Reklama

Kapsułka zamiast słońca

Aby wytworzyć w skórze potrzebną dawkę witaminy D, wystarczy kwadrans na świeżym powietrzu z odsłoniętą twarzą, nogami i przedramionami. Ale wyłącznie od połowy marca do połowy września! Przez pozostałą część roku trzeba ją suplementować.

Nawet 95 proc. polskiego społeczeństwa ma niedobór witaminy D. Endokrynolodzy są przekonani, że odbija się to niekorzystnie na naszym zdrowiu i samopoczuciu. Okazuje się, że spektrum działania witaminy D jest znacznie szersze, niż uważano jeszcze kilkanaście lat temu.

- Badania opublikowane w ostatnich latach pokazały, że reguluje ona działanie wielu genów niezwiązanych z gospodarką wapniową - mówi endokrynolog, dr n. med. Jacek Belowski z przychodni Diagnostyka i Terapia w Krakowie.

Receptory dla witaminy D występują właściwie we wszystkich tkankach ludzkiego organizmu, także w mózgu, jelitach, układzie odpornościowym, jajnikach i jądrach. Potrzebujemy jej nie tylko do właściwej mineralizacji kości (witamina D warunkuje wchłanianie wapnia), czyli aby zapobiegać krzywicy i osteoporozie. Jej niedostatek wiąże się także z większą podatnością na infekcje i choroby autoimmunologiczne, m.in. stwardnienie rozsiane, reumatoidalne zapalenie stawów, cukrzycę typu 1, oraz osłabieniem czujności układu immunologicznego, jeśli chodzi o wykrywanie i eliminację komórek nowotworowych. Stąd związek niedoborów witaminy D ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na niektóre nowotwory, np. piersi, jelita grubego, prostaty i nerek.

Reklama

Ponadto poprzez zaburzenia stężenia wapnia mogą być przyczyną osłabienia siły mięśni czy bolesnych skurczów. Zwiększają także ryzyko chorób sercowo-naczyniowych, a więc zawału serca czy udaru mózgu. Pojawiły się nawet badania potwierdzające związek niedoborów witaminy D z depresją i zaburzeniami płodności.

Dlaczego tak mało?

Powszechny niedobór witaminy D wśród Polaków to kwestia klimatu. W miesiącach jesienno-zimowych promieni słonecznych mamy jak na lekarstwo, a w dodatku kąt ich padania sprawia, że jej synteza w skórze jest śladowa. A dieta? Źródłem witaminy D są przede wszystkim tłuste ryby, które my, Polacy, jadamy rzadko. Najwięcej jest jej w węgorzu, bo aż ok. 1200 jednostek w 100 g, czy i dziennej dawce, ale kto codziennie jada węgorza?

Znajdziemy ją także w jajach i pełnotłustym mleku. Problem w tym, że takie pije dziś mało kto ze względu na dużą zawartość cholesterolu.

- Jest jeszcze jeden haczyk: nie wszyscy są w stanie przyswoić witaminę D ze źródeł pokarmowych - dodaje dr Belowski. - Aby mogła być ona przekształcona w aktywną postać, musi przejść przemiany metaboliczne najpierw w wątrobie, potem w nerkach, stąd brak efektu jej działania u chorych ze schorzeniami tych narządów. Skoro w miesiącach jesienno-zimowych nie możemy liczyć na słońce, a dieta nie jest w stanie pokryć zapotrzebowania na tę ważną dla zdrowia witaminę, pozostaje nam suplementacja.

Komu ile?

Eksperci rekomendują profilaktyczne jej przyjmowanie w miesiącach jesienno-zimowych w dawce 800-4000 jednostek na dobę u dorosłych i 400-800 jednostek u dzieci. Jednak wysyp doniesień naukowych potwierdzających rewelacyjny wpływ witaminy D na zdrowie spowodował, że niektórzy pacjenci zaczęli ją stosować w znacznie wyższych dawkach, nawet kilku tysięcy jednostek na dobę, w nadziei, że dzięki temu pozbędą się nękających ich dolegliwości.

- To ryzykowny pomysł, bo są dowody na to, że szkodzi zarówno jej niedobór, jak i nadmiar - ostrzega dr Belowski. - Na przykład badania dotyczące wpływu spożycia witaminy D na zachorowalność na raka prostaty wykazały zależność o typie krzywej U, to znaczy większa zachorowalność pojawiała się wśród osób zarówno z małym, jak i z dużym spożyciem witaminy D - wyjaśnia endokrynolog.

Wiadomo również, że jej nadmiar może wywołać wiele powikłań u osób z wtórną nadczynnością przytarczyc, która często jest skutkiem długoletniego niedoboru witaminy D. Przytarczyce są odpowiedzialne za wydzielanie parathormonu, substancji regulującej gospodarkę wapniowo-fosforanową. Kiedy we krwi wapnia jest za mało, organizm zwiększa wydzielanie parathormonu, który powoduje resorpcję wapnia z kości. Wówczas stężenie wapnia we krwi wzrasta.

- Jeśli włączymy suplementację wysokimi dawkami witaminy D, spowodujemy dalszy wzrost jego stężenia w surowicy. A to grozi kamicą i chorobami trzustki - uprzedza specjalista. Dlatego u pacjentów z nadczynnością przytarczyc, owszem, trzeba suplementować witaminę D, ale ostrożnie, monitorując stężenie wapnia. To dotyczy także osób z genetycznie uwarunkowanym wydzielaniem dużych ilości wapnia przez nerki. Okazuje się także, że bardzo wysokie dawki witaminy D wcale nie chronią przed osteoporozą. Przeciwnie! Organizm obniża wówczas wydzielanie parathormonu, który ma istotne działanie kościotwórcze. Musimy zatem uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą.

- Dlatego odradzam profilaktyczne zażywanie witaminy D w dawce wyższej niż 1000 jednostek na dobę na własną rękę - ostrzega dr Belowski. Oczywiście u osób, które mają stwierdzone w badaniu krwi niedobory, wadliwie ją metabolizują albo cierpią na choroby wątroby lub nerek, dawki muszą być wyższe, ale powinien ustalić je lekarz.

Katarzyna Koper

PANI 12/2016

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy