Woleli się rozstać niż kłócić

- Pokolenie paniczów, strasznie dla Polski ważne, skończyło się, zginęło, nie ma ich. I mam wrażenie, że to, co uczyniłem w Kabarecie, to dla Jerzego i dla mnie było próbą odbudowania statusu starego panicza - mówił. Stąd nazwa. Starsi Panowie byli przecież dość młodzi, gdy zakładali kabaret, Wasowski miał 45 lat, a Przybora 43 lata. Przed wojną sami byli takimi paniczami.

- Przyjacielu, jak się z Bugiem łączy Narew, tak Ty ze mną się łączyłeś w ten kabaret - pisał Przybora
- Przyjacielu, jak się z Bugiem łączy Narew, tak Ty ze mną się łączyłeś w ten kabaret - pisał PrzyboraPolfilm - kadry z PolfilmuEast News

Przybora, syn współwłaściciela fabryki czekolady Lourse’a, dorastał w majątku ojca pod Bydgoszczą. Z kolei ojciec dwa lata starszego Wasowskiego był dziennikarzem, wykładowcą i publicystą, założycielem Polskiej Agencji Publicystycznej i "Kuriera Codziennego". Jerzy grał na pianinie już jako 5-latek, przed 10. rokiem życia skomponował trzy mazurki, które zachowały się do dziś. Najbardziej ciągnęło go do nauk ścisłych, przed wojną skończył Politechnikę Warszawską i zatrudnił się jako inżynier dźwięku w Polskim Radiu, gdzie od 1937 r. jako spiker działał także Przybora.

- Pewien młody człowiek ukazuje mi się na tle tajemniczych urządzeń bardzo wyraźnie: dwudziestosześcioletni wówczas inżynier Jerzy Wasowski. Nie pamiętam, kiedy i w którym z pomieszczeń rozgłośni go poznałem, ale pamiętam koncerty muzyki tanecznej dla pokrzepienia i odpoczynku od niewesołego programu, który emitowało nasze Radio, jako że ogólna sytuacja wrześniowa inny wykluczała - wspominał Przybora ich koleżeństwo z września 1939 r. Wasowski przez resztę wojny ukrywał się w majątku Zamoyskich. Przybora przetrwał okupację na warszawskiej Sadybie, gdzie łapanka, jak wspominał, zdarzyła się tylko raz. - A jednak ten niebohaterski zupełnie człowiek w momencie wybuchu powstania natychmiast, z własnej woli i przedwojennego poczucia obowiązku, przedostał się do legendarnej powstańczej rozgłośni Błyskawica, w której do końca pełnił dyżur spikera, śpiąc na podłodze pod ostrzałem - mówi jego syn, Kot Przybora. Po wojnie znów wpadli na siebie w radiu. - Wyróżniali się wdziękiem, dowcipem, elegancją, która tkwiła nie w kostiumie, ale w naturze, sposobie mówienia - zapamiętała ich Barbara Krafftówna. Zabijali nudę oddając się przewrotnym rozmówkom na korytarzu i w stołówce, aż w końcu w 1948r. Przybora oznajmił, że zakłada Teatrzyk "Eterek", zwany później "najszerszym uśmiechem radia czasów stalinowskich", i potrzebuje kompozytora. - Namówił, a w zasadzie to przymusił tatę do pisania piosenek - opowiadał Grzegorz Wasowski.

Kabaret Starszych Panów narodził się w pędzie. Przybora zobowiązał się napisać scenariusz dla telewizji, ale nie miał pomysłu i za zaliczkę pojechał na ferie. Na Kasprowym dopadła go przedstawicielka TV. Gdy zjechali na dół, pomysł był gotowy. Pierwszy odcinek "Popołudnie Starszych Panów", wyemitowano 16 października 1958 r. o godzinie 20.30. - Poszło tak sobie, uznali obaj Panowie. - Nie było wcale zachwytu - dodaje Maria Wasowska, żona Jerzego. - Zaraz się też okazało, że telewizja chce z nich zrezygnować. Ale wtedy na kolegium TVP wparował zachwycony Adam Hanuszkiewicz, szef Teatru Telewizji: - To jest rzecz genialna! - wykrzyknął i dowiedział się, że Panowie mają spaść z anteny. - Żądam! - wściekł się Hanuszkiewicz i programowi dano kolejną szansę. Przybora uznał popularność kabaretu za nieporozumienie. Wasowski, gdy w Sopocie jakaś dziewczyna poprosiła go o autograf, odparł: - Pani mnie chyba z kimś pomyliła. Żadnemu nie spieszyło się do sławy: wszystko robili powolutku, metodycznie, jedną piosenkę mogli ćwiczyć miesiąc. Przybora taki miał styl, że wstawał w południe i jajecznicę jadł dwie godziny, nawet mówił powoli. Pisał za to szybko, lekko. To nie było tekściarstwo, to była poezja.

- Mistrzowskie połączenie piosenki lirycznej i żartobliwej - zachwycała się Wisława Szymborska. Wasowski natomiast zapewniał: - Piszę tylko na zlecenie. A jednak na planie panowała niezwykła atmosfera. - Zlot czarodziejów - określała ją Krafftówna.- Było sporo powtórek, bo Wasowski i Przybora przywiązywali wagę do każdego szczegółu. Nieraz człowiek klął, ale z drugiej strony czuł ogromną frajdę, która go napędzała - wspomina Wiesław Gołas.- Obaj panowie potrafili mocno spierać się, najczęściej o teksty, ale wszystko można było sobie powiedzieć. Wszystko - w sensie zawodowym. Kot Przybora zapamiętał, że z ojcem "o sprawach najważniejszych się nie rozmawiało". Według Grzegorza Wasowskiego podobnie było i z jego ojcem. Nikogo o pomoc nie prosił i nikomu się nie zwierzał. Nawet Jeremiemu. Przybora znajomych miał mało. - Małomówny i schowany - zapamiętał go Wiesław Gołas. Relacje Przybory i Wasowskiego określano jako przyjaźń z zachowaniem eleganckiego dystansu. Na pewno, zdaniem Kota Przybory, nie było to kumpelstwo we współczesnym sensie tego słowa. Był szacunek, wspólna praca, wspólne wartości i poczucie humoru.

- Jerzy był osobą, którą darzy się uczuciem, ale nie wypada się z nią zbytnio spoufalać - mówił sam Jeremi Przybora. - Może to dziwić - wspomina Kot - ale z Wasowskimi przyjaźniła się bardziej mama (druga żona Przybory, Iga). Gdy zachorowała tuż po narodzinach Kota, to Wasowscy zajmowali się małym. Jerzy zauważył kiedyś z przekąsem: - Przybora ma dwójkę dzieci, ale nie interesuje się żadnym.

Ciche potępienie

- Kiedy odszedł od mamy, miałem dziesięć lat. Wtedy pojawiła się w jego życiu Agnieszka (Osiecka) i się wyprowadził - mówi Kot Przybora. Usłyszał od rodziców, że tata będzie mieszkał u znajomych, żeby opiekować się ich mieszkaniem. - Tylko nie potłucz tym państwu niczego, jak będziesz się zajmował ich domem - ostrzegł ojca. Iga wiedziała, z kim ten romans, ale nie zdawała sobie sprawy, ile znaczy dla Przybory, który przelotnych znajomości miał masę. Romans wypalił oboje kochanków. Gdy skończył się zranioną dumą i sercem, Przybora nie mógł już wrócić do żony, rozwiedli się w 1966 r. Wasowscy wzięli stronę Igi. Przybora wystawiał właśnie nieudany spektakl "Jedzcie stokrotki". - Czy komukolwiek poza tobą to się podoba? - wbił szpilę Jerzy, ale nie o spektakl chodziło. Nie chciał się kłócić, potępiać, moralizować. To nie było w jego stylu. Powiedział więc: - Jestem już za stary, szukaj sobie innego komedianta. 22 lipca 1966 r. Starszy Pan A ostatni raz wystąpił obok Starszego Pana B. Ich Kabaret przeszedł do historii...

7/2016 Nostalgia

Algier - historia i egzotyka w zasięgu rękiStyl.pl
Nostalgia
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas