Reklama

Katarzyna Dowbor: Nic nie jest dane raz na zawsze

Katarzyna Dowbor chętnie opowiada o kulisach programu "Nasz nowy dom". W tym sezonie prowadząca program będzie spotykała się z bohaterami poprzednich odcinków /Pawel Wrzecion /MWMedia

Katarzyna Dowbor wie, że nie ma ludzi bez trosk, choć swojego wewnętrznego mola potrafi zdusić uśmiechem. Dziennikarka szybko przełamuje lody na planie programu i w życiu prywatnym. Od ludzi oczekuje empatii, przyjaciołom zawsze życzy szczęścia, dzieciom pozwala popełniać błędy, a bohaterów programu zachęca do walki o siebie. Gdzie prowadząca "Nasz nowy dom" czuje się najlepiej? I co wspólnie z ekipą przygotowała dla widzów POLSATU w nadchodzącym sezonie?

Katarzyna Dowbor: Kiedyś wszystko było logiczne

Lidia Ostólska, Interia.pl: - Uważa pani, że "ludzi dobrej woli jest więcej"?

- Myślę, że tak. Jesteśmy teraz zagubieni, ale nie jesteśmy źli. Ludzie mają w sobie dużo empatii. Tylko często nie wiedzą, co mają zrobić, jak można pomóc, jak się do innych zwrócić? Tego się musimy uczyć. To zadanie dla szkoły. Nie oceniajmy, nie wrzucajmy ludzi do szuflad, tylko uczmy szacunku nawzajem do siebie.

Katarzyna Dowbor: - Kiedyś było inaczej? Z większym szacunkiem patrzyło się na drugiego człowieka?

- Moim zdaniem kiedyś życie było prostsze. Zarabiało się pensyjkę i ona musiała wystarczyć. Wszyscy mieli podobnie. W willach mieszkali ci, którzy uprawiali sałatę, a pozostali żyli w blokach. Mieliśmy małe, 50-metrowe mieszkanie, i jakoś się tam mieściliśmy we czwórkę: ja rodzice i mój młodszy o trzy lata brat. Rodzice ciężko pracowali, aby utrzymać dom, bo w czasie wojny wszystko zostało zniszczone, więc zaczynali właściwie od zera. Tata był naukowcem, a mama konserwatorem zabytków. Żyliśmy sobie spokojnie, było skromnie, ale byliśmy szczęśliwi. Mleko przywoził w butelce mleczarz, do tego był dobry chleb bez chemii i zdobyta szynka, którą jadło się od święta. Byliśmy normalną rodziną. Rodzice nas nie strofowali, tylko pozwalali nam mieć własne pomysły na życie.

Reklama

Katarzyna Dowbor pozwala dzieciom pisać własny scenariusz życia

Kiedy obserwuje pani swoje dzieci i wnuki, to uważa pani, że mają pod górkę?

 - Mają trudniej, kiedyś wszystko było logiczne. Jeżeli chciało się coś zrobić, to trzeba było skończyć szkołę i zdać egzamin na studia. Studiowało się po sześć, siedem lat. Nie było takiego wyścigu szczurów. Będąc na studiach, można było sobie dorobić i spokojnie żyć w akademiku. Nie podróżowało się, nie jeździło po świecie, wszystkie paszporty były na Kruczej, ale wszystko było prostsze. A w tej chwili trzeba mieć oczy dookoła głowy.

Pani córka studiuje kolejny kierunek. Wciąż poszukuje swojej drogi. Udziela jej pani wskazówek?

- Myślę, że ona jest na tyle mądrą kobietą, bardzo dobrze wykształconą, inteligentną, że nie potrzebuje żadnych wskazówek. Ja daję swoim dzieciom dużo swobody. Sama też byłam tak wychowywana. Uważam, że najlepiej się uczyć na własnych błędach i ponosić tego konsekwencje. Trzeba obserwować i w razie problemów pomagać, ale raczej nakierowywać w tę stronę, która będzie dla nich lepsza, niż za nich podejmować decyzje.

Ta zaborczość nikomu nie służy...

- Moim zdaniem bardzo nieszczęśliwe są dzieci, które mają jakiś pomysł na siebie, swój własny scenariusz na życie, a rodzice za nie decydują. Np. uważają, że w tym zawodzie nic nie osiągną. "Musisz skończyć politechnikę i być inżynierem, wtedy będziesz szczęśliwy". Nie będziesz! Szczęśliwy będziesz, zostając poetą, jeżeli masz do tego smykałkę i talent. Uważam, że rodzice częściej powinni zaufać dzieciom. Niech same podejmują decyzję i wybierają swoją życiową drogę.


Rozumiem, że pani nie oponowała, jak syn Maciej zdecydował się na telewizyjną ścieżkę kariery? Pani wiedziała, że ta praca jest obarczona ryzykiem i walką o siebie, a nazwisko nie zawsze pomaga...

- Nie pomaga, ale Maciek miał inny pomysł na siebie. Poszedł na AWF, bo był wysportowany, grał w koszykówkę i chciał być trenerem. Jednak po roku stwierdził, że to go nie interesuje i poszedł na dziennikarstwo. To był jego wybór. Miał moje błogosławieństwo na to, żeby robić w życiu to, co chce.

- Wybrał taki zawód, choć przez lata obserwował, na czym on polega. Wiedział, że to nie jest droga usłana różami, czasem jest to walka. Kiedyś nie lubił telewizji. Uważał, że telewizja zabiera mu mamę. Wiecznie mnie nie było... Nienormowany czas pracy, czasem na planie spędzałam nawet szesnaście godzin. Maciek bardzo to przeżywał jako dziecko. Natomiast potem sam zdecydował, że będzie to robił i uważam, że bardzo dobrze. Nadaje się do tego i sądzę, że doskonale sobie radzi, więc miał prawo tak wybrać.

Obserwuje poczynania "Dowborów" w mediach społecznościowych. Czerpie pani pomysły od dzieci?

- Rozmawiamy na tematy rodzinne. Staramy się nie zajmować pracą w domu. Natomiast oni sobie radzą po swojemu. Nie udzielamy sobie rad, każdy robi to, co podpowiada mu intuicja. Mamy umowę, że przy okazji spotkań rodzinnych nie poruszamy tematu pracy. Tak jest lepiej.

Katarzyna Dowbor: Nie ma ludzi bez trosk

Dom to miejsce wyciszenia?

- Dom jest podstawą poczucia bezpieczeństwa każdego z nas, choć są osoby, które jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy. Dom to miejsce, w którym powinniśmy czuć się bezpieczni, czuć, że nikt nam krzywdy nie zrobi. Że mamy dokąd wrócić i gdzie się schować.

- Mam swój ukochany dom, który sobie wymyśliłam od podstaw z pięknym ogrodem. Właśnie tu ładuje akumulatory, tu mogę się schronić, kiedy jest mi źle.

- Zawsze się śmieję, kiedy składam życzenia moim znajomym i powtarzam: "Obyście byli tak szczęśliwi, jak to pokazujecie w mediach społecznościowych", bo umówmy się, że koloryzujemy to nasze życie i chcemy, aby ono tak wyglądało. A naprawdę każdy ma swojego mola, który go gryzie. Nie ma ludzi bez trosk.

Trosk nie są pozbawieni bohaterowie programu "Nasz nowy dom". W tym wypadku to ekipa telewizyjna wnosi kolor do ich życia.

- Widzę to po ośmiu latach pracy. Kiedy nasi bohaterowie mają poczucie bezpieczeństwa, zmieniają się. To są inni ludzie! My się spotykamy i powiem szczerze, że tym osobom chce się żyć, marzyć i robić rzeczy, na które wcześniej nie mieli ochoty.

- Oddając klucze do tych wyremontowanych domów widzę, że dajemy nadzieję na lepsze, spokojniejsze i bezpieczniejsze życie.

- Myślę, że te domy wyremontowane przez naszą ekipę, to nie tylko zmiana warunków życia, ale zmiana mentalności. Jest inna energia w tych ludziach!

Ta energia się udziela ekipie programu?

- Oczywiście! Byliśmy ostatnio u jednej z rodzin występujących w programie. W salonie na ścianie zauważyliśmy zdjęcia, które zostały zrobione podczas kręcenia odcinka. Była ekipa remontowa, architekci i wszyscy, którzy pracują na planie "Naszego nowego domu". Okazało się, że dla rodziny to są najważniejsze momenty. To jest cudowne, bo oni nas traktują jak kogoś bardzo bliskiego, kogoś, kto odmienił ich życie.

"Nasz nowy dom" telewizyjna rodzina trzyma się razem

Do ekipy programu "Nasz nowy dom" dołącza w tym sezonie nowa architektka. Pani Marta ma poczucie, że wkroczyła do telewizyjnej rodziny?

- Tak! Marta mi nawet o tym powiedziała, że jest zaskoczona, że my się tak lubimy. Bo to prawda. Tyle lat pracujemy razem, że zdążyliśmy się poznać. Ja się śmieję, że jesteśmy ze sobą na planie częściej niż z własnymi rodzinami. Cały czas wyjeżdżamy.

- Bardzo lubię naszą paczkę. Kierowników budowy, którzy są znakomitymi ekspertami. Artur to inteligentny, utalentowany mężczyzna. Z kolei Wiesiu, nasz góral kochany, jest chodzącą dobrocią, ale jak krzyknie na chłopaków, to wszyscy czują respekt. I najmłodszy Przemek, który dołączył do nas w ubiegłym sezonie i jest fantastyczny. "Młody mądrala", który jest niezwykle bystry, pracowity i doskonale czuje się przed kamerą. Uwielbiam żarty z naszą ekipą budowlaną, rozumiemy się bez słów! Są różne opowieści o "polskich budowlańcach", ale my mamy szczęście, bo pracujemy z fantastycznymi fachowcami.

- Nieoceniona jest też ekipa telewizyjna: kierownicy produkcji, operatorzy, dźwiękowcy, montażyści. Jesteśmy podzieleni na dwa teamy. Jedna grupa jest na planie, druga jeździ ze mną. To praca zespołowa, a ja jestem tylko trybikiem w tej maszynie.

"Nasz nowy dom" to pani telewizyjne dziecko. Co pani daje ten program?

- Ten program nauczył mnie ogromnej pokory do życia, do tego wszystkiego, co mam. Bardzo często życiorysy naszych bohaterów dają do myślenia. Ich sytuacja materialna nie wynika z tego, że są niezaradni, że nie chce im się pracować. Mam na planie chore dzieci, chorych rodziców, osoby z niepełnosprawnością i inne nieszczęścia. Gdyby nie one, nasi bohaterowie poradziliby sobie. Uważam, że ci ludzie naprawdę zasługują na to, aby im pomóc. Mam ogromny szacunek dla ich determinacji, dla ich walki o najbliższych.

- Bardzo często uważamy, że nam się coś należy, że jak coś otrzymaliśmy, to będziemy to mieli przez całe życie. Nic nie jest nam dane na zawsze! Coś dostajemy, a potem zostaje nam to zabrane, wtedy mamy żal i pretensje "dlaczego"? A dlatego! Takie jest życie... Więc całą naszą ekipę ten program nauczył pokory. Kiedy oddajemy w ich ręce wyremontowany dom, czujemy ulgę, że ta rodzina ma coś swojego, ten fundament do budowania szczęścia.

Momenty, które zostały pani w pamięci po tych 17. sezonach?

- Myślę, że to dzieciaki, wszystkie doskonale pamiętam. Bardzo lubię z nimi przebywać na planie. Szybko nawiązujmy kontakt, ufają mi, w końcu jestem pedagogiem z wykształcenia i wiem, jak z nimi rozmawiać.

- Teraz jesteśmy na Opolszczyźnie i jest tutaj uroczy chłopak, mamy wspólne zainteresowania. Z Wiktorem mogę godzinami rozmawiać o rolnictwie...

- Najsmutniejsze jest to, że niektóre z tych dzieci odeszły, ale cieszę się z tego, że udało nam się stworzyć dla nich przynajmniej na jakiś czas dobry, ciepły dom... To jest smutne, kiedy umierają nasi bohaterowie... Mamy takie poczucie, że matki, które odchodziły, były spokojne o los dzieci, a ojcowie, którzy umierali, byli przekonani, że ich żony i dzieci mają godne warunki do życia. Pamiętam doskonale wszystkie imiona, pamiętam twarze, pamiętamy ich bardzo dobrze, bo to jest nasza wielka rodzina programu "Nasz nowy dom". Są ludzie, którzy z nami zostają w sercach...

***
Zapraszamy na premierę programu "NASZ NOWY DOM". Już drugiego września o godzenie 20:05 spotykamy się  na antenie POLSATU.  #JESIENNARAMÓWKA POLSATU2021

Zobacz również:

Dowbor przerażona. W takich warunkach żyła polska rodzina

Jaką teściową jest Katarzyna Dowbor?

Tego zdjęcia Katarzyny Dowbor nie widzieliście. Trudno oderwać wzrok!

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy