Reklama

Orgazm jest prawem każdego człowieka

"Nie chodzi o to, żeby orgazm był zawsze albo o to, żeby dawać prezent partnerowi, który chce nas do niego doprowadzić. To ważne, żeby motywacja wynikała z nas samych, a nie z zewnętrznych oczekiwań". 8 sierpnia obchodziny jest Światowy Dzień Kobiecego Orgazmu. Z tej okazji rozmawiamy z Agatą Loewe-Kurillą, seksuolożką i psychoterapeutką.

Katarzyna Drelich, Styl.pl: Sądzi pani, że kobiecy orgazm wciąż jest pewnego rodzaju tematem tabu?

Agata Loewe-Kurilla, psychoterapeutka i seksuolożka: - Myślę, że takie tabu jest na całym świecie. Jeszcze sto lat temu, kobieta dążąca do seksualnej rozkoszy mogła trafić na terapię nimfomanii, dziś można powiedzieć o pewnej presji dookoła osiągania orgazmu. Orgazm jest w pewnym sensie oczekiwany. Bardzo często satysfakcja z seksu jest poprzez niego mierzona. Jest to pokłosie myślenia, które porównuje męskość i kobiecość. Sugeruje ono, że w związku partnerskim, pomiędzy kobietą, a mężczyzną, powinno być po równo. To jest o tyle skomplikowane, że droga do kobiecej i męskiej przyjemności przebiega trochę inaczej. Tak bardzo się nie różnimy, ale upraszczając - poprzez sposób, w jaki jesteśmy socjalizowani, kobieca seksualność jest bardziej wymagająca. I nawet, jeżeli to nie jest prawda, to większość z nas jest tak wychowana czy wyedukowana seksualnie, że myśli, że to kobieta jest "skomplikowana", a facet jest "prosty". To się bardzo często realizuje w formie  samospełniającego się proroctwa. 

Reklama

Czyli często same, przez uwarunkowania kulturowe, kładziemy sobie te kłody pod nogi?

- Dokładnie. I o ile w kulturze orgazm przestaje być tabu, tak w normie partnerskiej czy w seksie relacyjnym, orgazm i rozmawianie o szeroko rozumianej przyjemności wciąż tym tabu są. 

Często mówi się też o tym, że kobiety udają orgazm przed partnerem. Z czego to może wynikać? 

- Często ten temat przedstawiany jest w takim świetle, że kobieta manipuluje swoim partnerem albo że to jest forma jej lenistwa, wyrachowania. Ja mam do tego dość sceptyczne podejście i patrzę na to z większą wyrozumiałością, a czasem wręcz smutkiem. Bardzo często udawanie orgazmu, podobnie jak zmuszanie się do seksu, jest związane z kulturowymi rolami kobiety i mężczyzny, zaszłościami patriarchalnymi. W seksie bardzo często manifestuje się nierówność płciowa. Na szczęście ten temat stał się bardziej żywy, coraz więcej się o tym mówi.

- Jak mantrę powtarzam zdanie z jednego z badań, z bardzo przejmującego artykułu, który omawiam z moimi studentkami i studentami seksuologii na Uniwersytecie SWPS w Poznaniu, od kiedy ten artykuł się ukazał. Mianowicie, mężczyźni zapytani o to, czym jest przyjemność w seksie, odpowiadają: orgazmem. A kobiety mówią: brakiem bólu. Myślę, że to bardzo jaskrawo obrazuje sytuację łóżkową mężczyzn i kobiet. Kobiety tolerują, przyjmują na siebie bardzo dużo różnych niechcianych rzeczy, bo mają dużo wyższą cenę do zapłacenia. Jesteśmy socjalizowani, że jak nie będzie seksu, to w najlepszym wypadku on "pójdzie do innej". Że nie dość, że kobieta powinna być matką, żoną, sprzątaczką, to dobrze by było, żeby jeszcze była zadowoloną kochanką.

- To jest poniekąd związane z presją kolorowych pism, które często mówią, że jednak ten orgazm powinno się mieć. Jak nie mam orgazmu, to znaczy, że jestem zepsuta, coś jest ze mną nie tak, albo jestem niewystarczająco dobra. A jeśli wiem, że była partnerka mężczyzny była wyjątkowo aktywna seksualnie, to mam uwewnętrznioną konkurencję. Także udawanie orgazmu jest bardzo często związane z potrzebą przypodobania się partnerowi, żeby sprawić przyjemność drugiej stronie, żeby było tak miło i fajnie i żeby się nie obraziła. Kobiety są programowane kulturowo do tego, żeby wszystkim dookoła było dobrze i miło. Po co generować konflikt? A jeśli nie jest tak dobrze, jak wydaje się partnerowi, to trzeba się tłumaczyć. Być może powiedzieć mu, że nie jest tak dobry w łóżku, jak myśli. Jest też druga strona tej monety, bo jest taka kategoria wstydu, czyli właśnie to, że nie jesteśmy nauczone rozmawiać o seksie. Czyli jak byśmy były zapytane przez partnera z dobrą intencją: "Kochanie, powiedz mi, co ja mam zrobić, żeby było ci dobrze?", to wychodzi szydło z worka, że kobiety często nie znają swoich ciał, nie umieją o nich rozmawiać.

- Kobiety bardzo często w moim gabinecie płaczą, bo mówią, że nie potrafią same sobie dać przyzwolenia na to, żeby odczuwać przyjemność w swoim ciele. Chociażby narracja religijna sugeruje nam, że ciało jest tylko wehikułem i że jest grzeszne. Poza tym, czerpanie przyjemności z seksu wymaga również pracy nad sobą. Musimy być przynajmniej w miarę zrelaksowane, a spora część kobiet na liście priorytetów seks umieszcza dość nisko. Jak jest tyle rzeczy do zrobienia w codziennej organizacji życia, to jeśli kobieta ma wybór: wyciągnąć rzeczy ze zmywarki lub pójść na masaż to wie, że jak nie wyciągnie rzeczy z tej zmywarki, to nawet nie będzie się w stanie zrelaksować. W najlepszym razie będzie musiała to zrobić po masażu. 

Z badań wynika, że 1/3 kobiet w ogóle nie doświadcza orgazmu podczas stosunku. Czy to jest stan rzeczy, który jest niepokojący czy jednak nie trzeba bić na alarm? 

- Definicja seksu w naszej kulturze jest bardzo wąska. Jeśli spojrzymy na seks szerzej, zaczniemy traktować go jako coś więcej, niż tylko penetrację. Anatomia kobieca pokazuje, że penetracja jest czymś, co dla wielu kobiet jest fajne i przyjemne, ale dla wielu takie już nie jest. Obydwie opcje są w porządku. Bo organ, który jest odpowiedzialny za przyjemność, jest na zewnątrz naszych wagin. W obszarze wulwy (zwyczajowo nazywanej sromem) jest łechtaczka i czy jesteśmy penetrowane czy nie, orgazm osiąga się poprzez stymulację tego właśnie narządu. Myślenie o tym, że stosunek będzie wyjątkowy dopiero wówczas, jeśli dojdę do orgazmu przez penetrację, jest myśleniem błędnym tudzież niewystarczającym. Jedni lubią masaż pleców, inni masaż stóp. Chodzi o to, gdzie mamy jakie zakończenia nerwowe i tak jak niektórzy będą lubić konkretny rodzaj dotyku, tak inni będą mieli różne potrzeby zależne od wielu czynników - na przykład (nad)wrażliwość na dotyk w cyklu miesięcznym.

- Jeśli kobiety nie dochodzą do orgazmu podczas stosunku i nazywają to swoim problemem, to wówczas ja, jako seksuolożka, podczas pracy terapeutycznej robię pogłębiony wywiad. Na podstawie danych zebranych podczas rozmowy próbujemy stworzyć zindywidualizowany schemat i dokomponowujemy ćwiczenia, dzięki którym ta osoba mogłaby lepiej się poznać, zobaczyć, czego nie próbowała, a jeśli próbowała, to musimy to dopasować pod konkretną osobę. Bo to są małe szczegóły, na które zwykle nie zwracamy uwagi, takie, jak rodzaj dotyku, ruch podczas dotyku, oddech. Wiele kobiet w trakcie takiego treningu poznaje swoje ciało i dzięki temu wzrasta świadomość, która pomaga później zakomunikować swoje potrzeby partnerom lub partnerkom seksualnym. To jest jeden z wielu benefitów takiego treningu. A drugi jest taki, że lepiej poznajemy siebie i niezależnie od tego, co partner lub partnerka będą robić, my bierzemy orgazm i odpowiedzialność za niego w swoje ręce. Jesteśmy w  stanie szybciej ocenić, że jak uprawiamy seks w danej pozycji, w danych okolicznościach, to jest nikła lub przeciwnie - wysoka, szansa na przyjemność.

Czy kultura masowa może wpłynąć na przyjemność wynikającą z seksu? Jak poprawić jakość orgazmu? Czytaj na następnej stronie >>>


Czy kultura masowa i pornografia mogą wpłynąć na to, jak odczuwamy przyjemność wynikającą z seksu?

- Wielu ludzi jest zestresowanych faktem, że oglądają pornografię, "bo jest zła", albo myślą, że nie powinni. Kobiety w Polsce są mocno wyuczone, że seksualność to kwestia prywatna, intymna i wstydliwa i rzadko słyszę od klientek, że sięgają po pornografię jawnie. Dużo częściej słyszę to od koleżanek z zagranicy, które są pod tym względem bardziej wyzwolone, że pornografia to jest duży element ich indywidualnej erotyki albo nawet związku. Dookoła seksu w sieci brakuje nam edukacji. Ważna jest świadomość, żeby pornografii nie traktować zbyt poważnie, bo to nie jest rzeczywistość, tylko widzimy tam aktorów performujących różne scenariusze. Tak jak oglądamy seriale i czasem uczymy się z nich różnych rzeczy, tak samo z pornografii też możemy się uczyć, inspirować się nią. Kwestia jest tego typu, po jakiego rodzaju filmy sięgamy. Ważna jest świadoma konsumpcja materiałów seksualnych. 

Do niedawna porównywano oglądanie pornografii przez partnera do zdrady, ale mam wrażenie, że to powoli się zmienia.

- Tak samo jest z masturbacją, która może być równoległa w seksie partnerskim, a to nie jest coś złego, wprost przeciwnie. Pornografia jest formą rozrywki. Jest taka zewnętrzna próba stworzenia normy kulturowej sugerującej, że oglądanie filmów pornograficznych jest formą zdrady. Zachęcałabym jednak do stworzenia własnej definicji monogamii i wierności i rozpatrywania tej kwestii w ramach partnerskich ustaleń, czyli na co się umawiamy. Czy ja i mój partner mamy wzajemną zgodę na oglądanie filmów seksualnych dla dorosłych? Razem czy osobno? Czy chcę wiedzieć, jaka jest treść fantazji i czy zapytana o to samo - czy mam gotowość na równie otwarte udzielanie odpowiedzi na to, co moje i o mnie?  Jeśli jej nie mam, to  jest to w porządku. Inaczej wygląda sytuacja związkowa, gdzie reguły gry są ustalone i ponazywane, a nie intuicyjne z dużą dozą niedomówień. Warto świadomie podejmować takie decyzje - bo jeśli ktoś będzie chciał, to będzie oglądał, tyle, że w ukryciu i stresie. Później dochodzi do nieporozumień, ale w zasadzie o co? O to, że ktoś mi nie powiedział, czy że "w życiu bym się tego po tobie nie spodziewała"? Proszę zobaczyć, że często w takich przypadkach pojawiają się wyrzuty, oskarżenia i rozczarowanie.

- Radykalna monogamia, która jest promowana w naszym kraju, zakłada, że jak raz się w kimś zakochamy, to do grobowej deski nie mamy prawa na nikogo spojrzeć i o nikim innym pomyśleć. Bo przecież myśl prowadzi automatycznie do czynu-grzechu. To jest absurd i brzmi niewyobrażalnie, ale do gabinetu przychodzą osoby, które siadają przede mną strwożone i mówią, że są obarczone poczuciem winy, bo pomyślały o swoim sąsiedzie w trakcie wynoszenia śmieci - ten sąsiad się do nich uśmiechnął i to już koniec związku. Kojarzy mi się to z taką sytuacją, kiedy jest się jeszcze w liceum i przeżywa się, że kolega niechcący dotknął po ręce. To jest taka XIX-wieczna chuć związana z przekraczaniem kulturowego tabu. Są ludzie, którzy mają po 30-40 lat, a są dalej zahibernowani w nastoletniej narracji przez brak edukacji seksualnej, tabu społeczne oraz kulturę, która implikuje, że seks jest dobry jedynie w bardzo określonych, sztywnych normach.

Czy w seksuologii są jakieś ogólne wytyczne, które pozwalają  na poprawienie jakości orgazmu? 

- Mówimy o treningach przyjemności. Jeden z nich promowała swego czasu Karo Akabal (założycielka szkoły Sex&Love School, przyp. red). Chodzi tu o wszystkie techniki uważności stosowane m.in. przez mindfulness. Mówimy o intencjonalnym skupianiu się na zwykłych czynnościach w ciągu dnia. Czasem nie musimy wyjeżdżać na łono natury, stosując wcześniej dietę oczyszczającą, by się wyciszyć. Można dbać o to w ciągu każdego dnia, znajdując dla siebie chociaż chwilę, by móc zrobić coś powoli, spokojnie i z uważnością, a także skupieniem na sensualnej przyjemności. Bo przyjemność może być wizualna, dotykowa, zapachowa, słuchowa i nawet duchowa. Chodzi o to, żeby te bodźce wyciągnąć z tła i pozwolić sobie z nimi być. Można zacząć od delektowania się jedzeniem, jego smakiem, teksturą i temperaturą. Dokładnie te same techniki możemy przenosić na seks, czyli podchodzimy wtedy do odczuwania przyjemności w sposób holistyczny. Jeśli cały dzień jesteśmy w biegu, działamy na automacie, to ciężko będzie skupić się na seksie i na czerpaniu z niego przyjemności.

- Rozróżniamy też orgazm spontaniczny i reaktywny. Spontaniczny, czyli wynikający z ekscytujących okoliczności - które zazwyczaj mają miejsce na początku relacji, albo w nowych okolicznościach. A większość ludzi, którzy są ze sobą od dłuższego czasu, ten ogień muszą z siebie wykrzesywać i chcieć to robić. W takim przypadku trudno za każdym razem uprawiać seks z wielkimi fajrerwerkami. Można płakać, że nie jest już tak, jak kiedyś, ale to też jest nowa jakość, która wiąże się z kreatywnością. W trakcie rozwijania tej kreatywności odkrywamy, że im dłużej z kimś jesteśmy, to ten seks może być coraz lepszy.

Czy warto obalić mit, że każdy stosunek powinien kończyć się orgazmem?

- Wszystko, co zakłada jakąś powinność czy przymus, jest sprzeczne z wolnością seksualną. Jestem wielką fanką pracy nad autonomią ciała i dbaniem o poczucie sprawczości. Żeby każda kobieta szukała esencji w sobie, bo taka praca pozwoli poznać to, co jest dla niej dobre według jej własnych zasad. Większość respondentek badań mówi o tym, że w seksie nie chodzi tylko o orgazm. Część nawet deklaruje, że potrafi przeżywać ekstazę seksualną tak intensywnie, że nie wyobrażają sobie, żeby mieć go częściej i tak się męczyć. Dla większości ludzi ważna jest sama bliskość wynikająca ze zbliżenia. Nie chodzi o to, żeby walczyć o orgazm za wszelką cenę. Tylko o to, żeby wiedzieć, że ma się do niego prawo. Bo zdarzają się kobiety, które nie mają orgazmu i czują, że nie mają do niego prawa, sądzą, że to jest przyjemność zarezerwowana dla ekscentrycznych kobiet. Orgazm jest prawem każdego człowieka i jest to całkiem prosta sprawa, tylko trzeba uruchomić w sobie chęć, żeby go mieć. Jak ktoś ma tę chęć, to warto popracować nad techniką.  Czasem okazuje się, że w danej relacji orgazm się nie pojawi, bo coś w nas nie chce "puścić"... I nie chodzi o to, żeby on był zawsze albo o to, żeby dawać prezent partnerowi, który chce nas do niego doprowadzić. To ważne, żeby motywacja wynikała z nas samych, a nie z zewnętrznych oczekiwań. 

Z czego mogą wynikać problemy z osiągnięciem orgazmu w partnerskim seksie? 

- Często jest tak, że partnerzy nawet nie wiedzą, że ich kobiety nie odczuwają przyjemności, boją się zapytać. Bywa też tak, że ze względu na własne rytmy, wielu polskich mężczyzn ma problem z wczesną ejakulacją, chociażby wskutek wstydu i szybkiej masturbacji z wieku dojrzewania. To jest uproszczona teoria, ale jeśli mężczyzna dochodzi w ciągu trzech minut od rozpoczęcia stosunku, a wcześniej nie było rozgrzewki, to kobiety mają bardzo często poczucie, że użyczają swojego ciała i chcą mieć to jak najszybciej z głowy - nie chcą prosić o orgazm.

Ale zdarza się też tak, że taka sytuacja może skończyć się happy-endem?

- W momencie, gdy takie pary trafiają do gabinetu seksuologicznego, to tam da się tym monolitem poruszyć. Jest bezpieczna atmosfera, można dostrzec efekty takiej pracy. Wiele kobiet przychodzi do seksuologa, bo ich partnerzy uważają, że to one są "zepsute" i one potrzebują nauczyć się, jak mieć orgazm. Szybko orientują się w gabinecie, że to jest ratunek dla nich, by podzielić się tą odpowiedzialnością z partnerem. Często chodzi o wzajemność. Otwarta komunikacja i uważność na siebie są kluczem do odczuwania przyjemności w seksie.


Czytaj również:

Karolina Szaciłło: Nauka i duchowość mogą iść w parze

Jestem DDA. Jestem dorosłym dzieckiem alkoholika

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: orgazm
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy