Reklama

Pulsoksymetr: Kiedy i po co go używać?

Na początku pierwszej fali epidemii Polacy szturmowali sklepy w poszukiwaniu papieru toaletowego, jednorazowych rękawiczek i płynu do dezynfekcji. Teraz, gdy dzienna liczna zachorowań bije kolejne rekordy, stawiamy na bardziej wyrafinowane zaopatrzenie. Jednym z akcesoriów, które w ostatnich dniach cieszy się szczególnym powodzeniem, jest pulsoksymetr.

Choć nazwa brzmi tajemniczo, większość z nas kojarzy to urządzenie z filmów i seriali. Podczas scen, w których bohater leży w szpitalu, na jednym z jego palców można zwykle dostrzec niewielkie, podłużne urządzenie. To właśnie pulsoksymetr. Zadaniem tego sprytnego maleństwa jest mierzenie poziomu saturacji krwi. Pulsykometr w ciągu kilku sekund jest w stanie określić nie tylko poziom tlenu w organizmie pacjenta, ale również zmierzyć jego tętno.

O tym medycznym akcesorium zrobiło się głośno, gdy minister zdrowia, Adam Niedzielski poinformował, że pacjenci z COVID-19, którzy nie wymagają hospitalizacji, będą otrzymywać do domu pulsoksymetry. - Urządzenie informuje o natlenieniu krwi i w zależności od parametrów, które są wykazywane, będziemy podejmowali reakcję. Każda osoba wskazana przez lekarza POZ, która ma dodatni wynik, jest skąpo lub bezobjawowa, będzie otrzymywać pulsoksymetr. Zapis z niego będzie monitorowany przez specjalne centrum monitoringu, które będzie powołane przez Ministerstwo Zdrowia - oświadczył.

Reklama

Okazuje się jednak, że wielu Polaków zamiast czekać na diagnozę i ministerialny pulsoksymetr, postanowiło zaopatrzyć się w niego we własnym zakresie. Nic dziwnego: duszności uznawane są za jeden z najniebezpieczniejszych objawów COVID- 19 - mówił o tym. m.in. Andrzej Fal z Kliniki Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych szpitala MSWiA. Podczas rozmowy z TVN 24 ekspert apelował: "Chciałbym uczulić, co do jednego objawu, który być może jest niedoceniany, bo dziwniej brzmi. Chodzi o duszność. To subiektywne odczucie pacjenta, że brak mu tchu, gorzej mu się oddycha niż wczoraj. (...). Nalegałbym, by mając istotną duszność, utrudnienie oddychania, natychmiast szukać pomocy lekarskiej".

Jeśli nie ufamy własnej ocenie stanu naszego zdrowia, z pomocą może przyjść właśnie pulsoksymetr, który precyzyjnie zmierzy poziom tlenu w organizmie. Prawidłowy poziom saturacji tlenem powinien wahać się w zakresie od 95 proc. do 99 proc. Wskaźnik saturacji poniżej 90 proc. świadczy o niewydolności oddechowej, która może mieć fatalne skutki. Warto pamiętać o tym, że pomiar może być zakłócony przez kilka czynników, m.in. tatuaże palcach, ciemny lakier na paznokciach czy ruchliwość pacjenta.

Nic więc dziwnego, że sklepy medyczne notują wyjątkowy wzrost zainteresowania tym sprytnym urządzeniem. Nie każdy może sobie jednak pozwolić na zakup takiego urządzenia. Jak podaje Business Insider dziś za pulsoksymetr trzeba zapłacić nawet 600 zł. To sporo, zwłaszcza, że jeszcze kilka tygodni temu cena tego urządzenia wahała się od 35 do 150 złotych. 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy