodzą za mąż za mężczyzn z tej samej socjoekonomicznej klasy. (Dokładniej rzecz biorąc coraz większy odsetek kobiet wychodzi za mąż za mężczyzn z niższej klasy).

Warto zatem postawić niewygodne pytanie: Czy równość płci powoduje nierówność płac?

Kobiety od dawna były mimowolnie głównymi motorami napędzającymi ruchy na drabinie społecznej. Poślubienie szefa było jednym ze sposobów, by uciec ze swojego otoczenia i sprawić, że potomstwo trafiało na poziom o wyższych dochodach, lepszych znajomościach i bardziej wyrafinowanej kulturze.

Po tym jak kobiety prześcignęły mężczyzn w edukacji i doganiają ich na rynku pracy, wzrost zjawiska nazwanego przez socjologów i ekonomistów doborem podobieństw ( ang. assortative mating) - czyli ludzie wybierają partnerów o podobnych dokonaniach edukacyjnych i dochodach - stał się faktem.

Kiedyś lekarze żenili się z pielęgniarkami. Teraz lekarze żenią się z lekarzami.

Dzisiaj, w krajach członkowskich Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) jest 40 procent par, w których oboje partnerzy są mniej więcej w tych samych widełkach płacowych, co jest znacznym wzrostem w porównaniu z 33 proc. dwadzieścia lat temu.

Prawie dwie trzecie tych par osiągnęło taki sam poziom edukacji (w 15 proc. przypadków żona jest bardziej wykształcona od męża). Kiedyś lekarze żenili się z pielęgniarkami. Teraz lekarze żenią się z lekarzami.

Zatem podczas gdy status mężów i żon coraz bardziej się wyrównuje, nierówność między rodzinami staje się coraz wyraźniejsza. Christine R. Schwartz, profesor socjologii na Uniwersytecie Wisconsin twierdzi, że "małżeństwa  coraz częściej składają się z dwojga osób, które albo bardzo dobrze zarabiają albo bardzo słabo", a nie z różnymi dochodami.

Analizując dane dotyczące małżeństw w USA w latach 1967-2005, dr Schwartz zauważyła, że w tym okresie wzrost w nierówności zarobków wzrósł o 25-30 proc. przy coraz większym doborze podobieństw.

To, co jeszcze pogłębia przepaść między biednymi i bogatymi rodzinami to fakt, iż kobiety bliższe najwyższym zarobkom pracują stosunkowo dłużej niż kobiety zarabiające mniej.

Ta informacja to tykająca bomba, zwłaszcza w czasach recesji i kryzysu, kiedy wzrost nierówności płac jest i tak w centrum zainteresowania, a pokusa populizmu ogromna.

Problem polega na tym, że chociaż wzorce małżeńskie są czynnikami najsilniej wpływającymi na społeczną mobilność, nie da się na nie wpływać. Obecnie kobiety stanowią 60 proc. absolwentów wyższych uczelni w zamożnych krajach. Oczywiście, że wychodzą za mąż za mężczyzn z podobnym wykształceniem - poznają ich na studiach.

“Związki nie są materiałem, na podstawie których można tworzyć politykę" - uważa Willam Adema, specjalista polityki społecznej w OECD. " W tej dziedzinie nie ma prawdziwej dźwigni". Czy oznacza to, że równość płci pogłębia nierówność płac? Niekoniecznie.

Jednym z niuansów jest fakt, iż podczas gdy dobór podobieństw wzmógł nierówność, udział kobiet w rynku pracy zmalał, najczęściej niwelując efekty zjawiska w państwach OECD.

Pogłębiająca się przepaść między najwyższymi i najniższymi zarobkami mężczyzn spowodowana krótszym czasem pracy i zmianami technologicznymi pomaga wyjaśnić, dlaczego nierówność w sumie wzrosła.

Poza tym, większa równość płci stwarza więcej możliwości ekonomicznych nie tylko na poziomie rodziny, ale również rządowym - coraz więcej wykształconych kobiet w miejscach pracy oznacza bardziej produktywną ekonomię oraz większy dochód z podatków, a więc z czasem zapewni politykom zaplecze finansowe pozwalające wesprzeć dzieci z biedniejszych rodzin.

Zatem polityczne wyzwanie polega na zdecydowaniu, jaki jest najbardziej efektywny sposób na wykorzystanie tego faktu dla następnego pokolenia.

Premier David Cameron niedawno wprowadził kontrowersyjny program pilotażowy kursów rodzicielstwa
Premier David Cameron niedawno wprowadził kontrowersyjny program pilotażowy kursów rodzicielstwa -Getty Images

W Wielkiej Brytanii, gdzie mobilność społeczna jest mniejsza, a różnice w płacach większe niż w większości krajów europejskich - i gdzie w sierpniu zeszłego roku miały miejsce zamieszki młodzieży, mobilizujące do szybkiego działania w tej kwestii - premier David Cameron niedawno wprowadził kontrowersyjny program pilotażowy kursów rodzicielstwa.

W trzech regionach kraju, rodzice dzieci poniżej 6. roku życia dostają 100 funtów w voucherach, które mogą zamienić na różne warsztaty od "ząbkowania po histerię" czyli zasadniczo chodzi o komunikowanie się z własnymi dziećmi.

“To śmieszne, że godzinami uczymy ludzi jak prowadzić samochód, czy używać komputera, ale kiedy przychodzi do wychowania dziecka, mówimy im,  żeby sobie jakoś poradzili" - powiedział Cameron, sam ojciec trojga dzieci. "Byłbym wdzięczny za więcej wskazówek, kiedy moje dzieci były małe".

Krytycy oburzają się, że w ten sposób państwowe nianie zbytnio ingerują w sprawy rodziny. Kwestionują również, czy spora część rodziców jest gotowa na takie zajęcia (które na razie zalecono rodzicom dzieci, którzy otrzymali upomnienia sądowe za źle zachowujące się dzieci). By zmniejszyć stygmatyzację, vouchery są między innymi dostępne w sieci wszechobecnych drogerii Boots.

Adema z OECD, który badał równowagę między pracą i wolnym czasem oraz ubóstwo dzieci w Europie i poza nią, uważa, że promowanie aktywności rodzicielskiej, które może się przyczynić do rozwoju dziecka tak samo jak mówienie i czytanie niemowlakom, może być niedrogim sposobem na zmniejszenie różnic między dziećmi z różnych środowisk nim pójdą do szkoły podstawowej.

Ale, jak podkreślił, nie zastąpi to łatwo dostępnej i przystępnej cenowo profesjonalnej opieki nad dziećmi. "To może być jedynie uzupełnienie do formalnej opieki nad dzieckiem" - tłumaczy. "Sam warsztat na nic się zda".

Trudno zastosować skandynawskie żłobki - dostępne dla wszystkich dzieci powyżej roku i znacząco dotowane - do innych państw w Europie, których rządy muszą liczyć każdy grosz. Ale z pewnością byłaby to lukratywny inwestycja długoterminowa. Jak powiedział Cameron: "Rodzice budują społeczeństwa".

Katrin Bennhold

tłum. MT

The International Herald Tribune
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas