Samotność

Po przeszło 20 kliku latach w pociągu kobieta rozpoznaje młodzieńca, który jest łudząco podobny do jej miłości z przed dwudziestu paru lat. Podczas wspólnej rozmowy kobieta odtwarza w myślach swoją przeszłość i tak samo cierpi z powodu nie spełnionej miłości.

Styl.pl

„SPOTKANIE”

Jechaliśmy w przedziale pierwszej klasy pociągu Intercity z Warszawy do Gdańska, który swoim równym stukotem i kołysaniem, wcale do snu nie układał.  Na kolanach trzymałam dokumenty na wykład w Górnośląskiej Akademii Jądrowej, do której właśnie jechałam. Miałam 43 lata tytuł doktora i bagaż życiowych niepowodzeń.

Zauroczona spotkaniem i wyglądem siostrzeńca, patrzyłam rumieniąc się to blednąc, prosto w jego oczy. Rozmawialiśmy szeptem jakbyśmy się znali od lat, a przecież spotkaliśmy się pierwszy raz w pociągu. Chłopak był tak samo piękny jak jego ojciec w młodości.

Wysoki, opalony o ładnych regularnych rysach twarzy z niewielkim wąsikiem nad górną wargą
i jasnych trochę przydługich włosach. Wyglądał mniej więcej na jakieś dwadzieścia parę lat.

Na jego czole pojawiały się takie same delikatne zmarszczki, jakie pamiętałam, gdy był przy mnie jego ojciec. Wspomnienia odżyły na nowo, a każde na niego spojrzenie raniło serce. 

Chłopiec opowiadał z ogromnym przejęciem o rodzicach, swojej uczelni, a widząc, że każde jego słowo chłonę prosząc o jeszcze i jeszcze, wciąż zaczynał nowe opowieści.

W pewnej chwili powiedział :

— Ciociu jesteś taka podobna do mojej mamy jak jej bliźniaczka. Masz identyczne jasne włosy upięte w kok i również błękitne oczy. Dobrze, że wybrałem ten pociąg...

 Po chwili dodał szeptem:

—Mama mówiła, że umarłaś….

Po czym zamilkł na dłuższa chwilę i opuścił na dół wzrok.

Myślę, że był tak samo przejęty przypadkowym spotkaniem jak ja, jego ciotka.

Na następnej stacji do przedziału weszły dwie małe dziewczynki z mamą. Ich beztroskie zachowanie rozpraszało aurę wspomnień. Przeniosłam na nie wzrok.

Przypomniały mi Marysię i dzień, gdy w ten feralny wieczór przed 25 laty wbiegłam prosto na dworzec z myślą, że rzucę się pod pierwszy wjeżdżający pociąg, który wtaczał się powoli na stację hamując i wydając nieznośny pisk z pod kół. Strach, światła i gwizd lokomotywy powstrzymał mnie. Odsunęłam się na bok a pociąg ze stukotem i gwizdem wjechał na peron, z którego nikt nie wysiadł, tylko ja jedna stałam tam nie wiedzieć, po co.

 Konduktor przywołał mnie do porządku prawie krzycząc:

— Panienka wsiada czy zostaje?

Wsiadłam więc w ten pociąg bez zastanowienia, bez biletu, bez bagażu z zapłakanymi oczami
i rozwichrzonymi włosami. Byle dalej od domu i ludzi. Weszłam do pustego przedziału i wyłam
z rozpaczy. Konduktor widząc moją rozpacz, mój ból wycofał się nie pytając czy mam bilet.

Na kolejnej stacji wsiadła babcia z pięcioletnią wnuczką i śliczną porcelanową lalką trochę jakby do mnie podobną tyle, że ja byłam teraz nieszczęśliwa ze świeżą raną w sercu.

Nie miałam bagażu, ani uśmiechu na ustach, a łzy leciały nieposkromione po policzkach.

Kobieta zadała mi pytanie:

— Dziecko cóż za krzywdę Ci ktoś wyrządził?  Czy mogę Ci jakoś pomóc?

 Ale mnie w owej chwili nikt nie umiał pomóc i nic nie było już ważne.

 Spoglądałam na zaczepne spojrzenia dziewczynki. Po jakimś czasie posłałam jej wymuszony uśmiech. Dziecko nie rozumiejąc ogromu mojego nieszczęścia dawała mi swoją lalę abym przestała płakać.

Kiedy nad ranem zbliżałyśmy się do ostatniej końcowej stacji spałam jak dziecko, które swoją małą główkę złożyło na moich kolanach. Babcia usiłowała zebrać bagaże i malutką dziewczynkę wziąć na rękę, ale niewładne ciałko opadało z płaczem na fotel.

Podniosłam Marysię, a ona zarzuciła mi malutkie rączki w koło szyi. Na peronie owiał nas chłód nocy a mała jeszcze bardziej tuląc się ani myślała mnie puścić, więc ruszyłyśmy stromymi schodami do wyjścia z peronu.

Nie opodal stacji, stał piękny dom Państwa Korzeckich, a jego mosiężne zdobione ogrodzenie dodawało mu dostojności i bogactwa. Pod osłoną nocy sprawiał wrażenie małego zameczku. Opleciony dzikim winogronem taras, zdobił przed wejściem śliczną gotycką fasadę a wierzby płaczące długimi z liści gałązkami, tworzyły zieloną ruchomą alejkę.

Gdzieś w oddali jak echo słychać było jeszcze stukot kół odjeżdżającego pociągu.

Babcia wyjęła ze skrytki nad drzwiami ciężki masywny klucz i ze zgrzytem jak z czarodziejskim zaklęciem otworzyła mosiężne drzwi ukazując nieznaną przestrzeń, taką jak moja, od nowa zaczynającą się przyszłość.

Rano, zanim otworzyłam oczy, leżałam w pościeli i zastanawiałam się nad snem, który z racji swego okrucieństwa nie pasował do rzeczywistości. 

Słońce muskało moją buzię opuchniętą od płaczu. Ktoś, delikatnie zapukał do drzwi.

Podniosłam się na łokciach a w drzwiach ukazała się dziewczynka w długiej nocnej koszuli niczym zjawa…

Nagle oprzytomniałam! To jednak nie sen, to wszystko musiało wydarzyć się naprawdę!

Patrzyłam osłupiała na dziecko, które przestępowało boso z nóżki na nóżkę stojąc na zimnej podłodze a ja nie umiałam wypowiedzieć słowa.

Oplotłam spojrzeniem wnętrze pięknie i gustownie urządzonego pokoju. Po chwili za plecami dziecka ukazała się babcia, która zapraszała na śniadanie.

Usiłowałam skupić się nad wydarzeniami z dnia wczorajszego. Czułam wstyd, upokorzenie i jeszcze
te tłumaczenia.  Co ja powiem tej miłej starszej Pani? Jak jej mam opowiedzieć, co mi się stało? Przecież będzie chciała wyjaśnień, tłumaczeń a ja nie byłam w stanie nawet o tym myśleć, a co dopiero opowiadać.

Najchętniej zapadła bym się pod ziemię, ale i to było nie możliwe. Zażenowana, wysunęłam nogi spod ciepłej kołderki nie wiedząc co dalej z sobą zrobić.

Nie byłam głodna ale potulnie poszłam do kuchni trzymając dziewczynkę za rączkę. Szłam za małym przewodnikiem po tym dużym domu, który był w tej chwili moją jedyną ostoją.

Kuchnia była olbrzymia. Z lodówki babcia wyjmowała parówki, które za chwile miały spocząć
w garnku z gotującą się wodą. Na stole była przygotowana zastawa i chleb świeżo upieczony drażniący swoim zapachem podniebienie. Marysia usiadła na ławce o takim samym wzorze jak
w domu moich rodziców. Co tam teraz się dzieje, co z moją siostrą, pomyślałam wystraszona…

Babcia gestem ręki zachęcała do zajęcia miejsca przy stole. Patrząc na  Marysię spostrzegłam, że była wysoka jak na swój wiek. Miała śliczne długie blond włosy, niebieskie oczy i dziecięcy wesoły wyraz twarzy. Posłałam jej uśmiech, a dziecko zapytało:

— Zostaniesz z nami na dłużej?

Nie mogę, musze wracać — szczerze odpowiedziałam.

— Przyrzekam, że będę Ciebie bardzo kochała, powiedziała dziewczynka.       

Ale ja wolałabym, aby te słowa wypowiadał ktoś inny, co było teraz zupełnie niemożliwe.

Mój smutek i podpuchnięte oczy mówiły same za siebie, że coś mi się przytrafiło, ale babcia wcale nie była dociekliwa i nawet nie próbowała mnie wypytywać o powód zmartwienia. Zaproponowała abym przez parę dni została zanim wrócą Państwo Korzeccy z letniej rezydencji. Wczoraj właśnie wróciły z Marysią od jej rodziców.

Dziwne było życie w tej rodzinie i dla mnie nie zrozumiałe. Na pozór pieniędzy im nie brakowało, ale
o miłości i ognisku domowym nie było mowy. W swym dostatku byli chyba bardziej samotni niż ja
w owej chwili. 

Babcia Ela o miłej aparycji i ślicznym uśmiechu, była zatrudniona jako opiekunka do dziecka, kucharka i sprzątaczka. Prawdziwa babcia Marysi zajmowała czasem apartament na pierwszym piętrze domu. Była wytworną damą a jedynym jej zajęciem było przyjmowanie koleżanek na popołudniowej herbatce w salonie.

Jej Syn znany i wzięty adwokat to około 40 letni mężczyzna.

Mama dziewczynki często zaś wyjeżdżała w różne strony świata. Jako dziennikarka w pogoni za ciekawymi wydarzeniami goniła po całym świecie. Z każdej wyprawy przywoziła córeczce inną porcelanową lalkę, której kolekcja liczyła już kilkanaście sztuk, nie mówiąc o najpiękniejszych strojach. Jednak dziecku brakowało miłości, którą dostawała tylko od przybranej babci.

Uświadomiłam sobie, że ja przeżyłam tragedię i jestem  nieszczęśliwa. Jest jednak ktoś ode mnie bardziej nieszczęśliwy, nie zdając sobie z tego sprawy ile traci,  nie dostrzegając miłości i piękna własnego dorastającego dziecka.

Postanowiłam skorzystać z gościny i pomieszkać z Marysią i babcią z nadzieją, że pozwoli mi to ochłonąć i przemyśleć wszystko od początku. Dostałam malutki ale przytulny pokoik obok kuchni. Jednak tęsknota i niepewność nakazała mi wracać do domu.

Wyposażona w bilet, wsiadłam smutna do pociągu przyrzekając im, że jeszcze kiedyś do nich wrócę.

Podczas jazdy, długie godziny spędziłam na układaniu w myślach rozmowy z moją siostrą.
Wreszcie zasnęłam zmęczona z głową opartą o szybę, za którą zmieniający się krajobraz informował o kończącej się podróży.

Miałam sen, w którym kłóciłam się z moją siostrą i na przemian przepraszałam. Na jawie czekała mnie poważna rozmowa z Alinką.

Wkrótce znalazłam się przed domem rodziców. Nikogo w nim nie zastałam. Sąsiadka poinformowała mnie, że siostra leży w Szpitalu a rodzice właśnie do niej pojechali. Przerażona tym, co usłyszałam, weszłam pośpiesznie do domu. Spakowałam torbę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Na stole pozostawiłam napisaną wiadomość, że przepraszam za wszystko, że to moja wina, że byłam tu
i nic mi nie jest i że wkrótce się odezwę a strach nie pozwala mi pojechać do Szpitala.

Jeszcze zawróciłam do swojego pokoju, zabrałam dokumenty i świadectwo szkolne. Po chwili wyruszyłam na dworzec kolejowy w powrotną drogę.

Zbliżało się południe. Był upalny dzień a peron był pełen ludzi. Pasażerowie zdejmowali wierzchnie okrycia, trzymając je kurczowo w dłoniach. Gdzieś, zapłakało małe dziecko a w oddali słychać było długie szczekanie psa. Nieopodal na gałązce usiadł ptak, który filuternie obracał kolorowy łebek i przykuwał moją uwagę. Spojrzałam na to małe stworzenie i pomyślałam ile w nim życia i werwy a mnie nie chciało się nic. Siedziałam jak staruszka ociężała, bez domu
i rodziny z jedynym majątkiem, który miałam w plecaku.

Jak mam teraz żyć, co robić? Może przywołać taksówkę i pojechać do Szpitala? Serce kołatało mi ze zdenerwowania i strachu.

Gdyby nie to, że obydwie z siostrą zakochałyśmy się w tym samym mężczyźnie, miałabym teraz spokojne wakacje i czekała na odpowiedź z Uczelni w Warszawie, gdzie złożyłam dokumenty do renomowanej Szkoły. Teraz muszę poszukać pracy, a o studiach mowy już nie było, bo i za co?

Do rodziców przecież nie wrócę! Czułam się samotna i zagubiona.

Podniosłam powoli głowę. Spojrzałam na słoneczko, które uśmiechało się do mnie gorącymi promieniami. Może jednak powinnam pojechać do Szpitala? Wiem, że to ja zostałam skrzywdzona, ale nie mogę uciec jak złodziej.

Kątem oka zobaczyłam podjeżdżający autobus. Spontanicznie chwyciłam plecak i wybiegłam
z peronu, wprost do podmiejskiego autobusu, który właśnie zatrzymał się przed drzwiami dworca. Jechałam bez zakupionego biletu i pomyślałam, że wszystko, co robię ostatnio, robię po raz pierwszy poznając i ucząc się życia, które teraz bez rodziców i ich opieki było bardzo trudne.

Kiedy zbliżał się termin uzyskania Świadectwa dojrzałości cieszyłam się, że wreszcie nikt mną rządził nie będzie i sama będę decydowała o wszystkim, co zrobię. Nie wiedziałam, że będzie to takie trudne, ale nie było teraz odwrotu. Byłam wiekiem dorosła, ale nieprzygotowana na takie ciosy ze strony losu, który bardzo brutalnie wprowadził mnie w dorosłe życie.

Drzwi autobusu otworzyły się gwałtownie. Wysiadłam przed Szpitalem  i stanęłam udając, że czytam ogłoszenia na tablicy, lecz liter i treści wcale nie widziałam. Chciałam zawrócić, gdy usłyszałam znajome „cześć”.

Kiedy się odwróciłam ujrzałam koleżankę Ewę, która zapytała:

— Idziesz? bo ja idę do mamy, która jest po operacji i leży na  IV piętrze.

Nagle mój mózg zaczął pracować i szybciutko się usprawiedliwiłam:

— Wiesz, ja dzisiaj wróciłam i nie zastałam nikogo w domu a dowiedziałam się od sąsiadki że… głos mi się urwał.

— Chodź — usłyszałam  —Twoja siostra leży obok w separatce, to drugie drzwi za salą mojej mamy.

 Raźno ruszyłyśmy po schodach w górę.

— Powiedz mi proszę — zagadałam do dziewczyny, — nie wiesz, co z moją siostrą?

— Mama powiedziała mi, że przywieźli córkę od Śliwińskich a widząc Leszka byłam pewna, że ty tam leżysz sparaliżowana — wskazała na drzwi gestem głowy, po czym chwyciła mnie za rękę i zapytała:

— Kaśka ty chodziłaś z Leszkiem, to z nim byłaś na studniówce co się porobiło, że on teraz przychodzi do twojej siostry? No, co nic nie mówisz, słabo ci? czemu jesteś taka blada?

— Proszę usiądź wskazała na ławkę, po czym szybko skierowała kroki do dyżurki pielęgniarek po wodę.

Podeszłam pod drzwi i lekko je pchnęłam, a  to co zobaczyłam podcięło mi nogi! Leszek całował moją siostrę obsypując jej usta delikatnymi pocałunkami. Jedną ręką trzymał jej malutką delikatną dłoń a drugą ruszał pod kołdrą pytając — Dobrze ci? tak mam robić?

Już nie smutek, lecz ogromna złość ponownie się we mnie wyzwoliła. Ze skruchy i wyrzutów sumienia, z którymi tutaj przyszłam, wszystko przeobraziło się w nieopisaną nienawiść! To, co ujrzałam, wystarczyło mi na długie lata, aby trzymać się z dala od tych osób, które wcześniej tak bardzo kochałam.

Moja miłość umarła już w dniu studniówki na bocznych schodach, kiedy to podchodząc bliżej w osłonie nocy, zobaczyłam opartą o ścianę moją siostrę i przylegającego do niej Leszka, który obsypywał ją namiętnie pocałunkami. Zbliżałam się do nich cichutko stąpając, a to, co zobaczyłam odebrało mi dech w piersiach. Leszek miał opuszczone do kolan spodnie a nogi siostry spoczywały na biodrach mojego chłopaka, który rytmicznie poruszał się tak jakby falował po ścianie, a nie opierał się o moją siostrę. Ona, miała zarzucone ręce na jego kark i to co było wyraźnie słychać, świadczyło o ich głębokim stanie uniesienia.

Bez namysłu, złapałam go za plecy i odciągnęłam od mojej siostry, którą szarpałam za ramiona krzycząc: — jak mogłaś?! Jak mogłaś mi to zrobić?! I pchnęłam ją z całej siły.

Doskoczyłam do niego, obsypując pięściami. Na dole pod schodami leżała moja siostra, którą zobaczyłam zbiegając ze schodów w wielkiej furii. Już się nie zatrzymałam przy niej. Chciałam w tym momencie śmierci dla niej i dla siebie.

Boże jak ja ich nienawidziłam!

Ogrom nieszczęścia, był o wiele za mocny, niż mogłam udźwignąć!  Jedno, co przychodziło mi do głowy, to biec, biec byle szybciej, na tory kolejowy i czekać na nadjeżdżający pociąg. Nie mogłam znieść myśli o zdradzie dwóch najukochańszych osób.


               Bałam się otworzyć oczy, z pod których wypływały łzy..

               Bałam się opuścić ręce, które w zwartym uścisku po 25 latach obejmowały moją siostrę.

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas