Reklama

Ułan i buntowniczka, czyli po co nam muzea herstorii?

Herstoria sztuki, czyli dzieje sztuk pięknych, opowiadane przez pryzmat kobiecych dokonań, ma już stałe miejsce w nauce akademickiej. Teraz przyszedł czas na muzea i galerie. Pierwsza tego rodzaju instytucja publiczna w Polsce może powstać w Krakowie. Jednak, jak to zwykle z równościowymi inicjatywami bywa, bez problemów i kontrowersji się nie obędzie.

Aśka Warchał Beneschi już wie, jak będzie:  - Wchodzisz do ogrodu, po lewej mijasz figurę Matki Boskiej, a kawałeczek dalej - willę, w której mieści się biograficzne muzeum rodziny Kossaków. Robisz jeszcze kilka kroków i widzisz szklany pawilon. Niewielki, nawiązujący formą do nieistniejącego już atelier Wojciecha Kossaka, w którym bywali m.in. Tuwim i Paderewski - tłumaczy. - W środku kawiarnia literacka, wystawy czasowe, przestrzeń do dyskusji.

Ta ostatnia jest chyba najważniejsza, bo Muzeum HERstorii Sztuki, którego inicjatorką powstania jest Aśka, ma być nie tylko miejscem ekspozycji, ale i wymiany poglądów.  - Zderzą się tutaj dwa żywioły: tradycja i emancypacja, czy też, mówiąc bardziej obrazowo, mit ułana na koniu i archetyp wolnej kobiety - wyjaśnia. - Nie wyobrażam sobie, żeby to muzeum miało nie powstać.

Reklama

Jak nietrudno zgadnąć, wizja budzi emocje nie tylko u Aśki. I jak zgadnąć jeszcze łatwiej - nie u wszystkich są to emocje pozytywne.

Wybudzeni ze snu

Gdyby do budowy Muzeum HERstorii Sztuki doszło, instytucja byłaby pionierska w skali Polski, ale już nie w skali świata. W ciągu ostatniego półwiecza artystki przeszły bowiem długą drogę -  od niemal całkowitej nieobecności w galeriach i muzeach, do bohaterek dedykowanych im indywidualnych i zbiorowych wystaw.

Za dowód zmian niech posłuży mała wyliczanka. Tylko w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy indywidualne wystawy poświęciły artystkom tak znaczące instytucje jak National Gallery of London (prace Artemisi Gentileschi), Tate Modern (Dora Maar), MoMa (Niki de Saint Phalle), czy Metropolitan Museum of Art (Alice Neel). Wiosną tego roku Rijksmuseum po raz pierwszy w historii umieściło prace kobiet w Galerii Honorowej, będącej najbardziej prestiżowym miejscem placówki. Obok wystaw indywidualnych, liczne są i ekspozycje zbiorowe, uzupełniające o kobiece wątki historię nurtów takich jak abstrakcja (Women in abstraction, Guggenheim Muzeum Bilbao), modernizm (Bauhaus Woman, Museum fur Gestaltung), bądź pop art (Kunsthalle w Wiedniu).

- Można odnieść wrażenie, że dyrektorzy i kuratorzy ocknęli się z wieloletniego snu i teraz nadrabiają zaległości, wydobywając z magazynów prace artystek, które zostały wygumkowane z historii sztuki - mówi Renata Kopyto, kierowniczka Domu Norymberskiego w Krakowie, instytucji, w której od kilku lat organizowana jest cykliczna wystawa "Herstoria sztuki". - Zjawisko to jest na tyle powszechne, że śmiało można nazwać je światowym trendem. I oby ta tendencja trwała, bo wśród wyciąganych obecnie na światło dziennie prac, niemało jest przykładów artystek wybitnych, które w niczym nie ustępowały swym kolegom.

Jednym elementów owego trendu jest tworzenie przestrzeni ekspozycyjnych dedykowanych wyłącznie kobietom. Dziś na świecie istnieje ponad pięćdziesiąt instytucji, definiujących się jako muzea kobiet (nie wszystkie koncentrują się na sztuce, część jest stricte historyczna). Wiele z nich jest zrzeszonych w sieci  -  Network of Women’s Museums, organizującej międzynarodowe kongresy. Jak na łamach "Mocak Forum" podawała Elżbieta Sala, na pierwszym z owych zjazdów ogłoszono manifest, w którym znalazły się m.in. takie słowa: "Muzea kobiet są różnorodne; odzwierciedlają polityczne, kulturalne, artystyczne, ekonomiczne i społeczne role kobiet zarówno historyczne, jak i obecne. Jak w lustrze odbija się w nich społeczeństwo i zachodzące na świecie przemiany"

Jak w takim lustrze wyglądałoby odbicie Polski? Choć nasz kraj trudno uznać za lidera równościowych inicjatyw, w kwestii feministycznego wystawiennictwa możemy pochwalić się pewnymi dokonaniami i to zarówno w sferze wirtualnej, jak i rzeczywistej. W tej pierwszej od ponad dekady działa założone przez Fundację Feminoteka Muzeum Historii Kobiet, w drugiej zaś na uwagę zasługuje działalność awangardowych galerii. - Dziesięć lat temu pomysł tworzenia ekspozycji złożonej wyłącznie z prac kobiet był traktowany z rozbawieniem, jeśli nie lekceważeniem czy pobłażaniem. Dziś tego rodzaju inicjatywy nikogo nie dziwią. Prawdą jednak jest, że są one domeną mniejszych placówek. Na wielką, przekrojową wystawę polskich artystek, wciąż czekamy - mówi Renata Kopyto.

Muzeum (na razie) bez ścian

Muzeum HERstorii Sztuki nie ma jeszcze ani murów, ani zbiorów, ani nawet numeru w KRS. Działa już jednak i to w sposób, którego nie powstydziłaby się niejedna sformalizowana instytucja. Na Facebooku: ładne, minimalistyczne logo, profesjonalna wizualizacja siedziby, 800 fanów i program. Tylko w ostatnich dniach "odwiedzającym" zaoferowano: warsztaty, spotkanie z ekspertką od twórczości Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, edukacyjny cykl #herstoriawewtorek oraz. - to z okazji Wszystkich Świętych - herstoryczny spacer po Cmentarzu Rakowickim. W październiku ukazał się pierwszy numer herstorycznego zina "Ariadna" (trwa kampania crowdfundingowa na kolejne numery).

 - To zapowiedź programu, który chcemy realizować, gdy muzeum powstanie już w pełnym kształcie. Programu, który wychodząc od dorobku kobiet z rodu Kossaków: Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Magdaleny Samozwaniec, Simony Kossak, będzie wydobywać z cienia zapomniane lub w niepełny sposób opisane postacie artystek. Dla nas herstoria sztuki nie jest alternatywną wersją dziejów, ale ich niezbędnym uzupełnieniem - mówi Aśka Warchał Beneschi.

Pozarządowych organizacji, zajmujących się uzupełnianiem dziejów o kobiece wątki, nie brakuje. Wręcz przeciwnie, zwłaszcza w ostatnich latach ich aktywność stała się szczególnie widoczna. Powstają szlaki kobiet, spacerowniki, plenerowe wystawy, internetowe bazy danych i szereg innych komemoratywno-edukacyjnych inicjatyw. Jednak w opinii Aśki, do skutecznego zaopiekowania się herstoryczną narracją instytucja jest niezbędna. - Pokazał to przykład obchodów stulecia praw wyborczych kobiet. Odbyło się wtedy wiele inicjatyw merytorycznie świetnych, ale efemerycznych. By o herstorii opowiadać w sposób spójny, konsekwentny i długotrwały, potrzebny jest budżet, plan, zespół, program, wszystko to, czego aktywistkom i NGO-som, mimo dobrych chęci, często brakuje.

Krakowska awantura

W opowieściach Aśki, plan prowadzący do powstania Muzeum HERstorii Sztuki prezentuje się niczym dobrze naoliwiona maszyna. W rzeczywistości jednak, w trybach tego aparatu tkwi ziarnko piasku. A nawet nie ziarnko, tylko spory kamień, który może skutecznie wstrzymać jego działanie. Chodzi o lokalizację - ogród willi rodu Kossaków, który Aśka wraz z zespołem (oprócz niej nad projektem muzeum pracuje dziesięć osób) upatrzyła sobie na siedzibę. Dziewczyny są przekonane, że to najlepsza lokalizacja dla muzeum. Tymczasem administratorzy terenu i miłośnicy twórczości Kossaków, delikatnie mówiąc, nie witają ich z otwartymi ramionami.

Żeby zrozumieć istotę sporu, potrzebne jest krótkie wyjaśnienie. Teren tzw. Kossakówki na mapie Krakowa jest punktem wyjątkowo wrażliwym. Stojący w centrum miasta neogotycki dworek, w którym mieszkały trzy pokolenia wybitnych artystów, a w dwudziestoleciu gościła śmietanka towarzyska Krakowa, od lat 80. XX wieku popadał w ruinę. Po długoletnich, burzliwych dyskusjach, będącą w opłakanym stanie willę kupiło miasto, przekazując ją Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK. Następnie zaś (po kolejnej fali sporów) zdecydowano o utworzeniu w obiekcie muzeum monograficznego Kossaków.

Dziś sprawa przyszłości Kossakówki zdaje się być zamknięta. Miasto w sprawie jej zagospodarowania wydało rezolucję, a lokalne media podają, iż ze strony magistratu dochodzą głosy, że "nie ma zwyczaju łączenia dwóch instytucji w jednym miejscu".

Więcej emocji niż urzędowe komunikaty zawierają wypowiedzi znawców i miłośników dorobków Kossaków. Ci nie zgadzają się, by teren willi stał się przestrzenią do opowieści innej niż ta poświęcona rodzinie wybitnych artystów. Temperaturę środowiska dobrze oddają facebookowe wpisy. "Kossakówka bez dodatków", "Kossakówka dla Kossaków! Nikt tej rodziny nie będzie dzielić na kobiety i mężczyzn, ani terenu Kossakówki na Kossaków i herstorię", "Absurdalnie śmieszne, a na poważnie oburzające i po prostu bezczelne" - to tylko kilka przykładów, znalezionych na facebookowym profilu willi.

Prostym (przynajmniej z pozoru) rozwiązaniem byłaby zmiana miejsca. Jednak o takim kroku inicjatorki muzeum nie chcą słyszeć. - "Nie tutaj", "Nie teraz", "Dobry pomysł, kiedyś o nim pomyślimy" - to klasyka komentarzy pod adresem projektów dotyczących kobiet - mówi Aśka. - A my nie chcemy ani czekać, ani marnować energii, którą w społeczeństwie rozbudziła dyskusja o muzeum.

Kontrę dla krytyki może stanowić też ponad 1100 podpisów, złożonych pod petycją o utworzenie Muzeum HERstorii Sztuki. Teraz pismo ma trafić do władza miasta. - Te zaś, mają trzy miesiące na ustosunkowanie się do jego treści - tłumaczy Aśka. - Co będzie dalej? Zobaczymy.

Getto czy szansa

Choć lokalizacja muzeum herstorii budzi kontrowersje, sama zasadność jego stworzenia już nie. Z jednej strony nic dziwnego. Wystarczy spojrzeć na liczby, by spostrzec, że w świecie sztuki wciąż daleko jest do równości. Zaczynając od pieniędzy: dzieła tworzone przez kobiety to zaledwie 10 proc. rynku sztuki. Dalej, popularność: 2/3 wystawianych w galeriach prac to prace artystów, a 3/4 twórców, prezentowanych na targach sztuki to mężczyźni. Później, zarządzanie: Żadne z trzech największych muzeów na świecie (Louvre, British Museum, The Metropolitain Muzeum of Art) nigdy nie miało kobiety na stanowisku dyrektora. Wreszcie, laury: 70 proc. laureatów nagrody Turnera (jednej z najważniejszych nagród w świecie sztuk wizualnych) to mężczyźni. Wyliczać można by jeszcze długo.

Z drugiej jednak strony, jednoznaczna ocena herstorycznych instytucji sprawia problem nawet tym, którzy definiują się jako osoby o liberalnych i profeministycznych poglądach. Na opisany wyżej trend wystawienniczy można by przecież spojrzeć i sceptycznie. Poddać w wątpliwość intencje kuratorów, spytać, czy ów ekspozycyjny urodzaj to rzeczywiste zainteresowanie herstorią, czy raczej koniunkturalizm, albo sklasyfikować go jako  - zdecydowanie spóźnione - nadrabianie zaległości.

- Do tej układanki wątpliwości można by dodać jeszcze jeden element: pytanie, czy umieszczanie sztuki kobiet w osobnych instytucjach to dobry pomysł? Czy to nie gettoizacja? - mówi Ewa Pasternak-Kapera, artystka i kuratorka, założycielka feministycznej fundacji i galerii "TA". Ekspertka proponuje jednak, by na tego rodzaju projekty spojrzeć w szerszym kontekście, porównując ich rolę do parytetów. - Czasem, gdy brakuje świadomości społecznej i wrażliwości, ręczne sterowanie demokracją jest potrzebne. Podobnie można by pomyśleć o Herstorycnych placówkach: choć z jednej strony zamykają artystki w bańce, pełnią edukacyjną rolę, uświadamiając społeczeństwo o ich dorobku i roli w dziejach sztuki. W ten sposób mogą stać się lokomotywą, która pociągnie za sobą zmianę, skutkującą wprowadzeniem w większym zakresie artystek do nobliwych instytucji w rodzaju muzeów i galerii narodowych.

W podobnym tonie wypowiada się Renata Kopyto. - Duże instytucje to duże możliwości, ale i duże ograniczenia, na które składają się rozmaite czynniki -  czasowe, ekonomiczne, wizerunkowe, a czasem i polityczne - mówi. - Dlatego każda inicjatywa, która pozwala na odkłamanie dziejów sztuki jest istotna i wykrawa kobietom kolejny skrawek przestrzeni w dyskusji o sztuce.  Kto wie, może za kilka lat doczekamy się w którymś z muzeów narodowych wielkiej, przekrojowej wystawy, na którą Polskie artystki bez wątpienia zasługują?

W takim świetle kontrowersyjna lokalizacja Muzeum HERstorii Sztuki - spinająca tradycję z awangardą, jawiłaby się jako atut. - Tylko tutaj może dojść do spotkania dwóch, zdawałoby się krańcowo odmiennych grup widzów: miłośników malarstwa Kossaków, uznawanego często za wizualny symbol polskiej tradycji oraz tych, którym bliskie są bardzie awangardowe kierunki - mówi Aśka.

Czy Polska doczeka się swojego pierwszego publicznego muzeum herstorii sztuki? Czas pokaże. Jednak nawet jeśli projekt nie zostanie zrealizowany w kształcie i miejscu proponowanym przez jego twórczynie, w pewnym stopniu już można uznać go za sukces. Raz rozpoczętej dyskusji o miejscu kobiet w polskich muzeach nie będzie tak łatwo wyciszyć. 

Zobacz również:

Artysta maluje... kawą
Radowe dziewczyny
Hoia Baciu. Wewnątrz najbardziej nawiedzonego lasu na świecie

Styl.pl
Dowiedz się więcej na temat: muzeum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy