Walentynki, Walentynki...

Aktualizacja

Czyli o tym, jak bicie czyjegoś serca zmienia punkt widzenia.

Byłam kiedyś jedną z nich, tą, która w kpinie znajdowała ulgę

Walentynki, dobre sobie, głupie święto z serduszkami

Para z parą wyda kasę, pokłócić się dla odmiany do knajpy pójdzie...

też mi wielce zakochani...

Ta poza przeszyta była bólem serca bijącego samotnie

Pustych rąk bez czekoladek, bez kwiatów do suszenia

pamiętam jednak, jak bolało okrutnie,

to przeklęte uczucie odosobnienia...

Tak pragnęłam banalności, choć z ketchupu serca,

tak pragnęłam dać zarobić ludziom w to komercyjne święto,

i tak miałam dość tych spojrzeń pełnych...miłosierdzia

czy litości może? czegoś niemiłego, na pewno wiem to...

Lata mijały, a ja pełna żalu tworzyłam mur ironii,

kpiąc coraz bardziej, walcząc słowem, jak mieczem,

jednocześnie w braku uczuć tkwiąc agonii,

czekając wciąż na kogoś, kto "kocham" wyrzecze.

I zjawił się rycerz, w zbroi z miłości,

ja z mieczem ironii, On z szablą komplementów,

tarczą mu były gesty czułości,

do tego los rozbawiania dał Mu wiele talentów...

I tak kruszył mój mur, kawałek po kawałku,

coraz słabsza, bezbronna i....szczęśliwsza bez swej broni...

opowieści tej nie braknie słodkiego morałku,

tak, morałku, bo kto mi słodzić zabroni?

Nie ma już muru, walka zniknęła,

jest czysta miłość, ślub i słodki maluch,

A gdy czasem słyszę: "Walentynki to ściema!"

wiem, że Amor już do strzału rusza zręczny paluch...

Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas