Szafiarka Dorka: dobrze jest spojrzeć w lustro i sprawdzić, czy nie patrzy stamtąd ciotka-klotka
Staram się pobudzić kreatywność w ludziach - jak ich określiłam - vintage. Niech spojrzą na siebie, trochę bardziej z boku i zobaczą, że to, co jest w sieciówkach, jest także dla nich. Będą w tym dobrze się czuć i dobrze wyglądać- namawia Dorota Świętoniowska, influencerka modowa, znana w sieci jako Szafiarka Dorka, w rozmowie z Agnieszką Grün-Kierzkowską dla Interia.pl.
Agnieszka Grün-Kierzkowska: Bardzo mnie ciekawi geneza nazwy, pod którą pani funkcjonuje w sieci - Szafiarka Dorka, dlaczego szafiarka, a nie moderatorka, albo stylistka, opowie pani o tym?
Dorota Świętoniowska: - Jak większość rzeczy, które się teraz dzieją, jest to czysty przypadek. Nie zastanawiałam się nad nazwą, po prostu nie chciałam, żeby to było imię i nazwisko. Publikowałam posty dla siebie i nie oczekiwałam, że ktoś mnie będzie oglądać. Wie pani, jak jest w socialach, postawiłam bardziej na anonimowość, a ponieważ jestem starszej daty, to mi przyszła do głowy ta Szafiarka i skrót od mojego imienia.
Brak planu oraz oczekiwań doprowadził panią do kilkuset tysięcy obserwatorów profilu na Instagramie, TIK TOKU i FB. Potem pojawiła się chyba potrzeba dzielenia się refleksjami na temat mody, designu, inspiracji, stylizacji, czy pamięta pani ten moment?
- Szczerze, to wszystko co się wokół mnie dzieje, to skutek uboczny tego, co robię. Tak naprawdę cały czas dzielę się tym, co kocham. Moją pasją jest moda, pokazuję, jak ja widzę modę. Obserwując, jak kobiety się ubierają, podpatrując je na ulicach, najczęściej te kobiety w wieku vintage, odnoszę wrażenie, że właśnie to pokolenie przywiązuje niestety mało wagi do ubioru. Szczególnie w mniejszych miastach, z którego i ja się wywodzę.
Ciekawie pani to określa, wiek vintage. Gdybym panią poprosiła o wyrażenie oczekiwań i wyobrażeń na temat wyglądu ludzi w wieku vintage, to co według pani jest najistotniejsze w ich stroju?
- Według mnie najistotniejsze jest uświadomić sobie, że moda nie ma wieku. Dajmy sobie przyzwolenie na zakładanie nowoczesnych ubrań, które oferują nam sieciówki. Te ubrania nie są przeznaczone tylko dla osób młodych. Wiek nas nie ogranicza, wcale nie musimy wyglądać, jakbyśmy miały iść kopać ziemię na działce albo plewić chwasty w ogródku. Mój przekaz jest prosty i dobitny, nie bójmy się zakładać nowoczesnych ubrań!
Starsze kobiety chodzą w takich ubraniach, które miały 30 lat temu i one tak się niezmiennie ubierają. Nawet gdy kupują nowe rzeczy, bardzo często w chińskich sklepach albo na transmisjach sprzedażowych, to one są bardzo podobne do tego, co nosiły kiedyś. Jakby nie istniała żadna ewolucja w modzie.
Staram się pobudzić kreatywność w ludziach - jak ich określiłam - vintage. Niech spojrzą na siebie, trochę bardziej z boku i zobaczą, że to, co jest w sieciówkach, jest także dla nich. Będą w tym dobrze się czuć i dobrze wyglądać.
A mnie się to trochę kłóci, jednak styl vintage bardziej kojarzy mi się z łupami z lumpeksu, a nie łupami z wyprzedaży, o których pani wspomina?
- Uściślijmy, nie mówię o stylu vintage, tylko wieku vintage. Staram się nie używać słowa stary, starszy, senior.... Sama nie lubię, jak się o mnie tak mówi i nie mówię też tak o innych.
To nie ma nic wspólnego z modą vintage. Moda vintage, taka prawdziwa, jest dobra dla młodych, bo ta moda postarza, styl retro dodaje lat. Świetnie w takiej stylizacji wyglądają tylko młodzi. Teraz na przykład jest wysyp na kardigany z kieszonkami, złotymi guzikami, gdy założy to osoba w wieku vintage, to efekt jest taki, jakby dodała sobie 20 lat.
Ale jak to założy dwudziestoletnia dziewczyna, to będzie wyglądała na jakieś 35, ale jej to ujdzie i wyjdzie na dobre.
Czyli kardigany postarzają?
- Nie, to nie jest tak, że kardigany postarzają, nie ma takich prostych recept na stylizację. Kardigan jest dobry, ale... jak dołoży się do niego złote, połyskujące guziki, małe kieszonki i jeszcze jakąś złotą aplikację, to może się czasami wyglądać kiczowato i niezbyt dobrze, w dodatku bardzo dojrzale. Na pewno nie jest to zgodne z nowoczesną modą. Moim zdaniem strój jest bardzo ważny, bo wyraża naszą osobowość.
Co to dokładnie oznacza, jaka jest osobowość Szafiarki Dorki?
- Nie jestem strachliwa, bo się nie boję założyć bluzy z kapturem, do tego płaszcza, eleganckich spodni i kowbojek. To jest moja osobowość i ja się po prostu nie boję takich odważnych stylizacji. Dam przykład, osoba, która chodzi od 20 lat w rurkach, moim zdaniem pokazuje, że boi się zmian i ich nie dostrzega.
Albo lubi spodnie rurki...
- Nie, nie zgadzam się, można lubić spodnie rurki, ja nie przeczę, ale jeżeli widzi się na ulicach, że ludzie chodzą inaczej, a ona sama chodzi w tych rurkach, to może oznaczać, że właśnie boi się zmian. Oczywiście zastosowałam teraz takie przerysowanie, ale mówi nam to o tej osobie, że jest tradycyjna, która jak się do czegoś przyzwyczai, to będzie 30 lat w tym samym stylu chodziła. Każda zmiana jest niekomfortowa dla człowieka. Więc pójście do przymierzalni i założenie szerokich spodni, powodują u tej osoby lęk i strach.
...O Boże, jak ja będę wyglądała, a jak mnie ludzie ocenią, a co sąsiadka powie.
Trzeba pozbyć się stereotypów i schematów siedzących w naszej głowie. Wydaje się, że tu chodzi tylko o ubrania, ale to nie dotyczy tylko ubrań. Strój mówi bardzo dużo o nas. Ja nie nawołuję do ślepego podążania za modą, mówię tylko, że dobrze jest od czasu do czasu spojrzeć w lustro i sprawdzić, czy nie patrzy stamtąd ciotka klotka.
Czy pani zdaniem moda nie zabija indywidualizmu i nie powoduje presji na osobach, które się jej nie poddają?
- Odpowiem pani przewrotnie. Życzyłabym sobie, żeby w naszym kraju moda miała taką siłę przebicia i skuteczność poddawania się jej.
Niestety u nas tak nie jest, sporo osób lekceważy modę. Daleka droga przed nami, żeby było zagrożenie, o którym pani mówi. Jest tak, że na 200 tysięczne miasto, może tysiąc osób podąża za trendami. To jest i ułamek populacji, który stosuje zasady modowe. Daj Boże, żeby było ich więcej.
Dlatego nie podpierajmy się takimi stereotypami i banałami, bo one tylko nas hamują. Tego typu sformułowania to są trochę słowa wytrychy, ludzie boją się tej zmiany, boją się podejść otwarcie do mody, nie wiedzą, jak to ugryźć. I to jest zrozumiałe. Sama taka byłam, lecz wszystkiego można się nauczyć i czerpać z mody to, co nam pasuje. Dla mnie najważniejszy jest na przykład materiał.
Jeżeli jest jakikolwiek wybór polegający na tym, że wiszą obok siebie bluzki, jedna z wiskozy a druga z poliestru, to zawsze wybiorę bluzkę z wiskozy. Dobre składy materiałowe promuję i pokazuję u siebie na profilu.
To jest bardzo ważne, szczególnie dla kobiet i ogólnie osób vintage, dlatego że te materiały są oddychające. Przy skutkach menopauzy, które powodują dużo dyskomfortu, jest to bardzo ważna kwestia.
Czyli dobry look oparty jest na naturalnych materiałach, to już wiemy i na czym jeszcze?
- Na nowoczesnych formach.
A co pani powie o kolorach?
- Jestem przeciwniczką tego, co robią stylistki, czyli podziału na pory roku. Zresztą bardzo wiele moich obserwatorek na Instagramie pisze, że dzięki mnie otworzyło się na nowe kolory. Nagle ich szafa wzbogaciła się o nową paletę barw.
Zgodzi się pani ze stwierdzeniem, że te upodobania do konkretnych kolorów czy barw, mogą zmieniać się w ciągu całego życia, możemy w jakimś okresie lubić kolory pastelowe lub intensywne...
- Powinniśmy zmieniać kolory. To jest tak samo, jak z naszym stylem, on też się zmienia, bo dopasowujemy go do tego, w jakim miejscu w życiu jesteśmy. Inaczej ubiera się nastolatka, inaczej młoda mama.
Wszystko ewoluuje, więc na każdym etapie swojego życia, kobieta ubiera się inaczej, to jest naturalne. Powinnyśmy być otwarte na nowe kolory, fasony. Projektanci wprowadzają bardzo innowacyjne rzeczy do mody i warto czasami z nich skorzystać, ponieważ one wnoszą świeżość do naszej szafy. To jest jak przebywanie przez 20 lat w jednej pracy, wszystko może się znudzić.
Czy według pani są elementy garderoby ponadczasowe, nieprzemijalne, nie starzejące się i odpowiednio użyte w stylizacji, aranżacji, zawsze sprawią, że ten wygląd będzie zwracał uwagę?
- Nie sądzę. Dlatego, że to wcale nie jest prawda, że każda kobieta potrzebuje np. płaszcza w swojej szafie.
Kto tak powiedział? Nie wiem, może Chanel 100 lat temu, ale to było 100 lat temu! Świat się zmienił, wszystko się zmieniło, my się zmieniłyśmy... moda się zmieniła. Może być tak, że kurtka znakomicie zastąpi płaszcz.
Jeżeli ktoś ma swobodny lifestyle, to po co mu w szafie marynarka?
Dopasowujmy szafę do swoich własnych potrzeb. Jest ci potrzebny płaszcz, to go miej, ale jeżeli nie potrzebujesz, to nie ma takiego obowiązku.
A może szafę należałoby też dopasowywać do swoich możliwości finansowych, bo niektóre kreacje, niektóre elementy garderoby, ze względu na swoją cenę, mogą być dla kogoś niedostępne? A ludzie niestety potrafią się zadłużać, żeby spełnić swoje marzenia modowe.
- Powiem tak, na szczęście żyjemy w takich czasach, że moda wysoka ma bardzo dużo zamienników. Nie promuję żadnej mody fast fashion, ale też nie promuję i nie wychwalam rzeczy high fashion.
Jeżeli ktoś ma potrzebę posiadania torebki Chanel za 40 tysięcy złotych i chce ją mieć, to kimże my jesteśmy, żeby mu zabronić? Natomiast, na szczęście, możemy mieć zamiennik tej torebki z sieciówki, czy z każdego dowolnego miejsca. Nie mówię o żadnych podróbkach, Boże broń, mówię o zamiennikach, czyli o tych rzeczach, które są podobne do oryginałów lub powstały z inspiracji danym projektantem.
Kiedyś tak było, że rzeczywiście była duża przepaść, między modą high fashion, a tym co było w sieciówkach. Aktualnie ludzie, którzy ściągają ubrania do sieciówek, doskonale znają się na modzie.
Chciałam jeszcze zapytać, bo zapewne pani się pochylała nad tym tematem, kim są OBSERWUJĄCY/FOLOWERSI pani kanałów, czy w jakiś sposób można określić te osoby?
- Social media dają ludziom możliwość wyboru swojego kanału tematycznego. U mnie przeważają kobiety, to jakieś 97% subskrybentów, w przedziale wiekowym 18-65, a nawet wyżej. Na Instagramie z każdej grupy po równo i wydaje mi się to trochę dziwne.
Dlaczego to Panią dziwi?
- Myślę, że to jest związane z kwestią mojego podejścia do mody i faktu, że często noszę i pokazuję ubrania powszechnie uznawane za młodzieżowe. Młode dziewczyny i kobiety 30-40 letnie też tym się inspirują. To jest szczególnie niebezpieczny wiek, wtedy bardzo łatwo jest zostać ciotką- klotką, gdyż kobieta chce wyglądać elegancko i zaczyna sobie przez to dodawać lat. Przecież można wyglądać elegancko i nowocześnie, wspierając się nowoczesnymi fasonami i nie bazując na tradycji, bo ta dodaje lat. I nagle z 35-letniej kobiety robi się po prostu 50-latka. Po co?
Czy pani ma jakieś relacje z osobami, które są pani obserwatorami, szukają jakiejś formy kontaktu?
- Tak, często piszą do mnie. Odpisuję na każdy komentarz i bardzo dużo dostaję też wiadomości prywatnych. Cieszę się i rozmawiam z ludźmi, udzielam porad.
Piszą do mnie kobiety, wysyłają zdjęcia, proszą o rady, jak się ubrać na imprezy, na specjalne wyjścia, sympozja. Wysyłają mi podziękowania, że od czasu jak mnie oglądają, wywaliły połowę rzeczy, drugą połowę sprzedały. Nagle im się oczy otworzyły, zobaczyły, że to, co im się wydawało niewykonalne, stało się realne. Otworzyły się na nowy rodzaj garderoby. Nowe ubrania zaczęły do siebie pasować, mogą z nich stworzyć dużo kombinacji i dzięki temu nie muszą się zastanawiać codziennie rano, co na siebie włożyć.
Cały czas usiłuję mówić kobietom, nie kupuj randomowych ubrań, które są z czapy. Podoba ci się bluzka w kwiatki, a wiesz, że bluzka w kwiatki i sukienka w kwiatki dodają lat? Każdej kobiecie wydaje się, że gdy kupi sukienkę w kwiatki, to będzie wyglądać młodziutko. Będzie w niej dziewczęca, romantyczna, zwiewna i w ogóle wow! Okazuje się, że niestety w większości przypadków taka sukienka w kwiatki wygląda tanio i słabo. Dodaje lat a bardzo agresywne wzory potrafią stłumić osobowość, takie sukienki zamiast pomóc, niestety mają wręcz odwrotne oddziaływanie.
A to tylko jeden z wielu przykładów.
Dobrze odczytuję, gdzieś między pani słowami, ideę szafy kapsułowej?
- Poniekąd. Natomiast ja trochę inaczej to rozumiem i o tym też mówiłam w filmach na kanale. Dla mnie szafa kapsułowa, to jest taka szafa, która jest przede wszystkim dopasowana właśnie do stylu życia, który się prowadzi. Czyli to nie jest tak, że każdy musi mieć marynarkę, spodnie garniturowe, botki i szpilki itd.
Szafa kapsułowa dla młodej mamy, to są wygodne dżinsy, to jest bluza dresowa, kilka rzeczy na wyjście, żeby dobrze wyglądać, gdy idzie się z dzieckiem na spacer albo z wózkiem. Z kolei czterdziestolatka, która jest bizneswoman, albo zajmuje kierownicze stanowisko, ma inne rzeczy w szafie, bo innych potrzebuje ze względu na te role zawodowe.
Jeżeli jest osoba, która lubi, nie wiem, np. boho, to ona będzie miała w szafie właśnie sukienki, kardigany, kowbojki, dużo jakiejś biżuterii. Pamiętajmy, że muszą to być rzeczy, które do siebie będą pasowały. Zwiewne spódnice, do tego grube swetry, jakieś botki. Z dbałością, aby to wszystko nawzajem stanowiło boho styl i uzupełniało się.
A czy w pani ocenie sprawdza się taki styl eklektyczny, który miksuje trendy, różne stylizacje i po prostu pasuje do danej osoby, bo ona się w tym dobrze czuje i wie, że dobrze wygląda?
- Jak najbardziej. Wydaje mi się, że właśnie ja taki pokazuję. Od tego roku jestem zauroczona boho, tym nowym boho, które pokazała Chloe.
Do tej pory łączyłam styl sportowy z eleganckim. Te rzeczy u mnie się przeplatały. Bardzo lubię łączyć eleganckie rzeczy ze sportowymi, z tego wychodzą ciekawe stylizacje. Teraz do tego dołączyłam jeszcze boho. Nigdy nie lubiłam boho w starym wydaniu, właśnie te sukienki w kwiatki... To nie moja opowieść. Aktualnie boho inaczej zupełnie wygląda. Więcej jest rzeczy gładkich, inaczej uszytych. Z innymi rzeczami to się łączy, na przykład z grunge'owymi, dużymi kurtkami oversize'owymi, skóropodobnymi, a najlepiej skórzanymi. Z takimi właśnie nie ciężkimi butami i nie kowbojkami, ale na przykład z butami marszczonymi, z kozakami z marszczoną szeroką cholewką. To jest kompletnie nowe boho i właśnie ono mnie zauroczyło.
Czy pani może powiedzieć o sobie, że nosi to, co lubi i czy zawsze tak było?
- Tak, noszę tylko rzeczy, które lubię. Ale oczywiście nie zawsze tak było. Jestem z pokolenia, gdy rozkwitały chińskie sklepy i kupowało się tenisówki za 5 zł. Królował plastik, poliester, gadżety, dżety, świecidełka, cyrkonie, nadruki. W myśl zasady: kupujesz dużo różnych rzeczy, które nawzajem do siebie nie pasują. I to do dziś zresztą pokutuje u niektórych, takie rzeczy są sprzedawane nadal, chociażby na transmisjach sprzedażowych, na social mediach. Kobiety to kupują, bo im się wmawia, że to jest fajne, modne, a to jest po prostu kicz z jarmarku.
Także nie zawsze tak było, ale wszystkiego można się nauczyć. Ja się tego nauczyłam.
Wspomniała pani już po raz drugi o tych transmisjach sprzedażowych. Może pani przybliżyć, czym dokładnie jest transmisja sprzedażowa?
- To jest takie zjawisko jarmarczno-bazarowe, chociaż nie wszystko pod to jest przypisane, nie chcę oceniać, bo nie widziałam wszystkich transmisji.
Natomiast to, na co trafiłam w sieci, to było właśnie takie bazarowe sprzedawanie kiczowatych, badziewiastych ubrań i wmawianie kobietom, że to jest modne. Idąc ulicą, proszę mi wierzyć, potrafię poznać, kto kupuje na transmisji sprzedażowej, kto się tam ubiera. Teraz i na Instagramie i na TikToku są takie transmisje, nie tylko na Facebooku. Takie butiki z małych miast, które kupują tanią odzież, jeżdżą pod Warszawę i po prostu stamtąd ściągają. A potem sprzedają za miliony!
To jest dramatyczne, chińszczyzna w czystym wydaniu, w większości poliester, nieudolnie podrobione wzory tkanin.
Nie odnosi pani wrażenia, że właśnie świat zalewa taka odzież niskiej jakości i czy pani ma z tym problem, czy zupełnie nie?
- Ja wiem, że prawie wszystko w dzisiejszym świecie jest niskiej jakości. Samochody są niskiej jakości, też mają swoją przydatność, tak długo służą, ile producent daje gwarancji. Potem musi się popsuć, żeby można było kupić nowe.
Tak funkcjonuje obecnie nasz świat, jestem za stara, żeby z tym walczyć, ale ograniczam stratę na takiej zasadzie, że staram się kupować dobre rzeczy, o dobrym składzie. Na przykład polecam kupowanie na wyprzedażach rzeczy premium. Nie t-shirta, który jest tańszy o 5 zł, tylko płaszcza z wełny, który w regularnej cenie jest za 650 czy 800 zł, a można go kupić za 300 czy 400 zł. I to jest mój wkład w ekologiczne podejście. Gdy kupi się takie płaszcze wełniane, to nie poleci się za rok i nie kupi nowego, tylko będzie się w tym płaszczu chodzić 5- 7 lat.
Nie pochodzi się już 30 lat w ubraniach, tak jak było kiedyś, że mimo upływu lat wyglądały dobrze. Obecnie to jest niewykonalne. Przynajmniej, jak się zniszczy ten płaszcz, to on się rozłoży i nie zostanie ten plastik, rozkładający się przez 500 lat.
Nigdy w życiu nic nie kupiłam na AliExpress i nie będę kupowała. Nie wyobrażam sobie, jak ktoś może kupić worek 40 kg jakichś badziewnych szmat i pokazywać to na socialach, o zobaczcie, kupiłam sobie tak dużo nowych ciuszków.
Dla mnie to jest dramat i koszmar. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca, to nie jest dobre dla nikogo.
Czy mogłabym jeszcze prosić o wskazówkę dla osób, które się pogubiły, nadmiarowo, trochę tak kompulsywnie kupowały ubrania i mają po prostu całą stertę i nie wiedzą, co z tym wszystkim zrobić? Jak można szybko sprawić, żeby w garderobie zapanował ład, porządek i jeszcze, żeby służyła właścicielce, właścicielowi?
Wie pani, fajnie jest teraz, że mamy możliwość sprzedania swoich ubrań i nie musimy ich wyrzucać. Często jesteśmy związani sentymentalnie z tymi rzeczami, żal nam się ich pozbywać. Ale ja jestem zwolenniczką drastycznych, radykalnych zmian. Zmian szybkich, bo one są najbardziej skuteczne. Przy wiosennych porządkach wyjmijmy wszystko z szafy i po prostu sprzedajmy połowę na jakimś portalu. Odzyskamy trochę kasy, którą możemy przeznaczyć na przykład na dobrej jakości, z dobrym składem płaszcz. Resztę można oddać do PCK albo ludziom potrzebującym i zrobić sobie miejsce w szafie na nowe rzeczy.
Dobrze jest mieć jakiś ulubiony element, w którym czuje się najlepiej. Może to być sweter, dżinsy, bluzka... Cokolwiek...
Zacznijmy wokół tego budować swoją szafę, wtedy będziemy dobrze się czuć w swoich ubraniach.
To będziesz TY we własnych ubraniach, a nie ktoś, kto cię w to ubrał.
Na koniec jeszcze jedna kwestia. Spotkałam się u pani w social mediach z takim stwierdzeniem i zastanowiło mnie to: korygowanie sylwetki ubiorem to zło. Czy może pani to rozwinąć?
- Tak, bo powiem, że to jest zmorą naszych czasów, narzucanie kobietom, że zawsze mają wyglądać młodo, najlepiej żebyśmy były wysokie i cały czas ciągle sexy. Ciągle musimy się komuś podobać, wciąż musimy mieć kobiecą sylwetkę, podkreślone części ciała. Stylistki nam wmawiają, że musimy nosić to tak, to inaczej, to jeszcze inaczej, musimy się wyszczuplić, wysmuklić... Bzdura!
A co jest złego w tym, że jesteś w rozmiarze 42, 44 czy 48? Jesteś jaka jesteś, zaakceptuj swoją sylwetkę, oczywiście świetnie jest, jeżeli masz plan na schudnięcie, bo to jest zdrowe, ale nie schudniesz jednego dnia 50 kg, to jest przecież proces. Cały czas panuje takie złudne narzucanie sobie właśnie tego wyszczuplania się ubraniem. Jak schudnę, to będę wyglądać świetnie... Czyżby?
Mam takie zdanie, że powinno się zaakceptować to, jakim się jest teraz i dobierać ubranie dla siebie, a nie według czyjejś wizji, pod nakazem.
To były zasady, które obowiązywały w modzie dawno temu. Tak jak wszystko, moda też przechodzi ewolucję i pewne rzeczy się w niej zmieniają. Kiedyś był taki trend, około 20 lat temu, że kobiety bardzo się wyszczuplały. Teraz się inaczej podchodzi do mody, możemy łączyć style, przez modę wyrażać siebie, czyli to kim jesteśmy. Możemy zestawiać różne ubrania, nawet na zasadzie kontrastu.
Wielu ludzi nie przywiązuje wagi do ubrania, dla mnie nie jest to dobra opcja, taka abnegacja. Oczywiście też nie fiksujmy się, żeby to było sensem życia, bo nie to jest najważniejsze, ale też nie bagatelizujmy stroju, jaki przywdziewamy. Dużo tym strojem mówimy innym o sobie, komunikujemy swoje zdanie, poglądy, podejście do życia.
Piękna puenta na koniec naszej rozmowy, ubiorem też komunikujemy się z otoczeniem...
Dziękuję.