Największe modowe afery 2020 roku
W 2020 roku świat mody ucierpiał nie tylko przez pandemię. Kilka celnych ciosów zadali mu również projektanci, specjaliści od komunikacji i twórcy kampanii reklamowych. Oto subiektywny wybór najciekawszych i najgłośniejszych modowych afer mijającego roku.
Afera metkowa
Podczas pandemii kupowanie produktów "made in Poland" stało się sposobem na ratowanie polskich producentów przed skutkami kryzysu. Wielu nabywców uważnie ogląda jednak każdą wydawaną złotówkę - ekonomiści cały czas ostrzegają, że wkrótce nasze dochody mogą znacząco się zmniejszyć. Nic więc dziwnego, że gdy produkty "made in Poland" okazują się być częściowo zagranicznym wyrobem, wielu klientom puszczają nerwy. Ofiarą takiej właśnie konsumenckiej złości padła w tym roku Jessica Mercedes.
Przypomnijmy: jedna z najbardziej znanych w Polsce blogerek modowych i influencerek jakiś czas temu założyła własną firmę odzieżową o nazwie Veclaim. W ofercie marki znalazły się m.in. t-shirty, które, jak zapewniano, były produkowane w Polsce. Czynnik ten miał tłumaczyć ich wysoką cenę, wahającą się od 199 do 239 złotych.
Jednak, jak odkryła jedna z internautek, ta "polska produkcja" to nie do końca prawda. Sprawę nagłośniła stylistka, Karolina Domaradzka, która na Instagramie opublikowała zdjęcie T-shirtu Veclaim z metką firmy Fruit of The Loom. W sieci zawrzało, a fali krytyki nie były w stanie powstrzymać ani tłumaczenia marki (argumentowano, że może i koszulki nie są produkowane w Polsce, ale cały proces związany z ich zdobieniem odbywa się już nad Wisłą), ani smutna twarz Jessiki, która przepraszała fanów na Instagramie.
Na oburzeniu fanów się nie skończyło: marce Veclaim zaczął przyglądać się UOKiK. Nie skończyło się też na jednej aferze. Nie minęło kilka miesięcy, a Jessice zarzucono plagiat - zbyt dalekie inspiracje wytknęła jej m.in. szkoła jogi. Dotyczyć miały one m.in. nazwy eventu i "odwołania się do idei żywiołów". Nie były to pierwsze tego rodzaju zarzuty: już wcześniej wskazywano, że niektóre ubrania z kolekcji blogerki m.in. bluza z haftem w grzybki, mają swoje "odpowiedniki" w istniejących już na rynku projektach.
Nic dziwnego, że niedawno Mercedes wyznała fanom, że jest wyjątkowo zestresowana. Miejmy nadzieję, że 2021 rok okaże się spokojniejszy, a blogerce uda się uporządkować kwestie, związane z prowadzeniem biznesu.
"Uśnieża ból istnienia"
Zaburzenia emocjonalne to delikatny temat. Zaburzenia emocjonalne ujęte w reklamie to temat jeszcze delikatniejszy. A kiedy jest to reklama dotycząca ubrań, sprawa balansuje już na granicy wizerunkowej afery.
Jesienią taka właśnie wizerunkowa burza rozpętała się wokół firmy odzieżowej Medicine i jej nowego spotu, w którym pojawiła się m.in. pisarka Dorota Masłowska. W filmiku, który można było obejrzeć na You Tubie i Facebooku, najpierw słyszeliśmy, że "wypalenie, pustka, smartfonoza to narastające problemy wielu osób". Następnie na ekranie pojawiała się ucharakteryzowana na lekarkę pisarka, która wręczała pacjentowi paczuszkę z ubraniem, uspokajając, że "na szczęście jest terapia". Potem w tle rozbrzmiewał głos narratora: "Odzież Medicine to kompleksowe oddziaływanie na niepokój i inne efekty zagrożeń cywilizacyjnych". Całość puentowało hasło "Medicine. Uśnieża ból istnienia". Tytuł kampanii: "Very Alternative Medicine".
Choć całość zapewne miała być satyrą na popularność suplementów diety i rozmaitych alternatywnych form leczenia, internautom nie było do śmiechu. Na profilu firmy na Facebooku szybko pojawiły się krytyczne komentarze. "To jest tak bardzo złe, że nawet nie wiem co napisać. Powołajcie sztab kryzysowy w waszych szeregach marketingu, posypcie głowy popiołem i % ze sprzedaży tej nieszczęsnej kolekcji przekażcie organizacji, która wspiera świadomość dot. zaburzeń psychicznych. Wam też takie szkolenie się przyda", "Koszulki nie leczą depresji. Ani wasze, ani żadne inne. I ani koszulki, ani sukienki, ani nawet majtki. Depresję leczy się właściwą terapią i farmakologią"- pisali internauci.
Firma dość szybko złożyła wyjaśnienia, deklarując, że jej "celem nie jest bagatelizowanie problemów psychicznych, wręcz przeciwnie - przyświecało nam zwrócenie uwagi na problem oraz swoiste "odczarowanie" zagadnień związanych z różnymi "terapiami", jakie próbuje się nam codziennie sprzedać w środkach masowego przekazu".
Ostatecznie dochód ze sprzedaży kolekcji przekazano na cel charytatywny.
Co mają szpilki do chorych dzieci?
A skoro o dobroczynności mowa: jedną z najgłośniejszych tegorocznych akcji charytatywnych była inicjatywa podjęta przez Moliera 2 - sklep z luksusową modą. Z okazji tzw. dnia szpilek, sklep zachęcał kobiety do publikowania w mediach społecznościowych zdjęć swoich butów na obcasie i oznaczania ich hashtagiem #DzienSzpilek. Za każdy wpis firma miała przekazać 2 zł dla Fundacji Na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworową
Mimo że idea wydaje się szczytna, bez kontrowersji się nie obyło. Firmę krytykowano m.in. za to, że pod pretekstem pomocy, organizuje sobie ogólnopolską akcję marketingową. "Nie przekonuje mnie Ogólnopolski Dzień Szpilek i akcja pt. "Załóż szpilki i pomóż dzieciom chorym na raka", bo jest akcją marketingową, a chore dzieci przynętą. Ich zawsze jest żal, więc zawsze znajdą się chętni, którzy w geście dobrej woli czy porywu serca się w takie eventy włączą. To emocjonalne naciągactwo" - pisał na swoim facebookowym profilu dziennikarz modowy, Michał Zaczyński.
Eliza Misiecka, dyrektor Genesis PR, w komentarzu dla Wirtualnych Mediów, zwracała zaś uwagę na kontrast między luksusowym wizerunkiem marki, a charakterem akcji. "Myślę, że specyfika działalności takiego butiku, poziom cen i tym samym portfel klientek zobowiązuje, by wymyślić lepsze sposoby na prawdziwe wsparcie chorych dzieci. Wykorzystano prostą, typową akcję promocyjną popularną w mediach społecznościowych - ale dla produktów masowych, jak jogurt czy batonik za kilka złotych" - tłumaczyła.
Nieuczciwością, byłoby jednak stwierdzenie, że akcja organizowana przez Moliera 2, nie miała swoich zwolenników. Część ekspertów od marketingu chwaliła jej autorów za godną naśladowania postawę. Pomysł spodobał się też samym internautom: posty z hashtagiem #DzienSzpilek, opublikowało ok. 600 tys. osób, nie wszystkie jednak spełniały warunki, przewidziane w regulaminie. W efekcie, w wyniku akcji na rzecz fundacji przekazano ponad 200 tys. zł (co stało się pretekstem do kolejnej fali krytyki - cześć internautów uważała, że pod uwagę powinien być brany każdy post, co dawałoby kwotę 1,2 mln zł).
Moda, która trzęsie polityką
2020 rok obfitował w zaskoczenia. Na przykład te wynikające ze zbliżenia mody i polityki.
Te dwa, zdawałoby się odległe światy, spotkały się przy okazji tzw. piątki dla zwierząt - projektu, przewidującego m.in. zakaz hodowli zwierząt na futra. Propozycja nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt spotkała się z entuzjazmem wszystkich, którym na sercu leży dobro zwierząt futerkowych. Ich obrońcy od lat ujawniali patologie, do których dochodziło na niektórych fermach futrzarskich. Tylko we wrześniu tego roku, światło dzienne ujrzały nagrane ukryta kamerą filmiki, na których widać zwierzęta z rozległymi ranami głowy i szyi, osobniki chore lub sparaliżowane.
Entuzjazm równoważyła jednak krytyka. Nic dziwnego, bowiem dla hodowców wejście w życie noweli oznaczałoby trzęsienie ziemi. Polska jest drugim po Danii producentem skór zwierząt futerkowych, gdyby nowe prawo zaczęło obowiązywać, zdecydowana większość przedsiębiorców musiałaby zakończyć swoją działalność. Dodatkowo, musieliby dokonać tego w ekspresowym tempie - ustawodawcy dawali im rok.
Burza, jaka się rozpętała, podzieliła nie tylko opinię publiczną, ale i rządzących. Gdy za jej odrzuceniem zagłosowali posłowie Solidarnej Polski, mówiono nawet o zerwaniu koalicji i rządzie mniejszościowym.
Ostatecznie, jak to zwykle bywa, na słowach się skończyło. Politycy doszli do porozumienia, a projekt spadł z obrad (prawdopodobnie zostanie opracowana jego nowa wersja). Tylko zwierząt żal.
A skoro o modzie i polityce mowa, warto przywołać jeszcze jedną, tym razem dość zabawną, awanturę. Jej bohaterem był Christian Paul. Młody mężczyzna, przedstawiony jako "amerykański projektant mody", w TVP komplementował stylizacje Agaty Dudy.
Elegancki kreator zza oceanu zelektryzował polskich internautów. Kim jest? Jak wyglądają jego kolekcje? Czy mieszka w Polsce czy w Stanach? Paul to nazwisko, drugie imię, czy może pseudonim? Dlaczego dotąd o nim nie słyszeliśmy? Dlaczego akurat on komentuje styl pierwszej damy? Choć od emisji materiału minęło już dobre pół roku, część tych pytań wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Piękna i długa reklama Apartu
Bożonarodzeniowe reklamy to często małe dzieła sztuki. Pięknie sfilmowane, na fabularnym i poziomie odwołujące się do emocji takich jak: miłość, czułość i troska, dostarczają czystej, wizualnej przyjemności. Wielu widzów, przymykając oko na ich komercyjny cel, twierdzi że to właśnie one skutecznie wprowadzają nas w świąteczny nastrój.
Nic więc dziwnego, że firmy do produkcji swoich świątecznych kampanii angażują duże nazwiska i równie duże sumy pieniędzy. Czasem jednak, mimo nakładu starań i środków, coś idzie nie tak...
W tym roku "coś poszło nie tak" w przypadku świątecznej reklamy Apartu. Spot, promujący popularna markę biżuteryjną, w założeniu miał odwoływać się właśnie do bliskości, radości z bycia razem i wzruszeń, płynących z powrotu do wspomnień i dobrze znanych miejsc. Do udziału zaproszono trzy lubiane gwiazdy: Annę Lewandowską, Małgorzatę Sochę i Julię Wieniawę, wykorzystano również jeden z utworów Zbigniewa Wodeckiego.
Efekt jednak nie spotkał się z ciepłym przyjęciem internautów. Twórcom reklamy wytykano m.in. sztuczność, pretensjonalność, oderwanie od rzeczywistości (obraz beztroskich świąt, mimo szalejącej pandemii), stereotypowe przedstawienie kobiet (tym bardziej rażące, że gdy reklama miała swą premierę, przez Polskę przetaczała się dyskusja o zaostrzeniu prawa antyaborcyjnego). Reklama doczekała się nawet swojej parodii ("Piękna i długa reklama Apa*tu"), zrealizowanej przez Klub Komediowy.