"Grażyny biznesu" na apkach sprzedażowych. "Targują się o kilka zł, ręce opadają"
Po "Januszach" z popularnej aplikacji sprzedażowej, przyszedł czas na "Grażynki", które nękają sprzedające swoje ubrania w sieci dziewczyny. - Jedna wmawiała mi, że wysłałam poplamioną kurtkę, inna chciała wbić mi się do domu mierzyć - mówi Interii Marta, która po prostu chce sprzedać ciuchy, których już nie nosi. Internet zalewa fala filmików, w których kobiety obrażają, ponaglają i wyłudzają zwroty.

Specjalistki od targowania
Pojęcie “Grażynka biznesu” nie wszystkim mogło obić się o uszy, ale każda aktywna użytkowniczka popularnej aplikacji na telefon, na której w łatwy sposób można stworzyć ogłoszenie i sprzedać ubrania, których już się nosi, z pewnością je zna. Chodzi o krążące po ofertach kobiety, które zdają się być zainteresowane kupnem, ale... i tutaj rozwija się długa lista "przeszkód". Najczęściej powtarzające są "Grażynki" niezadowolone z ceny, które nawet z kilku złotych będą chciały zejść choć o przysłowiową złotówkę. Po co? Trudno powiedzieć. Jeśli sprzedająca nie jest chętna się targować, może przeczytać na swój temat przykre, często obraźliwe określenia.
Marta, która aktywnie sprzedaje i kupuje na aplikacji, ma kilka teorii wyjaśniających tę dziwną potrzebę zaoszczędzenia choć kilku groszy. - Podchodziłam do tej apki jak do jeża. Za dużo słyszałam, ile trzeba się "użerać", a to ma być szybka akcja, jak na reklamie. Ale dobra, weszłam w to. I jak przy niektórych ogłoszeniach nie było żadnych problemów, tak i ja trafiłam na takich kupujących z opisów. Czyli wystawiasz coś w naprawdę dobrym stanie, dajesz cenę minimalną - bo chcesz po prostu, aby dłużej nie zalegało u ciebie w szafie, ale też nie oddajesz tego za zero złotych. I się zaczyna. Najpierw przebijają cenę o połowę, odmawiasz, wchodzi targowanie. Koniec zabawy - kupione z obniżką o złotówkę. Może taki sport, może taka nauka negocjacji? Zastanawia mnie, po co? Bo skoro dana rzecz kosztuje np. 200 zł, ktoś w idealnym stanie sprzedaje za 50, to to już jest okazja i oszczędność - mówi, nie kryjąc zażenowania.
Nękanie, wypytywanie, prośby o zmierzenie
Innym rodzajem “Grażynek” są niecierpliwe, nękające wiadomościami kobiety, które obrały sobie za cel “dopilnować” sprzedającą: żeby jak najszybciej nadała przesyłkę lub odebrała zwrot, nie są w stanie wytrzymać, poczekać na odpowiedź na zadane przez siebie pytanie o przedmiot. Telefon nie przestaje dzwonić, wiadomości piętrzą się w szalonym tempie. Dla wielu osób zahacza to nawet o... nękanie.
- Lubią dopytywać, oczekują odpowiedzi w sposób nachalny. "Mogę zobaczyć bluzkę na kimś? Halo, dostanę to zdjęcie?", "Proszę o wymiary... Tak trudno zmierzyć?" Są ciuchy, które - jeśli zna się markę i wie, co się chce kupić - można np. sprawdzić na stronie. Ale... można też wysyłać pytania i dopytywać o odpowiedź. Co ważne, najczęściej tego typu wiadomości pojawiają się przy ogłoszeniach, w których kwota nie przekracza 40 zł. Raz wystawiłam kapelusz dziecka za 10 zł - pani się dobijała, bo chciała przyjechać do mnie do domu i mierzyć. Nie no litości. W takich sytuacjach ręce już opadają - mówi Marta. W mediach społecznościowych zarówno targowanie o śmieszne kwoty, jak i przymuszanie do dokładnego zmierzenia ubrania: długość rękawów, szerokość w biodrach, długość nogawki, szerokość mankietów itp. jest już tematem filmików. Ostrzegających, ale też parodiujących "Grażyny". W komentarzach nie brakuje użytkowniczek, które wielokrotnie miały styczność z osobami parodiowanymi. To pokazuje skalę problemu.
Kombinatorki-oszustki

Ostatnim rodzajem biznesowych "Grażyn" są zwykłe oszustki. Choć wydaje się to nieprawdopodobne, w internecie nietrudno znaleźć posty i rolki kobiet, które padły ofiarą oszustek lub cudem uniknęły wpadnięcia w ich sidła. Coraz częściej schemat wygląda podobnie: gdy kupująca zapłaci za towar, dotrze do niej i minie kilka dni, sprzedająca otrzymuje wiadomości i zdjęcia z prośbą o zwrot pieniędzy, twierdząc, że ubranie jest brudne, z plamami lub zniszczone.
- Raz miałam sytuację, w której kobieta wmawiała mi, że wysłałam poplamioną kurtkę, a wiem, co wysyłałam, miałam nawet porobione fotki - plam nie było! Poza tym wcześniej targowała się ostro, tak więc odpuściłam i oddałam kurtkę za... 15 zł. Gdy odebrała zamówienie, pojawiła się wiadomość, w której nie kryła oburzenia. Dopytywałam, czy opakowanie było zniszczone itp., ale nie potrafiła udzielić odpowiedzi. Oczywiście poprosiłam o odesłanie, zwróciłam pieniądze. Codziennie miałam wiadomości: proszę przygotować się na odbiór przesyłki, przesyłka w paczkomacie, trzeba odebrać, przesyłka dalej leży - no nachalność tej kobiety wyprowadziła mnie już z równowagi - wspomina Marta. Z kolei TikTokerka ukrylamsietu podzieliła się w filmiku swoją historią, w której po tym, jak "Grażynka" zakupiła od niej sweter, wszczęła spór i wysłała zdjęcia, na których była w swetrze dziura. Dopiero wprawne oko sprzedającej rozpoznało, że to nie był sweter, który ona wysłała. Kobieta chciała dostać za darmo taki sam sweter, bo jej się zniszczył.
Historii, w których występują uprzykrzające życie "Grażynki" przybywa, warto więc przestrzegać wszystkich zasad bezpieczeństwa, dokładnie obfotografowywać sprzedawaną rzecz i... zagryźć zęby, gdy trafimy na niecierpliwą kupującą. I najważniejsze: nie pozwalajmy się obrażać.