Reklama

Mizofonia: Kiedy dźwięki doprowadzają do furii

Mlaskanie, przełykanie, przeżuwanie, cmokanie, czy oddychanie - każdy z nas nie przepada za tymi charakterystycznymi odgłosami. Jednak dla niektórych dźwięki mogą być prawdziwym źródłem cierpienia. Do tej grupy należą mizofonicy, zmagający się z zaburzeniem, wpływającym mocno na komfort ich życia, funkcjonowanie w społeczeństwie i relacje z innymi ludźmi.

29-letnia Beata od dzieciństwa zmaga się mizofonią - zaburzeniem, w którym wydawane przez ludzi dźwięki doprowadzają do furii.

- Pamiętam, że już w przedszkolu odczuwałam fizyczny ból, gdy podczas wspólnego posiłku inni stukali metalowymi sztućcami o talerze, a później przełykali swoje dania. Zatykałam wtedy mocno uszy i liczyłam, że ogromna złość, którą odczuwałam wewnątrz, po prostu minie - wspomina Beata, przeplatając nerwowo palce. - Okazało się jednak, że to dopiero początek, a silne relacje na niektóre dźwięki znacznie utrudniły mi funkcjonowanie w szkole, na uczelni, pracy, a nawet związku.

Reklama

"Miałam wrażenie, że nikt nie traktuje mojego problemu poważnie"

 - Mimo że cierpiałam przez wiele lat, rodzice nie mogli wiele na to poradzić. Nie wiedzieli do końca, u kogo szukać pomocy i skąd bierze się moja przypadłość. Z czasem nauczyli się jednak, które dźwięki sprawiają mi największy ból. Nie jedliśmy razem posiłków, ponieważ odgłosy mlaskania, przeżuwania, czy cmokania kończyły się u mnie płaczem lub krzykiem - opisuje Beata.

Jej rodzina zdawała sobie sprawę z jej nadwrażliwości na konkretne dźwięki, ale znajomi w szkole lekceważyli problem, a czasem wyśmiewali się z reakcji dziewczyny.

Jak wyjaśnia Marta Siepsiak, doktorantka z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, która w ramach badań stara się poznać podłoże tego zaburzenia, pierwsze objawy mizofonii najczęściej pojawiają się u dzieci i młodzieży. To nie oznacza jednak, że u osób dorosłych nie może się rozwinąć.

- Występowanie mizofonii zależy od tego, jak ją zdefiniujemy. Jeśli poszerzymy jej ramy, może okazać się, że cierpi na nią aż 20 proc. społeczeństwa. Od takich szerokich definicji już się jednak odchodzi. Inne dane mówią o trzech procentach. Dźwięki, które są dla mizofoników triggerami, sprawiają dyskomfort wielu osobom. Decyduje jednak natężenie tej reakcji i to, jak bardzo wpływa ona na funkcjonowanie człowieka. Niestety, na razie wszelkie dane pokazują, że mizofonia z wiekiem nie mija i na pewno nie jest zaburzeniem osób młodych, jak to na początku wydawało się niektórym praktykom, jako że prawdopodobnie właśnie nastolatkowie i młodzi dorośli częściej szukają pomocy. Mizofonię widać w mózgu, ale to nie znaczy, że na pewno się z nią urodziliśmy. Mózg jest plastyczny i pod wpływem nabywania życiowych doświadczeń może się zmieniać. Niektóre osoby mogą mieć jednak predyspozycje do mizofonii - wyjaśnia Siepsiak.

Beata przekonała się owych predyspozycjach, gdy po raz pierwszy przekroczyła próg gabinetu psychologa. Była wtedy tuż po maturze, dostała się na studia i rozpoczynała właśnie zupełnie nowy etap w życiu. Zamiast ekscytacji nadchodzącymi doświadczeniami pojawił się strach.

- Przez całe wakacje nie wyszłam z domu, nie miałam ochoty spotykać się ze znajomymi, odcięłam się od swojego najbliższego otoczenia. Matura była dla mnie trudnym przeżyciem, nie potrafiłam sobie poradzić z całą tą presją. Rodzice tak bardzo zmartwili się moją kondycją psychiczną, że posłali mnie na konsultację psychologiczną - wyznaje Beata. - Zdiagnozowano u mnie depresję i nerwicę. To właśnie do tych chorób przypisano moją nadwrażliwość na dźwięki.

Czy mizofonia może być mylnie zdiagnozowana lub przypisywana innym zaburzeniom? Eksperci wskazują, że wciąż niewiele prowadzi się nad nią badań, brakuje dedykowanej terapii, a społeczeństwo nie jest do końca uświadomione, że to realne zaburzenie. Kilka zespołów badawczych zdecydowało się przetestować nowe rozwiązania. Niektóre opublikowano nawet w tym roku, ale nie dały spektakularnych efektów. W terapii mizofonii leczy się przede wszystkim to, co z nią współwystępuje, czyli wszelkie inne zaburzenia psychiatryczne. Osoby z mizofonią często traktują bodźce jako personalny atak, szczególnie te mniej świadome swojego zaburzenia. Cały organizm przygotowuje się wtedy na atak - następuje tzw. reakcja uciekaj albo walcz. 

- Badania wskazują, że mizofonia może łączyć się z neurotyzmem, ale raczej w umiarkowanym stopniu. Osoby z mizofonią często mają ogólną niższą wytrzymałość na niesprzyjające warunki, silniej mogą odbierać różne bodźce sensoryczne. Kolejną predyspozycją do rozwoju zaburzenia może być nieodpowiednia regulacja emocji. Ludzie z mizofonią mogą mieć niższe umiejętności i możliwości panowania nad nimi. Pamiętajmy jednak, że mówimy tu o statystykach, które opisują ogół, a nie pojedyncze osoby - tłumaczy Marta Siepsiak.

Mizofonia a głębsze relacje

Beata leczyła depresję, ale objawy mizofonii nie zniknęły. - Nadwrażliwość zaczęła nasilać się, gdy zamieszkałam ze swoim pierwszym chłopakiem, jeszcze na studiach. Starał się zrozumieć moją przypadłość, ale nie zawsze świadomie wyrządzał mi krzywdę. Szczególnie w nocy, gdy próbowałam zasnąć, a on zaczynał mlaskać przez sen lub, co gorsza, chrapać. Wychodziłam wtedy z poduszką i kocem w rękach do salonu, żeby przespać spokojnie noc - żali się kobieta.

Jak mówi dalej, jej związek nie przetrwał tej próby. - Doszło do tego, że każdą noc spędzałam na kanapie. Nie mogłam już odpoczywać w sypialni. To pomieszczenie kojarzyło mi się tylko z bólem. Ucierpiało na tym również nasze życie intymne, a z czasem wygasło uczucie, które było między nami - mówi kobieta.

Beata jeszcze kilkukrotnie znalazła się w poważnych związkach. Przez nadwrażliwość na dźwięk straciła jednak nadzieję na stworzenie prawdziwej relacji. Za każdym razem odnajdywała się w sytuacji, w której nie mogła zapanować nad silnymi emocjami wywołanymi przez różne ludzkie odgłosy.

- wyznaje łamiącym się głosem Beata.

Jak wyjaśnia Marta Siepsiak, w mizofonii chodzi o subiektywne cierpienie i obniżoną jakość życia. U mizofonika następuje natychmiastowa, intensywna reakcja, której towarzyszy pobudzenie psychofizjologiczne, objawiające się między innymi przyśpieszonym tętnem. Ta irytacja lub zniesmaczenie dźwiękiem przechodzi w złość. Objawy są tak silne, że osoba z mizofonią unika pewnych miejsc, ludzi albo sytuacji, podczas których ma styczność z nieprzyjemnymi dźwiękami.

- Ważne, żeby nie doszukiwać się w mizofonii nienawiści do ludzi. Takich danych nie znajdziemy w tekstach naukowych czy wypowiedziach badaczy - dodaje psycholożka. - Gdy osoby z mizofonią słyszą nieprzyjemny dźwięk, w ich głowach mogą pojawiać się agresywne myśli lub wyobrażenia, w których wizualizują sobie krzywdę wyrządzaną konkretnej osobie. Agresja fizyczna zazwyczaj nie łączy się z mizofonią. Oczywiście istnieją przypadki, w których dochodzi do takich sytuacji, czasami może wystąpić też autoagresja, ale nie istnieją dane, które przedstawiałyby to jako coś typowego dla mizofonii.

Po wielu próbach podejmowania kolejnych terapii Beata trafiła w końcu na psychologa, który zdiagnozował u niej mizofonię.

- Ulżyło mi, bo w końcu dowiedziałam się, co mi dolega. Znacznie łatwiej tłumaczy mi się teraz moje zaburzenie, a co więcej, pracuję nad tym, żeby kontrolować złość, która się we mnie wzbiera, gdy słyszę nieprzyjemne dźwięki - wyznaje z uśmiechem Beata.

Czy mizofonię można wyleczyć?

Marta Siepsiak tłumaczy, że nie ma jednej dedykowanej temu zaburzeniu terapii.  W terapii mizofonii leczy się przede wszystkim to, co z nią współwystępuje, czyli wszelkie inne zaburzenia psychiatryczne. Osoby z mizofonią często traktują bodźce jako personalny atak, szczególnie te mniej świadome swojego zaburzenia. Cały organizm przygotowuje się wtedy na atak - następuje tzw. reakcja uciekaj albo walcz. 

- Ważne jest, żeby pracować nad kontrolą myśli. Podkreślam jednak, że chodzi o pracę długotrwałą, której celem jest łagodzenie mizofonii, a  nie jej całkowite pozbycie się, bo to jest na razie niemożliwe, niezależnie od tego, jak bardzo by się chciało i starało. Przynajmniej nigdy nie słyszałam o takich przypadkach. Mizofonia to również zaburzenie uwagi i nie zawsze istnieje możliwość ignorowania pewnych dźwięków. Uwaga u mizofoników nie działa tak, jak u zdrowej osoby. Obszary uwagi są połączone z obszarami odpowiedzialnymi za zbieranie bodźców wzrokowych, słuchowych i nieprzyjemnych emocji na poziomie neuronalnym - wyjaśnia psycholożka. 

Mizofonikowi można pomóc przede wszystkim przez okazanie zrozumienia i uświadomienie sobie, że nie wybrał tego zaburzenia, odczuwa rzeczywiste cierpienie i ponosi z przez nie wiele konsekwencji w życiu.

- Nie chodzi też o to, żeby nie wydawać żadnych dźwięków, gdy przebywamy z taką osobą. Te dźwięki są i zawsze będą w otoczeniu. Powinniśmy natomiast tolerować to, że ktoś chce zjeść posiłek w samotności lub zatyka uszy, gdy słyszy nieprzyjemny dźwięk. Mizofonikom możemy również pomóc przez edukację społeczeństwa i mówienie o problemie - mówi ekspertka.

***

Zobacz również:

Dr Pryszczylla pomoże kobiecie z tysiącami guzków na ciele!

12 sposobów na chrapanie

Chrapanie albo seks - wybór należy do ciebie

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy