Singielki z konieczności
Singielek jest teraz naprawdę dużo, rosną w siłę, mają wiele wolnych przyjaciółek i często wspólnie utwierdzają się w poczuciu: "żadnej bylejakości" - mówi Ewa Woydyłło.
PANI: Pani Ewo, według mojej przyjaciółki bycie samotną kobietą około trzydziestki to większa hańba społeczna niż zdrada czy kiepskie małżeństwo.
Ewa Woydyłło: Rozumiem, że koleżanka jest singielką? Chce mi się serdecznie śmiać, gdy słyszę, co pani mówi. To tak strasznie polskie, mieszczańskie. Wszyscy mamy mieć takie samo życie, i wtedy jest dobrze. Musimy pasować do ogólnie przyjętych norm. Mąż, dwoje dzieci i często nieważne, co kryje się pod tą fasadą szczęśliwej rodziny.
Ale moja przyjaciółka cierpi z powodu swojej samotności. Pyta: "dlaczego?". Jest piękna, mądra, prowadzi własną firmę i nie ma jeszcze trzydziestki.
- Za idealna. Kilka, kilkanaście lat temu pojawiło się w prasie kobiecej mnóstwo artykułów na temat singielek. Większość napisana w duchu: "jestem sama, jest mi z tym dobrze". Wymowa tych tekstów powinna brzmieć: "jestem sama, bo nie chcę być z kimkolwiek". Myślę, choć to zabrzmi mało feministycznie, że i kobieta, i mężczyzna pragną miłości i bliskości drugiego człowieka.
- Sedno w tym, że kobiety stały się bardziej wymagające. Mają większą świadomość swoich potrzeb, silne poczucie własnej wartości. Dużo się uczą, są znacznie lepiej wykształcone niż mężczyźni. Nie chcą być służącymi w związkach, a często do tego się to sprowadza. Mężczyźni są wciąż niedorośli - na początku relacji nadskakują, wyręczają, a po kilku miesiącach okazuje się, że większość z nich oczekuje w domu drugiej matki.
- Kobiety, która, owszem, będzie inteligentna, fajna, ale też posprząta, ugotuje obiad, upierze. To mnie szokuje. Dlaczego np. w Niemczech nikt nie robi z tego problemu? Pralnia jest na każdym rogu ulicy. Wszyscy młodzi ludzie brudne rzeczy zanoszą tam i robią to na zmianę. Raz ona, raz on.
Ostatnio usłyszałam: "Kobieta musi dbać o dom", ale nie od mężczyzny, a wykształconej znajomej.
- Para powinna razem dbać o wspólne życie - to, jak się podzielą, to ich sprawa. Ale w sumie co się dziwić tej polskiej sile tradycji. W domu dziewczynka słyszała: "Idź, pozmywaj, kochanie, Jasio musi się teraz pouczyć". Tylko że współczesne trzydziestolatki przeciwstawiają się stereotypom. Dlatego gdy zauważają pierwsze próby zaszufladkowania, to uciekają.
Są kobiety, dla których w pewnym wieku najważniejszy jest instynkt macierzyński. Wiążą się więc z pierwszym lepszym mężczyzną.
Niedawno z tą moją przyjaciółką byłam w Castoramie. Kupowała uszczelkę. Wiedziała dokładnie, czego szuka, i sama ją zamontowała. Jakiś mężczyzna powiedział jej: "Co ja mogę ci dać, przecież ty wszystko potrafisz".
- Znów wychodzi ta nieszczęsna słabość mężczyzn. Ciągle większe powodzenie mają kobiety, które potrafią inteligentnie zagrać bezradność. "O, jaki ty jesteś wspaniały, czy mógłbyś mi pomóc...?".
Jeśli ona na każdym kroku komunikuje mu: "Jestem Zosia Samosia", do tego robi to w sposób ostry, to nie dziwię się, że mężczyźni uciekają.
- To jest druga strona medalu. Gdy kolejny raz coś nam się nie udaje, stajemy się coraz bardziej ostre. Wymagania rosną, chociażby dlatego, że nie chcemy znów być zranione. Postawa Zosi Samosi to forma obrony. Singielek jest teraz naprawdę dużo, rosną w siłę, mają wiele wolnych przyjaciółek i często wspólnie utwierdzają się w poczuciu: "żadnej bylejakości". Patrzą na małżeństwa swoich znajomych, widzą, że są fatalne. Kłótnie, zdrady, rozstania. To naturalne, że zaczynają wątpić w wartość tej "instytucji".
- Bo, oczywiście, są kobiety, dla których w pewnym wieku najważniejszy jest instynkt macierzyński. Wiążą się więc z pierwszym lepszym mężczyzną. One nie są tego świadome, instynkt je oszukuje, jednak po roku, dwóch latach budzą się z myślą: "Boże, co ja robię u boku tego człowieka?". Te odważniejsze odchodzą. Stają się samotnymi matkami.
Ale przecież nie ma ideałów... Może za szybko dziś uciekamy?
- A nie uważa pani, że szkoda życia, żeby męczyć się z niewłaściwym człowiekiem? Można próbować ratować związek, ale tylko wtedy, gdy widzimy, że drugiej osobie naprawdę zależy. I że wciąż więcej nas łączy, niż dzieli. Dlatego tak ważne są przyjaźń, wsparcie, podobne zainteresowania. Współczesne singielki często ulegają chemii. Myślą: "Mężczyzna może dać mi tylko seks, fascynację erotyczną", i idą za niewłaściwymi partnerami, co nie może skończyć się dobrze.
Jak więc szukać mądrze?
- Nie trzeba znać się na ludziach, tylko znać siebie. Wiedzieć, co dla nas ważne. Chodzi o to, by uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie, na czym mi zależy w życiu - na tym, żeby się dobrze bawić, czy żeby dużo rozmawiać? Jesteśmy bardziej domatorkami czy niespokojnymi duszami? Między ludźmi musi być przynajmniej jedna rzecz, która niezależnie od mijających lat będzie ich łączyć. Jeśli poznamy siebie, łatwiej będzie nam pójść na kompromis. Bo ideałów po prostu nie ma.
- Musimy więc wiedzieć, w jakiej dziedzinie możemy ustąpić, a w jakiej nie. Kobiety około trzydziestki niekoniecznie powinny szukać partnera w klubach, a potem lądować z nim w łóżku. Są inne miejsca, gdzie można kogoś poznać, chociażby portale społecznościowe albo hobbystyczne. A gdy już zaczynamy się z kimś spotykać, warto na jednym z pierwszych spotkań określić nasze priorytety. Nie bójmy się, że kogoś przestraszymy. Lepiej rozczarowanie przeżyć szybciej niż później. Jeśli pragniemy rodziny, nie budujmy więzi z kolorowym ptakiem, bo potem będziemy tylko cierpieć.
Moja przyjaciółka narzeka, że znajome mężatki na siłę ją swatają...
- Znowu typowo polskie zachowanie. Celujemy w wytykaniu słabości innym. Ludzie poukładani, szczęśliwi, nieproszeni nie zajmują się sprawami innych, nie oceniają, nie udzielają tzw. dobrych rad. Więc gdy ktoś próbuje wytłumaczyć nam, jakie to jesteśmy jako singielki nieszczęśliwe, potraktujmy to z przymrużeniem oka. I zastanówmy się, czy osoba, która nam tak mówi, sama jest szczęśliwa.
--------
Ewa Woydyłło - psycholog i terapeutka. Autorka wielu książek, m.in. "My, rodzice dorosłych dzieci", "Sekrety kobiet" i "Poprawka z matury". Prywatnie żona i matka dwóch córek. Uważa, że w życiu nigdy nie jest na nic za późno. Sama rozpoczęła studia psychologiczne w wieku 45 lat.
PANI 2/2011