Urodą alkoholizmu jest kłamstwo

- Nie znalazłem w żadnej literaturze, ani nie poznałem kogoś, kto by w kontrolowany sposób wrócił do spożywania alkoholu. Jeśli przerwał picie 5, 10, 15 lat temu i z jakiś powodów wraca, a właściwie ma nawrót choroby, bo powiedzieć trzeba, że jest to choroba emocji, zakłamania i nawrotów, to po tych X latach, jeśli się uzależnił, poddał leczeniu i przestał pić, to gdy ma 60 czy 70 lat i wraca do picia, to wraca do tego punktu, w którym skończył - mówi Jan Szymula, specjalista psychoterapii uzależnień.

Alkohol jest narkotykiem ogólnodostępnym
Alkohol jest narkotykiem ogólnodostępnym 123RF/PICSEL

Monika Szubrycht, Styl.pl: O uzależnieniu mężczyzn od alkoholu napisano przepastne tomiszcza. O piciu kobiet - już było. Porozmawiajmy o spożywaniu procentów przez seniorów. Podam przykład: jeden z małżonków umiera. Drugi zostaje i nie widzi sensu życia. Nie ma pracy, dzieci już dawno odfrunęły z gniazda. Zagląda do kieliszka, bo nie chce mu się żyć. Można uzależnić się na starość, czy to coś było w człowieku wcześniej?  

Jan Szymula, specjalista psychoterapii uzależnień, arteterapeuta i logoterepeuta: Można. I trzeba o tym mówić, bo to jest narkotyk, który jest powszechny i dostępny, który nasza cywilizacja uznała za normę. Żeby o tym mówić, trzeba ustalić, co naprawdę tę normę stanowi. Są trzy punkty związane ze sobą, wytyczające normę picia, czyli używania napojów alkoholowych. Normy te są konstytucyjnie zapisane, bo jeszcze nikt nie zabronił dorosłej osobie spożywać alkoholu.   

- Po pierwsze: wiek. W Polsce to 18 lat. Po drugie: zdrowie, szeroko rozumiane, które Światowa Organizacja Zdrowia określa jako pewien dobrostan. I po trzecie: umiejętność kontrolowania picia. Jak rozumiemy pierwszy punkt? Owszem, wiek upoważnia nas do zakupu wyrobów alkoholowych. Trzeba jednak powiedzieć przede wszystkim o dojrzałości emocjonalnej. I tu się zaczyna cała epopeja. Kim jest osoba dojrzała emocjonalnie? Mówimy w tym wypadku o człowieku, który wie, po co kupuje, wie co spożywa i wie, co ta substancja robi. Wracam do drugiego i trzeciego punktu warunkowania: jest zdrowy i może pić, przy czym niezdrowy nie znaczy, że ma złamaną nogę, boli go głowa, ma chorą wątrobę i nie to, że jest pod respiratorem, jak to w ostatnim czasie bywa. Zdrowy to znaczy, że ma zasobny portfel, bezpieczeństwo ekonomiczne, emocjonalne - wszelkie. Ma gdzie mieszkać, ma się w co ubrać, ma co zjeść etc. To też jest zdrowie.  

Jednym słowem - ma się dobrze.  

- Dokładnie. Ma wiedzę i świadomość, po co to kupuje i spożywa, co mu to robi i co mu to daje. I najistotniejsze - jakie są konsekwencje. Bo gdy przechodzimy do trzeciego punktu - o świadomości i umiejętności kontrolowania - to dotykamy już takich elementów jak choroba uzależnienia. Jeżeli jestem uzależniony to wypadam z każdego z tych warunków, bo po pierwsze nie jestem dojrzały, jeżeli piję i jestem czynnie uzależniony. Jest taka jedna zasada sine qua non - i to jest cała odpowiedź, puenta naszej rozmowy: człowiek dojrzały emocjonalnie nigdy w życiu się nie uzależni, bo po pierwsze zna te trzy warunki, ma wiedzę na ten temat i każdy z tych warunków determinuje jego decyzję o piciu. O rodzaju picia, czasie picia i ilości.  

- Czy mając 68 lat i będąc z wnukiem na nartach mogę wypić mały kieliszek wódeczki, która ma mnie rozgrzać? Czy nie powinienem pić, bo akurat jeszcze prowadzę samochód i z tym wnuczkiem muszę wrócić z powrotem ze stoku do domu. Osoba uzależniona substancjonalnie czy nie substancjonalnie nie jest osobą odpowiedzialną, nie jest osobą dojrzałą, nie jest przy rozumie - tym, o którym powszechnie mówimy, że kieruje własnym życiem, bo kieruje nim brak umiejętności kontrolowania.  

Wyjaśnijmy różnicę między substancjonalnymi a niesubstancjonalnymi uzależnieniami.  

- Substancjonalne czyli uzależnienia od substancji psychoaktywnych. Niesubstancjonalne dotyczą zaburzonych zachowań, to może być nadmiarowy seks, internet, komórka, szeroko pojęty hazard, pracoholizm, zakupoholizm, jednym słowem chodzi o uzależnienia behawioralne. Przed chwilą wyszedł ode mnie z gabinetu pacjent uzależniony od biegania.  Wszystkie te uzależnienia podlegają tym samym rygorom przyglądania się na nich w terapii, tym samym objawom. 

- Jest sześć kryteriów diagnostycznych uzależnień. Głód substancji czy głód zachowań jest niczym innym jak silną potrzebą ulgi w cierpieniu. Szczególnie widać to w uzależnieniach substancjonalnych. Kolejnym punktem jest utrata kontroli nad substancją i nad zachowaniami. Kolejno mamy zmianę tolerancji - jeśli chodzi o niesubstancjonalne to np. częstotliwość grania, seksu, spędzania czasu w internecie. Potem zespoły odstawienne - i przy jednych i przy drugich uzależnieniach to są fizjologiczne odczucia, meta choroba, gdzie w substancjonalnych występują bardzo poważne sytuacje, ponieważ często graniczą na przykład z psychozami. A jeśli wchodzą powikłania, mówimy już o częściowych bądź dużych utratach płatów w mózgu. Organiczne zaburzenia są efektem zespołów odstawiennych, długich ciągów picia. Czwartym z objawów jest zanik zainteresowań na rzecz uzależnienia. Reszta świata idzie na bok. Tylko piję, albo kreuję życie wokół picia, albo tylko nadmiernie uprawiam sport wyczynowy i nic innego mnie nie interesuje, albo tylko chcę grać - wszystko inne jest dokładką, nie życiem. Gram, bo w tym momencie wiem na pewno, że wygram milion dolarów.

Regularne picie alkoholu działa destrukcyjnie m.in. na mózg
Regularne picie alkoholu działa destrukcyjnie m.in. na mózg123RF/PICSEL

- Szóstym z objawów jest definicja uzależnienia - osoba uzależniona wie, ponosi konsekwencje, ale ma świadomość - tu pijaną. Jest ona określona do każdego rodzaju uzależnień, tych niesubstancjonalnych też. Wie, ale pomimo tego ciągle multiplikuje doświadczenia: ciągle bierze, ciągle gra, ciągle uprawia seks, ciągle ogląda pornografię. Wiedza i świadomość nie przeszkadzają, by robić to dalej. 

- Wracam do punktu drugiego, czyli utraty kontroli, bo ona też występuje w warunkowaniu, kiedy to możemy bezkosztowo spożyć napoje alkoholowe. Choć prawda jest taka, że każda ilość alkoholu jest szkodliwa. Utrata kontroli nad substancją wykasowuje nam możliwość picia kiedykolwiek. Z mojego 25-letniego doświadczenia w zawodzie "pomagacza", mogę powiedzieć, że kryterium rozpoznawcze uzależnienia jest takie, że nie można go wyleczyć. Mówimy więc o tym, że jeżeli ktoś się kiedyś uzależnił, to będzie prawdopodobnie uzależniony do końca życia. Może stać się wartościowym, fajnym człowiekiem, ale utrata kontroli jest stracona raz na zawsze. Tak działa pamięć mózgu, to jest biochemiczna zmiana transmisji neuroprzekaźników. Koniec kropka.

- Nie znalazłem w żadnej literaturze do dnia dzisiejszego, ani nie poznałem kogoś, kto by w kontrolowany sposób wrócił do spożywania alkoholu. Jeśli przerwał picie 5, 10, 15 lat temu i z jakiś powodów wraca, a właściwie ma nawrót choroby, bo powiedzieć trzeba, że jest to choroba emocji zakłamania i nawrotów, to po tych X latach, jeśli się uzależnił, poddał leczeniu i przestał pić, to gdy ma 60 czy 70 lat i wraca do picia, to wraca do tego punktu, w którym skończył. I to chcę bardzo mocno zaakcentować. Widzę to w mojej praktyce zawodowej i nawet w przyjaźni, którą miałem - pochowałem już takich ludzi.

Czy to jest metafora, czy w dosłownym tego słowa znaczeniu - odeszli z tego świata?  

- Nie, w dosłownym. Próbowałem pomóc przyjacielowi, który po 18 latach wrócił do picia. Cztery lata pił. Wygrał z nowotworem, ale nie wygrał z alkoholem. I to jest tragiczne. Zapił się na śmierć. Takich przykładów mam szereg. Przerwał abstynencję, przerwał proces trzeźwienia, nie wrócił do pełnej dojrzałości. Nie wrócił do pełnej trzeźwości, o którą chodzi w terapii. Psychologia mówi o pełnej dojrzałości, do której dochodzimy w okolicach 40. roku życia. Wzbogacamy swój świat, wiemy już co, po co i dlaczego. Taką dojrzałość ludzie uzależnieni mogą zyskać 10 lat później, kiedy przerwą picie. Natomiast zostanie to, co nazwaliśmy utratą kontroli nad substancją i to jest właśnie nieuleczalność tej choroby.  

Tylko jak mamy się od tego uwolnić, jeżeli żyjemy w kulturze picia? Nie chodzi  tylko o "u cioci na imieninach" i "ze mną się nie napijesz?", ale o tę lampkę wina na wernisażu, o kieliszeczek nalewki, którą zrobił przyjaciel...  

- Niestety, cały proces trzeźwienia osoby uzależnionej polega na dojściu do własnej, dojrzałej decyzji, do odnalezienia w sobie tożsamości alkoholowej. Jeśli odkryjemy i zaakceptujemy bezsilność, jak mówi pierwszy punkt czy krok alkoholików, na tej zdobyczy trzeba oprzeć całą wiedzę, bo z niej korzysta profesjonalna psychoterapia uzależnień na całym świecie.  

Czyli od akceptacji?

- Od akceptacji uznania bezsilności wobec alkoholu - to że mnie pokonał, że przestaję już z nim walczyć - i akceptacji siebie jako alkoholika. I odstawieniu tego jednego jedynego czynnika życia, bez którego mogę świetnie funkcjonować. Wtedy nie złamie mnie żaden wernisaż, ani towarzyskie przyjęcie, żadna obyczajowość czy zwyczajowość, "bo wszyscy piją" - ale mówimy o konkretnej osobie, która przeszła terapię, jest świadoma i która wytrzeźwiała. A to jest proces. Taki sam, tylko odwrotny w stosunku do procesu uzależniania się. Jeśli to zaistnieje w człowieku uzależnionym: że ja to wszystko wiem, ja to wszystko przeszedłem i mam za sobą. Podejmuję decyzję najpierw o abstynencji, potem o drodze trzeźwienia, czyli rozwoju i tam znikają wszystkie pozostałe objawy uzależnienia. Oprócz jednego -  wiem, że mi to szkodzi, poniosłem już koszty i nie chcę więcej brać na siebie konsekwencji, skończyłem z tamtym. Od dzisiaj do samego grobu - nie. To musi być we mnie: moja siła, moje przekonanie, motywacja. Muszę wypełnić dni, które mi zajmowało picie jakimiś zainteresowaniami, nadrabiam stracony czas.

Mam odwagę, żeby to zaakceptować...  

- Właśnie, trafiła pani w dziesiątkę: mam odwagę, żeby to zaakceptować.  

Jednak tu następuje owo "ale". Powiem, co mówią moi znajomi alkoholicy, gdy częstuje się ich alkoholem: "zażywam antybiotyk"... 

- Kłamią. 

"Jestem autem".  

- Kłamią.  

Dlaczego nie powiedzą: "nie mogę pić, bo jestem alkoholikiem"?  

- Może chcą tego uniknąć?  

Alkohol w połączeniu z lekami to wyjątkowo niebezpieczna kombinacja
Alkohol w połączeniu z lekami to wyjątkowo niebezpieczna kombinacja123RF/PICSEL

Bo u nas ciągle jest ten wstyd.  

- Tak. Kiedy 20 lat temu zaczynałem studia z myślą o pomaganiu, mówiono mi, że wstyd kiedyś minie. Nie. Wstyd nie minął. Ciągle to jest: "ale żul", "ale pijok", "ale alkoholik". To ciągle nie jest Ameryka, choć to z niej przyszło. Z tej Ameryki, o której marzyli nasi rodzice, a nawet nasi dziadowie. Tam w latach 50. ubiegłego stulecia i na początku XXI wieku wręcz modą stało się posiadanie co najmniej jednego, jak nie dwóch, psychoterapeutów. I niemal chwalenie się: "jestem alkoholikiem", "jestem narkomanem". To jest ichnia obyczajowość.

Kiedy 20 lat temu zaczynałem studia z myślą o pomaganiu, mówiono mi, że wstyd kiedyś minie. Nie. Wstyd nie minął. Ciągle to jest: "ale żul", "ale pijok", "ale alkoholik"

- U nas jest polska osobowość i wstyd został. A został dlatego, co zauważyłem w swoim dorosłym życiu i pracy, że naszą narodową cechą jest zawiść. Polacy posiadają najgorszą z cech, jakie może posiadać człowiek. To prawdopodobnie przez wydarzenia historyczne, zabory, wojny. W wolności wyrosła niczym grzyb po deszczu, narodowa cecha - zawiść. Trudno to zmienić. "Skąd masz samochód? Pewnie ukradłeś!", a jak cię nazwę alkoholikiem, to cię poniżę, będę górą. Nie podajemy ręki, nie cieszymy się czyjąś zdobyczą, nie cieszymy się, że facet, który był na dnie, poszedł na terapię, ubrał porządne portki, przeczesał włosy, zaczął się golić, zdobył pracę. "Ty k..a jesteś alkoholikiem" - to jest typowo polskie. Widząc to wszystko w swojej pracy przestrzegam pacjentów - nie musisz się chwalić. Ale też żyj w prawdzie.

- W tak zwanej kulturze wysokiej, w środowisku, do którego chyba każdy z nas aspiruje, nikt nie pyta o to, dlaczego druga osoba nie pije i nikt do picia nie namawia. Chcesz? Korzystaj, stoi. Byłem kiedyś u znajomych Polaków, którzy w latach 80. wyemigrowali do Austrii. Alkohol stał nie w centrum domu, centrum spotkania, tylko gdzieś z boku. Chciałeś to podchodziłeś, może padło jedno pytanie, czy się czegoś napijesz, ale nikt nikogo nie namawiał. Tymczasem w naszej tradycji ciągle w centrum jest alkohol - czy to jest komunia, czy imieniny, czy urodziny babci, czy stypa.

Znajoma psycholog opowiadała mi, że robiąc z pacjentem drzewa genealogiczne rodziny, zaznaczają wspólnie, kto ma problemy z alkoholem. Za każdym razem  w którymś pokoleniu pojawia się zaznaczony kieliszek, świadczący o tym, że ktoś z rodziny pił.

- W każdej rodzinie jest coś takiego - albo przemoc, albo alkohol, albo i jedno, i drugie, albo narkotyki.

Alkohol też prowokuje do przemocy.

- Według mnie - nie wiem, czy nie 90, albo 95 proc. Bo przemoc ma różne oblicza. Jak przychodzi do mnie alkoholik i mówi, że jest potulny jak baranek, to też jest forma przemocy. Unikanie, nie rozmawianie, obrażanie się to są wszystko formy przemocowe. Jedno z drugim idzie w parze, bo jedno determinuje i generuje drugie. 

A co z naszymi pijącymi seniorami?

- Musimy jasno powiedzieć o jednej rzeczy: wolno nam pić. Muszą być spełnione trzy warunki: wiek, zdrowie i umiejętność kontrolowania. Podawała pani przykład w którym współmałżonek umiera, drugi sięga po alkohol. Należałoby znaleźć przyczynę. W psychoterapii uzależnień, przynajmniej w tym modelu, który reprezentuję, trzeba zadać pytanie: czy ta osoba była uzależniona wcześniej, przestała pić i wróciła do tego w wyniku jakiegoś ciosu emocjonalnego, który ją pogrążył. Jeśli piła i wróciła to ma nawrót. I nie ma dla niej propozycji terapeutycznej, to wiem i chyba wszyscy wiemy, bo standardowa terapia w Polsce jest przekazaniem pewnego rodzaju wiedzy i umiejętności. A na czym to oprzemy? Bazą jest doświadczenie takiego pacjenta. Jeśli ta osoba jest już w jakiś demencjach, jakiś ułomnościach starczych, to chyba nic nie zrobimy.

To musi być straszne dla rodziny takiego człowieka.

- Terapia tutaj nic nie wskóra - nie ma takich ofert. A powinny być: senioralne spotkania i zajęcia. Ale dziadziuś czy babcia muszą być zmotywowani do terapii. Oni dużo nie piją - chyba, że piją tak ryzykownie, że za chwilę upadną i się już nie podniosą.

Przy lekach mogą mieć silniejsze doznania.

- Tak i to jest ten warunek zdrowia - albo leki, albo alkohol.

A jeśli senior nie chce żyć?

- Tu pojawia się pytanie moralne: czy mamy prawo mu to zabierać? Mamy. Bo mamy prawo go uświadomić, że to mu szkodzi i w jakiś sposób go zmotywować. Ważne, czy ten senior ma osoby, które go zmotywują. Ma rodzinę? Dalszą rodzinę? Bliskich? Kogoś, kto pociągnie go za sobą. Seniora należy w jakikolwiek sposób odciągnąć od możliwości zakupu i możliwości spożycia, bacząc na jego stan rozumu, na stan biologiczny.

Chcemy pomóc, zabieramy dziadka czy babcię do siebie. Babcia przygotuje pyszne pierogi, a przy okazji okrasi mąką całą kuchnię i będzie zataczać się po ścianach. Nikt nie chce, żeby wnuki oglądały takie obrazki.

- Trzeba zlokalizować flaszkę i pokazać seniorowi, jak wytrzeźwieje, że to już ostatni raz i koniec. Owszem - pierogi tak, obecność twoja tak, ale niestety, jak każdego alkoholika musimy mocno konfrontować i warunkować. Inaczej nie pomożemy.

Co jest najistotniejsze w pomaganiu?

- Konsekwencja. W każdym czasie, dla każdego pacjenta. Myślę, że nie tylko dla uzależnionego. Taka jest też moja droga terapeutyczna, oparta na Franklu (psychiatra i psychoterapeuta, twórca logoterapii - dop .red.). Konsekwentnie poszukuję z pacjentem jego drogi do szczęścia, czyli sensu. Flaszka jest "be". I to trzeba pokazać jasno i wyraźnie, z żelaznymi konsekwencjami - jeśli jeszcze raz się to powtórzy, to jest inny sposób na ratowanie ci życia.

Szpital?

- Nie, w szpitalu nie zostanie przyjęty, ale są miejsca odosobnienia, w Krakowie na przykład na Łanowej - Ośrodek Pomocy Społecznej dla Przewlekle Chorych Alkoholików, albo w Ojcowie, miejsce prowadzone przez zakonników. Tam jest miejsce, by babcia żyła w odcięciu od alkoholu. Sztucznie, bo sztucznie, ale przynajmniej będzie żyła. Jak się przełamie, będzie robiła pierogi i przestanie się obrażać. Chodzi o to, żebyśmy mieli empatyczne rozumienie i podejście do tegoż seniora, który niekoniecznie musi funkcjonować w przedziale życia 35-latków, gdzie wydarzyć się może wszystko. Tu mogą się wydarzyć już tylko pierogi, kapitalne spacery, wyjazdy, byle tylko nie było alkoholu. Choć to jest sztuczne, przy dobrej woli rodziny i znajomych, jest do pokonania, nie zważając na narzekania dziadków.

Czy konsekwencja o której pan mówił, ma też dotyczyć pomagania? Że w pewny momencie przestajemy wyciągać rękę, kiedy widzimy, że odbija się to na naszej rodzinie?

- Pomagamy do pewnego momentu. Tyle umiałam/umiałem zrobić na ten czas. Więcej nie dam rady. Dlatego mówiłem o tych ośrodkach. Mówiła pani, że o picu kobiet napisano dużo. Przypomnę tu bardzo ważną rzecz: kobiety uzależniają się bardzo szybko, w każdym wieku i bardzo, bardzo głęboko. Wchodzą w to od razu. Nie wymyśliłem tego, widziałem to wśród moich pacjentek. Bardzo, ale to bardzo trudno z tego wychodzą. Aczkolwiek wychodzą. Jednak niezwykle rzadko, to jest w tym wszystkim najsmutniejsze. Oczywiście, chronimy swoją rodzinę, ale nazywamy rzeczy po imieniu.

Tłumaczymy: babcia zataczała się nie dlatego, że jest chora, tylko przez to, że piła?

- To jest podstawowy błąd, który robią rodzice i stąd mamy syndromy DDA (dorosłych dzieci alkoholików), z którymi pracuję, bo robi im się dysonans poznawczy. Tatuś przyszedł naprany jak meserszmit: "cichutko, tatuś jest chory" i wszyscy są cicho, żeby się nie obudził, bo go główka boli. Dziecko czuje smród, wie, że coś wisi w powietrzu, a każe mu się chodzić na paluszkach. To jest obrzydliwe. Mówić wprost: babcia pije, ma uzależnienie, musimy sobie wszyscy poradzić. Motywacją dla babci czy dziadka często są wnuki, ich zdobycze, fajne życie tychże wnuków. Tak jak dziadkowie są najlepszymi przyjaciółmi dziecka, bo mama i tata mają inne role i zabraniają, a dziadek na wszystko pozwala. I to działa w drugą stronę - dziadek może za przeproszeniem przestać chlać, bo przyjdzie wnuk. Robimy tyle, ile się da, ale też nazywamy rzeczy po imieniu i nie zakłamujemy, bo najgorsze w uzależnieniu jest kłamanie. Po raz kolejny podkreślę: to jest choroba emocji, zakłamania i nawrotów.

Każdy alkoholik kłamie?

- Każdy. Mało tego! On wierzy w to kłamstwo. Tak je preparuje, że zaczyna wierzyć we własne kłamstwa. Jest tak przekonujący i tak manipuluje, że rodzina zaczyna wierzyć we wszystko, co opowiada. Przeinacza świat, stawiając go do góry kołami. Urodą alkoholizmu jest kłamstwo. Fascynowało mnie w mojej pracy do jakiego stopnia można się zakłamywać. Moim zadaniem jest pomóc temu człowiekowi. Jestem narzędziem i towarzyszę mu w dochodzeniu do siebie, czyli w odkłamaniu.

Towarzyszy pan w odkłamaniu, to pana nienawidzą.

- Częściowo tak. Na początku.

Pan zdziera kłamstwa, którymi chcą zakryć picie.

- Zdzieram, a jestem brutalny, więc wiele osób przy pierwszym zetknięciu ze mną ucieka. Ucieka i nie wraca, ale są tacy, co wracają. Wtedy już idzie lżej.

Powiedział pan, że żeby pić trzeba być dojrzałym emocjonalnie.

- Trzeba dodać, że chodzi o picie normatywne, świadomość po co, na co, do czego i jakie koszty ponoszę. Nawet łyk piwa szkodzi. Muszę to wiedzieć, a tego w żadnej szkole nie mówią. Na lekcjach biologii też, choć się wkłada motylka czy żabkę do alkoholu i ona zdycha. To nie robi wrażenia. Każda porcja alkoholu coś w nas zabija. Rodnik OH C2H5OH jest śmiertelny - on zabija żywe komórki. Nikt nam tego nie mówi. Wręcz odwrotnie, koledzy z podwórka pokazują, że to jest fajne.

Każdy małolat chce spróbować.

- Jasne, że tak i to jest fajne w życiu, że możemy. Tylko mądrzy rodzice zrobią to w umiejętny i dobry sposób - opowiedzą to, co ja teraz mówiłem. Po co jest i co robi alkohol, jak zmienia nam świadomość. Od zarania człowiek chciał stać się bogiem. Alkohol jest narkotykiem, osiągamy odmienny stan świadomości. I to natychmiast, bo kiedy tylko bierzemy go do ust, w ułamku sekundy jest już w mózgu. Psuje transmisję neuroprzekaźników i coś zabija, a my zaczynamy mieć lekki szmer. Jedni mają podatność, drudzy awersję. Gdy trafi na tego z pierwszej grupy - najprawdopodobniej się uzależni.

Czy senior może dołączyć do grupy AA, gdzie spotykają się ludzie, żeby rozmawiać o swoich doświadczeniach?  

- Senior w zasadzie nie uzależnia się, jest już ukształtowaną jednostką. Powinien wiedzieć, że jak leki to nie alkohol. W przypadku kiedy senior nie wie, albo ciągle pije, oznacza, że mamy do czynienia z osobą niedojrzałą emocjonalnie.  

Co zatem zrobić, żeby być dojrzałym emocjonalnie?    

- Najważniejsze są wpływ rodziców i środowiska. Ale rodzice ważniejsi. W ICD-10 mamy odpowiedź - klasyfikacja zaburzeń psychicznych i zachowania. Kto nas uczy tych zachowań? Rodzice, szkoła, środowisko. Jeśli nam nie szwankuje psychika to tylko możemy dołożyć stosowne zachowania. Potem zbudować dziecku świat wartości, ale sobą, swoimi przykładami.  

Ale dzieci nie słuchają rodziców, to jest normalne. Muszą zaprzeczyć im, żeby stać się osobnymi jednostkami.  

- Do pewnego momentu. Mówię to jako wieczny chłopak. Mam ponad 60 lat i do roku 35 drażniły mnie w mojej matce, która dzisiaj ma 94 lata i oddaję jej honory, często powtarzane przysłowia polskie, bardzo ładne zresztą. Wku..ały mnie. Kiedy zacząłem zawodowo zajmować się tym wszystkim, kiedy moją pasją stała się psychoterapia, to przypominały mi się jej powiedzonka: że człowiek jest kowalem swojego szczęścia, że jak sobie pościelesz tak się wyśpisz. To z tym kowalem, że ja sam sobie, utkwiło mi najbardziej. Z jednej strony jest nieprawdą, ale również prawdą. Natomiast nie byłbym tym kowalem, gdyby nie moja matka i mój ojciec. Nie umiałbym słać łóżka, gdyby mi tego nie pokazano. Spotykam młodych i starszych, którzy - literalnie - słać tego łóżka nie umieją, albo świetnie to robią, którzy nie umieją gotować, albo potrafią. Skąd to wzięli? Nauczyli się w szkole? Nie, w domu.  

- Źródłem naszej psychiki także jest dom, jakikolwiek. Czyli źródłem naszej dojrzałości i lgnienia do odpowiedzialności, przezorności, planowania, to że wiem po co, na co i dlaczego - jest dom. Potem nakładam na to wszystko swoje zainteresowania, upodobania i konfrontuje je z tym, w co mnie rodzice wyposażyli. Jak mi się to podoba, jest OK. Po trzydziestce wracamy do rodziców, zauważamy ich. Choćby po to, by wyjść z mężem czy żoną do kina. I mieć przy kim zostawić dzieci. Gdy zauważamy, że dziadek lub babcia piją, musimy zainterweniować. To będzie bolało, ale ból i cierpienie są wpisane w nasze życie, więc mamy zgodę na to. I to też jest nasza dojrzałość.        

Czytaj więcej:

Zobacz także: 

Samuraj z BytomiaINTERIA.PL
Styl.pl
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas