Wszystko jest kopią kopii, czyli o podróbkach
Plagiaty szkodzą, psują rynek i hamują kreatywność – co do tego nikt nie powinien mieć wątpliwości. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że skopiować można właściwie wszystko. Począwszy od logo, poprzez kształt i wzór, a na kolorze skończywszy.
Plagiat bez wątpienia jest wirusem, który pożera modę od środka. Dotyczy zarówno największych i najbardziej znanych domów mody, jak i małych, lokalnych przedsiębiorstw. Prawo własności intelektualnej, pełne luk i niedopowiedzeń, nie zawsze jest w stanie rozwiązać pojawiające się problemy szybko i sprawnie. Gdy markę wyróżnia charakterystyczny wzór lub detal, trzeba przygotować się na procesy i uzbroić w cierpliwość. Potwierdzić to może chociażby Adidas, który już od wielu lat konsekwentnie spiera się o swoje trzy paski. Jakie marki w przeszłości miały podobne problemy?
Burberry
Kratę Burberry kojarzą chyba wszyscy. Nawet jeśli ktoś nigdy nie zetknął się z produktami brytyjskiej marki i z modą jest całkowicie na bakier, z pewnością miał choć raz ten charakterystyczny wzór przed oczami. Najsłynniejsza krata świata składa się z czarnych, czerwonych i białych pasków umieszczonych na subtelnym, beżowym tle.
Obecnie uznawana jest za klasykę nad klasykami. Nie zawsze jednak była tak szanowana. W latach 80. deseń prawie doprowadził do bankructwa firmy. Głównym powodem były wszędobylskie podróbki, które stały się bardziej powszechne od oryginalnych produktów. Ubrania i dodatki à la Burberry można było wówczas znaleźć dosłownie wszędzie - w przydrożnych sklepikach i na tanich kiermaszach. Efekt? Krata zaczęła kojarzyć się z bylejakością i została uznana za tandetną.
Marka znalazła się wówczas na skraju przepaści i nie umiała zapanować nad sytuacją. Doszło nawet do tego, że osoby noszące beżowo-czarną kratę były wypraszane z ekskluzywnych londyńskich klubów. Gdy wydawało się, że nic nie może uratować Burberry, stanowisko dyrektora generalnego powierzono Rose Marie Bravo. To właśnie ona, decyzją o chwilowym wyciszeniu wzoru i odmłodzeniu profilu marki, zapobiegła ostatecznej klęsce.
Christian Louboutin
Niejedną walkę o swoje musiał stoczyć także Christian Louboutin. Czerwona podeszwa stanowi najbardziej rozpoznawalny znak jego projektów i co roku przynosi firmie miliardowe dochody. Nietrudno więc wyobrazić sobie, że wiele marek chciałoby ją "pożyczyć", choćby na chwilę.
Najbardziej medialną batalią bez wątpienia była ta pomiędzy marką Christian Louboutin a domem mody Saint Laurent. W 2011 roku francuski brand wprowadził do sprzedaży monochromatyczną kolekcję obejmującą między innymi buty w czerwonym kolorze. To nie spodobało się Christianowi Louboutin i tak rozpoczął się proces. Wówczas sąd uznał jednak, że marka nie ma wyłączności na wzór czerwonej podeszwy. Sędzia Victor Marrero w swoim wyroku oświadczył, że: "w branży mody kolor służy funkcjom ozdobnym i estetycznym i jest kluczowy dla utrzymania mocnej konkurencji".
Prawnicy marki nie poddali się i przez kolejne lata konsekwentnie walczyli jej o znak rozpoznawczy. Od 2018 roku Christian Louboutin może spać nieco spokojniej. Trybunał Sprawiedliwości uznał, że słynna czerwona podeszwa spełnia wymogi, by zarejestrować ją jako znak towarowy.
Zobacz również:
Martyna Wojciechowska napisała o niespodziewanej ciąży! Pokazała zdjęcie z nagim brzuchem
Izabella Krzan z mamą w strojach kąpielowych
Małgorzata Rozenek odsłoniła pośladek