Katarzyna Bosacka o daniach instant
Z kubka, z kostki, z torebki. Albo z puszki. Idealne w podróży, świetne pod namiot. Co szybkiego wrzucić do plecaka, żeby od razu nie żałować?
Dania błyskawiczne zdrowe nie są - wiedzą to już chyba nawet dzieci. Co z tego, że pełno w nich utwardzanych tłuszczów roślinnych, które są źródłem szkodliwych, zatykających żyły tłuszczów trans, sprzyjających rozwojowi miażdżycy, cukrzycy oraz otyłości i nazywanych przez naukowców najniebezpieczniejszymi tłuszczami na świecie? Co z tego, że ryzyko zachorowania na raka piersi u kobiet, które jedzą pokarmy bogate w tłuszcze trans, jest prawie dwukrotnie wyższe? Co z tego, że dania te są źródłem soli, która powoduje nadciśnienie, glutaminianu sodu, sztucznego poprawiacza smaku z właściwościami uzależniającymi, cukru, chemicznych aromatów i barwników oraz konserwantów, choć teoretycznie nie powinny ich mieć, bo są suche?
Reklamy zachwalają, dietetycy odradzają, a naród swoje - kocha je i już, bo są tanie, pyszne i szybkie, wystarczy zalać wrzątkiem i gotowe. Ugryźmy je od innej strony. Po pierwsze, dania instant to dla mnie gwałt na jedzeniu. Ile tortur musi przejść ziemniak, by wylądował w kubku z purée? Ile cierpień zadano cebuli, by zmumifikować ją w formie zupy w proszku? Ile zabiegów przeszedł sos gulaszowy, by z istoty płynnej stał się stałą? Czy to jeszcze jedzenie, czy już tylko plastik?
Żeby nie wiem co pisali producenci na opakowaniach, że to porcja warzyw, zdrowego błonnika i witamin, to poza tłuszczami, węglowodanami i chemią wartości odżywczych nie ma takie danie żadnych, za to kalorii - morze. Zupa serowo-ziołowa z makaronem - 350 kcal w porcji. Tyle co przeszło trzy spore talerze domowej zupy pomidorowej z ryżem (niezbyt tłustej)! Makaron w sosie śmietanowo-grzybowym - prawie 400 kcal, czyli dwa razy więcej niż domowy z sosem pomidorowym. Długo by wyliczać.
Po drugie, nie lubię, jak ktoś mnie robi w konia. Zachwala na opakowaniu, że zupa jest borowikowa, a w środku umieszcza 0,1 proc. borowików, czyli na tysiąc łyżek zupy jedna (sic!) to borowiki. To i tak dobrze, bo w potrawce chińskiej z napisem "kaczka" drobiu ani śladu, a w purée ziemniaczanym z serem i bekonem z bekonu został tylko "aromat dymu wędzarniczego". No to się najem...
Po trzecie, polemizowałabym z opiniami, że potrawy instant są tanie. Bo ile jesteśmy w stanie zapłacić za sól, sól i sól z dodatkiem cukru, mleka w proszku, najtańszego tłuszczu palmowego, którym globalni producenci żywności zapychają przemysłowe jedzenie, konserwanty, barwniki i sztuczne aromaty? Sól, tłuszcz palmowy i chemia to produkty bardzo tanie, więc dlaczego producent każe mi płacić za kostki rosołowe od 28 zł wzwyż za kilogram, podczas gdy składają się one w 70 proc. z soli?
Dlaczego purée ziemniaczane czasem kosztuje 15 zł za kilogram, a tyle samo ziemniaków w sezonie około złotówki? Czy producent nie nabija mnie w butelkę, każąc płacić za zupkę chińską "owoce morza" 4,50 zł, podczas gdy znajdę w niej wszystko, tylko nie dary oceanu? Co zatem jeść pod namiotem? Od jednego czy dwóch dań instant człowiek nie umrze.
Zdecydowanie jednak lepiej sięgnąć po zupy w kartonach, plastikowych rękawach czy słoikach. Albo dania z puszki - też nie są najzdrowsze, ale to lepszy wybór niż te z proszku. Koncentraty zup, np. barszczu czerwonego czy żuru w butelkach, zwykle również zawierają mniej chemii. Ja tam wolę nie jeść w ogóle niż jeść głupio, bo kiedy człowiek młody, jego żołądek wszystko zniesie, ale wraz z wiekiem może okazać się, że nie jesteśmy w stanie wytrzymać diety instant, a wakacje z proszku będą równoznaczne ze zdrowiem w proszku.
Przepis na zupę błyskawiczną:
- torebka mrożonego zielonego groszku (250 dag)
- 3 łyżki oleju rzepakowego
- 250 ml śmietany 12 proc.
- sól, gałka muszkatołowa, pół litra wody
Groszek zalewamy wodą i dodajemy olej. Gotujemy ok. 20 minut. Miksujemy ze śmietaną, doprawiamy solą i gałką.
Katarzyna Bosacka
PANI 7/2014