Policjant z Gdyni napisał książkę dla dzieci. "Rzuciłem się na głęboką wodę"
Rymuje i pisze bajki dla dzieci. O oryginalnej pasji policjanta Krystiana Wasiluka zrobiło się niedawno głośno w całej Polsce. - Początkowo w ogóle nie planowałam wydania czegokolwiek. Nie chciałem nigdzie tego sprzedawać, to było tylko i wyłącznie dla mojej córki. Decyzja zapadła dopiero po jakimś czasie – mówi autor książki "Zwierzęcy alfabet".
Natalia Grygny, INTERIA: Lubi pan bajki?
Krystian Wasiluk, policjant, autor książki dla dzieci "Zwierzęcy alfabet":
- Bajki lubię, ale w ostatnim czasie chyba odczuwam nimi drobny przesyt. Powód? Ciągle czytam je swoim dzieciom. W dzieciństwie uwielbiałem "Piotrusia Pana". Zwłaszcza wersję filmową, w której główny bohater był rudym chłopcem.
Piszą i mówią o panu "policjant-bajkopisarz". Lubi pan pisać, ale co sprawiło, że jednak wybrał pan mundur?
- Jak większość policjantów i policjantek, których przynajmniej ja miałem szansę poznać, wstępuje do policji, bo chcę nieść pomoc ludziom, dawać im od siebie coś ważnego i potrzebnego. Zależało mi na tym, żeby nie mieć nudnej pracy, a robić coś ciekawego. Dla mnie ważne było, aby coś się działo, a w policji zdecydowanie nudno nie jest. Nawet jeśli zszedłem z tej tradycyjnej drogi [początkowo była to służba w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Gdyni, obecnie to praca w Ogniwie Wykroczeń Wydziału Prewencji - przyp. red.] i siedzę za biurkiem jako wykroczeniowiec, nadal nie jest nudno.
Ponoć pierwsze rymy tworzył pan w gimnazjum.
- Pierwsze rymy zacząłem pisać, gdy w Polsce stał się modny rap i hip-hop. Z gatunkiem zapoznał mnie mój kolega. Wtedy wszystko się zaczęło. Założyliśmy swój zespół w pierwszej klasie gimnazjum i zaczęliśmy pisać rymy. Było to beznadziejne, wręcz tragiczne! Ale jak wiadomo, od czegoś trzeba zacząć. To był początek lat 2000. Peja, Paktofonika, 52 Dębiec, O.S.T.R. - współcześnie absolutne klasyki. Od tego czasu minęło ponad 20 lat, a ja szlifowałem swoje rymy. Cały ten splot zdarzeń zaprowadził mnie do tworzenia treści dla dzieci.
Zobacz również:
Wtedy inspirowali pana polscy raperzy, a teraz zainspirowała córeczka.
- Pisałem sobie coś na boku przez cały czas. Pierwszy wierszyk skierowany do dzieci napisałem do mojego syna. Był taką zachętą do tego, by zaczął sprzątać swój bałagan. Dzieci czasami dość trudno przekonać do tej czynności, a rozmowa nie zawsze pomaga. Postawiłem więc na dość oryginalny sposób. Później ułożyłem wierszyk dla starszej córki. Zainspirowała mnie dość zabawna sytuacja. Córka chodziła po domu i opowiadała jaka to jest silna, ale jeśli poprosiło się, by coś uprzątnęła, nagle twierdziła: "nie mam siły".
- Do napisania czegoś "poważniejszego" skłoniła mnie dopiero fascynacja mojej najmłodszej córki. Uwielbiała alfabet, na okrągło słuchaliśmy piosenki Olgi Jakubiec "Jak brzmią literki". Wielokrotnie, gdy czytałem jej książkę, paluszkami wskazywała mi litery. Uznałem, że to dobry trop, jeśli chodzi o rozwój jej zainteresowań. Dlatego rzuciłem się na głęboką wodę. Oczywiście najpierw przerażała mnie myśl, że muszę napisać 32 wierszyki, w dodatku utrzymane w podobnym tonie. Bałem się, że nie uda mi się utrzymać klimatu przez wszystkie rymowanki, ale dla córki się udało.
Nim "Zwierzęcy alfabet" ujrzał światło dzienne, stworzył pan amatorską wersję książki.
- Początkowo w ogóle nie planowałam wydania czegokolwiek. Nie chciałem nigdzie tego sprzedawać, to było tylko i wyłącznie dla mojej córki. Decyzja zapadła po czasie, gdy wydrukowałem tego więcej, a rodzina i znajomi mówili, że dobrze się czyta. Zwracali uwagę, że może warto to sprzedawać? Zmotywowała mnie również żona. W jednym ze sklepów wskazała mi jedną z książek dla dzieci i stwierdziła: "patrz, takie coś sprzedają, może warto spróbować?". I chyba to mnie ostatecznie przekonało, że warto spróbować. Autor zazwyczaj patrzy na to, co napisze, dość krytycznie i widzi cały szereg niedociągnięć. Jednak ten feedback od znajomych spowodował, że postanowiłem wydać "Zwierzęcy alfabet".
Przed naszą rozmową czytałam niektóre recenzje na temat książki. W jednej z nich pojawiło się nawet zdanie, że "Zwierzęcy alfabet" to wartościowa propozycja dla każdego malucha.
- Dla mnie to zawsze miłe. Pomimo całej swojej skromności zgadzam się z tym, ale tylko dlatego, że nim wydałem tę książkę, przez dwa lata czytałem ją swojej córce i wiem, jaki miała wydźwięk. Napisałem ją w 2021 roku, została wydana w tym. Dzięki temu wiem, że to zadziałało i daje radę.
Oprócz rymów o zwierzakach, po drodze były jeszcze wierszyki o kosmosie, warzywach i owocach. Jedna z córek ponoć interesuje się kosmosem.
- Drugą książkę napisałem o owocach i warzywach. Z dietetycznego punktu widzenia podzieliłem ją na pięć kolorów. Kolejna opowiada o kosmosie, umieściłem w niej wątki o planetach i inne ciekawostki, np. kto był pierwszym człowiekiem w kosmosie. Rzeczywiście to spowodowało, że córka zaczęła w serwisie YouTube szukać piosenek o planetach, obecnie ma cztery lata i jednym tchem recytuje ich kolejność. Nawet wyrywkowo, po wyglądzie potrafi rozpoznać poszczególne planety Układu Słonecznego.
- Czytanie moim pociechom zainspirowało mnie do tego, by samemu zacząć pisać. Chciałem czegoś innego niż czytania w kółko Tuwima i Brzechwy, chociaż twórczość pierwszego z nich uwielbiam. Lubię czytać i dzieciom, i sobie. Mamy też swoją rodzinną, ulubioną książkę. Jest nią "Mały Książę" Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. W mojej głowie utkwiło wspomnienie z nią związane... Siedzieliśmy wspólnie, czytałem dzieciom i żonie. Najmłodsza córeczka zasnęła, żona prosiła bym kontynuował, bo syn jeszcze nie spał. Gdy zasnął, czytałem dalej żonie. Gdy już wszyscy zasnęli, uznałem, że zostało mi jeszcze parę stron i nic nie stoi na przeszkodzie, żebym jeszcze sobie poczytał.
"Zwierzęcy alfabet" miał premierę 21 marca, w Światowy Dzień Poezji. Data dla pana symboliczna czy zbieg okoliczności? W jednym z wywiadów wspominał pan też, że cały proces wydawniczy okazał się dla pana zaskoczeniem.
- Zbieg okoliczności, bo zależało mi głównie na tym, aby została wydana w pierwszy dzień wiosny. A jeśli mówimy o wydawaniu... Po pierwsze: koszt. Nie znałem też pojęć takich jak łamanie tekstu, nie wiedziałem, że korektę najlepiej zrobić kilka razy. Do tego jeszcze redakcja tekstu... I grafika! Trzeba znaleźć osobę, która potrafi z głowy autora wyciągnąć to, co miał na myśli, a może i bardziej.
Ilustracje w książkach dla dzieci rzecz święta.
- Myślę, że obrazki w tych książkach są nawet czasami ciut ważniejsze niż tekst. W końcu ilustracje przykuwają uwagę dziecka. Tu mi się poszczęściło, bo "Zwierzęcy alfabet" ilustrowała Anna Jaroń. Dałem jej wolną rękę - za każdym razem jej ilustracja to strzał w dziesiątkę.
Jest pan policjantem, pisze pan... Czy służba to dla pana praca, a pisanie pasja? Czy też to łącznie pasji z pasją?
- Lubię swoją pracę. Słowo "pasja" to mocne słowo, bo rano trzeba wstać i pójść do pracy, a to trochę może zabić pasję. Jednak bardzo lubię pracę i swój mundur. Jeśli chodzi o pisanie, bałem się, że proces wydawania zabierze mi miłość do pisania i całą radość z nim związaną.
Panu jednak tę radość odebrało w niewielkim stopniu?
- Nie wszedłem w to środowisko jako autor, a policjant. Nie jestem aktywny na portalach społecznościowych, nie zajmowałem się promocją tak jak trzeba... A pewnie powinienem to robić. Napisałem więc książkę, wydałem ją i to wszystko dzieje się samo. Powinienem w tym procesie bardziej uczestniczyć, ale gdybym to robił, to zabiłoby radość z pisania.
Pisanie to też odskocznia po stresującym dniu w pracy? Pozwala się oderwać?
- Przenosi mnie zupełnie gdzie indziej. W końcu, po długim czasie, opracowałem sobie sposób, kiedy pisać. Dla mnie najlepszy moment to pisanie w autobusach. Dojazd czy powrót do pracy to czas dla mnie. Wtedy nie prowadzę, nie muszę się skupiać na jeździe, myśleć o pracy, mogę po prostu usiąść, patrzeć w szybę i myśleć o słowach. Gorzej dla mnie, jeśli akurat pasażerowie głośno rozmawiają. To raczej wybija mnie z rytmu.
Zobacz też: Gdzie jest Michael? Słynna fotografka szuka mężczyzny od lat. Zostawił jej sekretną walizkę
Planuje pan wydanie kolejnych książek?
- Chciałbym, żona mnie gorąco do tego namawia. Zwłaszcza do wydania książki o kosmosie, którą uważa za najciekawszą. Czekam jednak na jakiegoś wydawcę. Może w końcu pojawi się jakiś, kto trochę zdejmie ze mnie ciężar całego procesu wydawniczego. Tak jak mówiłem: ja jestem przede wszystkim policjantem. To jest moja codzienność. Posmakowałem self-publishingu, wiem, jak to wygląda, ale niestety na taką formę nie mam zbyt wiele czasu.
Jako policjant nie myślał pan o jakiejś opowieści o superbohaterach?
- Kilka osób już mi to sugerowało. Kilka lat temu raczej nie sądziłem, że napiszę cokolwiek dla dzieci. Ostatnie lata wiele zweryfikowały. Trochę inaczej pisze się ciekawostki, w których umieszcza się zagadnienia popularnonaukowe, a inaczej fabułę. Chyba jeszcze nie dorosłem do tego, aby napisać taką opowieść. Raczej chciałbym, aby miała formę podobną jak "Bajki Ezopa". Opowieść krótka, w rymowanej formie, bo w tym czuję się najlepiej. Gdyby wyszła mi fabuła, rym i przekaz, to byłoby wspaniale.
- W grudniu ubiegłego roku zdecydowałem, że odejdę od tych "ośmiu wersów". Postanowiłem przerobić na wiersze pięć "Baśni" Andersena i tym sposobem zmierzyć się z fabułą, wierszem, dialogiem. Wszystko splotłem rymami. Wtedy myślałem, że skoro umiem wszystko "spiąć" rymem, to może faktycznie kiedyś podejmę się wyzwania, jakim jest napisanie powieści. Ale to jeszcze nie ten moment.
Ze względu na tematykę książki, sporo mówi pan o swoich pociechach. Co chciałby im pan przekazać?
- Na pewno chciałbym, aby wybierały w życiu rzeczy, z których płynie wartość. Nieważne, czy to wybór filmu, czy książki. Kluczem jest płynąca z nich wiedza. Książek na świecie jest wiele, ale można przeczytać te wartościowe i czegoś się z nich dowiedzieć. Zależy mi na tym, aby moje dzieci uczyły się każdego dnia, były ciekawe świata. Próbuję im przekazać, że warto rozglądać się wokół, interesować tym, co się dzieje. Zwierzęta, kosmos, owoce, warzywa... Wszystko co nas otacza jest na swój sposób interesujące.
- Ważne dla mnie jest to, by nie patrzyły na świat tępym wzrokiem i do życia podchodziły na zasadzie: byle wyjść z domu, wsiąść do autobusu, dotrzeć do szkoły, w szkole przetrwać, wrócić do domu, oglądać w sieci filmiki o niczym. Ten czas można inaczej wykorzystać. Nawet jadąc autobusem można wykorzystać czas, nawet wiersz napisać - tak jak ja.
Panu udaje się czerpać z życia pełnymi garściami?
- Niestety nie. Jest służba w policji, są dzieci, obowiązki zawodowe i rodzinne. Nie oglądam już telewizji, bo wyszedłem z założenia, że jak mam już coś robić, to wolę poczytać. Z perspektywy czasu żałuję, że wcześniej tak nie robiłem i w zasadzie zmarnowałem czas na robieniu niczego. Miałem też w życiu taki przestój, że nie pisałem, bo wpadłem w wir pracy. Dlatego po latach uważam, że sporo wolnego czasu zmarnowałem na robieniu niczego wartościowego.
Czy zatem jakaś książka zrobiła ostatnio na panu wrażenie? Została w myślach?
- "Raporty z Auschwitz" Witolda Pileckiego. Po przeczytaniu uznałem, że był chyba jedynym człowiekiem na świecie, który był w stanie zrobić to, co zrobił [w sierpniu 1940 roku przeniknął do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, aby pozyskać wiedzę o położeniu więźniów i utworzyć podziemną organizację - przyp. red.]. Nie zapomnę tej książki do końca życia. W Oświęcimiu, obozie Auschwitz Birkenau byłem jeszcze w czasach szkolnych, ale ta publikacja sprawiła, że chcę pojechać tam raz jeszcze i spojrzeć na to miejsce z zupełnie innej perspektywy.
Chciałby pan, żeby "Zwierzęcy alfabet" był dla dzieci początkiem podróży do krainy książek?
- Oczywiście. To byłoby wspaniale, gdyby dziecko po kolejnym czytaniu tej książki zachciało sięgnąć po inną. Z drugiej strony wiem też, że dzieci moich znajomych z całej sterty książek jeszcze najczęściej wyciągają właśnie "Zwierzęcy alfabet". Mam nadzieję, że jeśli ta książka się znudzi, nie będzie to oznaczało końca czytania, a wręcz przeciwnie: początek. Samo czytanie wśród dzieci to tylko jeden z elementów - dla nich ważne jest to, że czyta rodzic, spędza z nimi czas. To cała otoczka, nie tylko tekst.
Na początku rozmowy przyznał pan, że ulubioną bajką w dzieciństwie był "Piotruś Pan". Gdyby bohater ulubionej bajki powiedział, że spełni jedno pana życzenie - jak ono by brzmiało?
- Żeby znalazł mi wydawcę. To chyba coś, co mi teraz doskwiera. Wiadomo, "niech będzie zdrowie, resztą już się zajmę sam". Jeśli jednak nie zdrowie, to wydawca.
***
Młodszy aspirant Krystian Wasiluk wstąpił w szeregi policji w listopadzie 2013 roku. Rozpoczął wówczas służbę w Wydziale Ruchu Drogowego Komendy Miejskiej Policji w Gdyni. Od połowy grudnia 2022 roku działa w Ogniwie Wykroczeń Wydziału Prewencji w gdyńskiej komendzie. W 2023 roku ukazała się jego książka dla dzieci "Zwierzęcy alfabet".
***