Pastelowa miłość. Jak pokochać polski postmodernizm?
Postmodernizm puszcza oko do przechodniów. Pastelowy, intrygujący, zdaje się zapraszać do wizualnej zabawy. Nie wszyscy jednak dają się namówić. Wielu wciąż utożsamia go z kiczem i estetyczną nonszalancją lat 90. Niesłusznie! Postmodernizm to nurt, który potrafi zachwycić. Zresztą, zobaczcie sami.

CC BY-SA 3.0/Wikipedysta PlokinWikimedia Commons
Pastelowa miłość. Jak pokochać polski postmodernizm?
Postmodernizm puszcza oko do przechodniów. Pastelowy, intrygujący, zdaje się zapraszać do wizualnej zabawy. Nie wszyscy jednak dają się namówić. Wielu wciąż utożsamia go z kiczem i estetyczną nonszalancją lat 90. Niesłusznie! Postmodernizm to nurt, który potrafi zachwycić. Zresztą, zobaczcie sami.

Postmodernizm w służbie handlu Efektowny postmodernizm zdawał się być idealnym kostiumem dla nowo powstającego, wolnorynkowego sektora. W pastelowe formy ubierano więc kina, galerie handlowe, wypożyczalnie kaset wideo. Symbolem tego mariażu komercji z postmodernizmem może być łódzki Saspol (proj. Iwona Gortel i Helena Kurmanowicz, ul. Piotrkowska 95), wzniesiony w 1994 roku. Swoją bryłą nawiązywał do sąsiednich kamienic, powielając ich wysokość, rytm podziałów elewacji i kolorystykę. Podobnie jak wiele innych postmodernistycznych domów towarowych Saspol nie przetrwał próby czasu. I nie chodzi tu o jego wygląd, ale o funkcję - jak donoszą lokalne media, wraz z upowszechnieniem się hipermarketów i galerii handlowych, klienci coraz rzadziej zaglądają do budynku przy Piotrkowskiej 95. Krzysztof JarczewskiAgencja Gazeta

Zamieszkać w postmodernizmie W latach 90. w postmodernistycznych budynkach chciano nie tylko robić zakupy i załatwiać urzędowe sprawy, ale również mieszkać. Najpopularniejszym rozwiązaniem było zwieńczanie bloków trójkątnymi elementami, kojarzącymi się ze szczytami kamienic. Nie stroniono również od fantazyjnych, geometrycznych balustrad i kolumnad, zdobiących wejścia do budynków. Doskonałym przykładem postmodernistycznego założenia mieszkaniowego jest osiedle Centrum E w krakowskiej Nowej Hucie. Pięknie położone, z jednej strony graniczące z Placem Centralnym, będącym sercem dzielnicy, z drugiej – z ogromną łąką, później objętą ochroną w ramach programu Natura 2000. CC BY-SA 4.0/JakubalWikimedia Commons

Założenie, zaprojektowane przez zespół architektów w składzie: Romuald Loegler, Wojciech Dobrzański, Michał Szymanowski, jest zamkniętą kompozycją z trzema wewnętrznymi dziedzińcami. Całość przenika się z naturą, dzięki licznym prześwitom i przejściom, które otwierają widok na nowohuckie łąki. Jeśli zaś chodzi o kolorystykę, sięgnięto po charakterystyczne dla postmodernizmu róże, błękity i szarości. Podobnie jak miało to miejsce w przypadku gmachu Sądu Najwyższego, również i ta realizacja jest zgrabnym kolażem cytatów. Jak czytamy na stronie Krakowski Szlak Postmodernizmu, kompozycja elewacji osiedla Centrum E przypomina klasyczne podziały z cokołem, boniowaniem i szczytem, a wspomniane prześwity nawiązują do bram i „przechodków”, charakterystycznych dla nowohuckich osiedli lat 50.. CC BY-SA 3.0/Domena Publiczna/PlokinWikimedia Commons

Seminarium tylko z pozoru przypomina układ tradycyjnego klasztoru, z dziedzińcem, refektarzem, dormitorium i kaplicą. Spacer po tym obiekcie to ciągłe zaskoczenia i odkrycia, pojawiające się bramach i załomach murów. Wiele z nich stanowi odniesienia do wątków nie tylko chrześcijańskich, ale też literackich i plastycznych.Marek Lasyk Reporter

Postmodernizm między niebem a ziemią Postmodernizm przeniknął również do architektury sakralnej. Jedną z wybitnych realizacji utrzymanych w tym stylu jest gmach krakowskiego Seminarium Zmartwychwstańców (ul. Ks. Stefana Pawlickiego 1). Budowla, zaprojektowana przez Dariusza Kozłowskiego, Wacława Stefańskiego i Marię Misiągiewicz, to założenie nie tylko o imponującej skali, ale i o niebagatelnym, estetyczno-ideowym programie. Marek Lasyk Reporter

Skoro o krakowskich obiektach sakralnych mowa, warto wspomnieć też o cmentarzu na Batowicach. Położona na obrzeżach miasta nekropolia budzi niechęć sporej części krakowian. Mieszkańcy narzekają nie tylko na jej lokalizację, ale i na skalę, zdaniem wielu osób zbyt dużą, nieprzystającą do majestatu śmierci. Gdyby jednak na chwilę zapomnieć o tych mankamentach, można zachwycić się tamtejszą kaplicą – Bramą do Miasta Zmarłych, zaprojektowaną przez Romualda Loeglera. Surowy beton kontrastuje tu z przeszkleniami, a lekkości konstrukcji dodaje łukowaty dach. Jak tłumaczył Loegler w opisie konkursowym projektu, myślą przewodnią była chęć stworzenia budowli-znaku, symbolizującej przejście od tego co ziemskie do nieskończoności. Opr. ASDomena publicznaWikimedia Commons

Przejazdem przez postmodernizm Gdyby ktoś chciał sprawdzić, jak żyje się w postmodernistycznym budynku, ale nie ma ochoty na krok tak śmiały jak przeprowadzka, zawsze może zdecydować się na kilka nocy w hotelu. Np. w Hotelu Sobieski w Warszawie (pl. Artura Zawiszy 1, pełna nazwa Radisson Blu Sobieski Hotel). Budynek, zaprojektowany przez Wolfganga Triessinga i Macieja Nowickiego, zwraca uwagę nie tylko swoją skalą i historyzującym kształtem, ale i kolorystyką, zaproponowaną przez prof. Hansa Piccottiniego. Włodzimierz WasylukAgencja FORUM

Hotel śmiało może pretendować do miana jednego z najbardziej kontrowersyjnych budynków w Warszawie. Jedni wpisują go na listę „najbrzydszych budynków w Polsce”, inni uważają za architektoniczny symbol transformacji. Zdaje się, że ostatnimi czasy pozytywne głosy zaczynają przybierać na sile. W ubiegłym roku Hotel Sobieski został wpisany na listę dóbr kultury współczesnej Warszawy. Włodzimierz WasylukAgencja FORUM

Ostatnie lata przyniosły zmianę podejścia do architektury PRL-u. Zachwyciliśmy się geometrią socmodernizmu, dostrzegliśmy piękno w surowym brutalizmie, nawet na osiedla z wielkiej płyty spojrzeliśmy bardziej przychylnym okiem. Jednak to, co przyszło później - postmodernistyczne realizacje wznoszone po 1989 roku, wciąż czeka na odkrycie. CC BY-SA 3.0/Wikipedysta PlokinWikimedia Commons

W tym estetycznym szaleństwie jest jednak metoda. Wbrew pozorom, w postmodernistycznych projektach nic nie jest przypadkowe. Jednym z głównych założeń stylu, który na świecie narodził się w końcówce lat 70., a do Polski dotarł dekadę później, jest snucie opowieści. Tutaj chodzi nie tylko o formę, ale też o to, co się za nią kryje. Elementy, pochodzące z różnych epok i nurtów architektonicznych dobierane są w taki sposób, by jak najpełniej oddawały funkcję obiektu, atmosferę miejsca, w którym go wzniesiono, nawiązywały do lokalnych tradycji, a nawet do charakteru mieszkańców. Postmodernistyczne budynki są jak zagadka. Kto odczyta najwięcej znaczeń, ten wygrywa. Na zdj.: gmach Sądu Najwyższego w WarszawieMateusz WlodarczykAgencja FORUM

Postmodernizm publiczny Handel nie był jedyną branżą flirtującą z postmodernistyczną estetyką. Co może zaskakiwać, z wyjątkową przychylnością odnosiły się do niej instytucje publiczne. Do ikonicznych realizacji należy gmach Sądu Najwyższego w Warszawie. Nad koncepcją pracował zespół 21 architektów, pod kierunkiem Marka Budzyńskiego i Zbigniewa Badowskiego. Stworzyli oni projekt, będący wariacją na temat motywów klasycystycznej architektury, zwyczajowo stosowanej przy projektowaniu obiektów użyteczności publicznej. Tradycyjny gorset otrzymał jednak nowe oblicze dzięki zastosowaniu nietypowej kolorystyki i materiałów. Mateusz WlodarczykAgencja FORUM

Jak przystało na postmodernizm, budynek naszpikowany jest symbolami. Na kolumnadzie sądu odnajdziemy cykl sentencji stanowiących podstawę polskiego systemu prawnego, na głowicach kolumn widnieją też wagi będące atrybutem bogini sprawiedliwości – Temidy. Elementem tylnej elewacji gmachu są zaś trzy kariatydy, symbolizujące cnoty: wiarę, nadzieję i miłość.Andrzej BogaczAgencja FORUM

Część polskich architektów lat 90. zachłysnęła się tym stylem. Nic dziwnego: zabawny, swobodny, bezpretensjonalny, był jak powiew świeżego powietrza po latach PRL-u, gdy estetykę najpierw z politycznych, a potem ekonomicznych względów, upychano w ciasnych ramach. Postmodernizm przynosił też ze sobą to, czego zaraz po transformacji wszyscy łaknęli – skojarzenia z nowoczesnością i Zachodem, do którego tak bardzo chcieliśmy się przytulić. Na zdj.: osiedle bloków z wielkiej płytyWojciech StróżykReporter