W pogoni za przyjemnością

Przyjemność służy miłości, ale nie każda i nie zawsze. Współcześni hedoniści poszukują tak silnych wrażeń, że związek z nimi przypomina jazdę na rollercoasterze.

Czy jesteś współczesną hedonistką?
Czy jesteś współczesną hedonistką?123RF/PICSEL

Chcesz spędzić urlop w górach, by szlifować formę przed zawodami triatlonowymi, ale twój partner nie chce o tym słyszeć. Dobrze wie, co go tam czeka - opieka nad dziećmi, bo ty każdą wolną chwilę będziesz poświęcać na trening.

Sytuacja jest napięta, ponieważ żadna ze stron nie chce odpuścić. Ty mówisz, że przecież nie robisz nic złego, dbając o kondycję i zdrowie. On - że zawsze czerpaliście radość ze wspólnego leżenia na plaży i było OK.

"Dlaczego wszystko psujesz?", pyta. Prawdopodobnie dlatego, że odkryłaś w sporcie źródło potężnej przyjemności. Jesteś współczesną hedonistką.

Starożytni Grecy, którzy wymyślili hedonizm, chcieli leżeć w ogrodzie, popijać dobre wino i oddawać się cielesnym przyjemnościom, ale ty pojmujesz go zupełnie inaczej. Leżenie na kanapie i popijanie wina to dla ciebie żadna atrakcja.

Pragniesz wrażeń większego kalibru niż sushi czy trochę seksu przed snem. Takich, które zdecydowanie silniej stymulują w mózgu układ nagrody. Pytanie brzmi: gdzie je znaleźć?

Źródłem pozytywnych wzmocnień, bo tak w psychologii nazywa się czynności dostarczające ekscytacji, mogą być m.in. sukcesy w pracy, sporty ekstremalne, pilotowanie samolotu czy eksperymentowanie ze środkami psychoaktywnymi.

Na dobrą sprawę aktywność fizyczna to też eksperymentowanie z dopalaczami, tyle że wytwarzanymi w naszym mózgu właśnie pod wpływem wysiłku. Mowa o hormonach szczęścia, których działanie porównuje się do opiatów. Poprawiają nastrój, a nawet wywołują lekkie stany euforyczne. Pojawia się więc naturalna pokusa, by zwiększyć ich dawkę. Nie wystarczy półgodzinny jogging trzy razy w tygodniu. Chcemy więcej! Bo w końcu znaleźliśmy coś, co robi nam dobrze.

Półmaraton, maraton, bieganie w wysokich górach. Wkręcamy się w całą filozofię związaną z bieganiem, a więc: ubrania, buty, gadżety i dietę, udział w imprezach biegowych, udzielanie się na specjalistycznych forach w sieci. Wyznaczamy sobie zadania i realizujemy je, poprawiamy "życiówki", wydłużamy dystans. Pojawiają się satysfakcja i lepszy nastrój.

Problem w tym, że zachowania, które dają pozytywne wzmocnienie, mogą także uzależniać. Nie ma znaczenia, czy chodzi o alkohol, kokainę czy seks - mechanizm jest podobny. W efekcie pogoń za przyjemnością zajmuje nam coraz więcej czasu. Nagrodą jest przyjemność, ale czy wszyscy są szczęśliwsi?

Miłość w kołowrotku

Do gabinetów psychologów coraz częściej pukają partnerzy osób, które oszalały na punkcie jakiejś aktywności. Zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Skarżą się, że partner, który zawsze wracał po pracy do domu, teraz poświęca każdą wolną chwilę na trening albo realizację swojej nowej pasji. A po treningu jest tak skonany, że pada i nic go nie interesuje. Nie ma czasu na rozmowę, nie bierze udziału w domowych pracach i opiece nad dziećmi. Nie ma nawet ochoty na seks.

- Trudno mieć komuś za złe, że wreszcie zaczął dbać o aktywność fizyczną, o ile zachowuje rozsądne proporcje pomiędzy czasem, który poświęca na treningi, a resztą życia - mówi psycholog, psychoterapeutka Anna Mochnaczewska, współzałożycielka Centrum Psychologii Integralnej InTeGral w Warszawie.

- Ale jeśli te proporcje są zachwiane, to partner czy partnerka mają prawo być zdezorientowani. Odstawieni na boczny tor, odczuwają silny niepokój. Tracą poczucie bezpieczeństwa, które w związku jest przecież kluczowe. To bywa źródłem poważnych konfliktów, które eskalują, jeśli komunikacja między partnerami nie działa sprawnie - dodaje psycholożka.

Być może zastanawiasz się, skąd w tobie lub w twoim partnerze wzięła się ta potrzeba intensywnych przyjemności. Ma ją każdy z nas. Pragniemy pozytywnych wzmocnień, poczucia, że w jakiejś dziedzinie jesteśmy naprawdę dobrzy, lepsi od innych. Jeśli praca lub dom nam tego nie dostarcza, zaczynamy szukać obszaru, który nam to obiecuje.

Endorfiny zamiast związku

W klubach fitnessu coraz częściej można spotkać 40-, 50-latki oszalałe na punkcie diety, zdrowego stylu życia, dbałości o ciało. Fitnessoholiczkami stają się nawet panie, które w szkole notorycznie przynosiły zwolnienia z wuefu. Teraz nagle chcą być jak Ewa Chodakowska.

Trening fizyczny wyzwala endorfiny i poprawia nastrój. Niestety, gdy mocno "wkręcimy się" w sport, to może się okazać, że tylko my wyglądamy i czujemy się lepiej, ale nie nasz związek. Po treningu nie mamy siły nawet na rozmowę, nie mówiąc o seksie. Nie dlatego, że partner przestał być dla nas atrakcyjny. Jesteśmy po prostu zmęczone i nie potrzebujemy już więcej wrażeń.

Mężczyzna, któremu aktywność fizyczna poprawi samopoczucie, zredukuje napięcie, wysmukli sylwetkę, może liczyć na dodatkowe profity w postaci poczucia siły.

To antidotum na kryzys wieku średniego (rozejrzyjcie się dookoła i zobaczcie, jak wielu facetów w okolicach czterdziestki odkrywa w sobie Iron Mana). Kolejne sportowe osiągnięcia wzmacniają poczucie własnej wartości i męskości.

- Ale u mężczyzn intensywne zaangażowanie w jakąś aktywność może być dodatkowo motywowane próbą odizolowania się od trudnych spraw. Na przykład tego, że od jakiegoś czasu nie układa się nam w związku, mamy problemy finansowe czy wychowawcze z dorastającymi dziećmi - zauważa Anna Mochnaczewska.

Mężczyźni nie potrafią stawić im czoła, więc stają się bardzo zajęci i nie mogą się nimi zajmować.

- Intensywny trening ma jeszcze jedną ogromną zaletę, docenianą szczególnie przez osoby, które nie są w satysfakcjonujących związkach: organizuje życie, a przez to chroni przed budzącym silny dyskomfort poczuciem pustki, które może pojawić się w nieudanej relacji - dodaje psycholożka.

Dowodem na słuszność tej tezy są ludzie, którzy po rozstaniu z bliską osobą zaczęli intensywnie biegać. Zdarza się, że takie osoby przez długi czas nie próbują wchodzić w nowe związki. Nie potrzebują nikogo obok siebie. Bieganie wystarcza. Endorfiny być może tłumią poczucie pustki, ale czy redukują także potrzebę intymnej więzi?

- Nie ma badań potwierdzających tę tezę, ale niewykluczone, że w jakimś stopniu tak jest - mówi Anna Mochnaczewska. - Nie oznacza to jednak, że trening zagłusza potrzebę kontaktów intymnych. Kluczowe znaczenie ma to, jak blisko partnerzy byli ze sobą, zanim jedno z nich odkryło radość z treningów. Jeśli zbliżenia dawały dużo satysfakcji obojgu, to ryzyko zrezygnowania z nich na rzecz endorfin jest raczej mało prawdopodobne. Ale jeżeli intymna więź była wątła, druga strona unikała zbliżeń albo nie była nimi usatysfakcjonowana, to prawdopodobieństwo, że endorfiny je zastąpią, wzrasta.

Wspólny front

Partnerzy osób, które zaczęły intensywnie poszukiwać przyjemności, często z lękiem patrzą w przyszłość. Nie rozumieją sytuacji. Nie wiedzą, jak reagować. Pamiętasz, jak działa system naczyń połączonych? Jeśli poziom cieczy w jednym naczyniu się zmienia, to automatycznie wymusza to zmianę poziomu w kolejnym.

- Tak samo jest w związku. Gdy jeden partner zmienia zasady funkcjonowania relacji, drugi musi się do tej zmiany jakoś ustosunkować - zauważa psycholog i psychoterapeuta Marcin Florkowski. W takiej sytuacji ludzie często myślą: on lub ona biega, bo nie chce ze mną być. Ucieka ode mnie. Napięcie rośnie, a gdy wreszcie dochodzi do konfrontacji, padają zarzuty najcięższego kalibru: "Myślisz tylko o sobie. Zaniedbujesz mnie i dzieci".

Według Marcina Florkowskiego oskarżanie to w tej sytuacji najgorsza strategia. Nie prowadzi do konstruktywnych rozwiązań, tylko do eskalacji konfliktu. Dobrze byłoby zacząć taką rozmowę po przyjacielsku, na przykład tak: "Cieszę się, że znalazłeś coś, co daje ci satysfakcję i poprawia twoje samopoczucie. Chciałabym cię w tym wspierać, ale bardzo niepokoję się, że ostatnio oddaliliśmy się od siebie. Brakuje mi rozmów z tobą".

- Zamiast używać sformułowań typu "bo ty" lub stawiać żądania, warunki, lepiej skupić się na własnych odczuciach - radzi psycholog. Dlatego zanim podejmiemy taką rozmowę, powinniśmy się do niej przygotować. Przemyśleć, co tak naprawdę nas najbardziej boli w tej nowej sytuacji i co chcielibyśmy zmienić. Czy chodzi tylko o to, że spędzamy za mało czasu razem? A może mamy wrażenie, że staliśmy się mniej ważni lub mniej atrakcyjni? Albo chodzi o deficyt bliskości, także tej cielesnej?

- Nazywanie tego, co czujemy, i mówienie o swoich niezaspokojonych potrzebach jest bardzo trudne, ale warto ten trud podjąć, by nasz przekaz był jasny - dodaje Anna Mochnaczewska. Nie liczmy na to, że druga strona domyśli się, czego nam brakuje. Każdy z nas ma własną hierarchię potrzeb, według której je zaspokaja. Co ciekawe, także według własnej hierarchii staramy się zaspokajać potrzeby partnera. W praktyce oznacza to, że jeśli sami mamy niewielką potrzebę czułości, to raczej nie będziemy skorzy do okazywania jej partnerowi.

Natomiast gdy mamy ogromną potrzebę atrakcyjnego spędzania wolnego czasu, to będziemy też starali się uszczęśliwić w ten sposób partnera. Czasem wbrew jego woli. Lepiej byłoby po prostu zapytać, co chciałby robić wieczorem, jak spędzić weekend. Jeśli mamy własne pomysły, to trzeba je przedstawić i wybrać coś wspólnie. Albo zaproponować podział: ten weekend organizuję ja, kolejny ty.

Warto też podpowiedzieć drugiej stronie, co może zrobić, by odpowiedzieć na nasze potrzeby. Może umówicie się, że jeden wieczór w tygodniu jest zarezerwowany tylko dla was dwojga? Pamiętaj, że komunikat w stylu: "Chcę, żebyś natychmiast z tym skończył", może wywołać skutek odwrotny do zamierzonego. Osoba, dla której trening stał się rzeczywiście ważny, bo dzięki niemu czuje się bardziej wartościowa, pokonuje swoje ograniczenia i słabości, może pomyśleć, że partner jej nie rozumie, nie wspiera, ignoruje jej potrzeby. Nie liczmy na to, że bliska osoba zaprzestanie aktywności, która dostarcza jej tyle satysfakcji. Im więcej wysiłku w to włożyła i im większą czuje z tego powodu przyjemność, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że z tego dobrowolnie zrezygnuje. Dlatego nie warto stawiać sprawy na ostrzu noża.

Wspieraj, ale...

Partnerzy zepchnięci na boczny tor związku przez pracę, sport, taniec czy cokolwiek innego zastanawiają się, co jeszcze mogą zrobić, by poprawić osłabioną relację.

- Można samemu zacząć biegać albo kibicować ukochanemu na trasie maratonu, ale pod warunkiem, że my także mówimy otwarcie o swoich potrzebach i są one przez partnera realizowane - mówi Anna Mochnaczewska.

W tego rodzaju sytuacjach trzeba unikać podświadomego wpadania w schemat samopoświęcenia, który czasem wynosimy z domu rodzinnego: nie przedkładaj swoich potrzeb nad potrzeby innych. Wspieranie hedonistycznych aktywności ukochanego wbrew sobie grozi kumulacją frustracji. Kiedy czara goryczy się przepełni i wreszcie wykrzyczymy, co naprawdę myślimy o jego bieganiu, szybownictwie czy wyprawach wysokogórskich, możemy usłyszeć gorzką ripostę: to po co to robiłaś, przecież wcale tego od ciebie nie wymagałem!

A wtedy poczujemy się jeszcze mniej ważne i mniej rozumiane. Paradoksalnie sytuacja zwykle jest łatwiejsza w relacjach, w których obie osoby są hedonistami poszukującymi ekstremalnych przyjemności.

- Można spodziewać się konfliktów o podział obowiązków domowych i opiekę nad dziećmi - mówi Marcin Florkowski. - Jednak wtedy obydwoje rozumieją sytuację i żadna ze stron raczej nie doświadcza poczucia zepchnięcia na boczny tor ani lęku o przyszłość związku. Mają mniej czasu dla siebie, ale nie robią z tego problemu. Koncentrują się nie na jego ilości, ale na jakości. To cenna wskazówka dla wszystkich par.

Przykazania hedonistki

Zastanów się, czy goniąc za nimi, szanujesz jego odczucia. Zapytaj go, jak odnajduje się w nowej sytuacji, kiedy mniej czasu spędzasz w domu.

Pomyśl, jakie potrzeby zaspokaja w tobie ulubiona aktywność. Czy na pewno stoi za nią chęć poprawienia kondycji i dbałość o sylwetkę? Może jest tylko sposobem na ucieczkę od problemów w związku i poczucia pustki?

Wyobraź sobie sytuację, że z jakichś powodów nagle zostajesz odcięta od jedynego źródła przyjemności, np. łamiesz nogę przed maratonem. Co wtedy?

Jeśli jest tylko jedna rzecz, która sprawia ci przyjemność, postaraj się poszukać innych. Nic nie przychodzi ci do głowy? Przypomnij sobie, co sprawiało ci największą radość w dzieciństwie albo o czym marzyłaś, dorastając. Może chciałaś jeździć konno albo grać na jakimś instrumencie?

Poproś o to samo partnera. Może są takie aktywności, które usatysfakcjonują was oboje?

Przynajmniej raz w tygodniu zapytaj go, czy czuje się kochany i spełniony. O czym marzy?

Staraj się, by czas, który spędzacie razem, był faktycznie tylko dla was. Nie rozmawiaj przez telefon z przyjaciółką, nie zaglądaj na Facebooka. Myśl wtedy wyłącznie o przyjemności... partnera.

Katarzyna Koper

PANI 7/2015

PANI
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas