Dorota Rabczewska - Stępień. Dziecko? Nie wykluczam
O życiowych rewolucjach, bolesnej stracie i śmiałych życiowych planach, w których Doda rozważa bycie mamą!
Jak się czujesz w nowej fryzurze?
-Super! Zawsze robię to, na co mam ochotę i nie interesuje mnie, co inni o tym myślą. Kochałam moje blond włosy i nawet gdy ktoś mi sugerował, że taka platyna jest kiczowata, to jednym uchem takie uwagi wpuszczałam, a drugim wypuszczałam. Teraz mam tak samo. Podobam się sobie w moim naturalnym kolorze, przestałam się farbować.
Przestałaś się też malować.
Z egoistycznych pobudek - chcę jak najdłużej wyglądać młodo i zdrowo, a tona tapety zdecydowanie temu nie sprzyja. Zainwestowałam w twarz po 30-tce, wyrzucając kosmetyki. Na początku nie było łatwo. Głupio tak wyjść na ulicę, gdy masz przebarwienia. Teraz uważam, że brak makijażu to wolność - wstajesz, nakładasz krem i dzida w miasto! (śmiech). A po pewnym czasie cera tak się odwdzięcza. Notorycznie zakładam się z ludźmi, którzy nie wierzą, że nie mam na twarzy podkładu. W dbaniu o siebie jestem bardzo zdyscyplinowana.
Każdej doby śpię po 9 godzin dziennie i nawet jeśli muszę wcześniej wstać, potem w ciągu dnia to nadrabiam. Nawadnianiam się też i dotleniam. Od dziesięciu lat jestem na diecie bez cukru i glutenu, od kilku - bez nabiału, a teraz także mięsa. Nie wiem, kto inny by na takiej diecie wytrzymał. Ale to wszystko daje efekty i robi wrażenie.
Wielkie emocje wzbudziłaś ostatnio, zmniejszając biust...
Zupełnie, jakby to była kwestia życia i śmierci. Równie wielkie emocje wzbudziły kiedyś moje koronkowe spodnie, w których wystąpiłam przed prezydentem. Organizowano potem polityczne panele dyskusyjne w telewizji - samych mężczyzn - i omawiano każdy centymetr tych moich spodni! Żałosne.
Na jakim etapie życia dziś jesteś?
Jeśli chodzi o karierę, nie czuję się spełniona. Uważam, że mam duży potencjał, ale wciąż jestem niedoceniona. Czasem niektórzy zapominają, ile osiągnęłam bez pomocy innych, jaki jest mój dorobek artystyczny i ile rzeczy staram się fanom dać z siebie bezinteresownie. Media skupiają się na tym, że mam bardzo bogatą osobowość (śmiech). Czuję niesprawiedliwość, że równie często nie są podejmowane w mediach sprawy mojej ciężkiej pracy zawodowej.
W którym momencie jesteś jako kobieta?
Kobieta też człowiek (śmiech). W lutym kończę 35 lat i jestem na tym samym etapie od lat - twardego charakteru i miękkiego serca, które pomaga innym, troszczy się i broni rodziny. Zarabiam na swoją niezależność i kładę się spać, mogąc spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: "OK, nie było łatwo, ale było warto". Nie dzielę siebie na etapy: udanego czy nieudanego związku, małżeństwa czy macierzyństwa. Nie uzależniam swojej wartości od tego wszystkiego.
Wciąż nie grają twoich utworów w radio...
Do dyplomacji jest mi tak daleko, jak do Marsa. Więc przez to, że nie umiem zgiąć karku i zagryźć języka, mam mnóstwo problemów. Jednym z nich jest to, że stacje radiowe nie grają moich utworów. Tylko kilka osób w Polsce decyduje, które piosenki staną się hitami, a przecież radio jest dla ludzi i to oni powinni decydować o tym, czego chcą słuchać. Mówię o tym głośno, bo nagrałam piosenkę, która jest dla mnie ważna i chciałabym, żeby słuchacze mieli szansę jej posłuchać.
Zaskoczył mnie twój wokal. Brzmisz inaczej niż zwykle.
Chciałam zaśpiewać tę piosenkę w zupełnie inny sposób, bo chcę pokazać ludziom swoją inną twarz. Cała płyta taka będzie i dlatego nazywa się... "Dorota". Ukaże się 25 stycznia, wiele osób zszokuje. Nigdy w życiu bym jej nie nagrała, bo to ciężki projekt: orkiestra, aranże. To było karkołomne wyzwanie również ze względu na chęć zamknięcia pewnego etapu w tym roku, ale obiecałam, więc to zrobiłam. To była jakaś forma terapii, bo dziś czuję, że zszedł ze mnie ciężar. Dla moich fanów to będzie niesamowita gratka. Doda z orkiestrą? Nigdy w życiu bym nie pomyślała! Zapraszam na Torwar 21 marca w Warszawie. Mam już szafę długich spektakularnych sukni. Koncerty w filharmonii to jest totalny hit, bo kiedy dyrektorzy słyszą, że Doda ma u nich wystąpić, to się łapią za głowy, wyobrażając sobie, że będę się wiła do kontrabasu w różowych kozaczkach (śmiech).
Jak podsumowujesz ten rok?
Teraz gorzko, bo śmierć osoby, którą się tak bardzo kocha, jest potwornie ciężka. I przykryła dobre rzeczy, które też się w tym roku zdarzyły. Cieszę się, że wyszłam za mąż, bo gdy za 10 lat będę to wspominać, żal po stracie będzie mniejszy. Najważniejsze, że babcia odeszła, wiedząc, że jestem szczęśliwa i w dobrych rękach. Bardzo polubiła Emila. Po Nergalu stwierdziłam, że jak babcia kogoś nie akceptuje, coś jest na rzeczy (śmiech).
Dlaczego śpiewasz, że nie wolno płakać? Płacz jest dla ciebie oznaką słabości?
Absolutnie nie! Często płaczę i uważam, że to jest bardzo oczyszczające. Ten tytuł nie jest dosłowny. Nie śpiewam, że należy dusić rozpacz w sobie i udawać silną, tylko że nie ma sensu płakać za kimś, "bo za chwilę się spotkamy".
Wydajesz nową płytę, ruszasz w trasę, a ja czytałam, że zawieszasz karierę. Skąd te plotki?
Faktycznie, chciałam to zrobić rok temu. Planowałam nagrać solową płytę i zakończyć moją przygodę z show-biznesem.
Zakończyć? A nie zawiesić?
Gdybym powiedziała, że zawieszę, to ciągle by mnie pytano, kiedy odwieszę. Postanowiłam więc ją zakończyć i ewentualnie kiedyś reaktywować. Życie tak się jednak potoczyło, że chcę jak najwięcej energii poświęcić temu, żeby jak najwięcej osób usłyszało moją nową płytę.
A kiedy już skończysz ją promować i faktycznie odejdziesz z show-biznesu, co będziesz robić?
Pomogę mężowi w produkowaniu filmów, bo mamy mnóstwo nowych projektów. Wkrótce wyjeżdżamy do Emiratów Arabskich szukać plenerów do filmu "Dziewczyny z Dubaju".
Spełniasz się w tym?
Bardzo. Uważam, że jestem w tym dobra. Jako producentka muzyczna samodzielnie wyprodukowałam swoje dwie płyty DVD. Jestem też dobrym menedżerem i świetnym PR-owcem. Mogłabym wykładać kryzysowy PR.
Sporo miałaś do gaszenia, ostatnio media rozpisywały się o sprawach zawodowych Emila.
Żal mi go, bo jest bardzo pracowitą i uczciwą osobą i gdyby nie był moim mężem, nie byłby tak łakomym "medialnie kąskiem". Przecież tytuł "afera z mężem Dody" sprzeda więcej egzemplarzy. Właśnie dlatego trzymałam nasz związek w tajemnicy.
Zbudowałaś z nim mocną, trwałą relację?
Tak, bo to miłość zbudowana na przyjaźni. Ten mocny fundament jest w stanie przetrwać wszystko, mam nadzieję.
Kłócicie się?
Dwa Wodniki? Pewnie! Oj, jest wesoło.
Ten twój facet ma jakieś wady?
Zapytaj lepiej, ile ja mam wad, które on musi akceptować. Jestem największym bałaganiarzem, jakiego w życiu poznałaś! I bardzo to lubię. W dzieciństwie, kiedy mama chciała mnie ukarać za złe zachowanie, nie dawała mi szlabanu, tylko kazała mi sprzątać w pokoju. Po nocach mi się to śniło! (śmiech). Nienawidzę sprzątać. Na szczęście babcia po cichu pomagała. Poza tym jestem chłopczycą, ale bardzo wrażliwą. Jestem też nerwowa, bywa, że reaguję bardzo emocjonalnie. Ale zdaję sobie sprawę z moich wad i pracuję nad sobą (Doda znacząco mruga) - tej wersji się trzymajmy.
Kiedyś mówiłaś mi, że nie chcesz mieć dzieci. Coś się w tej kwestii zmieniło?
Na pewno mam teraz poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że już nie jestem sama, ktoś mnie chroni, a ja nie muszę w pojedynkę walczyć z tym światem. Wtedy człowiek daje sobie przestrzeń na myślenie o rzeczach, które kiedyś odrzucał. I już ich nie wyklucza.
Fajną byłabyś matką.
Wszyscy mi to mówią! Bywa, że jestem surowa i rozsądna, potrząsając koleżankami, żeby przestały robić głupoty. I właśnie w momencie udzielania im reprymendy patrzą na mnie i mówią z zachwytem: "Będziesz wspaniałą matką".
Mawiasz, że masz garstkę przyjaciół.
Cenię ją sobie, za każdego wskoczyłabym w ogień. Jestem bardzo lojalna. W dniu, w którym zmarła moja babcia, wzięłam udział w pokazie mody przyjaciółki. Włożyłam czarną opaskę i poprosiłam o wyłączenie muzyki, ale poszłam, bo obiecałam jej, że otworzę ten pokaz, na który ona pracowała rok. Chciałabym, żeby moi przyjaciele powiedzieli po mojej śmierci, że nigdy się na mnie nie zawiedli.
Sama się kiedyś zawiodłaś?
Jasne. Z niektórymi z przyjaciół, o których mówiłam, że są aż po grób, nie mam kontaktu. Tak w życiu bywa. Ważne, że są ci, którzy są. Nie chcę więcej, bo pragnę mieć dla nich czas.
Życie lubi robić ci na złość. Pytałam cię kiedyś o aktorstwo i odgrażałaś się, że nigdy nie zagrasz, tymczasem zagrałaś główną rolę kobiecą w "Pitbullu".
To przez Wandę! Moja matka uważa, że gdyby nie ojciec, byłaby aktorką Hollywood na miarę co najmniej Elizabeth Taylor. Od dziecka wmawia mi więc, że "ten" talent mam po niej. I błagała, żebym przyjęła tę propozycję.
Żałowałaś?
Już pierwszego dnia. To jest mega ciężka robota! Wstawanie poranne, czekanie na ujęcie, presja. Gdy jeszcze nie chcesz zawieść, bo znany reżyser i sami najlepsi aktorzy, presja jest jeszcze większa. Bałam się, że jako amatorka położę ten film. Mówiłam nawet reżyserowi, żeby mnie wyciął, jeśli uzna, że moja gra cokolwiek popsuje. Chociaż recenzje były pozytywne, sama jestem krytyczna. Jeśli kiedykolwiek jeszcze zagram w filmie, to wyłącznie w komedii.
Słyniesz z poczucia humoru i dużego dystansu do siebie. To chyba pomaga w życiu?
Bardzo. Myślę, że dystans i czarny humor uratowały mnie przez depresją, nałogami, zerwaniem kariery i samobójstwem. Czyli uroczymi konsekwencjami show-biznesu. Tylko to, że mam fantastycznych rodziców, którzy mnie wspierają i fakt, że potrafię się z siebie śmiać, sprawiły, że ze wszystkich sytuacji wyszłam obronną ręką.
Marzenia na nadchodzący rok?
Chciałabym, żeby moi rodzice byli zdrowi, bo bardzo ich kocham.
Wiara jest dla ciebie ważna?
Daje mi dużo pewności, siły i rozpędu do najbardziej irracjonalnych pomysłów. Gdy nie wierzysz w nic, masz większy lęk, bo czujesz, że jesteś zdana sama na siebie. A tak czujesz z tyłu ten wiatr, który cię pcha. Jednocześnie zawsze powtarzam: "Jeżeli nie wiesz, dokąd płyniesz, żaden wiatr nie będzie sprzyjający". Zatem podstawa to azymut!
Zobacz także:
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***