Hamlet tupie nóżką
Na dużym ekranie był już naćpanym dresiarzem, pijanym panem młodym i amantem, na którego widok kobietom miękną kolana. Ale to w teatrze na Borysa Szyca czeka największe wyzwanie - aktor zmierzy się z rolą Hamleta.
Choć prywatnie ma wizerunek wiecznego chłopca, który lubi głośne imprezy i piękne kobiety, nie musi nikomu udowadniać, że aktorem jest poważnym. Związany od ponad dziesięciu lat z Teatrem Współczesnym Borys Szyc ma na koncie tak niezapomniane role jak choćby Płatonowa w "Sztuce bez tytułu" w reżyserii Agnieszki Glińskiej. Za tę kreację dostał Feliksa Warszawskiego i nagrodę miesięcznika "Teatr". Teraz aktor ma szansę na kolejny spektakularny popis. W garderobie Współczesnego przy dietetycznym śniadaniu obiecuje, że jego Hamlet nie będzie "rozromantyzowanym grubaskiem siedzącym w kącie z otwartą książką".
Mówiąc o swojej roli w filmie "Kret" Rafaela Lewandowskiego, wspomniałeś, że grzech przechodzi tam z ojca na syna. W "Hamlecie" Szekspira jest podobnie. Z tą różnicą, że to syn musi się zemścić za grzech popełniony na ojcu.
Borys Szyc: Hamlet tak naprawdę był rozpieszczonym dzieciakiem, przebywał w bańce mydlanej, nigdzie nie ruszał się z Wittenbergi. Aż do śmierci ojca wiódł dość łatwy i przyjemny żywot. Był hołubionym jedynakiem, a wiem z autopsji, jak się traktuje jedynaków. Miał tylko od dziecka słabość do filozofii. Lubił się zastanawiać, dlaczego i po co się na tym świecie znaleźliśmy.
Ale jego bańka pękła.
- Tak, świat zawalił mu się dwukrotnie. Raz z powodu matki, która tak łatwo skoczyła w "kazirodne łoże", a drugi raz, kiedy zjawił się Duch Ojca - on tak naprawdę nie chciałby go w swoim życiu spotkać, bo nie miał na to dość siły.
Stąd słynny dylemat - "być albo nie być".
- Hamlet nie jest typem buntownika czy rewolucjonisty. W mojej interpretacji jego słabość wynika z tego, że on jest dzieckiem, które musi szybko dojrzeć. I teraz tupie nóżką, nie zgadza się na to. Ma w sobie bardzo dużo emocji, które nim targają, ale nie umie ich ukierunkować. Najzwyczajniej w świecie się boi. Nie możemy też zapominać, że opowiadamy historię o człowieku, który wierzy w metafizykę. W duchy, w istnienie nieba, piekła i grzechu.
A ty wierzysz w niebo, piekło i grzech?
- Nie nazywałbym tego tak archetypicznie, ale wierzę, że jest coś poza nami. Coś, "co się nie śniło filozofom".
Maciej Englert, reżyser "Hamleta", powiedział, że masz powołanie do teatru.
- Tak, otrzymałem powołanie. Jakaś teatralna komisja rekrutacyjna mnie powołała (śmiech). Może powołało mnie właśnie to coś, co się nie śniło...
Hamlet umie kochać?
- Na początku kocha niedojrzałą, porywczą miłością.
Kogo?
- Swoją matkę. Ofelię też kocha. Przynajmniej ja tak będę starał się to grać. Musi kochać i musi cierpieć, mówiąc jej: "Idź do klasztoru". Wtedy pojawiają się w nim dojrzałość i mądrość. Chce ją zrazić do siebie. Uratować przed światem, który jego już dopadł. Nie wiem, czy to się uda akurat w klasztorze, ale może w tamtych czasach jeszcze się udawało.
Ofelię i Gertrudę grają młode aktorki. Jak ci się pracuje z Natalią Rybicką i Katarzyną Dąbrowską?
- Bardzo przyjemnie. Łatwiej mi zagrać jakiś rodzaj chemii, fascynacji międzypłciowej.
Co ćwiczysz po śniadaniu?
- Dziś jest piątek?
Tak.
To szermierkę. Miałem nie jeść przed szermierką.
Trudno.
Rozmawiała Kamila Łapicka
PANI 7/2012