Lady Gaga: Ukryta prawda
Otwarcie mówiła o swoim życiu erotycznym, pracy striptizerki i narkotykach. A jednak dziś panicznie boi się informacji, które ujawniają jej znajomi. Co ukrywa skandalizująca artystka?
Wyzwolona, ekscentryczna, pewna siebie. Sukces zawdzięcza tylko sobie, bo zawsze wiedziała, czego chce. Tak chciałaby być postrzegana Lady Gaga (27). Ale czy taka jest naprawdę?
Piosenkarka zawdzięcza sławę m.in. odważnym wyznaniom o swoim życiu erotycznym. "Jeśli mam ochotę na seks, idę z jakimś kolesiem do łóżka, a on ma zniknąć jeszcze przed świtem" - mówiła tuż po wydaniu swojej debiutanckiej płyty "Fame" pięć lat temu.
Przekonywała, że mężczyzn traktuje obcesowo, nigdy nie daje się poderwać i nie wierzy w miłość. "Nigdy nie lubiłam tych romantycznych pierdół" - deklarowała.
Trochę inaczej widzi to Brendan Jay Sullivan, didżej, który przyjaźnił się z Gagą na początku jej kariery. W książce "RivingtonST Was Ours: Lady Gaga, the Lower East Side, and the Prime of Our Lives" (premiera 27 sierpnia, czyli tydzień po wydaniu najnowszego singla artystki) ujawnia, że wyzwolona wokalistka długi czas tkwiła w toksycznym związku - również wtedy, gdy deklarowała obojętność wobec mężczyzn.
Perkusista Luc Carl rządził jej życiem, a zarazem upokarzał ją licznymi zdradami. "Wyglądała na zagubioną. Nawet jej własny chłopak nie miał dla niej czasu" - wspomina Sullivan.
Zdanie Luca zawsze było dla Stefani Germanotty, bo tak naprawdę nazywa się wokalistka, najważniejsze. Gdy pierwsza wytwórnia kazała jej przefarbować włosy na blond, skończyło się to porażką i wszyscy sugerowali Stefani kolejną wizytę u fryzjera. Jej jednak wystarczyło, że Luc był zachwycony i chętniej chodził z nią do łóżka.
W swoich wspomnieniach Sullivan dużo uwagi poświęca też uzależnieniu od twardych narkotyków, w które wpadła Gaga. To jednak, wbrew ekscytacji zachodnich mediów, nie jest aż taką rewelacją.
Artystka przyznała się do nałogu już wiele lat temu. Niemniej "torby kokainy", wciąganie białego proszku z dywanu i dodawanie go do gum do żucia szokują. Być może piosenkarka uznała, że to za dużo nawet jak na skandalistkę i dlatego zwróciła się do sądu z prośbą o zakazanie Sullivanowi i innym znajomym opowiadania o swojej przeszłości.
Wśród tych osób jest Rob Fusari, producent muzyczny, współautor piosenek z płyty "Fame" i były chłopak gwiazdy. Jeśli wierzyć jego słowom, Lady Gaga nieco mija się z prawdą, mówiąc, że jest w pełni świadomą artystką, która zawsze wiedziała, czego chce. A do tego piosenkarka nie wywiązuje się z umów.
Fusari utrzymuje, że to on przekonał Gagę do muzyki klubowej, która zrobiła z niej światową gwiazdę. "Zaczęliśmy od heavy rocka. Było ostro i grunge’owo. Ale po trzech czy czterech piosenkach wydawało się, że idziemy złą drogą" - mówi.
Gdy zaproponował zmianę muzycznych klimatów, wokalistka podobno krzyczała: "Nie! nie! Bardzo podoba mi się to, co robimy. Nic nie zmieniamy". Co na to sama zainteresowana? "Byłam Gagą, odkąd skończyłam 19 lat" - twierdzi. To słaby argument, bo akurat wtedy piosenkarka poznała Fusariego.
Producent mówi, że to on wymyślił jej pseudonim artystyczny. Uważa, że został nieuczciwie potraktowany przez artystkę, która zerwała z nim współpracę po sukcesie albumu "Fame" i odmawia mu m.in. 20 proc. wpływów z tantiem od piosenek, które razem stworzyli.
Te oskarżenia to jednak nic wobec słów niejakiej Yany Morgany, która twierdzi, że piosenkarka... ukradła tożsamość jej córce. Lina Morgana też była wokalistką. Razem z Gagą planowały stworzyć duet, w którym właśnie Lina, piękna i seksowna, miała być na pierwszym planie, czyli śpiewać. Stefani Germanotta pisała dla niej piosenki. Współpracę przerwała tragiczna śmierć zaledwie 19-letniej Morgany, która w październiku 2008 roku rzuciła się z dachu hotelu w Nowym Jorku.
Miesiąc później ukazała się debiutancka płyta Gagi, a artystka, jak twierdzi mama Liny, przejęła styl zmarłej koleżanki - na scenie nosiła wysokie kozaki, bieliznę i bikini, przyjmowała seksowne pozy. "To styl Liny. Gaga miała zupełnie inny. Radykalnie zmieniła się z dnia na dzień" - wyznała Yana Morgana magazynowi "New York Post". "To był ten sam styl, ten sam wygląd, ta sama muzyka, ten sam głos, nawet linia szczęki oraz sposób, w jaki wyrażały siebie. To było wstrząsające. Jakbym widział ducha" - wtórował chłopak Liny, Tyler Schwab.
Mama zmarłej wokalistki twierdziła natomiast, że Gaga nie poprzestała na kopiowaniu stylu, ale wzorem koleżanki opowiadała też o bolesnym dorastaniu. "Lina miała ciężkie życie. Wyemigrowałyśmy z Rosji. Ludzie śmiali się z niej, bo była inna i wychowywała się bez ojca. Gaga miała wszystko, co chciała. Chodziła do tego samego liceum co Nicky Hilton, jej rodzice byli bogaci" - oburzała się Yana.
Gwiazda nigdy nie odniosła się do tych oskarżeń. To błąd, bo internauci zaczęli zastanawiać się, czy Gaga... nie przyczyniła się do śmierci Liny. Bo właściwie dlaczego młoda, piękna dziewczyna, której wróżono wielką karierę, popełniła samobójstwo?
Dziś Gaga szykuje się do premiery nowej płyty i boi się kolejnych opowieści dawnych znajomych. A rzekome haki ma na nią Wendy Starland, która odkryła talent wokalny piosenkarki. "Gaga kłamie o swojej przeszłości" - twierdzi producentka muzyczna.
Co jeszcze usłyszymy o artystce?
Agnieszka Niedek
SHOW 17/2013