Wielu dzisiejszych supermężczyzn przegrałoby w starciu z przeciętną prehistoryczną kobietą

- Myślę, że wielu dzisiejszych supermężczyzn przegrałoby w starciu z przeciętną prehistoryczną kobietą - mówi dr Joanna Roszak, psycholożka z Katedry Psychologii Społecznej Uniwersytetu SWPS. Czym jest toksyczna męskość? Jak maczyzm może wpływać na relacje partnerskie i społeczne?

Porozmawiajmy o toksycznej męskości
Porozmawiajmy o toksycznej męskości123RF/PICSEL

Kobiecość odmieniamy przez wiele przypadków. Nic dziwnego, zwłaszcza w dobie dążenia do równouprawnienia i poszukiwania partnerstwa tak samo w relacjach romantycznych, jak i zawodowych. Czy o pojęciu kobiecości można mówić bez uwzględnienia męskości? Biorąc pod lupę ten drugi kontekst, nie można zapominać o tym, iż męskość jest szerokim spektrum i reprezentuje ją wiele typów, zależnych od zbioru cech.

Australijska socjolożka R.W. Connell w 1995 roku opracowała teorię odnoszącą się do współczesnych wzorców męskości. Skategoryzowała, w jaki sposób zachodnie społeczeństwa postrzegają rodzaje męskości. Wyróżniła cztery typy: hegemoniczną, podporządkowaną, współpracującą i zmarginalizowaną. Od publikacji pracy minęło prawie trzydzieści lat, zatem jest to jedynie matryca, która mimo wszystko jest oparciem dla współczesnych badaczy zajmujących się pojęciem męskości w społeczeństwie.

Ostatnimi czasy coraz częściej zarówno w terminologii naukowej jak i popularnej, poruszany jest temat toksycznej męskości, która poniekąd odnosi się do hegemonii. Pojęcie toksycznej męskości wywodzi się z mitopoetycznego ruchu mężczyzn lat 80. i 90. XX wieku, jednak termin ten znalazł zastosowanie w nomenklaturze akademickiej i popularnej. Czy jest ona nieodłącznym elementem definiującym samców-alfa?

Jeśli zgodnie z kulturowym postrzeganiem za jedną z domen męskości przyjmiemy dominację, w badaniach znajdziemy potwierdzenie tego, iż kobiety adaptacyjnie za bardziej atrakcyjnych postrzegają tych mężczyzn, którzy kojarzą się z silną osobowością i wysokim statusem społecznym. Problem może pojawić się jednak wówczas, gdy cechy stereotypowo męskie są wyolbrzymione.

Postrzeganie męskości sensu stricte jest zjawiskiem subiektywnym, jednak toksyczna męskość potocznie nazywana maczyzmem, stała się niejako kultem silnego, władczego i agresywnego mężczyzny. Zatem gdzie kończy się silna męskość a gdzie zaczyna toksyczna? Czy męskość w ogóle możemy określać jako toksyczną, czy powinniśmy jednak mówić wyłącznie o toksycznych zachowaniach?

Katarzyna Drelich: Toksyczna męskość kojarzy się z nadmierną dominacją, rywalizacją, czasem nawet z agresją. Jaki może mieć wpływ na relację partnerską?

Dr Joanna Roszak: - Toksyczna męskość w potocznym rozumieniu jest to męskość niejako wyolbrzymiona i przerysowana. Jeżeli stereotypowo i tradycyjnie przypisujemy, a nadal tak jest w wielu społeczeństwach i grupach społecznych, mężczyznom cechy takie jak siła, dominacja, inicjatywa, pewność siebie, przebojowość i pęd do sukcesu - także na tle seksualnym, niska emocjonalność i brak wrażliwości, to gdy mowa o męskości toksycznej, cechy te będą występować u danego mężczyzny w bardzo wysokim stopniu.

Męskość toksyczna może się też wiązać z narcyzmem, zwykle tzw. narcyzmem wielkościowym (ang. grandiose narcissism), a więc brakiem empatii, nadmierną i często nieuzasadnioną pewnością siebie, czy niesłychanym poczuciem wyższości i własnej wielkości. Takie osoby nie są łatwe w relacjach, gdyż mają skłonność do dominowania nad innymi, rywalizowania, narzucania im swojego zdania, a także skłonnością do używania przemocy, w tym nie tylko tej siłowej, ale także tej bardziej nie wprost, zakamuflowanej, czy werbalnej.

Mężczyzna toksyczny może oczekiwać od swojej partnerki idealnego dopełnienia jego bieguna, a więc hiperuległości, hiperzależności, hiperczułości i dbałości o niego oraz ognisko domowe, gdyż te cechy wpisują się w tradycyjny obraz kobiety, jako słodkiej, czułej, biernej i podporządkowanej mężczyźnie. Nie każda kobieta odnajdzie się w takim związku, a więc toksyczna męskość może wpływać negatywnie na relacje. Wahałabym się też nazywać je relacjami w pełni partnerskimi, gdyż toksyczna męskość zakłada komplementarność, ale i asymetrię roli mężczyzny i kobiety, gdzie to mężczyzna ma pełną władzę i kontrolę. Dziś wiele kobiet nie szuka takich mężczyzn, dlatego związek silnej i asertywnej kobiety, która chce być właśnie partnerką, która ma i realizuje swoje pasje, jest doceniana za nie, rozwija się i ma wsparcie w swoim partnerze, z toksycznym mężczyzną raczej się nie uda. Pomijając już, iż toksyczny mężczyzna od początku będzie szukał innego typu kobiety.

Badania wskazują, że pewien rodzaj komplementarności i dopełniania się ról kobiecych i męskich, a więc taka bardziej tradycyjna relacja płci, zwykle sprawdza się na początku związku, w fazie "zalotów", jednak duża część długotrwałych związków, gdzie partnerka i partner deklarują satysfakcję ze związku, mniej lub wcale nie polega na tej komplementarności i tradycyjnym podziale ról, a wykazuje większe podobieństwo między kobietą i mężczyzną pod względem cech, przekonań, czy upodobań, czy podziału zadań, czyli są to raczej związki nietradycyjne i egalitarne.

Czy ofiarami toksycznej męskości mogą paść także mężczyźni?

- Jak najbardziej. Toksyczna męskość zakłada pęd do sukcesu i rywalizację, a także dużą dozę agresji w stosunku do osób, które sprzeciwiają się lub stawiają wyzwania takiemu mężczyźnie. Będzie ona więc rzutowała nie tylko na bliskie związki, w tym te z kobietami, ale też na relacje przyjacielskie, a także ogólnie relacje z innymi ludźmi. Należy zrozumieć, że nasilenie cech tradycyjnie męskich w przypadku męskości toksycznej jest niejako podkręcone "na maksa", co sprawia, że natężenie to przestaje być funkcjonalne. Być może sprawdzi się w przypadku danego mężczyzny w różnych sytuacjach, ale nie sprawi, że będzie to osoba, w której towarzystwie będziemy się dobrze i swobodnie czuć, mogąc być sobą, cokolwiek to znaczy. Toksyczna męskość nie akceptuje odchyleń od "normy", którą sama ustanawia.

Żadna kobieta - nie tylko "własna", a tak może traktować kobietę toksyczny mężczyzna, jak swoją własność - nie powinna być przebojowa, silna, także fizycznie, choć siatki z zakupami niech lepiej dźwiga, a także musi sprzątać dom i zajmować się dziećmi, a żaden mężczyzna nie może być emocjonalny, wrażliwy, bez pędu do dominacji i sukcesu za wszelką cenę.

W dyskursie publicznym popularny jest ostatnimi czasy temat męskiej i kobiecej energii oraz ich komplementarności. Czy walka z "toksyczną męskością" nie idzie za daleko, niejako kastrując mężczyzn?

- Kastruje ona tylko hipermężczyzn, którzy i tak sami się ograniczają, zamykając się w roli supersamca. Wiele lat temu Jackson Katz, amerykański aktywista i edukator w zakresie ról płciowych, nakręcił dokument pt. "Maska Twardziela". Angielski tytuł “Tough Guise" lepiej oddaje sens przesłania Katza. W wymowie jest zbliżony do "tough guys", czyli "twardzi goście, faceci". Jednak "guise" oznacza to "disguise", czyli przebranie, maskę. Katz pokazuje, jak bardzo ta maska hipermęskości, którą zakłada wielu mężczyzn i chłopców, jest dla nich ograniczająca, odcinając ich od sfery emocjonalności innej niż możliwość okazania agresji, uniemożliwiając im bycie wrażliwymi, a nawet czasem słabymi.

Emocje mężczyzn i kobiet, w sensie tych odczuwanych, nie różnią się. Wszyscy i wszystkie czasem się boimy, lub czujemy się supermocne i supermocni. Bywamy dumne i dumni z naszych osiągnięć, chcemy przytulić i być tulonymi przez innych. Wbicie się w stereotypową rolę płciową - założenie maski - odbiera nam część naszego człowieczeństwa i jako takie jest szkodliwe. Deborah David i Robert Brannon, w swojej książce "The Forty-Nine Percent Majority: The Male Sex Role" opisują toksyczną, hegemoniczną męskość, jako opartą na czterech filarach, które nazwali "No Sissy Stuff", czyli "Nic kobiecego, babskiego" - prawdziwy facet nie jest kobiecy i kropka. Jeśli jest wrażliwy i w kontakcie ze swoimi wszystkimi emocjami, to znaczy, że coś jest z nim nie tak, jest słaby, może jest gejem, a to coś najgorszego, "The Big Wheel" czyli "Wielkie koło" - pęd do sukcesu i statusu, mężczyzna musi najlepiej zarabiać, mieć najlepszy samochód, najnowsze gadżety, najlepszy dom, najładniejszą żonę, "The Sturdy Oak", czyli "Mocny jak dąb" - prawdziwy mężczyzna jest silny, silniejszy niż ktokolwiek inny", oraz "Give'Em Hell", czyli "Dać im popalić" - hiperfacet jest agresywny i rywalizujący.

Czy jednak mimo wszystko kobiety nie potrzebują "mocnych" mężczyzn, a gdy role się odwracają, relacja może być zagrożona?

- Zacznijmy od tego, że każda osoba potrzebuje czasem wsparcia ze strony innych ludzi, w tym osoby partnerskiej. Dlatego każda osoba potrzebuje partnerki lub partnera silnych tam, gdzie ona akurat czuje się słabsza, jednak nie zawsze jest to ta sama słabość, w tym samym momencie. Dlatego nie można powiedzieć, że mężczyzna zawsze musi być silny, zaś kobieta ma być komplementarnie do tego słaba, gdyż to zwyczajnie nie jest możliwe w 100 procentach i zawsze.

Zarazem osoby o bardziej tradycyjnych poglądach na role płciowe mogą się lepiej czuć w związkach zbudowanych na pewnej komplementarności. Jednak ekstremalna hipermęskość zwykle wiąże się z taką dominacją i skłonnością do przemocy oraz stawiania na swoim, że zapewne nawet przysłowiowa czuła, wrażliwa i tradycyjna kobieta, na dłuższą metę może czuć się źle w takim związku. Dość już stare, ale interesujące badania Williama Ickesa na temat relacji kobiet i mężczyzn w związkach wykazały, że bardzo tradycyjne role płciowe, choć mogą pomóc rozpocząć związek, dając niejako scenariusze "właściwych" zachowań, taki kod kulturowy relacji damsko-męskich, to w związkach długoterminowych owocują życiem w dwóch różnych światach, które się nie zazębiają i nie dają poczucia wspólnoty, ani wspólnego języka.

Bardzo tradycyjny mężczyzna i bardzo tradycyjna kobieta faktycznie pochodzą jakby z innych planet (może właśnie Wenus i Marsa?) i po prostu się nie rozumieją, przez co są niby razem, a tak naprawdę osobno - samotni.

Badania Ickesa wskazały, że osoby w bardzo tradycyjnych, patriarchalnych związkach, były mniej z nich zadowolone i szczęśliwe z życia, niż osoby faktycznie partnerskie, będące w związkach bardziej egalitarnych, gdzie partner i partnerka są do siebie bardziej podobni, a ich światy się zazębiają.

Pojęcie "macho" wydaje się przechodzić powoli do archaizmów, jednak wciąż kojarzy się z kultem przerysowanej męskiej siły. Jak wiele wspólnego mają ze sobą maczyzm i przemoc?

- Bardzo wiele, gdyż najsilniejszy i najbardziej dominujący mężczyzna zawsze będzie miał kogoś, z kim będzie musiał rywalizować, by wykazać swoją "lepszość". Istnieje takie pojęcie, męskość niepewna (ang. "precarious masculinity"). Nie chodzi tu bynajmniej o to, że mężczyzna siedzi i myśli, kim jest i co to oznacza, że jest mężczyzną, a raczej o to, że mężczyźni mogą być bardzo wyczuleni na wszelkie ataki na swój status hipermężczyzny, który jest ciężko zdobyć - jest wielu rywali, oni też są silni, trzeba być więc najsilniejszym i największym, trzeba ich pokonać, a potem utrzymać, bo znów - jest wielu rywali. Joseph Vandello, autor tej koncepcji, twierdzi, że niepewna męskość wymaga ciągłego udowadniania, podkreślania i usankcjonowania, co rodzi stres i obawę, iż kiedyś mężczyzna osłabnie i utraci swój status samca alfa. Agresja i przemoc mogą wynikać z tego lęku, co potwierdzają badania.

Gdzie zatem pojawia się granica między maczyzmem i stanowczością, a przesadną męskością?

- Stanowczymi mogą być i kobiety, i mężczyźni. Chodzi o to, by nie przerysowywać żadnej cechy do granic absurdu, i nie zamykać się na to, że cechy są po prostu ludzkie, a nie wyłącznie "męskie" lub "kobiece". Badania pokazują, że nie tylko zdrowsze dla każdej jednostki jest posiadanie bogatszego zakresu cech, zdolności, doświadczeń i umiejętności (gdyż przekłada się to na umiejętność poradzenia sobie w wielu sytuacjach), ale też jesteśmy do siebie bardziej podobni i podobne, niż się potocznie sądzi. Jest mniej mocno wyartykułowanych i silnych różnic między płciami w cechach psychicznych, emocjonalności, czy zdolnościach poznawczych, niż na to wskazują stereotypy płci, będące bardziej przejawem oczekiwań społecznych, niż twardymi faktami wynikającymi z realnych różnic między płciami.

Nie wszyscy mężczyźni są agresywni i dominujący, zaś nie wszystkie kobiety czułe i uległe. To kultura, którą sami i same tworzymy, dyktuje co i komu wolno. Gdyby te różnice między płciami, które opisują tradycyjne wizerunki kobiet i mężczyzn wynikały z biologii, nie byłoby tego zróżnicowania w obrębie każdej płci, które widzimy, ale które czasem ukrywamy (np. mężczyzna ukrywający swoją wrażliwość, kobieta udająca, że nie potrafi otworzyć słoika), a czasem wybieramy tego nie zauważać, bo tak nam wygodniej i tak jest zgodnie z "tradycją".

Na szczęście stereotypy związane z płcią ulegają zmianom. Coraz więcej cech, zawodów, zachowań, czy emocji, które "przynależały" na zasadzie arbitralnego przydziału jednej płci, staje się "dozwolone" dla płci przeciwnej. Nie oznacza to, że za jakiś czas przestaniemy rozróżniać kobiety i mężczyzn, ale że kobiecość i męskość są bardziej złożone i mają więcej odcieni i wariantów, niż to kiedyś zakładano. Kobiecość to może być siła, a męskość to może być wrażliwość. To wyzwalające, gdyż umożliwia nam to bycie ludźmi, nie zaś osobami w maskach, odgrywającymi narzucone społecznie role.

Co ciekawe, badania z dziedziny antropologii i archeologii, analizujące style życia naszych przodkiń i przodków, wcale nie wskazują, iż u zarania ludzkości relacje między płciami były patriarchalne i androcentryczne, czyli urządzone na zasadzie męskiej dominacji i z perspektywy mężczyzny, jako pewnego standardu i punktu odniesienia. Były raczej egalitarne i równościowe, co zapewne rozgniewa wielu hipermężczyzn, przekonanych, że "od zawsze tak było", że mężczyzna dominował i był silny, a kobieta po cichu rodziła dzieci i utrzymywała ognisko domowe. Przede wszystkim, siła musiała cechować obydwie płcie, gdyż od tego zależało przetrwanie.

Jeżeli przyjmiemy, że mężczyźni byli daleko od domowej jaskini, goniąc mamuta, to ktoś musiał bronić tego ogniska na miejscu i robiły to silne kobiety, które były łowczyniami-zbieraczkami. Były często bliżej domu, ze względu na dzieci, ale nie były bynajmniej słabe i bierne.

Myślę, że wielu dzisiejszych supermężczyzn przegrałoby w starciu z przeciętną prehistoryczną kobietą. Zaś dowody w postaci pochówków wskazują, iż rola kobieca nie była widziana jako gorsza od tej męskiej - kobiety i kobiece bóstwa szanowano na równi z mężczyznami i bóstwami męskimi. Nie mamy oczywiście książek, blogów, czy listów z tych czasów, ale archeologia jest biegła w analizie zachowanych śladów takich jak wytwory rąk ludzkich czy właśnie sposób grzebania ludzi. Można powiedzieć, że początki patriarchalnego porządku pojawiły się, gdy ludzie udomowili zwierzęta i pojawiło się pasterstwo, którym zajmowali się mężczyźni. A teraz ten porządek zaczyna się chwiać i upada, gdyż nie odpowiada już oczekiwaniom ani kobiet, ani mężczyzn. Po prostu się przeżył. Ale to pewnie temat na inną rozmowę.

W jaki sposób okazujemy miłość? Doskonałe ćwiczenie dla par INTERIA.PL
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas