Reklama

Gołda Tencer: Zapamiętajmy codzienność

Jest prawdziwą "strażniczką pamięci", bo nieustannie, od lat, walczy o to, by świat nie zapomniał o kulturze i historii narodu żydowskiego. Gołda Tencer, aktorka i reżyserka, dyrektorka Teatru Żydowskiego, prezeska Fundacji Shalom, ma wiele zasług dla kultury i sztuki, i wciąż mnóstwo projektów. Jedno z jej artystycznych "dzieci" kończy właśnie 18 lat...

Katarzyna Droga, Styl.pl: Już 21 sierpnia zaczyna się osiemnasty Festiwal Kultury Żydowskiej, Warszawa Singera. "Dziecko" dojrzało. Czuje Pani satysfakcję i dumę?

- To prawda, w tym roku mamy osiemnaste wydarzenie festiwalowe. Minęło to mgnieniu oka, dziecko wydoroślało i bardzo bym chciała, żeby już było zupełnie samodzielne! Wiem, że na pewno będzie szukać nowych rozwiązań: nowych spektakli, form, miejsc i różnorodnych spotkań na festiwalu.

W tym roku odbędzie się coś szczególnie bliskiego pani sercu?

- Trudne pytanie, bo dla mnie wszystko jest ważne! Polecam oczywiście spektakle teatralne, teatr zawsze był mi najbliższy, więc jestem dumna, że pokażemy tyle przedstawień. Będziemy grać na festiwalu spektakle z repertuaru Teatru Żydowskiego: wielokrotnie nagradzaną "Burzę" Szekspira w języku jidisz, w reżyserii Damiana Josefa Necia. Fantastyczne przedstawienie "Circus Kafka" Michała Walczaka, "Akademię Pana Kleksa" w reżyserii Michała Buszewicza, "Mykwę" Karoliny Kirsz....

Reklama

- Będzie też koncert "Niedokończona podróż Janusza Tencera." Janusz, mój brat, wiele lat pracował z Szymonem Szurmiejem ( mężem Gołdy Tencer, dyrektorem Teatru Żydowskiego - przyp. red.) i Januszem Sentem ( kompozytorem, pianistą - przyp. red) nad dużym musicalem. Nie zdążyli go zrealizować, więc brat zadedykował im ten spektakl.

- W tym roku po raz pierwszy na festiwalu występują studenci Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, trzy przedstawienia będą zapowiedzią repertuaru, który planujemy na zimę. Będzie wielu znakomitych gości, wśród nich fantastyczny piosenkarz Paul Brody, który śpiewał na wszystkich znaczących światowych scenach. Mogę tak długo wymieniać... Ważną nowością w tym roku jest to, że dzięki uprzejmości dyrektora Waldemara Dąbrowskiego, finał odbędzie się na scenie Teatru Wielkiego!

Pani o tym nie wspomniała, więc ja dodam: będzie też klimatyczny spektakl "W kuchni mamy Soni" w wykonaniu Gołdy Tencer. Czy to wspomnienie pani mamy?

- Tak. Podczas pierwszego festiwalu, w 2004 roku, moja mama była już bardzo chora i odeszła. Od tego czasu, na każdym festiwalu pojawia się "Kuchnia mamy Soni". Czytamy książkę mojego brata (" Kuchnia mamy Soni", Janusz Tencer - przyp. red. )To wspomnienie domu rodzinnego, oddanie honoru i pamięci nie tylko naszej mamie Soni, ale wszystkim mamom.

Myślimy często, że ocalić pamięć, to mówić o sprawach wielkich, dramatach, a pani w tym spektaklu i w swojej książce "Jidisze Mame" upamiętnia codzienność. Smaki dawnej kuchni, zapachy, muzykę. Drobne sprawy też są ważne?

- Oczywiście. Uruchamiam właśnie nowy projekt z Kasią Przybyszewską-Ortonowską, z którą pisałam książkę "Jidisze Mame". Na blogu Reunion 68, zapraszamy do przysyłania przepisów i wspomnień naszych matek. Kuchnia będzie pretekstem do rozmów, będziemy mówić o ludziach, o rodzinach, naszych dzieciach, rodzicach. Projekt nazywa się "Kuchnia naszych mam", bo kuchnia to jest coś co nas wszystkich łączy, ważne wspomnienie dzieciństwa.

- Według mnie życie to właśnie codzienność, ją też, a może przede wszystkim ją musimy zapamiętać. Ja całe moje życie staram się coś robić, żeby ocalić wspomnienia i zamierzam zrobić jeszcze dużo. Od wielu lat mam w zamyśle pewien projekt: "Las Pamięci" po narodzie żydowskim. Chciałbym, żeby można było zasadzić drzewko pamięci rodziny, upamiętniające, że taka rodzina żyła tu, na tej ziemi. Może jej członkowie zginęli, może wyjechali, ale kiedyś tu byli i mają swoje drzewo, które zapuszcza korzenie i wypuszcza nowe liście, żyje. Zginęło sześć milionów ludzi, ale coś musi po nas pozostać!

Pamięta pani szczegóły swojego dzieciństwa, na przykład mieszkanie w Łodzi, ale po latach nie chciała do niego zajrzeć.

- Nie. Mój przyjaciel, Marek Groński, powiedział: "Gołda, zachowaj to w pamięci!" Rzeczywiście tak się działo, że ilekroć tam byłam, nie mogłam wejść, a to nie było osoby, która tam mieszkała, a to wypadło coś innego. Nadszedł moment, że mogłam zajrzeć mieszkania, w którym dorastałam, zapraszano mnie, ale tego nie zrobiłam. Nie byłam w stanie, nie chciałam.  Zostawiłam swoją Łódź i dom przy Próchnika 28 w pamięci.

A jak było z tym imieniem Gienia i Gołda?

- Nasi rodzice nadają nam żydowskie imiona, takie mamy w metrykach, ja mam Gołda. Ale wszyscy używaliśmy imion spolszczonych, myślę, że rodzice trochę się obawiali, nie chcieli w szkole, na podwórku nazywać dzieci po żydowsku. I tak ja byłam Gienią, Gieniusią, Hana była Hanką, Ryfka Renią. Po maturze zapytano nas jakie mamy imiona w dokumentach. Wtedy postanowiłam używać imienia Gołda, zamknąć pewien etap i rozpocząć nowy.

- Nie znaczy to, że do niego nie wracam, rozdział "Gienia", to jeden z najpiękniejszych w moim życiu. Kiedy słyszę "Gienia" wiem, że to mówi ktoś z Łodzi, ze szkolnych lat. Niesamowite jest, że moi bratankowie w Szwecji mówią do mnie "Gienia", tak też mówi mój brat, ale mój mąż mówił Gołda i tak nazywa mnie mój syn. A mama mówiła "Gienia".

Pani jest pierwszym pokoleniem po holocauście, dzieckiem tych, którzy przeżyli. Oni jednak nie chcieli o tym mówić.

- My mówimy, chcemy upamiętnić swoich rodziców, chcemy żeby świat nie zapomniał o ich losie tego pokolenia. Ja w każdym razie mam taką potrzebę, to pewnie moja misja, bo w każdej żydowskiej rodzinie jest jedna osoba, która "pamięta". Chociaż muszę powiedzieć, że znam wiele osób, które mają potrzebę mówienia o przeszłości, mimo że nasi rodzice milczeli.

- Żałuję, że nie zadawaliśmy więcej pytań, wciąż niewiele wiemy o swoich przodkach. Moi rodzice są powojennym małżeństwem. Mama i cała rodzina Rubinowiczów przetrwała wojnę na Syberii, potem z niej uciekli, przybyli do Łodzi. O mamie wiem trochę więcej, co nieco opowiadała, ale mój tata nie chciał o mówić o przeszłości. Zamyślał się i odpowiadał nam zdawkowo lub prosił, żebyśmy nie pytali. Wiele, wiele lat później, pewna pani która przeglądała archiwa swojej rodziny, znalazła dokumenty dotyczące rodziny Tencerów i powiadomiła mnie o tym.

- Dzięki niej moja pusta, ramka na rodzinne zdjęcia zaczęła się trochę wypełniać. Znam imiona dziadków, sióstr i braci mojego taty, jego pierwszej żony i córki Gołdy, obie zginęły w warszawskim getcie. Ta wiedza, to naprawdę bardzo dużo, trochę tak, jakby mi się powiększyła rodzina. My jesteśmy tym pokoleniem, które musi pamiętać. Dla naszych dzieci i wnuków.

Czy pani syn David przejmie misję kultywowania pamięci o narodzie żydowskim?

- Myślę, że on już trochę przejął te misję, ale będzie decydował sam. O ile znam swojego syna, to tak, podejmie wyzwanie.

Ocalić pamięć, to także ważna misja Festiwalu Kultury Żydowskiej?

- Tak, dlatego serdecznie zapraszam do Warszawy Singera. Festiwal, to moje ukochane dziecko... Moim pierwszym dzieckiem jest oczywiście Dawid, ale kiedy mówię o "dzieciach" artystycznych, to już mam wątpliwości, które jest pierwsze, bo kocham je tak samo. Równie " pierwszy" jest Teatr Żydowski, a jest jeszcze przecież Centrum Kultury Jidisz i fundacja Shalom. Dużo, ale naprawdę cieszę się, że mogę to robić, że ludzie przychodzą, oglądają, piszą, dzięki temu wiem, że to, co robię jest potrzebne.

- Festiwal oczywiście cały czas się zmienia, na początku trwał cztery dni, teraz dziewięć. Pierwsze festiwale odbywały się przy ulicy Próżnej. To był najpiękniejszy czas, Próżna nie była jeszcze odrestaurowana, były tam kramiki i panował dawny klimat, wszystko żyło. Teraz nie ma już tamtej ulicy i przede wszystkim nie ma naszego Teatru Żydowskiego na Placu Grzybowskim. Ale wciąż gramy, Teatr Żydowski jest organizatorem Festiwalu.

Jak to się dzieje, że nienawiść, nietolerancja powracają? Czemu ludzie nie uczą się na tragicznych wydarzeniach historii?

- Za mało o tym mówimy. Taką edukację trzeba zaczynać od przedszkola. Nigdy nie trzeba niczego zamiatać pod dywan, tylko mówić prawdę, a jak trzeba powiedzieć słowo "przepraszam", to trzeba głośno powiedzieć "przepraszam", a kiedy trzeba, powiedzieć " dziękuję", to trzeba powiedzieć "dziękuję". Przecież to nasza wspólna historia.

Zobacz także:

 

 

 

 

 

 

 

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy