W planach płyta!
Przez siedemnaście lat obserwowaliśmy, jak dorastała na planie serialu „Klan”. Kaja Paschalska w niczym nie przypomina ułożonej Oli Lubicz, jej największą miłością jest śpiewanie. Czy ma szansę wygrać trzecią edycję muzycznego show?
Co czułaś, stojąc po latach na scenie? Tremę? Radość? Szczęście?
Kaja Paschalska: - Wszystko naraz! Pierwszego występu w show w ogóle nie pamiętam (śmiech). Jednak z każdym odcinkiem mam w sobie coraz więcej luzu i co za tym idzie - zabawę z tego, co robię. Ale tremę czuję zawsze. Chyba nie da się jej całkiem wyeliminować. Ważne są proporcje. Teraz przeważa szczęście i spełnienie.
Czy udział w "Twoja twarz..." jest zapowiedzią, że znów zaczniesz koncertować?
- Tak, to dla mnie taka trochę rozgrzewka. Największą trudność sprawia mi obecnie modyfikowanie barwy głosu. Spędziłam wiele czasu, żeby nauczyć się śpiewać, niczego nie udziwniając, swoją naturalną barwą. A teraz robię coś wręcz odwrotnego (śmiech). W warunkach studyjnych można popracować nad techniką, ale dopiero w praktyce dochodzi jeszcze szereg innych rzeczy. Jak panowanie nad tremą czy kontakt z publicznością. To jest coś, co można opanować, tylko występując. Plan jest taki, że jakiś czas po programie pojawi się moja płyta.
No właśnie. Jako szesnastolatka wygrałaś opolskie debiuty, nagrałaś też dwie płyty - a później słuch o tobie, jako wokalistce, zaginął...
- Nigdy nie wycofałam się ze śpiewania. To od zawsze była moja największa pasja i przez te wszystkie lata, kiedy oprócz "Klanu" nie pojawiałam się publicznie, kształciłam się w tym kierunku. To ta druga strona medalu, dorastanie "na widelcu", bycie ciągle ocenianą, sprawiła, że na jakiś czas postanowiłam "zniknąć". Potrzebowałam złapać nieco dystansu do siebie i wszystkiego, co mnie otaczało. W pewnym momencie zaczęłam się tym wszystkim za bardzo przejmować i postanowiłam zrobić sobie przerwę.
Z jakimi opiniami spotykasz się na planie "Klanu" w związku z występami w show? Praca w programie nie koliduje z serialowymi obowiązkami?
- Wszyscy bardzo mi kibicują! Jeśli natomiast chodzi o czas, to ostatnio faktycznie jestem chronicznie zajęta, pracuję w końcu tak jakby na dwóch etatach (śmiech). Ale satysfakcja po takim długim, ciężkim dniu jest bezcenna!
Kto z dotychczasowych uczestników show najbardziej cię zaskoczył?
- Oprócz Kasi Skrzyneckiej, która była naprawdę genialna w swoich wcieleniach, powalił mnie Marek Kaliszuk jako Maria Callas oraz Julka Pietrucha jako Marilyn Monroe. Ogólnie poziom "Twoja twarz..." jest bardzo wysoki i nikt z uczestników raczej nie odstaje. Ten show, i nie mówię tego jako uczestniczka, tylko widz, jest dla mnie jednym z lepszych i ciekawszych programów tego formatu.
Dlaczego?
- Oglądałam go od pierwszej edycji i wielokrotnie byłam zaskoczona, że tego typu metamorfozy są w ogóle możliwe. Już sama charakteryzacja jest czymś, co robi bardzo duże wrażenie, bo nie oglądamy na co dzień takich rzeczy w naszej rodzimej telewizji.
Zdradzisz, czy jest postać, w którą chciałabyś się wcielić?
- Największym marzeniem, które się zresztą spełniło, było wcielenie się w Beyonce. A ogrom pracy, którą w tę postać włożyłam, dał mi mnóstwo satysfakcji po występie, kiedy wszystko się udało.
16/2015 Tele Tydzień