Ta trzecia

Femme fatale. Niszczycielka rodzin. Ladacznica. Kochanka to z definicji kobieta zła. Świat był i wciąż jest pełen tych, które świadomie decydują się na bycie „tą trzecią”. Chociaż dziś już nie każda z nich marzy, żeby stać się „tą jedyną”.

Romans, zarówno wczoraj, jak i dziś, to niebezpieczna gra. I zawsze może skończyć się złamanym sercem. Przekonała się o tym Marilyn Monroe, którą porzucił prezydent USA John F. Kennedy.
Romans, zarówno wczoraj, jak i dziś, to niebezpieczna gra. I zawsze może skończyć się złamanym sercem. Przekonała się o tym Marilyn Monroe, którą porzucił prezydent USA John F. Kennedy. Getty Images/Flash Press Media

Kochanka - to słowo zawsze spędzało i wciąż spędza sen z powiek wielu kobietom. Budzi lęk, bo trudno walczyć z wrogiem, który pozostaje w ukryciu. A zdrada nigdy nie była tak łatwa jak dzisiaj, w dobie nowoczesnych technologii i dużej swobody obyczajowej. Jak wynika z najnowszych badań dotyczących życia seksualnego Polaków, zdradza połowa mężczyzn i ponad jedna trzecia kobiet.

O ile liczba decydujących się na skok w bok mężczyzn nie zaskakuje, bo od lat utrzymuje się na stałym poziomie, o tyle liczba niewiernych kobiet w ciągu ostatniej dekady drastycznie wzrosła. Rośnie liczba zdradzających żon, ale coraz więcej jest też kobiet, które decyzję o małżeństwie odkładają na później i wybierają rolę kochanki. Samodzielna finansowo i wyzwolona obyczajowo współczesna Polka nie boi się stygmatu "tej trzeciej". Bo nie jest już ofiarą ani puszczalską, którą wytyka się palcami na ulicy. W 2014 roku Jagny z "Chłopów" Reymonta nikt nie wywiózłby ze wsi na taczce pełnej gnoju.

Miłosny trójkąt

Gdy przed kilkoma miesiącami we Francji ukazała się zdradzająca tajemnice alkowy książka "Merci pour ce moment" (Dziękuję za tę chwilę) dziennikarki Valérie Trierweiler, porzuconej wieloletniej partnerki François Hollande’a, reklamowano ją jako "wspomnienia kochanki prezydenta". Najpierw wybuchł skandal, a potem media na całym świecie zaczęły się zastanawiać nad definicją słowa "kochanka". "Określanie kobiety zaangażowanej w długotrwały romans takim mianem jest już trochę passé, n’est-ce pas?", pisał dziennik "New York Times". Co w takim razie oznacza to określenie?

- To kiedyś było takie ładne wyrażenie. Wystarczy sobie przypomnieć wiersz "Świtezianka" Mickiewicza: "Jakiż to chłopiec piękny i młody?/Jaka to obok dziewica? (...) Pewnie kochankiem jest tej dziewczyny/Pewnie to jego kochanka". W romantyzmie to słowo oznaczało po prostu ukochaną osobę. Dziś na pierwszy plan wychodzi "nielegalność" takiej miłości, fakt, że nie powinna mieć ona miejsca - ocenia językoznawca, prof. Jerzy Bralczyk. A prof. Bogdan Wojciszke, autor książki "Psychologia miłości. Intymność. Namiętność. Zobowiązanie", dodaje: - "Kochanek", "kochanka" to są określenia zarezerwowane dla intruza. Musi mieć miejsce jakiś erotyczno-uczuciowy trójkąt.

Tak długo jak istnieje instytucja małżeństwa, tak długo istnieje też instytucja kochanki. Pierwsza w historii "ta trzecia" pojawiła się zresztą w łóżku mężczyzny na prośbę... jego żony. W Starym Testamencie bezpłodna Sara, żona Abrahama, wysyła do niego swoją egipską niewolnicę Hagar, aby ta urodziła mu potomka. Jednak gdy sama zachodzi w ciążę, natychmiast prosi męża, aby pozbył się konkubiny. Sara musiała wygnać rywalkę, bo czuła się zagrożona. Wiedziała, że syn Hagar jest legalnym dziedzicem, więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby znacznie młodsza kobieta zajęła jej miejsce u boku męża. Z kolei Hagar cieszyła się powszechnym szacunkiem tylko jako partnerka Abrahama, a gdy ten ją rzucił, odeszła w niesławie. Bo przez całe tysiąclecia kobieta była uzależniona, przede wszystkim finansowo i społecznie, od mężczyzny, więc jeśli nie była czyjąś żoną, to często okoliczności zmuszały ją do zostania kochanką.

Potwierdza to w swojej książce "A History of Mistresses" (Historia kochanek) Elizabeth Abbott, pisząc: "Dla większości kochanek ich relacje z żonatym mężczyzną nie miały nic wspólnego z romantycznymi uczuciami. One używały swojego erotycznego kapitału i wymieniały godność w zamian za polepszenie pozycji społecznej".

Bez sentymentów

Dzisiaj społeczna pozycja kobiety nie jest już w takim stopniu uzależniona od mężczyzny, z którym dzieli łóżko, więc jeśli Polka decyduje się na zostanie kochanką, to zazwyczaj dlatego, że na danym etapie życia romans jest dla niej wygodniejszym rozwiązaniem niż stały związek. Młode kobiety coraz później wychodzą za mąż, bo skupiają się na karierze i realizacji własnych marzeń, ale nie mają zamiaru żyć w celibacie, zanim spotkają tego jedynego i zdecydują się na ślub. Instytucja friends-with-benefits lub żonaty kochanek, który da im swobodę, to idealne rozwiązanie.

- Miałem pacjentkę: młodą, dobrze wykształconą, ładną dziewczynę, która nie chciała mieć partnera, wolała kochanka. Nie miała ochoty, aby facet pałętał się jej po domu albo zalegał z pilotem od telewizora na kanapie w salonie. Wymagała od niego, aby zrobił swoje w sypialni, a potem wrócił do żony. Dzisiaj kobiety coraz bardziej cenią sobie niezależność, mają swoją hierarchię wartości i małżeńskie obowiązki niekoniecznie muszą się w niej mieścić - mówi seksuolog Andrzej Depko.

O kochankę trzeba zabiegać, bo jeśli się mężczyzną znudzi, znajdzie sobie innego.

Kochanka często jest w lepszej sytuacji od żony, bo atmosfera tajemnicy podsyca żar w związku, podczas gdy szara rzeczywistość zazwyczaj sprawia, że pożądanie znika. Jak mówi prof. Zbigniew Izdebski w książce "Intymnie. Rozmowy o miłości i nie tylko", napisanej wspólnie z Januszem L. Wiśniewskim: "Atrakcyjność seksualna partnerów w ciągu pierwszego, drugiego roku małżeństwa drastycznie spada. O połowę lub więcej. Podobnie jak cena nowego samochodu podczas dwóch pierwszych lat użytkowania, chociaż może to porównanie nie jest najszczęśliwsze (...). Dlatego większość zdrad następuje właśnie rok czy dwa lata po ślubie. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn".

Żona jest już zdobyta, a o kochankę trzeba zabiegać, bo jeśli się facetem znudzi, to bez zbędnych sentymentów znajdzie sobie innego. - Gdy kobieta była uzależniona od mężczyzny i spędzała głównie czas w domu, jej możliwości były ograniczone. Ale teraz, jak z niego wyszła, przejmuje męskie zachowania - twierdzi prof. Zbigniew Lew-Starowicz.

W sieci seksu

Skoro kobiety zaczynają przejmować męskie zachowania, to nie muszą już biernie czekać, aż jakiś mężczyzna się nimi zainteresuje. One też mogą być myśliwymi, którzy polują na zwierzynę. Jeszcze do niedawna Polka, jeśli chciała mieć kochanka, rozglądała się za odpowiednim kandydatem w pracy albo w gronie znajomych. Ale w takim środowisku łatwo o "wpadkę", a "tej trzeciej" zazwyczaj tak samo jak mężczyźnie nie zależy na tym, aby romans wyszedł na jaw. Dlatego dzisiaj kobiety szukają mężczyzn w internecie albo za pomocą odpowiednich aplikacji w smartfonie.

W sieci działa kilka polskich wyspecjalizowanych portali, w których można sobie znaleźć żonatego kochanka. Albo zamężną kochankę. Tylko jeden z nich ma 100 tys. użytkowników, a jego założyciel tłumaczy: "Polska to kraj katolicki, tu się ludzie tak chętnie nie rozwodzą. Ale zdradzają, a my im to tylko ułatwiamy".

- Polacy coraz częściej żyją tak, jakby byli w trójkącie - uważa prof. Zbigniew Izdebski, autor raportu o seksualności Polaków na początku XXI wieku. - Żona, zanim pójdzie do małżeńskiej sypialni, siedzi na czacie i prowadzi namiętne rozmowy z innymi mężczyznami. Mężowie postępują podobnie - dodaje. A takie namiętne wirtualne konwersacje często przenoszą się do tzw. realu. I na rozmowach się wtedy nie kończy.

Technologia sprawia, że zdrada jest na wyciągnięcie ręki. W internecie można znaleźć fora dyskusyjne, na których polskie kochanki dzielą się swoimi doświadczeniami i wyjaśniają, dlaczego zdecydowały się na romans. Na jednym z nich można przeczytać taki wpis: "Mam 35 lat i przez ostatnie kilka lat byłam w różnych związkach. Schemat był zawsze taki sam: w pewnym momencie facet chciał, żebym cały swój czas poświęcała jemu, zrezygnowała ze swoich pasji, zainteresowań, przyjaciół. A ja lubię swoje życie i nie mam zamiaru wywracać go do góry nogami, bo ktoś chce się stać pępkiem mojego świata. Dlatego gdy poznałam w sieci mężczyznę, który otwarcie przyznał, że ma żonę i dziecko, doszłam do wniosku, że mi to nie przeszkadza. Widujemy się tylko raz w tygodniu, ale za to każde nasze spotkanie jest wyjątkowe. Odpowiada mi to, jak jest teraz, i nie chcę tego zmieniać".

Ile kochanek, tyle motywacji. Najczęstsza? Oczywiście miłość.
Ile kochanek, tyle motywacji. Najczęstsza? Oczywiście miłość.123RF/PICSEL

Szlaki takim wyzwolonym dziewczynom przecierała największa kusicielka PRL-u Kalina Jędrusik, która swoim barwnym życiem szokowała nawet największych hedonistów. Ze Stanisławem Dygatem, który rozwiódł się dla niej z pierwszą żoną, prowadziła małżeństwo otwarte. - Kiedy Dygat był już starszy, urządził imprezę, na której oświadczył, że przechodzi na seksualną emeryturę. I dał Kalinie całkowitą wolność, z której ona skwapliwie korzystała. Gdy do ich domu przychodził kolejny amant, on życzył jemu oraz swojej żonie dobrej nocy, po czym szedł spać - opowiada Sławomir Koper, autor książek "Kobiety władzy PRL" i "Sławne pary PRL". Ale nikt nie mówił, że Kalina była czyjąś kochanką - to mężczyzn, z którymi sypiała, nawet tych znanych, nazywano kochankami Kaliny. - Gdyby dzisiaj para o takiej pozycji jak Dygatowie prowadziła podobny tryb życia, tabloidy chyba by oszalały. Nie dano by jej żyć - dodaje Koper.

Love story

- Ile kochanek, tyle motywacji. Najłatwiej podzielić je na seksualne i pozaseksualne - stwierdza Andrzej Depko. Najczęstsza z tych pozaseksualnych? Oczywiście miłość. Gdyby nie kochanki, które dla wybranka tracą głowę, nie zważając na okoliczności, nie byłoby wielkiej literatury, kultowych filmów czy najlepszych piosenek. Pasja, cierpienie i odrobina szaleństwa są tym, co tworzy spektakularny romans.

To właśnie te składniki sprawiły, że związek królowej estrady Maryli Rodowicz i żonatego Daniela Olbrychskiego śledziła z zapartym tchem cała Polska. Piosenkarka przyznała po latach, że nie chciała angażować się w tę relację i aby uciec przed aktorem, wyjechała nawet na długie tournée do NRD. Na jednym z przyjęć uwiodła jednak niemieckiego pianistę, który do złudzenia przypominał jej Daniela, i wtedy zrozumiała, że nie ucieknie przed uczuciem. Olbrychski wprowadził się do jej mieszkania na Żoliborzu i zaczęła się niemal filmowa sielanka. "Byliśmy szaleni. Potrafiliśmy przez dwa dni jechać konno wierzchem z Warszawy do Drohiczyna, rodzinnego miasteczka Daniela, 120 kilometrów w jedną stronę. Jechaliśmy przez pola i lasy, spaliśmy na jakimś sianie, wpadaliśmy na zupę i wódkę do knajp po drodze, jak do jakichś saloonów na Dzikim Zachodzie, przytraczając konie obok przystanków PKS-u", opowiadała Rodowicz.

Nie zawsze jednak romans zaczyna się od wielkiej fascynacji. Bywa, że flirt dopiero z czasem przeradza się w głębsze uczucie, które jest zaskoczeniem zarówno dla niego, jak i dla niej. Tak było z Agnieszką Osiecką i Jeremim Przyborą. Ona była 28-letnią rozwódką, on miał 49 lat, dwójkę dzieci i był po raz drugi żonaty. Dla pisarki to miała być tylko niewinna przygoda, lubiła uwodzić mężczyzn. Ale w kolejnych listach, które para między sobą wymieniała, widać, jak powoli rodzi się miłość.

"To miała być zupełnie nieżyciowa historia, bukiecik bladych fiołków - pisała do poety, zaskoczona własnym zaangażowaniem Osiecka. - Przedtem w ogóle nie przypuszczałam, że mężczyzna może zająć ważne miejsce w moim życiu. Miałam kącik w sercu dla chłopców, ale mieściło się to gdzieś pomiędzy pisaniną a podróżami, przyjaźniami z ludźmi etc. Teraz wiem na pewno, że jesteś najważniejszy ze wszystkiego, co mam (chociaż w końcu tak bardzo Ciebie nie mam)". Ale Osiecka była wolnym ptakiem i kiedy pojawiły się pretensje kochanka, że za dużo podróżuje, że zbyt często spędza czas ze znajomymi, a nie z nim, zaczęła się od niego oddalać. Aż w końcu ich drogi się rozeszły. Po prostu... przestali do siebie pisać. Ich listy zostały upublicznione dopiero w 2010 roku. Czy w czasach maili i SMS-ów udałoby się ten romans utrzymać tak długo w tajemnicy?

Bez happy endu

Jeśli miłość obustronnie się wypali, romans pozostaje pięknym wspomnieniem. Ale gdy związek trwa zbyt długo, kochanka romantyczna często staje się postacią tragiczną. Samotne weekendy zaczynają być udręką. Na tych samych forach internetowych, gdzie kobiety piszą, że bycie kochanką im odpowiada, można też znaleźć dramatyczne wpisy: "Wiedziałam, że on ma rodzinę. Pracujemy razem i to miała być tylko zabawa. Na początku. Ale zakochaliśmy się w sobie. To już trwa cztery lata. On mówi, że od niej odejdzie, ale ciągle przekłada kolejne terminy ze względu na dziecko. Czy myślicie, że kiedykolwiek rozwiedzie się z żoną? Pomocy, potrzebuję waszych rad!".

Jednak statystyki w Polsce nie pozostawiają złudzeń. Tylko co dziesiąty mężczyzna postanawia się rozwieść, a jeśli już podejmuje taką decyzję, to w ciągu roku od rozpoczęcia romansu.

Przestrogą dla wszystkich kochanek powinien być los Marilyn Monroe, która uległa urokowi Johna F. Kennedy’ego, prezydenta USA. Ona kochała go do szaleństwa i chciała być jedyną kobietą w jego życiu, on jej pożądał i ją podziwiał, ale wolał dającą mu poczucie bezpieczeństwa żonę Jackie. Nie pomógł nawet desperacki telefon do pani Kennedy, w którym Monroe powiedziała jej o romansie. Usłyszała tylko chłodne: "Marilyn, chcesz poślubić Johna, to świetnie... Potem wprowadzisz się do Białego Domu, przejmiesz obowiązki pierwszej damy, a ja się wyprowadzę i zostawię wszystkie problemy na twojej głowie. Życzę ci powodzenia".

Młode kobiety coraz później wychodzą za mąż, bo skupiają się na realizacji własnych marzeń, ale nie żyją w celibacie.

Także Marii Skłodowskiej-Curie nie udało się nakłonić wieloletniego kochanka, młodszego od niej naukowca Paula Langevina, na rozwód z żoną, z którą miał czwórkę dzieci. Gdy opinia publiczna dowiedziała się o tym romansie, francuska prasa nazwała Marię złodziejką mężów, a tłum skandował pod jej oknem: "Precz z cudzołożną cudzoziemką". Skandal był tak wielki, że wieści dotarły do Szwecji, a komitet noblowski zasugerował Skłodowskiej-Curie, że nie powinna przyjeżdżać i odbierać nagrody osobiście. Oczywiście pojechała. Paul ogłosił w tym czasie separację z żoną, ale... szybko zmienił zdanie i wrócił do małżonki. Maria po tym rozstaniu długo cierpiała.

Bo nie każda zakochana kobieta wie, kiedy się wycofać i odejść. Sztuka ta udała się Ninie Andrycz, która jako młoda dziewczyna straciła głowę dla swojego profesora Aleksandra Węgierki. To było gorące uczucie, ale gdy aktorka poznała żonę Węgierki, Zofię, przekonała się, że to kobieta "bez skazy". I gdy ta poprosiła Ninę, aby nie rozbijała jej małżeństwa, Andrycz odsunęła się w cień. Zdjęcie Węgierki trzymała jednak na swoim biurku nawet wtedy, gdy była żoną premiera Cyrankiewicza. Tuż przed śmiercią przyznała, że jej dawny profesor był jedynym mężczyzną, którego tak naprawdę kochała. Dama polskiego teatru nie chciała krzywdzić innej kobiety, ale nie wszystkie kochanki postępują równie szlachetnie.

Kiedy na warszawskich salonach u boku Kazimierza Marcinkiewicza zaczęła pojawiać się młodsza o prawie 23 lata Izabela Olchowicz, z którą były premier związał się, będąc jeszcze z żoną Marią, wybuchł jeden z największych skandali towarzyskich III RP. Skok w bok często ma tragiczne skutki nie tylko dla kochanki czy kochanka, ale też dla ich oficjalnych partnerów. Gdy brukowce opublikowały zdjęcia Kristen Stewart, gwiazdy sagi "Zmierzch", całującej się z reżyserem Rupertem Sandersem, nie skończyło się na skandalu. Żona twórcy "Królewny Śnieżki i Łowcy" wystawiła jego walizki za drzwi i złożyła pozew o rozwód, a Robert Pattinson, chłopak aktorki, rzucił ją i przez kilka tygodni nigdzie się nie pojawiał. Nie pomogły nawet publiczne przeprosiny Stewart, która błagała narzeczonego o wybaczenie. Bo romans, zarówno wczoraj, jak i dziś, to niebezpieczna gra. I zawsze może skończyć się złamanym sercem.

Iga Nyc

PANI 11/2014

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas