Reklama

Edward Miszczak: "Jestem dumny z tego, że mogę być w Polsacie"

Poranne pasmo „halo tu polsat”, plejada gwiazd i telewizyjne emocje na najwyższym poziomie. - Efekty naszej pracy to moim zdaniem najlepsza oferta Polsatu, jaką kiedykolwiek stworzyliśmy - podsumowuje Edward Miszczak, Dyrektor Programowy Telewizji Polsat. Rozmawialiśmy z nim m.in. o pracach nad jesienną ramówką, flagowych programach oraz kulisach pracy w telewizji.

W marcu mówił pan, że wiosenny Polsat będzie stabilny, przewidywalny i wesoły. Jaki zatem będzie jesienią? Oferta jest bowiem bardzo różnorodna, a plejada gwiazd coraz większa.

Już wiosną rozpoczęliśmy pracę nad jesienną ramówką, a efekty naszej pracy to moim zdaniem jedna z najlepszych ofert Polsatu, jaką kiedykolwiek stworzyliśmy. Jesień przynosi widzom aż sześć nowości - to najwięcej spośród wszystkich stacji telewizyjnych. Szczególną dumą napawa mnie pasmo poranne "halo tu polsat", bo taka produkcja to zawsze wielkie wyzwanie dla każdej stacji telewizyjnej. Realizacja takiego projektu wymaga olbrzymiego zaangażowania i wysiłku. To 9 godzin transmisji na żywo tygodniowo, realizowanych w pełni siłami naszej stacji. Każdy element dla tego projektu, włącznie ze studiem stworzyliśmy od podstaw, zbudowaliśmy też nową redakcję dla "halo tu polsat". Jeżdżę do zespołu z kanapkami, żeby ich wesprzeć i zobaczyć, jak tworzą się programy. Proces budowania nowego zespołu jest niezwykle trudny. Ludzie są ze wszystkich możliwych miejsc na rynku: z gazet, agencji reklamowych, telewizji, radia. Ale to jest właśnie fajne, bo układa się zupełnie nowa energia, która wręcz buzuje. 

Reklama

Jak więc opanować ten ogrom energii i stworzyć z niej zespół marzeń? 

Każdy członek zespołu marzy o karierze, ale naszym celem jest stworzenie z nich zgranego teamu. Dziś mamy różne podejścia - jedna szkoła teatralna kształci gwiazdy, a inna uczy pracy zespołowej, co przekłada się na budowanie silnych grup. Naszych prowadzących również rekrutowaliśmy z różnych środowisk, więc musimy ukształtować ich w zespół, który poprowadzi program w wyjątkowy sposób, inny niż dotychczasowe projekty. Tu nie ma miejsca na prompter - to prawdziwa transmisja na żywo. Zamiast gotowych pytań, jest scenariusz, który daje redaktorowi swobodę - pierwsze pytanie i powód zaproszenia gości są tylko punktem wyjścia. Następnie musi on płynnie kontynuować rozmowę i współpracować z drugim prowadzącym. 

Unikatem na rynku polskim będzie żywa widownia w studio. Czy to jest właśnie to bycie o krok przed konkurencją, o którym często pan mówi?

Nasze studio - w przeciwieństwie do konkurencji - jest przestronne i wysokie, co pozwala nam zaprosić widzów na antresolę. Chcemy, aby publiczność była nie tylko obserwatorami, ale aktywnymi uczestnikami, współtworzącymi program. Na początku będzie to pewnie nieco improwizowane, ale z czasem nasza widownia stanie się bardziej dedykowana. Chcemy, aby każdy gość mógł przyprowadzić swoje otoczenie, tworząc dynamiczną i zaangażowaną atmosferę. W innych programach publiczność często jest masowo przywożona i potrzebuje osoby, która rozgrzeje ją do udziału. Są firmy specjalizujące się w wyszukiwaniu takich widzów, ale bez odpowiedniego rozgrzewacza, wejście w program bywa trudne. U nas ma to wyglądać inaczej - liczymy na autentyczną interakcję, która odróżni nasz program od innych. Atmosfera nowości i pasji, jaka towarzyszy tworzeniu tego projektu, może naprawdę zaskoczyć i zainteresować widzów.

Pomysł pasma porannego chodził panu po głowie od dawna. Czy jego celem  jest przyciągnięcie nowego widza? Żeby oglądalność poranna była jeszcze wyższa? 

Poranny program tego typu stanowi fundament, na którym można zbudować prawdziwy dom medialny. To przestrzeń, w której mówimy o tym, co dzieje się na rynku i wokół nas, zapraszamy interesujących gości, prezentujemy nasze propozycje oraz pokazujemy nasze medium jako instytucję, która ma wiele ciekawych treści do zaoferowania.

Polsat stale odnosi gigantyczne sukcesy, co pokazują wyniki oglądalności. Stacja stoi gwiazdami, o czym mówił pan podczas prezentacji nowej ramówki. Przyznam, że patrząc na plejadę gwiazd, byłam pod ogromnym wrażeniem. 

Bo to jest tak, że widz przychodzi, gdy widzi coś ciekawego, gdy widzi, że dzieje się coś wyjątkowego. Gwiazdy pojawiają się, gdy jest oferta. Producenci mają bardzo proste zadanie - receptą na program telewizyjny jest przyciągnąć widza, zatrzymać go i nawiązać z nim relację. Jeśli te trzy kryteria zostaną spełnione, to pewnego rodzaju przepis na sukces. Gdy w stacji widać, że coś się dzieje, to widz chce to oglądać. Do tej pory każdego ranka zaczynaliśmy jako Polsat normalnymi programami, filmami. Teraz, w weekend gdy widownia ma więcej czasu, będzie z nami podczas pasma porannego. Padają pytania, czy będziemy go rozciągać na cały tydzień. Jeszcze nie wiem, ponieważ najbardziej potrzebuję go w weekend. Chcę widzów od rana zatrzymać przy sobie. A wieczorem mamy najlepsze propozycje z perspektywy budowania ramówki. Przygotowując ofertę, wiemy, że wieczór to największe uderzenie i trzeba je otulić innymi programami.

Mówił pan o eskapizmie, który jest nieodłączną częścią telewizji. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, które są niepewne. Które z nowych propozycji zatem będą tymi, które pana zdaniem najbardziej przyciągną widzów przed telewizory? 

Eskapizm polega na uciekaniu ze swojego świata do uniwersum telewizyjnego, aby na chwilę się nakarmić tym, co proponujemy. Jeśli świat programów newsowych jest bombardowany trudnymi informacjami, nie można od nich uciec, ale można znaleźć remedium na lęk niepewnych czasów.  Z tego powodu we wtorki oferujemy widzom program "Siły specjalne". Nie chodzi o to, by tylko pokazać, jak doświadczony żołnierz, sprawdza wytrzymałość zwykłego człowieka, ale o to, by przy okazji przedstawiania tego  świata nauczyć widzów zadawania pytań i refleksji. Program ten ukazuje momenty, które wywołują silne emocje, w tym łzy, i skłania do zastanowienia się nad naszą przyszłością - czy nadal będziemy żyć w czasach pokoju? W związku z tym, warto być przygotowanym na to, co może nas spotkać. Coraz więcej osób, które wcześniej nie myślały o obsłudze broni, teraz stoją w kolejkach na strzelnice.

Po raz pierwszy też zobaczyłem, co dzieje się z człowiekiem, który tonie w samochodzie, i jak należy w takiej sytuacji postępować. Jeśli ten program potrafi opowiedzieć takie historie, to one pozostają z widzem na długo. Warto również zadać sobie pytanie: czy potrafimy kontrolować własny strach w momentach zagrożenia? Może warto poświęcić czas, by nad tym popracować?

Chciałabym jeszcze wrócić do tematu programów rozrywkowych, z wielkim entuzjazmem spotkał się powrót "Awantury o kasę". Czy to odpowiedź na prośby internautów, aby program powrócił na antenę Polsatu? 

Wiedzieliśmy, że "Awantura o kasę" dalej funkcjonuje pomimo, że nie jest od dawna emitowana na antenie telewizji. Po pierwszym ogłoszeniu castingowym zgłosiło się do nas trzy tysiące gotowych drużyn, które mogą od razu wejść do programu. Motywacje były np. takie:  "Mój tata wygrał ten program dwadzieścia lat temu, a w domu ciągle o tym mówiono. Chcę mu pokazać, że ja również potrafię". Kluczem wielu koncepcji programowych na rynku są emocje. W trudnych czasach chcemy choć na chwilę uciec w świat dla nas klarowny, zrozumiały. A wszystko to oczywiście z jedynym i niepowtarzalnym Krzyśkiem Ibiszem jako prowadzącym.

W ramówce znajdą się programy skłaniające do przemyśleń. Czy debiut reality-show "Moja mama i twój tata" na polskim rynku otworzy dyskusję na temat samotności i przełamie tabu związane z randkowaniem osób w kwiecie wieku? 

Wydaje mi się, że obecnie w społeczeństwie jest więcej samotności niż kiedykolwiek wcześniej. Dlatego postanowiliśmy stworzyć program "Moja mama i twój tata", który skupia się na randkowaniu osób po czterdziestce, a poprowadzi go Kasia Cichopek, która do tej roli nadaje się doskonale. Program ten angażuje również dzieci, ponieważ to właśnie one najbardziej odczuwają cierpienie swoich rodziców, którzy po rozwodzie lub utracie partnera nadal są samotni. Dzieci, które same wkraczają w dorosłość i szukają miłości, widzą, jak bardzo ich rodzice cierpią. Połączenie tych dwóch światów - rodziców i dzieci - okazało się genialnym pomysłem, zwłaszcza że rodzice nie mają pojęcia, że to ich dzieci sterują randkami. Szczególnie zapadło mi w pamięć jedno zdanie wypowiedziane przez syna, który podglądał swojego tatę na randce: "Gdybym teraz był z ojcem, chyba coś bym mu zrobił". Martwię się tylko o drugą serię, bo rodzice już będą wiedzieli, że to dzieci mają wpływ na ich randki. 

W jednym z wywiadów powiedział pan, że już na samej kolaudacji może pan najwyżej wyrzucić producenta z gabinetu, bo nie otrzymał pan tego, co zamawiał. Czy jednak to się zdarza, jeśli ma pan tak zgrany zespół? 

Mam rzeczywiście w tej kwestii już sporo doświadczenia i moi producenci muszą pracować z zewnętrznymi wykonawcami na mieście od początku powstawania programu. To oni są przedłużeniem moich oczu. Mamy cotygodniowe spotkania, podczas których dyskutujemy o poszczególnych zagadnieniach i oczekiwaniach. Nie kontroluję ich, bardzo im ufam. Widzę też, że są dumni z pracy w Polsacie. I jest to dla mnie jednym z najważniejszych kryteriów. Chciałbym, żeby przychodzili tu z radością, że mogą coś zrobić czy zmienić. Żeby zagrały wszystkie możliwości. Czasem zastanawiam się nad tym, co wyniosłem najcenniejszego z poprzednich prac. To jest przede wszystkim umiejętność walki z silosami. Żeby to nie były kontenery, w których ludzie dbają tylko o siebie. Żeby łączyć wszystko w całość i oduczać ludzi egoizmu. To są bardzo ważne elementy tworzenia telewizji, która odnosi tak duże sukcesy. 

Mówiąc o swojej pracy w Polsacie, często podkreśla pan rolę, jaką odgrywa właściwa strategia. Oscar Wilde powiedział: "Najważniejsze wydarzenia świata dzieją się w mózgu". Czy zatem najważniejsze wydarzenia telewizyjne mają swój początek w mózgu Edwarda Miszczaka?

Nie wiem, czy mój mózg jest aż tak potężny, ale to właśnie w mojej głowie tworzy się telewizyjna strategia. Uważam, że dużo przeżyłem, doświadczyłem mediów wielu kategorii na własnej skórze. Nauczyłem się budować zespoły stworzone ze wspaniałych profesjonalistów. Nie skreślam ludzi, nie robię programów wyłącznie z gwiazdami.

Mózg funkcjonuje najlepiej, gdy dusza jest spokojna. Czy to sztuka daje panu ten spokój? 

Bardzo lubię sztukę wysoką, staram się uczestniczyć we wszystkim, co wydaje mi się ciekawe, ale telewizja jest dla mnie z kolei masowym kontaktem. Wielokrotnie spotykałem się z machnięciem ręką na mój gust, ponieważ jestem z telewizji. Ja natomiast uważam, że telewizja jest czymś fantastycznym, docierającym do wielu milionów ludzi. Trzeba dbać o przekaz i o to, aby był dobrze dobrany do naszego widza. 

Kiedy zapytano pana o to, co jest najważniejsze w pana fachu, odpowiedział pan, że kluczowe jest budzenie ludzi do działania. Co jednak najbardziej pana kręci w tej pracy? Czy to nadal to samo, co na początku pańskiej kariery? 

Gdy powstawał RMF, miałem trzydzieści parę lat i do dziś pamiętam to wspaniałe uczucie, które mi towarzyszyło każdego dnia. Budziłem się i zasypiałem z jedną ideą. Wcześniej pracowałem w Polskim Radiu i robiłem reportaże, byłem wówczas solistą i nauczyłem się starej, dobrej zasady: "Nikt nie zepsuje ci programu tak, jak zepsujesz go sobie sam". To sprawiało, że chciałem być doskonalszy. Byłem jednocześnie reporterem, producentem i montażystą. Do dzisiaj ludzie przyglądają się moim dłoniom, bo mam dłuższy paznokieć u małego palca prawej ręki, a potrzebowałem tego po to, aby odkleić od montażówki sklejkę, którą się sklejało taśmę. Do tego trzeba było mieć dłuższy paznokieć. Nawet gdy robię manicure, to z sentymentu zostawiam ten paznokieć. Później byłem w telewizji, która stale się zmienia. Jednak mój mistrz Mariusz Walter patrzyłby na nią dziś inaczej, ale wiele z jego mechanizmów i codziennej postawy staram się przejąć do swojego świata, trochę kopiując. 

Przed panem już czwarty sezon w Polsacie. Z czego jest pan najbardziej dumny? 

Że sobie poradziłem. Telewizje prywatne bardzo się od siebie różnią. O definicji i sukcesie decyduje wiele elementów, także postawa właściciela. Bardzo pomogło mi zaufanie, którym obdarzył mnie Zygmunt Solorz. To on przekonał mnie do tego, aby tu przyjść. Jestem dumny z tego, że mogę być w Polsacie i myślę, że on również nie żałuje swojej decyzji. Kreujemy nową rzeczywistość. Z okresu bardzo modnego środku przekazu, jakim była telewizja, dziś jako ludzie ją tworzący, powinniśmy walczyć o utrzymanie się w kursie. Polsat radzi sobie z tym doskonale. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polsat | Edward Miszczak | halo tu polsat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy