Reklama

Ukraińska artystka Yulia Drozdek: „Dostałam od mamy list pożegnalny”

Yulia z mężem kilka lat temu wyjechali z Ukrainy. Obecnie mieszkają w Zielonej Górze. – Ale czuję się, jakbym była tam. Cały czas mam kontakt z rodziną, znajomymi. Wiem, co się dzieje i niestety to nie jest zły sen... – przyznaje ukraińska artystka.

Przeczuwała pani, że to nastąpi? 

- Czułam. Ludzie na Ukrainie od dawna żyją w strachu. Jedni zostali, inni postanowili wyjechać. Ja już znałam ten strach. Jak już wojsko stoi na granicy, to nie jest to performens. Czekałam na najgorsze wiadomości. I one nadeszły. Gdy zadzwonił mąż, właśnie odwiozłam dzieci do szkoły. - Słyszałaś? - Nie. - Wojna... Wcześniej mnie uspokajał, mówił, że to tylko prowokacja. Mówił tak w sumie jeszcze wczoraj, że nie wierzy w to... Bardzo to przeżywam, jakbym tam była. Jestem z rodziną, najbliższymi... Jestem z nimi. Tyle łez. Serce boli...

Reklama

Rodzina, znajomi nie chcą wyjechać? 
Moja mama mieszka w Czerniowcach. Powiedziała, że na 100 procent nie opuści mieszkania. Zostawiła mi już list pożegnalny. Tak, pożegnała się już ze mną... Mama mojego męża mieszka w Charkowie. Też nie wyjedzie sama. Boi się. Nie zostawi drugiego syna, który ma 43 lata i nie może wyjechać z kraju, nie wypuszczą go.  Ludzie podzielili się na dwie grupy. Jedni uciekają, inni, z różnych przyczyn zostają na miejscu. Chronią siebie, rodziny.

Cały czas jesteś z najbliższymi w kontakcie? 
Tak. Na bieżąco otrzymuję informację, zdjęcia z Charkowa czy Kijowa. Czytam w wiadomościach od nich: "mamy wybuch". Widzę na zdjęciach zniszczenia po wybuchu. Rachunek pierwszej nocy? Dużo osób nocowało w schronach, metrze. Znajomi opisują, jak z dziećmi chowają się w piwnicach. Jedno znajome małżeństwo odesłało dwie córeczki. Jedna ma 11, druga 14 lat. Odesłali je ze znajomymi. Co musieli czuć, kiedy wsiadły do samochodu i odjeżdżały? Ogromny ból... Trudno to sobie wyobrazić...

Niektórzy z większych miast uciekają na wieś. Ulice wyjazdowe są zakorkowane. Inni zabezpieczają mieszkania. Zaklejają okna na krzyż taśmą, by szyby nie wyleciały podczas wybuchu. Panika jest odczuwalna. Ci, co noc spędzili w schronie, piszą mi, że wyjdą tylko na chwilkę, po coś do jedzenia - jak się uda. Wprowadzono też tzw. komendancki czas (godziny policyjne). Sporo osób dopytuje mnie, jakie są potrzebne dokumenty, gdzie mają się udać, co zrobić. Zadeklarowałam swoją pomoc. Wiedzą, że mogą na mnie liczyć. 

***

Przeczytaj również:
"Proszę napisać, że dziękuję polskim siostrom i braciom"
Noworodki ewakuowane do schronu
Gwiazdy wpierają Ukrainę

 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ukraina | wojna w Ukrainie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy